„Bogacze z USA stwierdzili, że mogą sobie zrobić z Polki służącą. Miałam zajmować się dziećmi, a byłam służącą za pół darmo”

Teściowa chciała się ze mną przyjaźnić fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Kolejne dni obfitowały w dodatkowe obowiązki: mycie okien, koszenie trawnika czy sprzątanie garażu. Z moich dwudziestu godzin pracy tygodniowo zrobiło się ich ze czterdzieści. – Karolina, zrób nam kawę i przynieś na werandę – rzuciła szefowa po powrocie z pracy. – A garsonki powieś w szafie – dodała, rzucając mi w ramiona dwie markowe marynarki”.
/ 16.04.2023 11:15
Teściowa chciała się ze mną przyjaźnić fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Dwa lata temu byłam pewną siebie dwudziestolatką. Wtedy właśnie zdecydowałam się na podróż za ocean. W końcu raz się żyje!

– Dziecko, dostałaś się na dobre studia. Skończ naukę, a potem pomyślisz o podróżach – biadolila moja mama, podczas gdy ja pakowałam walizkę.

Byłam zdecydowana

Udało mi się uzyskać wizę do Stanów i miałam tam zapewnioną pracę w charakterze opiekunki do dzieci! Spełniał się mój sen. Dlatego ignorowałam sugestie mojej rodzicielki. Bo niby co złego miałoby mnie spotkać? Biuro, za pośrednictwem którego wyruszałam za wielką wodę, gwarantowało mi: dach nad głową (miałam mieszkać w domu rodziny, u której będę zajmowała się dziećmi), pracę (dwadzieścia godzin tygodniowo) oraz podjęcie nauki na uniwersytecie w pobliżu miejsca zamieszkania! Zakres obowiązków: jedynie zajmowanie się dziećmi. Żadnego gotowania, prania, sprzątania! Ach, nie mogłam się doczekać, kiedy dotrę na miejsce.

Na lotnisku czekała na mnie rodzina, u której miałam pracować: Nancy, pani architekt pracująca w jednej ze znanych pracowni architektonicznych w Waszyngtonie oraz jej mąż Steven – makler giełdowy. Rodzina jak z żurnala. Perfekcyjni i tak piękni, jak bogaci. Dom i okolica, w której mieszkali, prezentowały się równie pięknie: jednorodzinne domki otoczone idealnie przystrzyżonymi trawnikami i przyozdobione kwiatami. Wnętrze ich domu wyglądało jeszcze lepiej: eleganckie meble, drogocenne dzieła sztuki, oryginalne rzeźby... – to wszystko robiło wrażenie. Ekskluzywnie, ale bez przepychu, bogato, ale nie tandetnie.

„W końcu pani architekt wie, co robi” – pomyślałam.

Zapragnęłam stać się kiedyś taką kobietą, jak ona. Rob i Melisa, pociechy Nancy i Stevena, nie przywitały mnie szczególnie entuzjastycznie. Grzecznie się przedstawiły, pouśmiechały i wróciły do swoich zabaw. Nie miałam im tego za złe, bo czułam, że jak na jeden dzień już wystarczy mi wrażeń. Marzyłam, by położyć się do łóżka i zrobiłam to. Moje codzienne obowiązki miałam bowiem zacząć nazajutrz. A kiedy w końcu nastało jutro… Rano pani domu powitała mnie zdawkowym „Dzień dobry” i listą obowiązków do wykonania: przygotowanie śniadania i lunchu dla dzieci, zawiezienie Roba i Melisy do szkoły, zrobienie prania, przygotowanie obiadu, wyprasowanie zasłon, umycie okien w piwnicy i tak dalej i tak dalej... Ostatnim punktem było odebranie dzieci ze szkoły. Zdenerwowałam się, bo taki zakres obowiązków nie był zgodny z naszymi wcześniejszymi ustaleniami. Mimo to nic nie powiedziałam i skrupulatnie wypełniłam punkt po punkcie długiej listy. Myślałam, że to jednorazowa sytuacja, w której nie jestem tylko opiekunką, ale gospodynią domową całą gębą.

No cóż, myliłam się

Kolejne dni obfitowały w dodatkowe obowiązki: mycie okien, koszenie trawnika czy sprzątanie garażu. Z moich dwudziestu godzin pracy tygodniowo zrobiło się ich ze czterdzieści albo i więcej. Początkowo jednak, onieśmielona nowym miejscem i nowymi ludźmi nie protestowałam. Sytuacja zmieniła się podczas wizyty jednej z koleżanek Nancy.

– Karolina, zrób dla nas dwie kawy i przynieś je na werandę – rzuciła moja pracodawczyni po powrocie z pracy. – A nasze garsonki powieś w szafie – dodała, rzucając mi w ramiona dwie markowe marynarki.

Wykonałam polecenie, ale wtedy właśnie poczułam, że to już dla mnie zbyt wiele. Że jeśli mam tu zostać, muszę zmienić tę sytuację. Postanowiłam, że wieczorem porozmawiam z Nancy i poruszę temat zarówno ostatniego zajścia, jak i nadprogramowych obowiązków.

– Nic złego się nie stało – zaczęłam – ale czuję się zaskoczona. Tak, jakbym była tutaj w charakterze osoby: przynieś, wynieś, pozamiataj – wyznałam pani architekt, po czym usłyszałam, że… Jeśli mi się nie podoba, to mogę się wyprowadzić w każdej chwili.

Na chwilę straciłam mowę. Nie wiedziałam, co mam zrobić, jak się zachować. Nie takiej reakcji się spodziewałam po mojej pracodawczyni. Liczyłam chociaż na małe przepraszam, a tu coś takiego!

– A co z moją nauką na uniwersytecie? – zapytałam tonem pełnym wyrzutu.

– Chcesz, to się ucz – odparła Nancy. – Jeśli znajdziesz na to czas...

Spojrzałam na nią – już nie wydawała mi się taka idealna. Poczułam, że wcale nie chcę być taka jak ona.

Nie chcę być zimna i niewrażliwa

A jeżeli obojętność na innych i ukierunkowanie jedynie na własne dobra materialne są nieodzowne w osiągnięciu wysokiej pozycji społecznej i materialnej, to tego też wcale nie chcę. Oczywiście okazało się, że mogę tylko sobie pomarzyć o nauce w amerykańskiej szkole (dostawałam pieniądze, które ledwie starczały na bieżące wydatki, a nie na czesne), jak i o czasie wolnym czy zwiedzaniu kraju. Przed wyjazdem biuro zapowiadało wspólne wycieczki i pikniki z rodzinami, u których pracują dziewczyny takie jak ja. W moim przypadku o tym w ogóle nie było mowy. Relacje: chlebodawca i poddany były jasno określone. W duchu śmiałam się z mojej naiwności, która kazała mi wierzyć, że będę traktowana jak członek rodziny. U Nancy i Stevena wytrzymałam pięć miesięcy, po czym wróciłam do Polski.

Bez oszczędności, bez dyplomu ukończenia zagranicznej uczelni, za to z bagażem życiowego doświadczenia. Był to okres, którego mimo wszystko nie żałuję. Pierwszy krok w dorosłość pokazał mi, że nie każdy ma wobec mnie szczere intencje, a na świecie nie brakuje osób, które chcą wykorzystać dobroć i naiwność innych. Dzięki temu mam dziś nieco bardziej racjonalne podejście do życia. 

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA