„Przy rozwodzie mąż chciał puścić mnie w skarpetkach, chociaż to on mnie zdradzał. Nie dam się wyrzucić łajdakowi z domu”

Zdenerwowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Rockaa
„– Zabieram dokumenty od samochodu, a później omówimy, jak podzielimy resztę. Nie możesz dalej tu mieszkać – to dla ciebie za dużo. Spłacę cię, a ty kupisz dla siebie jakąś kawalerkę. Tak załatwimy to wszystko o wiele szybciej – mówił Karol”.
/ 10.11.2024 19:30
Zdenerwowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Rockaa

Mój związek rozpadł się, gdy miałam ponad pół wieku na karku. Uznałam, że to koniec wszystkiego, a na pewno mojej rzeczywistości, jaką znałam do tej pory – takie refleksje non stop zaprzątały mi głowę. Nie miałam zielonego pojęcia, jak poradzić sobie w tej nowej sytuacji. Snułam się po domu od ściany do ściany, raz po raz zahaczając o jakieś przeszkody.

Nie tylko mąż odszedł

Ludzie, z którymi byłam blisko przez dwadzieścia lat, teraz sprytnie trzymali się ode mnie z daleka. W najlepszym wypadku posyłali mi tak obojętne spojrzenia, że nawet nie pomyślałabym o zagadnięciu do nich. Patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem. Owszem, słyszałam wcześniej pogłoski, że tak się może zdarzyć, kiedy para zrywa ze sobą, a ich znajomi są wspólni, ale jakoś nie do końca dawałam temu wiarę. Teraz jednak przekonałam się na własnej skórze, że to prawda.

Przez lata regularnie bywałam na przyjęciach urodzinowych u Dominika. Organizował je razem z Sylwią, moją dobrą koleżanką. Teraz jednak kłopotem stała się obecność Karola, mojego eks, który miał relacje biznesowe i koleżeńskie z solenizantem. Nikogo zatem nie zdziwiło, że on dostał zaproszenie, a ja – nie. Problem w tym, że nie miałam o tym zielonego pojęcia. Znamy się tyle czasu... Sądziłam, że nie potrzebuję żadnych oficjalnych zaproszeń. Próbowałam zadzwonić do Dominika, żeby złożyć mu życzenia, ale nie odebrał, więc nagrałam mu się na pocztę głosową. Potem, jak kompletna kretynka, przyszłam na imprezę.

Zaraz po wejściu moim oczom ukazała się Malwina – dziewczyna, która zajęła moje miejsce. Niestety, prezentowała się znakomicie. W porównaniu do niej co najwyżej nadawałam się do pastowania jej butów. Instynktownie zerknęłam w stronę ogromnego zwierciadła wiszącego na ścianie przedpokoju. Moje lustrzane odbicie spoglądało na mnie załamanym wzrokiem spod potarganych kosmyków włosów opadających na czoło.

Myślałaś może o nowej fryzurze? Dbanie o siebie to ważna sprawa, szczególnie jak się skończy pięćdziesiątkę – Sylwia ni stąd, ni zowąd stanęła tuż za mną.

– No proszę, w końcu mnie dostrzegłaś! Już zaczęło mi się wydawać, że jestem niewidoczna – odpowiedziałam, nie odnosząc się do jej niemiłej uwagi.

– To nie moja wina, tylko twoja. Ty nas wpędziłaś w to niezręczne położenie. Karol ze swoją dziewczyną i ty. Nie jest to miłe towarzystwo.

– Naprawdę? W takim razie chyba powinnam wyjść – odparłam, mrużąc oczy jak zawsze, kiedy gram twardą, chociaż mam ochotę się rozpłakać. Teraz miałam wielką ochotę zalać się łzami.

– No co ty, zostań jeszcze, będzie fajnie – wymamrotała Sylwia, wyraźnie speszona, zerkając w lustro za moimi plecami.

– O co chodzi, co tam zobaczyłaś? – obróciłam się, żeby sprawdzić.

Moja czujność dała o sobie znać

Byłam z Sylwią tak zżyta, że od razu wiedziałam, o co chodzi. Poczuła się niezręcznie, bo jakiś nieznajomy usłyszał, jak próbuje mnie zbyć.

– Co to za facet? – Skierowałam wzrok na rosłego typa, który zdecydowanie za długo się na nas gapił. Na jego zarośniętym siwizną obliczu malowało się zainteresowanie naszą rozmową, jakby próbował coś wyłapać. Zapewne podsłuchiwał.

