„Bogaty ojciec Marka chciał zaplacić za aborcję. Zabić naszą córkę. I kupić moje milczenie. Prawie się zdecydowałam”

młoda matka z nastoletnią córką fot. Adobe Stock, Alena Ozerova
Marek pochodził z bogatej rodziny, jego rodzice zapewne wiązali z nim wielkie plany na przyszłość. Dziecko z dziewczyną z prowincji nie pasowało do pięknego obrazka. – Mam znajomego lekarza, który przeprowadzi zabieg. Oczywiście zostanie to pani wynagrodzone. Otrzyma pani rekompensatę za wszelkie szkody moralne oraz… pani dyskrecję. Przyjadę po panią jutro rano.
/ 02.06.2021 13:38
młoda matka z nastoletnią córką fot. Adobe Stock, Alena Ozerova

Niewiele brakowało, a ten dzień wyglądałby zupełnie inaczej. Jak? Nie wiem i nawet nie próbuję sobie tego wyobrażać. Jedna zła decyzja, która wtedy przez chwilę wydawała mi się słuszna, mogła zupełnie zmienić moje życie. Miałam dwadzieścia lat. Pierwszy rok studiów w dużym mieście.

Dziewczyna z prowincji, oszołomiona rozmachem stolicy, spuszczona ze smyczy

Moi rodzice są dość konserwatywni, w domu zawsze panowały dyscyplina i twarde zasady, które wpajano mi od dziecka. Także te tyczące moralności oraz tego, jak się powinna zachowywać porządna panna. No cóż, jak tylko dostałam się na studia i wyjechałam z rodzinnego miasteczka, przestałam tak ściśle stosować się do owych zasad.

Bardzo szybko zaprzyjaźniłam się z Elą, która miała luźne podejście do życia. Urodziła się w Warszawie, jej rodzina nie należała do biednych i moje ograniczenia były jej zupełnie obce. Co tu dużo kryć, imponowała mi. Szybko wciągnęła mnie w swój krąg znajomych. Nie do końca rozumiem, dlaczego mnie zaakceptowali. Może traktowali mnie jak egzotyczny okaz, jak kogoś z innej planety? Nie żeby dali mi to odczuć, wręcz przeciwnie. Polubiłam się z większością z nich, a Markowi nawet wpadłam w oko. Z wzajemnością zresztą.

– Organizuję imprezę w sobotę – powiedział kiedyś. – Starych nie ma, wolna chata. Wpadnij.

Nie zastawiałam się długo, tym bardziej że Ela też była zaproszona. „Chatę” Marek miał imponującą. Duża, elegancka, podmiejska willa. Nic dziwnego, jego ojciec był biznesmenem, prowadził interesy w całej Europie. Wyjechał z żoną na wczasy, a syn korzystał z okazji…

To był mój pierwszy raz. Jego chyba nie…

Na imprezie było mnóstwo ludzi, alkoholu i głośnej muzyki. Procenty już mocno szumiały mi w głowie, gdy przysiadł się do mnie Marek. Zaczęliśmy rozmawiać, ale było zbyt głośno na swobodną wymianę zdań.

– Chodźmy do innego pokoju! – zaproponował, przekrzykując hałas.

Kiwnęłam głową. Wziął mnie za rękę i poprowadził. Otworzył jakieś drzwi, weszliśmy. Gdy zapalił światło, odkryłam, że to sypialnia. Chyba jego rodziców. Większość pokoju zajmowało ogromne łóżko.

– Tu nikt nam nie będzie przeszkadzał – stwierdził. – Siadaj.

Przycupnęłam na skraju łóżka. Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy, ale dużo się śmialiśmy. W pewnym momencie położył mi dłoń na kolanie. Poczułam ciepło jego ręki. To było miłe. Nachylił się i mnie pocałował. To też było miłe. Czekałam na to i chciałam więcej. Całowaliśmy się długo i namiętnie, a jego dłoń powoli wędrowała w górę. Nim się zorientowałam, dotarła do spojenia ud.

– Co robisz? – mruknęłam, odsuwając się od niego.
– Nie domyślasz się?

Złapałam go za nadgarstek, gdy próbował włożyć mi dłoń w majtki.

– Przestań.
– Daj spokój – powiedział. – Jesteśmy na imprezie. Przecież sama tu ze mną przyszłaś. Nie chcesz? Nie będę cię zmuszał, ale… naprawdę nie chcesz? Czy tylko zgrywasz cnotkę?

Nie da się ukryć, że jednak chciałam. Szumiący w głowie alkohol pomógł podjąć decyzję, stłumił opory. Przestałam powstrzymywać Marka. Nie zawracaliśmy sobie głowy zdejmowaniem ubrań. Ja podciągnęłam sukienkę, on zsunął spodnie… Krzyknęłam, gdy zabolało. Chyba się nie spodziewał, że to mój pierwszy raz. Cała rzecz trwała raptem kilka minut. W pewnym momencie Marek znieruchomiał, jęknął i opadł na mnie, a ja poczułam rozlewające się w moim wnętrzu ciepło. „To już?” – pomyślałam. Byłam trochę rozczarowana.

Utrata dziewictwa nie wyglądała tak, jak to sobie wyobrażałam

Trochę bólu, trochę przyjemności, ale... szału nie było. Jakieś trzy tygodnie później zorientowałam się, że jestem w ciąży. Na początku myślałam, że to grypa żołądkowa wywołana jedzeniem w uczelnianej stołówce. Każdego ranka tuż po przebudzeniu biegłam do toalety i wymiotowałam. W końcu to Ela rzuciła:

– Hej, a może ty w ciąży jesteś, co?
– Niemożliwe – odparłam, myjąc twarz w umywalce.
– No wiesz, w końcu bzyknęłaś się z Markiem, o ile wiem…

Zbladłam. Miała rację. Pobiegłam do apteki po test ciążowy.

– Wykrakałaś – jęknęłam i pokazałam Eli dwa paski.
– Nie wiń mnie! To nie ja się puściłam bez gumki! – fuknęła, a ja się rozpłakałam.

Ruszyło ją sumienie, bo objęła mnie i przeprosiła. Może rozumiała, że właśnie zawalił się mój cały świat.

Przecież nie mogłam studiować, będąc w ciąży, a potem wychowując małe dziecko

Myślałam też o tym, jak bardzo zawiodłam rodziców. Wszystkie nadzieje, jakie we mnie pokładali, właśnie legły w gruzach.

– Boże! – jęknęłam. – Ojciec mnie chyba zabije, jak się dowie…
– Najpierw musisz powiedzieć Markowi – mruknęła Ela.

No tak, jeszcze to… Zwlekałam ponad tydzień, ale Ela nie dawała mi spokoju.

– Jeśli mu nie powiesz, ja to zrobię za ciebie – zagroziła w końcu i to poskutkowało.

Umówiłam się z Markiem i jeszcze tego samego wieczoru poszłam do jego domu.

– Jestem w ciąży – zaczęłam bez ogródek.

Bałam się, że jeśli nie powiem mu od razu, później zabraknie mi odwagi.

– Co? – chyba do niego nie dotarło.
– Będę miała dziecko. Z tobą.
– Jesteś pewna?
– Tak.
– Ale czy jesteś pewna, że to moje?
– Jasne, że jestem pewna! Tylko z tobą spałam!
– To niemożliwe, po prostu niemożliwe… – chodził po pokoju, powtarzając w kółko, że to niemożliwe. Szturchnęłam go.
– Weź się w garść! Musimy pomyśleć, co dalej.
– Nie teraz – odparł. – Teraz nie dam rady. Musisz już iść.

