„Żona zostawiła mnie z dzieckiem, które spłodziła sobie z kochankiem. Nie miałem wyboru, musiałem być ojcem dla Zosi”

Żona zostawiła mnie z dzieckiem, które spłodziła z kochankiem fot. Adobe Stock, Marina Andrejchenko
„Broniłem się przed tym, ale w końcu uległem. Obiecałem byłej żonie wszystko, co chciała usłyszeć. Chociaż to nie była zwykła obietnica. Wręcz przeciwnie. – Nie można ich rozdzielić – szepnęła, mając na myśli swoje córki. – Nie pozwól, by im to zrobiono… Błagam cię. Zosia nie może stracić obojga rodziców i jeszcze siostry. To będzie tragedia”.
/ 15.11.2022 19:15
Żona zostawiła mnie z dzieckiem, które spłodziła z kochankiem fot. Adobe Stock, Marina Andrejchenko

Naprawdę nie wiem, co Agata we mnie zobaczyła tamtego dnia. Pamiętam natomiast, co ja poczułem, kiedy dostrzegłem drobną dziewczynę szarpiącą się z dobermanem pod klatką sąsiedniego bloku.

– Hiro! Przestań! Siad! Hiro, dosyć tego! – krzyczała, usiłując powstrzymać psa przed wejściem do budynku.

Znam się na psach, moja mama jest weterynarzem, więc wiedziałem, jak okiełznać brytana. Kiedy Hiro już spokojnie maszerował przy mojej lewej nodze, zapytałem jego właścicielki, co się właściwie stało.

To nawet nie jest mój pies – westchnęła ciężko. – Moja mama i ojczym go kupili, a potem wyjechali do Kanady, a pies został u mnie. I słowo daję, każdego dnia jestem bliższa decyzji, żeby go oddać...

Spojrzałem na nią z ukosa, na szczęście żartowała

Widziałem, że lubi tego psa, a poza tym miała w sobie coś takiego… macierzyńskiego, opiekuńczego. Już pięć minut po poznaniu jej imienia wyobrażałem ją sobie jako matkę moich dzieci… Tak to w życiu bywa, że niektóre pragnienia się spełniają. Agata rzeczywiście została matką mojego dziecka. Trzy i pół roku po tamtej scenie z Hiro wzięliśmy ślub, a pięć lat później na świat przyszła Majka, nasza córeczka. Do tego czasu moja mama nauczyła nas postępować z Hiro i kiedy mała pojawiła się na świecie, nasz doberman został jej najwierniejszym przyjacielem, ochroniarzem i nianią w jednym.

– Jesteście fantastyczną rodziną – mówili moi przyjaciele. – Agata naprawdę jest ekstra, tak samo jak twoja córka.

Uśmiechałem się, słysząc te słowa. Przyznawałem im rację. Miałem mnóstwo szczęścia! Moja żona była niemal idealna. Prawie nigdy się nie kłóciliśmy, dzieliliśmy się obowiązkami. Seks też był świetny, chociaż po urodzeniu Majki dochodziło do niego coraz rzadziej. Na początku czułem się sfrustrowany, ale potem zacząłem czytać różne poradniki i zrozumiałem, że po porodzie ciało i potrzeby kobiety bardzo się zmieniają i mężczyzna musi wykazywać się wyrozumiałością i cierpliwością. Czekałem więc, z czasem jednak zacząłem się czuć odrzucony i niekochany. Pomimo przestróg ze strony książkowych autorytetów, kilka razy urządziłem o to sceny. Agata szła ze mną do łóżka, ale wiedziałem, że robiła to z obowiązku, seks nie sprawiał jej przyjemności. To bolało jeszcze bardziej. Po tych kilku nieszczęsnych próbach i mechanicznym zbliżeniu z emocjonalnie niedostępną żoną, całkowicie zrezygnowałem z podejmowania działań w tym kierunku.

Zaczęliśmy żyć jak brat z siostrą, tylko przy ludziach udawaliśmy, że wciąż jesteśmy tą samą fantastyczną parą, co kiedyś. Liczyła się córka, dom, wakacje, zakupy, ustalenie, kto myje okna, a kto sprząta w łazience. Wkrótce u Hiro wykryto nowotwór i nasz przyjaciel, którego w dawnych, lepszych czasach żartobliwie nazywaliśmy „swatem” odszedł. Dwa tygodnie po jego śmierci Agata przyniosła do domu maleńkiego maltańczyka. Cóż, szkoda, że nie zapytała mnie o zdanie, bo nie byłem gotowy na kolejnego psa.