– To znajomy marynarz. Jest nowy w naszej paczce. Dominik jest nim zafascynowany i wszędzie go zaprasza. Kompletnie nie kapuję, co on w nim widzi – Sylwia szepnęła mi do ucha, na chwilę zapominając, że chciała mnie spławić, żebym swoją obecnością nie zepsuła klimatu jej wystrzałowej imprezy.

– Gdybyś niezbyt dobrze wypadła w roli gospodyni i zbyła jego wieloletnią przyjaciółkę, to na pewno by się wkurzył – rzuciłam, bo w końcu wiedziałam, czemu do mnie przyszła. – Ale spokojnie, już się zbieram. Nie mam zamiaru narobić ci kłopotów. Denerwowanie Karola i jego nowej dziewczyny to ostatnie, na co mam ochotę.

– Daj spokój, nie to miałam na myśli – Sylwia sprawiała wrażenie mocno skrępowanej.

Gdy tak rozmawiałyśmy, odniosłam wrażenie, że mówiła prawdę. W końcu nikt nas nie obserwował, a facet z brodą, który nas wcześniej podsłuchiwał, rozpłynął się gdzieś w tłumie ludzi.

– Pewnie Dominik ci powiedział, że powinnaś się ze mną rozmówić, ale koniec końców i tak chodziło o to samo. Najwyraźniej tak musi być, idę – powiedziałam, siląc się na uśmiech.

Po naszej wymianie zdań postanowiłam zakończyć tę konwersację. Chwyciłam kurtkę i wyszłam z mieszkania, żeby dojść do siebie po tym, czego przed chwilą doświadczyłam. To niezwykle trudna sytuacja, gdy bliscy kumple, których znasz od ponad dwóch dekad, nagle stają się wobec ciebie oschli. Stałam oparta o mur, usiłując złapać równowagę i skupiając się na swoim oddechu. Wdech i wydech. Ale to nic nie dało, nadal czułam się tak, jakby ktoś wymierzył mi siarczysty policzek.

Zrobił to dla mnie?

Stanie pod drzwiami, które są zamknięte, to strata czasu. Jedyne wyjście to zamówić taksówkę. Nagle coś mi zaświtało – przecież jestem poza centrum, w drugiej strefie. Za kurs zapłacę krocie! Spanikowana, gorączkowo zaczęłam przetrząsać kieszenie i torebkę, próbując oszacować, ile pieniędzy mam przy sobie. Czy te grosze wystarczą na opłacenie przejazdu? Nie ma szans, żebym wróciła na domówkę i pożyczyła od Sylwii. Jeszcze nie doszłam do takiej desperacji.

W jednej chwili snop światła pochodzącego z reflektorów auta oświetlił drogę dojazdową. Okazało się, że to była taksówka!

Transport już jest – oznajmił potężnie zbudowany marynarz, który nagle wyszedł zza rogu. To on był tym ważnym gościem gospodarza imprezy.

– Ale ja nie zamawiałam żadnego przejazdu – wybąkałam niewyraźnie pod nosem, chcąc uniknąć kontaktu z tym facetem przypominającym z budowy ciała niedźwiedzia. Nie przepadam zbytnio za osobnikami płci męskiej, których jedynym atutem są dobrze rozwinięte mięśnie.

– Masz rację, to nie ty – potwierdził moje słowa – zamówiłem ją ja.

Stał tam i gapił się na mnie jak sroka w gnat. Najwyraźniej postanowił, że nic więcej już nie doda, jakby bycie ponurakiem i gburem zupełnie mu wystarczało.

Dla ciebie – rzucił krótko, a po chwili zastanowienia dorzucił: – Chętnie też się zabiorę.

Przystałam na tę ofertę. Usadowiliśmy się na tylnej kanapie i przemierzyliśmy drogę w milczeniu. Tylko kierowca usiłował nawiązać konwersację, jednak wobec braku odzewu i on stracił animusz. Zatrzymał auto naprzeciwko mojej kamienicy. Sięgnęłam po pieniądze, ale siedzący obok mężczyzna mnie powstrzymał.

Nie pozwolę, żeby pani płaciła, ja jadę dalej – zakomunikował.

Nie miałam pojęcia, ile pieniędzy mam w portmonetce, więc czym prędzej opuściłam auto i pomachałam kierowcy na pożegnanie. Ten bezinteresowny gest podbudował mnie trochę, ale niedługo potem niezbyt gadatliwy niedźwiedź zniknął z mojej głowy.

Co on sobie myślał?

Mój były mąż, Karol, odegrał w tym wszystkim niemałą rolę. Zjawił się niespodziewanie kolejnego dnia. Dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza nie pozostawił żadnych wątpliwości.