Nie tyle mnie wyprosił, co wypchnął za próg i zamknął za mną drzwi

Co to miało znaczyć? Że się wyparł naszego dziecka, że zostawił mnie z kłopotem samą? Przepłakałam pół nocy, a Ela pocieszała mnie, jak umiała, czyli nie za bardzo. Następnego ranka miałam niespodziewanego gościa. Gdy otworzyłam drzwi, w progu stał starszy, elegancko ubrany mężczyzna.

– Dzień dobry. Pani Agnieszka?

Przytaknęłam zdezorientowana.

– Przepraszam, że niepokoję o tak wczesnej porze. Mogę wejść?
– Kim pan jest?
– Najmocniej przepraszam. Jestem ojcem Marka.

Wpuściłam go do środka i zaproponowałam coś do picia. Odmówił.

– Chciałbym przejść od razu do sedna.

Usiadł na krześle. Czekałam, aż się odezwie.

Rozumiem, że jest pani w ciąży, a Marek jest ojcem – ciągnął.

To nie było pytanie, ale i tak kiwnęłam twierdząco głową. Starszy pan westchnął i pogładził brodę.

– Była pani u lekarza?
– Nie.
– Dobrze. Nie będę ukrywał, że jest to dla nas problem – powiedział cicho.

Przez chwilę milczał, zbierając się na odwagę bądź zastanawiając, jak ubrać w słowa to, co zamierzał powiedzieć. W końcu rzucił:

– Uważamy, że najlepiej będzie, jeśli pozbędzie się pani problemu.

Problemu? Znaczy dziecka? Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam

Ojciec Marka chyba uznał, że milczenie oznacza zgodę, bo kontynuował:

– Mam znajomego lekarza, który przeprowadzi zabieg. Oczywiście zostanie to pani wynagrodzone. Otrzyma pani rekompensatę za wszelkie szkody moralne oraz… pani dyskrecję. Przyjadę po panią jutro rano.

To powiedziawszy, wyszedł. Ja siedziałam bez ruchu i próbowałam zrozumieć, co tu się właśnie stało. Krótko mówiąc, chciał mi zapłacić za aborcję i milczenie. Nie chciał, żeby jego syn został ojcem dziecka z przypadku, małżeństwo też najwyraźniej nie wchodziło w rachubę. W pewnym sensie rozumiałam go i byłam nawet skłonna przyznać mu rację. Ciąża i małe dziecko w tym wieku oznaczało koniec marzeń. Sama się załamałam, gdy odkryłam, że jestem – co za ironia – w stanie błogosławionym.

Marek pochodził z bogatej rodziny, jego rodzice zapewne wiązali z nim wielkie plany na przyszłość. Dziecko z dziewczyną z prowincji nie pasowało do pięknego obrazka. Bolało, że ojciec Marka nawet nie zapytał mnie o zdanie. Założył po prostu, że się z nim zgadzam, jakby nie było innej opcji. Jeszcze bardziej raniło, że Marek nie raczył się pofatygować, by choćby ze mną porozmawiać… Nie wiem, jak długo krążyłam po pokoju, zastanawiając się, co zrobić. Miałam w ogóle jakiś wybór?

Wszystko zostało już załatwione. Jutro zawiozą mnie do lekarza. Raz, dwa i będzie po wszystkim. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam przekonana, że to najlepsza opcja. Mam przerwać studia i zhańbiona wrócić do domu? W moich stronach samotna matka bez męża oznaczała tylko jedno. Wstyd. A więc już postanowione. Pozbędę się dziecka, nikt o niczym się nie dowie, Eli powiem, że poroniłam. Za pieniądze od rodziny Marka opłacę resztę studiów albo odłożę, zależy, ile mi zapłacą. Problem zniknie i wszyscy będą zadowoleni. Marek, jego rodzice, no i ja… Oczywiście rozumiałam, dlaczego musiało się to odbyć w dyskretny sposób.

Zgodnie z prawem aborcję można przeprowadzić jedynie w trzech przypadkach, a ja nie spełniałam kryteriów żadnego z nich. Zatem to, co zamierzałam zrobić z pomocą ojca Marka, było nielegalne.

Pojawił się nazajutrz wcześnie rano. Sam. Nie zdziwiło mnie to

Już się pogodziłam z myślą, że Marek nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Podczas trwającej pół godziny jazdy zamieniliśmy ledwie kilka słów. W końcu zatrzymaliśmy się pod niepozornym budynkiem, na którym wisiał szyld oznajmiający, że wewnątrz mieści się gabinet ginekologiczny. „Więc to tu” – pomyślałam, wchodząc do środka za ojcem Marka.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wielki fotel stojący na środku. Wyglądał przerażająco, niczym narzędzie tortur, choć byłam już u ginekologa. Może jawił mi się tak okropnie przez wzgląd na to, co zamierzałam zrobić…

Mojej kochanej córeczki miałoby nie być?

Nie było pielęgniarki. No tak, im mniej świadków, tym lepiej.

– Proszę się rozebrać – mruknął starszy mężczyzna, który pojawił się jakby znikąd.

Podskoczyłam, przestraszona. On ledwie na mnie spojrzał, wskazał stojący w rogu parawan i podszedł do ojca Marka. Przywitali się, widziałam, jak z rąk do rąk przeszła gruba koperta. „Pieniądze za moje dziecko”, pomyślałam. „Po wszystkim dostanę pewnie podobną. Za pozbycie się dziecka i za milczenie”. Stałam jak sparaliżowana, w głowie miałam mętlik. Niby już podjęłam decyzję, która wydawała mi się słuszna i rozsądna.

A jednak, stojąc wtedy w gabinecie, patrząc na fotel i narzędzia, które ustawiał na stoliku lekarz, poczułam, że nie mogę tego zrobić. Po prostu nie mogę zabić swojego dziecka. Chcę je urodzić, kochać, patrzeć, jak rośnie… Nie będzie miało ojca, ale to nieważne. Ma mnie i nie pozwolę go skrzywdzić.

Uciekłam stamtąd. Wyszłam bez słowa i ruszyłam pieszo w stronę akademika

Ojciec Marka dogonił mnie, złapał za rękę i zatrzymał.

– Co ty robisz? – syknął. Wyrwałam mu się.
– Nie zgadzam się. Nie zmusi mnie pan! Marek też nie!
– Wszystko już przygotowane. Musisz...
– Nic nie muszę!

Widziałam, że mężczyzna traci cierpliwość. Spadła maska uprzejmości i pojawił się człowiek nawykły do tego, że wszyscy wykonują jego polecenia.

– Mówiłem, że ci zapłacę.

– Nie chcę pana pieniędzy! Nie chcę, żeby pański syn był ojcem mojego dziecka. Nie chcę, by pańska rodzina miała cokolwiek ze mną wspólnego. Jeżeli nie da mi pan spokoju, wezwę policję!

Ruszyłam dalej z bijącym sercem. Spodziewałam się, że zaraz mnie złapie, zaciągnie siłą z powrotem… Nic takiego się jednak nie stało. Może bał się publicznej awantury.

Nie było nam łatwo, mnie i mojej córce

Gdy ciąża była już bardzo zaawansowana, musiałam przerwać studia i wrócić do domu. Marek zmył się z uczelni przede mną. Nie wiem, co się z nim stało, i nic mnie to nie obchodzi. A rodzice? Zaskoczyli mnie. Nie byli zachwyceni niezamężną córką z brzuchem, nie kryli rozczarowania, ale przyjęli mnie i pomagali, jak mogli. Dzięki nim po paru latach mogłam wrócić na studia, a oni zajęli się wnuczką, którą uwielbiali. Dziś Zuzia kończy szesnaście lat. Patrzę na nią, roześmianą, bawiącą się w gronie przyjaciół i staram się nie myśleć o tym, jak niewiele brakowało, by jej nie było.

Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem

Redakcja poleca

REKLAMA