Agata w ogóle rzadko pytała mnie o cokolwiek

Miałem wrażenie, że żyjemy osobno, a łączy nas tylko wspólny adres, kredyt i dziecko. Nawet Giga była jej psem, a nie naszym. Funkcjonowaliśmy bardziej jak współlokatorzy niż małżonkowie… Na szczęście, miałem jeszcze Maję. Nie wyobrażałem sobie życia bez córki!

– Tata, a kiedy ja będę za duża, żebyś mnie nosił na barana? – pytała moja słodka czterolatka, a ja odpowiadałem:

– Nigdy! Tata zawsze będzie twoim dzielnym rumakiem!

Maja jednak rosła i w którymś momencie sama zdecydowała, że nie chce być noszona. Jak twierdziła, była już „taka duża, że prawie dorosła”, a mnie, choć zaśmiałem się na te słowa, zrobiło się nagle przykro. Bo uwielbiałem ten czas, kiedy Maja była malutka. Realizowałem się jako tatuś małej dziewczynki i tęskniłem za tamtymi latami. Gdybym tylko mógł, miałbym przynajmniej troje dzieci – zawsze tego chciałem. Wiedziałem jednak, że to się nigdy nie stanie. Temat seksu nie istniał między mną a Agatą od wielu lat, a nie wyobrażałem sobie, bym mógł odejść do innej. Nie zostawiłbym Majki! Nie, to nie tak, że żyłem w celibacie. Spotkałem kilka kobiet, z którymi poszedłem do łóżka, ale zawsze było do doświadczenie niesatysfakcjonujące, wręcz smutne. Nigdy nie czułem się bardziej przegrany, niż kiedy wracałem do domu po „skoku w bok” i miałem świadomość, że nawet gdyby moja żona się o tym dowiedziała, to prawdopodobnie by jej to nie obeszło.

Czasami myślałem, że rozstanę się z Agatą, kiedy Maja dorośnie i wyjedzie na studia. Planowałem znaleźć sobie młodszą kobietę, bym jeszcze zdążył ponownie zostać ojcem. Głupie? Cóż, nie wszyscy faceci to twardziele uciekający przed uczuciami. Ja kochałem być tatą i nie umiałem sobie wyobrazić życia, kiedy Maja przestanie być dzieckiem.

I wtedy Agata oznajmiła, że jest w ciąży

– Boże drogi… z kim? – zdołałem wykrztusić, zszokowany.

– To takie ważne? Nie znasz go.

To nie była prawda. Znałem gościa, spotkałem go kiedyś przelotem, kiedy podjechałem po żonę do pracy. Klasyczna historia, biurowy romans…

– Chcę, żebyśmy się rozwiedli – poinformowała mnie w dalszej części tej absurdalnej konwersacji. – Ustalimy kwestię alimentów i twoich widzeń z Mają. Nie martw się, nie będę ci robić problemów.

Nim Agata urodziła drugie dziecko, było już po wszystkim. Zostawiłem jej i córce mieszkanie, w którym wkrótce miały pojawić się dwie kolejne osoby: nowa siostrzyczka i nowy „tatuś” Mai. Sam zamieszkałem w wynajętym lokum, do którego wracałem po dwudziestej drugiej tylko po to, by wziąć prysznic i przespać kilka godzin. Moje życie nagle straciło sens, nie miałem już rodziny ani domu, za to aż nadto wolnego czasu. Starałem się zabierać gdzieś Maję w każdy weekend, przychodziłem więc często do Agaty i jej nowego faceta. Nazywał się Norbert i był całkiem sympatyczny. W sumie nawet nie bolało mnie, że uprawia seks z kobietą, którą przez tyle lat kochałem. Agata wyglądała teraz kwitnąco, ciągle się uśmiechała, nuciła pod nosem, żartowała z Majką. Znowu miała w sobie to ciepło, w którym zakochałem się lata temu.

Córka Agaty i Norberta, Zosia, nie była ani trochę podobna do przyrodniej siostry. Majka przypominała mnie, Zosia swojego tatę. Miały zupełnie inne oczy i ogólnie rysy. Nawet gdybym sypiał z Agatą, zorientowałbym się, że Zosia nie jest moim dzieckiem. Nie sądziłem, bym mógł ją pokochać, gdybyśmy pozostali małżeństwem.

Za to Maja wyraźnie uwielbiała siostrzyczkę

– Możemy zabrać Zosię na plac zabaw? – pytała, kiedy przychodziłem po nią w sobotę.

– Kochanie, tata chce spędzić czas tylko z tobą – tłumaczyła Agata. – Jak wrócisz, to się pobawisz z Zosią, dobrze?

– Ale ja chcę ją wieźć w wózku! – upierała się moja córeczka.

Ostatecznie zabierałem ją samą, bo przecież nie będę niańczył cudzego dziecka, ale potrafiła się o to boczyć przez dwie godziny. To było naprawdę męczące. Kiedy do nich wpadałem, starałem się obserwować dyskretnie Norberta. I facet wydawał się być w porządku. Po jakimś czasie Maja zaczęła do niego mówić „tato”, chociaż oczywiście wiedziała, że to ja jestem „ten prawdziwy tatuś”. Agata chyba miała skłonność do wybierania jednego typu mężczyzn, bo Norbert miał coś ze mnie. Też lubił dzieciaki, a Majkę traktował jak własną córkę. Szczerze mówiąc, podziwiałem go. Nie sądziłem, bym zdołał nawiązać taką wieź z dzieckiem innego faceta. Z Agatą też układało mi się całkiem dobrze. Zawsze rozmawialiśmy rzeczowo i kulturalnie. Nie podnosiliśmy głosu.

– Jest Majka? – zapytałem raz, w kolejną sobotę. – Biorę ją do wesołego miasteczka.

Już była z Norbertem i Zosią.

– Serio? Dobra, to pojedziemy na farmę strusi – starałem się ukryć rozczarowanie.

– Tam, gdzie mają też lamy? To byliśmy wszyscy razem wczoraj…

Kurczę, niby cieszyłem się, że Norbert dobrze traktuje Maję, ale w pewnym momencie zacząłem być zazdrosny o ich relację. Tyle że nic nie mogłem zrobić. Majka była mocno związana z ojczymem, no i oczywiście jeszcze bardziej z Zosią. Nic dziwnego, oni stanowili prawdziwą rodzinę, ja przychodziłem tylko raz w tygodniu… Kiedy Maja miała dziesięć lat, a Zosia cztery, ja też zacząłem mieć nadzieję, że jeszcze mi się w życiu ułoży.

Może miłość?

Poznałem Agnieszkę, ciepłą, mądrą kobietę, która chciała mieć dzieci. Poznałem ją z Majką, byliśmy razem w zoo i na wycieczce w Zakopanem. Wiedziałem, że dla Agnieszki fakt, iż mam córkę z poprzedniego małżeństwa jest pewnym problemem, bo nie tak sobie wyobrażała swój idealny związek. Starała się jednak być wyrozumiała, chociaż wyczuwałem w niej pewną rezerwę.

– Czas szybko leci, ona zaraz będzie na studiach – mówiła czasami i miałem wrażenie, że odlicza miesiące do osiemnastki Majki.

Wiedziałem też, że nie uszczęśliwiało jej, kiedy Maja u nas nocowała. A kiedy rozmawialiśmy o przeprowadzce do nowego domu i napomknąłem, że chciałbym tam urządzić pokój dla córki, urządziła mi awanturę.

– Ona mieszka z matką, nie sądzisz, że to bez sensu trzymać dla niej pusty pokój w naszym domu?! – prychnęła. – Zresztą, bez przesady, im będzie starsza, tym rzadziej będzie tu bywać, zobaczysz. Wiem doskonale, jakie są nastolatki.

Nie wiem, czy wiedziała, czy po prostu miała nadzieję, że Maja będzie wpadać rzadko. Na tyle rzadko, żeby nie przeszkadzać nam realizować własnych planów. Bo planowaliśmy ślub i przynajmniej dwoje dzieci. Nie, życie z Mają nie było częścią planu Agnieszki. Musiałem się jednak z tym pogodzić, w końcu Maja miała swoją rodzinę, a dzięki Agnieszce i ja mogłem ją mieć. Tamtego wrześniowego popołudnia, kiedy zadzwonił telefon, wszystko się zmieniło. Dzwoniła Maja, wówczas jedenastoletnia dziewczynka, z telefonu swojej niani.

– Tato! Tato! Mama i tata Norbert mieli wypadek! Musisz nas zawieść do szpitala! Przyjedź jak najszybciej, błagam!