– Mogłeś wcześniej do mnie zadzwonić – rzuciłam na jego powitanie w przedpokoju.

To nadal po części moje mieszkanie, a poza tym nie dokończyliśmy jeszcze pewnych kwestii – odparł beznamiętnie, kierując się w stronę salonu.

– Obiecałeś, że przepiszesz je na mnie, w końcu przejąłeś już działkę, nasze oszczędności i samochód – poczułam, jak żołądek ściska mi się w supeł.

Mój mąż obiecał mi, że nie zostawi mnie samej sobie po naszym rozwodzie, doceniając to, że nie obarczam go winą za rozstanie. Byłam mu wdzięczna, bo nie miałam żadnego pomysłu, gdzie mogłabym się podziać, ani skąd wziąć pieniądze, by go spłacić. Karol zamieszkał u swojej nowej partnerki, Malwiny, podczas gdy ja tkwiłam w naszych starych czterech ścianach. Najwyraźniej coś uległo zmianie od momentu złożenia tamtych deklaracji.

Daj spokój z tą naiwnością, jesteś już dużą dziewczynką i czas wziąć się w garść – rzucił, przechodząc obok mnie.

Potem otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej jakieś dokumenty.

– Co ty wyprawiasz?

– Zabieram papiery od auta. Ale to dopiero początek. Musimy pogadać o tym, jak podzielimy nasz dobytek. To mieszkanie jest stanowczo za duże jak dla ciebie samej, więc tu nie zostaniesz. Dam ci trochę kasy, kupisz sobie za to jakąś kawalerkę albo wynajmiesz pokój i jakoś to będzie.

– Karol!

– O co ci znowu chodzi? Przecież to korzystna propozycja, a na lepszą szansę masz jedynie w sądzie.

– Świetnie zdajesz sobie sprawę z tego, że bez adwokata nic z tym nie zrobię, a ja nie mam na niego pieniędzy. Poza tym obiecywałeś mi, że będę mogła tutaj zostać na stałe. Nie wiem, gdzie miałabym się teraz podziać.

– Wiesz, obiecałem, ale teraz to niemożliwe. Naprawdę jest mi głupio, ale sprawy potoczyły się inaczej.

– Moment, czy to ma związek z Malwiną? To ona chce przeprowadzić się z M3 do mieszkania w kamienicy? Sprytnie to rozgrywa, choć szkoda, że to mnie stawia na straconej pozycji – odparłam, zdziwiona własną śmiałością.

Karol spuścił oczy tylko na chwilę, ale szybko pozbył się zażenowania, które groziło zrujnowaniem jego zamiarów.

Daj spokój z tą pozą cierpiętnika, bo zaraz ktoś sobie pomyśli, że mam zamiar wywalić cię na zbity pysk.

Nie dam się wyrzucić

Po trzydziestu latach małżeństwa moje życie legło w gruzach. Mąż zostawił mnie dla młodszej kobiety, a ja zostałam bez grosza przy duszy. Chciwość Karola i jego nowej wybranki sprawiła, że straciłam wszystko, co było dla mnie ważne. Postanowiłam jednak nie poddawać się bez walki. Poszłam do adwokata, by dowiedzieć się, jakie mam prawa. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że należy mi się połowa tego, co wspólnie wypracowaliśmy przez lata.

Po powrocie do mieszkania dostrzegłam, że zniknęły stare meble – komoda w stylu antycznym i stolik chippendale, które osobiście wybrałam z asortymentu używanych sprzętów i zleciłam ich renowację. Karol nie próżnował, ale co ja miałam począć? Iść na policję? Przecież to również stanowiło jego własność. Mówiąc szczerze, kompletnie się załamałam, bo w ciągu zaledwie kilku miesięcy rozstałam się z mężem, przyjaciółmi i domem. Gorzej być nie mogło.

Kiedy zobaczyłam, że dzwoni Sylwia, początkowo zignorowałam połączenie. Ona jednak nie dawała za wygraną i w końcu skapitulowałam, odbierając telefon.

Słyszałam, co wyprawia Karol. Chciałam ci powiedzieć, że możesz na mnie liczyć – powiedziała poruszona.

Poczułam, jak mocniej bije mi serce. Może to nierozsądne z mojej strony, ale w tamtym momencie bardzo potrzebowałam wsparcia. Postanowiłam ponownie obdarzyć ją zaufaniem.

– Posłuchaj, musisz wziąć się za siebie i zadbać o swoje życie. Wiem, że masz problemy finansowe, dlatego mam dla ciebie propozycję – ciągnęła dalej Sylwia. – Jeden z moich kumpli szuka mieszkania. Spotkałaś go ostatnio na domówce. Chodzi o tego brodacza, jest wykładowcą.

– Zaraz, zaraz, ale mówiłaś przecież, że jest marynarzem – zaprotestowałam.

– Choć czasem pływa na żaglówce, to jednak głównie uczy fizyki na amerykańskiej uczelni. Obecnie jest z powrotem w Polsce, ponieważ skończył mu się kontrakt, a zaproponowano mu posadę szefa katedry, gdzie pracują nasi faceci. To znaczy twój były i mój mąż.

Załapałam, co kombinuje Sylwia. Gdy mój przyszły współlokator zostanie szefem Karola, to on nie odważy się zrobić niczego, co mogłoby być dla mnie niekorzystne.

– Sylwia, jesteś po prostu genialna! – wykrzyknęłam. – Ale myślisz, że profesorowi będzie aż tak spieszno do wynajmowania pokoju? Jak na to wpadłaś?

– Wiesz, on teraz mieszka w hotelu, ale już ma tego serdecznie dość – odparła Sylwia. – No i skoro nie ma pewności, czy zostanie tu na dłużej, to nie jest zainteresowany szukaniem całego mieszkania dla siebie. Zapytał mnie, czy... to znaczy, spytał, czy ktoś z mojego otoczenia...

Dopytywał się o mnie?

– No, mniej więcej o to chodziło. W każdym razie... Skocz wreszcie do fryzjera i zrób coś z tymi włosami.

Planowałam to zrobić, ale brakowało mi czasu. Michał, którego nazywali Niedźwiedziem, zjawił się niespodziewanie, taszcząc za sobą walizkę. Rzucił okiem na pokój, mruknął z aprobatą i poszedł przynieść resztę swoich gratów. Musiałam przyznać, że nie tracił czasu na zbędne gadanie, choć może podczas wykładów był bardziej rozmowny.

To się zdziwili!

Kiedy opuścił pokój, moich uszu dobiegł dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Tym razem Karolowi towarzyszyła narzeczona, której chciał pokazać swoje mieszkanie. Przekroczyła próg sypialni i bez wahania zajrzała do wnętrza mojej garderoby.

– Muszę zobaczyć, czy ma wystarczające rozmiary – oznajmiła, a jej oblicze rozpromieniło się w uśmiechu.

– Sądzę, że tak, co mnie bardzo cieszy, bo mam sporo garniturów – Michał zjawił się niespodziewanie. Zapewne zawrócił, gdy tylko zauważył samochód Karola. – Fantastycznie to wszystko zaaranżowałaś, kochanie, na pewno będziemy tu bardzo szczęśliwi – objął mnie ramionami, a następnie złożył na mych ustach pełen pasji pocałunek.

Totalnie oniemiałam z wrażenia, tak bardzo, że nawet nie pisnęłam ani nie drgnęłam. Ale nie tylko ja byłam zszokowana! Karol wyglądał, jakby skamieniał! Wykonał parę niezdarnych ruchów, zanim jakoś udało mu się odciągnąć uwagę Malwiny od oglądania moich ciuchów. Pożegnał się z profesorem, omijając mnie wzrokiem, po czym wyszedł. Michał zerknął na mnie.

Nie przesadziłem trochę? Ten numer podpatrzyłem w jakimś filmie, podobno kapitalnie działa na byłych mężów.

Zapewniłam go, że dał sobie radę znakomicie i bardzo mi tym pomógł. Nikt z nas nie wspomniał jednak o pocałunku, który według mnie wcale nie był udawany. Niektórzy twierdzą, że w określonym wieku pewne zachowania są już nieodpowiednie... Osoba, która to wymyśliła, z pewnością nie spotkała Michała. Pomiędzy nami zaczęło iskrzyć, a ja przekonałam się, że związek z niedźwiedziem potrafi być niezwykle poruszający, i to nie tylko pod względem intelektualnym. A że w „naszym” wieku? A konkretnie w jakim? Według mnie to wiek pełen radości – i kropka!

Barbara, 52 lata

Czytaj także:
„Żona nie wie, że kłamię jak najęty, a moje nadgodziny mają długie nogi, którym nie mogę się oprzeć”
„Z naszego konta zaczęły znikać pokaźne sumki. Gdy znaleźliśmy winnego nie wierzyliśmy, że mogliśmy być takimi głupcami”
„Teściowa chciała nas wesprzeć finansowo, ale miała swoje warunki. Zgodziłem się i nie mogłem pisnąć słowa żonie”

Redakcja poleca

REKLAMA