To było jak zły sen

Szpital, nerwowe spojrzenia pielęgniarek, słowa, których nie da się cofnąć i krzyk mojej córki biegnącej korytarzem i wołającej: „wpuście mnie do taty!” Nie wpuszczono jej. Norbert zmarł podczas wielogodzinnej operacji. Agata miała rozległe obrażenia wewnętrzne, ale jakimś cudem pozostała przytomna. Podczas wypadku doznała rozerwania śledziony i rozległych uszkodzeń wątroby. Jej życie zależało od tego, czy wystarczająco szybko znajdzie się dawca narządów.

– Julian… – szepnęła, kiedy pozwolono mi obok niej usiąść. – Ja wiem, że… – zamilkła na długą chwilę. – Ja wiem, że cię bardzo skrzywdziłam… Wiem, ale…

– Przestań – zwróciłem się do niej z czułością. – Teraz najważniejsze jest, żebyś…

– Julian! – przerwała mi tak gwałtownie, że aż się wystraszyłem. – Oni nie znajdą dawcy, nie wierzę w cuda. Ja z tego nie wyjdę… Musimy ustalić, co z dziewczynkami...

Broniłem się przed tym, ale w końcu uległem. Obiecałem byłej żonie wszystko, co chciała usłyszeć. Chociaż to nie była zwykła obietnica. Wręcz przeciwnie…

– Nie można ich rozdzielić – szepnęła, mając na myśli swoje córki. – Nie pozwól, by im to zrobiono… Błagam cię, Julian… Zosia nie może stracić obojga rodziców i jeszcze siostry. To będzie tragedia…

Obiecałem, że do tego nie dopuszczę, bo co innego miałem zrobić? Telefon ze szpitala zadzwonił dziesięć dni później. Agata miała rację. Cud się nie wydarzył. Nie dożyła dnia, w którym mogłaby dostać nowe narządy. W czasie, kiedy Agata była jeszcze w szpitalu, obie dziewczynki mieszkały u jej siostry, ale po pogrzebie miałem zabrać Maję do siebie. Tylko co z Zosią? Przyrzeczenie dane na łożu śmierci jej mamie nie zmieniało faktu, że byłem dla niej pod względem prawnym nikim. Były mąż matki to nie jest pierwsza osoba na liście tych, którzy mogą adoptować dziecko po śmierci rodziców. Po Zosię zatem zgłosiła się jej babcia, matka Norberta.

Nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia

Wyglądała, jakby była poirytowana całą ta sytuacją. Oraz Zosią.

– Dziecko, wyjdź stamtąd! Co ty robisz, na miłość boską? – zżymała się w progu pokoju Mai, gdzie Zosia chowała się w domku z krzeseł i prześcieradeł, który zbudowałem, żeby dziewczynki chociaż na chwilę zapomniały o swojej dramatycznej sytuacji. – Zofia! Proszę tu natychmiast przyjść!

Nie krzycz na nią, babciu! – rozległ się głos Mai. – Ja jej powiem, żeby wyszła.

A potem moja córka wpełzła pod krzesło i zaczęła coś szeptać do siostrzyczki.

– …nie chcę! – dobiegło spod prześcieradła. – Ja nie chcę iść bez ciebie…

– Zosia! Proszę natychmiast do mnie przyjść! Dość tych cyrków! – to znowu krzyknęła starsza pani, już wyraźnie zdenerwowana całą sytuacją. – Jutro się spotkamy… Nie płacz.

– …Bez ciebie…niee… zassssnę…

Kiedy usłyszałem spazmatyczny szloch Zosi, postanowiłem wkroczyć do akcji. Poprosiłem panią Grażynę, żeby pozwoliła Zosi zostać u mnie jeszcze przez kilka dni. Zabieranie małej od starszej siostry, obecnie jedynej bliskiej jej osoby, wydało mi się prawdziwym okrucieństwem.

I sądzi pan, że potem będzie łatwiej? – prychnęła kobieta, ale opuściła mój dom bez wnuczki.

Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że zrobiła to z ukrywaną ulgą. 

W nocy nie zmrużyłem oka

Zosia płakała cztery razy, Maja ją uspokajała, w końcu spała z nią w jednym łóżku. Na szczęście Agnieszki nie było, bo jeszcze przed wypadkiem Agaty i Norberta firma wysłała ją na trzytygodniowe szkolenia do Azji. Oczywiście doskonale wiedziała, co się stało i bardzo mnie wspierała przez telefon, ale jakoś wątpiłem, by była zachwycona, że obecnie zajmuję się nie jedną, a dwiema dziewczynkami. W tym jedną obcą. Miałem rację. Kiedy Agnieszka usłyszała o scenie z udziałem babci Zosi, poparła tamtą. Zakomunikowała mi, że popełniłem błąd i „trzeba to załatwić jak najprędzej, bo tak będzie najlepiej”.

– Dla kogo najlepiej? – zapytałem, nim zdołałem się powstrzymać.

Bo byłem pewien, że na pewno nie dla dziewczynek. Te praktycznie się nie rozstawały. Posłałem je wprawdzie za radą psychologa do szkoły i przedszkola, ale poza tym, cały czas chciały być razem. Ale kiedy moja partnerka wróciła, stało się jasne, że „trzeba uregulować sprawy”.

– Dużo o tym myślałem – odpowiedziałem jej. – Zosia i Maja potrzebują się nawzajem, a ja obiecałem Agacie, że nie pozwolę ich rozdzielić. W związku z tym chcę wystąpić o prawo do opieki nad Zosią.

– Co?! – wytrzeszczyła na mnie oczy.

Tylko tyle. Ale to jej „co?!” zawierało w sobie wszystkie emocje, jakie wzbudziła w Agnieszce ta wiadomość. Głównie złość, niedowierzanie, irytację… A potem powiedziała, że jeśli o nią chodzi, to absolutnie nie zgadza się na takie rozwiązanie.

– Julian, kiedy cię poznałam, miałeś córkę z inną kobietą i wierz mi, nie było mi łatwo się z tym pogodzić – oznajmiła. – Ale okej, powiedziałam sobie: „ona mieszka z matką, a my będziemy mieć własne dzieci. Poza tym, niedługo dorośnie”. Ale teraz ty mi mówisz, że chcesz wychowywać dwoje dzieci! To kompletnie zmienia postać rzeczy!

W dalszej części rozmowy dowiedziałem się, że decyzja, którą samodzielnie podjąłem, dla niej nie wchodzi w grę. Jeśli mielibyśmy być razem, to na pewno nie jako przybrani rodzice dwóch dziewczynek, z których żadna nie jest jej córką. Pamiętam tamten dzień jak żaden inny w życiu. Przeprowadziłem wtedy dwie rozmowy z dwiema kobietami. Każda z tych rozmów zaważyła na moim życiu. Pani Grażyna zgodziła się zrzec praw do opieki nad Zosią. Nie miałem większych problemów z przekonaniem jej. Mogłem wystąpić do sądu rodzinnego z wnioskiem o adoptowanie dziecka. Tego samego dnia odeszła ode mnie kobieta, z którą chciałem założyć nową rodzinę.

Rozstaliśmy się z Agnieszką w poczuciu krzywdy

Ja uważałem, że opuściła mnie w trudnym momencie mojego życia, ona – że jej nie rozumiem, nie kocham i nie dostrzegam jej potrzeb… Nie, wróć! Tego dnia przeprowadziłem w sumie rozmowy z czterema kobietami! Tę ostatnią, najważniejszą odbyłem z moimi dziewczynkami: Mają i Zosią. Powiedziałem im, że już nigdy nie będą musiały się bać, bo nikt ich nie rozdzieli. I teraz będziemy mieszkać we trójkę: one dwie i ja – ich tata. Oraz ich suczka Giga. Czasami myślę, że los bywa naprawdę przewrotny i nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Kiedyś moja córka mówiła „tato” do Norberta, a on traktował ją jak własne dziecko, a dzisiaj ja kocham jego córeczkę jak swoją, a ona rysuje dla mnie laurki podpisane: „tatusiu, kocham cię”. Czy to nie prawdziwy paradoks?

Oczywiście, Zosia wie, że miała kiedyś tatę Norberta, ale szybko przywykła do nowej rzeczywistości. Dzieci są silniejsze niż nam się wydaje. Wiem, że obie dziewczynki tęsknią za mamą i tatą Norbertem, ale myślę, że czas pomoże zabliźnić ich ranę. Ja w każdym razie zrobię wszystko, żeby moje córki były w życiu jak najszczęśliwsze. Chcę dać im to, co najlepsze. Bo i one są najlepszym, co mi się kiedykolwiek przydarzyło! 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA