„Bliscy zrobili ze mnie telefon zaufania. Obarczali mnie swoimi problemami, jakbym mogła naprawić zło całego świata”

kobieta z telefonem fot. Maskot
„Mam wystarczająco własnych kłopotów i nie potrzebuję dokładać sobie kolejnego. Mężczyzna z pogmatwanym życiem to ostatnia rzecz, jakiej mi trzeba w rzeczywistości przepełnionej błaganiami o pomoc, narzekaniem, żalami i płaczem”.
/ 15.05.2024 07:15
kobieta z telefonem fot. Maskot

Zdarza się, że mamy wszystkiego serdecznie dosyć. I tak było właśnie tego dnia. Jakiś niezadowolony klient robił piekło, córka miała problemy z dzieckiem, a na dodatek mama ciągle wydzwaniała, żebym zawiozła ją z psem do weterynarza. Najchętniej bym to wszystko rzuciła i po prostu wyjechała. Ale, jak to mówią, jak Pan Bóg gdzieś coś zabierze, to w innym miejscu daje.

No i mi dał…

W pracy panował totalny rozgardiasz.

– Dorota, możesz mi pomóc? – poprosiła koleżanka, dla której nowy system był czarną magią. – Rozpłynęła mi się w powietrzu cała wczorajsza dostawa.

Ruszyłam w stronę jej biurka i przez kilka minut szukałam pomyłki. Po chwili wpadł do biura prezes, prywatnie mój szwagier, cały roztrzęsiony.

– Dorota, chodź ze mną, potrzebuję twojej pomocy! – chwycił mnie za dłoń i praktycznie zerwał z fotela.

Niemal biegłam za nim przez nieskończenie długi hol, myśląc, czy po raz kolejny będę zmuszona udzielać mu cennych wskazówek jak udobruchać moją siostrę, która ostatnimi czasy coraz śmielej wspomina o zakończeniu małżeństwa.

Problem okazał się jednak zgoła inny. Janek otrzymał wiadomość od klienta, który po błędzie popełnionym przez naszych pracowników działu zamówień wystawił naszej firmie paskudne recenzje w paru serwisach.

– Grozi, że to dopiero początek. Twierdzi, że go nabraliśmy – biadolił mój szwagier. – Jak mam to ogarnąć? Przez te negatywne komentarze możemy upaść.

Faktycznie, klient otrzymał jedynie połowę tego, za co zapłacił. Dodatkowo został potraktowany bardzo nieuprzejmie przez jednego z naszych pracowników.

Z tego, co powiedział mi Janek, chodziło o gościa, który był na okresie próbnym i już go zwolniliśmy, ale klientowi nie robiło to żadnej różnicy. Jeden z naszych ludzi oskarżył go o próbę oszustwa i wyglądało na to, że ten wkurzony facet woli napisać o tym całemu światu, zamiast po prostu przyjąć przeprosiny od samego szefa firmy i bon na zakupy, który mu zaoferowaliśmy w ramach rekompensaty.

Każdemu obiecywałam pomoc

Cały dzień siedziałam u Janka w biurze, główkując nad możliwymi opcjami. Do domu wróciłam późnym wieczorem. Nawet Janek wyszedł wcześniej, a Daria w międzyczasie wysłała mi wiadomość, że ma serdecznie dosyć i chce zakończyć to małżeństwo. Tuż przed moim powrotem do mieszkania zadzwoniła Sylwia, moja córka.

– Hej, skarbie, co słychać? – odezwałam się, z trudem maskując zmęczenie.

– Masakra. Kuba dzisiaj w szkole pobił swoją koleżankę. Wezwali mnie na dywanik. Mówią o przeniesieniu go do placówki specjalnej.

Córka była zrozpaczona. Jej synek cierpiał był nadpobudliwy i nawet po konsultacjach u specjalistów nadal sprawiał kłopoty. Sylwia, która wychowywała go sama, czuła się winna, że nie potrafi okiełznać dziecka i że z jej powodu wpada on w gniew.

– Wpadnę do was w odwiedziny – zaproponowałam. – Spokojnie, kochanie, na pewno znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji.

Zdałam sobie sprawę, że to już kolejna osoba tego dnia, którą zapewniłam, że wszystko jakoś się ułoży. Janek również liczył na to, że uda mi się załagodzić sytuację z niezadowolonym klientem i z jego żoną. Oprócz tego musiałam jeszcze zawieźć do weterynarza psa mojej mamy.

Autobus, którym jechałam z biura, kończył kurs dwa przystanki za moim. Byłam tak pochłonięta analizą wiadomości od wkurzonego klienta, że nie zauważyłam, kiedy powinnam wysiąść.

Chciał się ze mną umówić!

– Rany, ale pech! – wykrzyknęłam, gdy kierowca zatrzymał pojazd, a ja uświadomiłam sobie, że jestem spory kawałek od swojego domu.

Podeszłam do kierowcy i spytałam, o której planuje powrotny kurs.

– Niestety, to była ostatnia trasa z centrum – odparł, a ja miałam ochotę się rozpłakać.

– Przegapiłam swój przystanek. Trudno, będę musiała wrócić na własnych nogach – jęczałam

 Kierowca przyjrzał mi się z uwagą, po czym odpalił ponownie silnik.

– Podwiozę panią – oznajmił. – W jaki sposób udało się pani przeoczyć właściwy przystanek, co?

Okazało się, że mnie kojarzy, bo jeżdżę tym autobusem codziennie. Za każdym razem liczył na to, że zajmę miejsce z przodu, aby móc porozmawiać.

Przez kolejne tygodnie specjalnie wybierałam siedzenia blisko kierowcy, gdy akurat on prowadził pojazd. Pewnego razu nie zdążyłam na autobus, a kiedy wspomniałam mu o tym przy następnej okazji, dał mi swój numer telefonu.

– Następnym razem proszę zadzwonić, poczekam na panią – powiedział z uśmiechem. – Aha, mam na imię Krzysiek.

– Dorota.

Pewnego dnia jak zwykle jechałam ostatnim autobusem do domu. W pojeździe nie było żywej duszy oprócz mnie. Siedziałam przy kierowcy, tak jak zawsze, rechocząc z dowcipów Krzyśka. Wcale mnie nie zaskoczyło, gdy zaproponował, żebyśmy poszli coś przekąsić po tym, jak skończy pracę.

– Niestety, nie mam dziś czasu – powiedziałam przepraszająco. – Pies mojej mamy choruje, muszę go zawieźć do lekarza.

– W takim razie co powiesz na spotkanie jutro albo pojutrze? – drążył temat. – W czwartek muszę zabrać syna do przychodni. A w piątek mam wolne.

– To może piątek? – zaproponowałam nieśmiało.

On też nie był wolny od problemów

Tego dnia czekało mnie mnóstwo roboty. Kolejna klientka wypisywała w sieci same złe rzeczy na nasz temat. Janek dosłownie rwał włosy z głowy, widząc bajzel, jaki panował w dziale odpowiadającym za zamówienia i fatalną jakość obsługi klientów.

Jakby tego było mało, on i Daria bez przerwy skakali sobie do gardeł, a ja starałam się trzymać od tego z daleka, bo w końcu ona jest moją siostrą, a jego znam od lat i sama ich sobie kiedyś przedstawiłam.

Odniosłam wrażenie, że cały świat rozpada się na kawałki, a wszyscy wokoło liczą na to, że im pomogę. W końcu spotkałam się z Krzysztofem tydzień później. Nic nadzwyczajnego, wybraliśmy się do niewielkiej pizzerii, zamówiliśmy dużą pizzę na spółkę i po jednym piwie. Zdziwiło mnie, jak szybko i sympatycznie upłynął ten czas.

Od tamtej pory często rozmawialiśmy przez telefon, czasem się widywaliśmy, gdy jego dyżury w pracy pasowały do moich zadań takich, jak opieka nad psiakiem mojej mamy, pilnowanie wnuczka, próby naprawy związku siostry czy ratowanie opinii firmy jej męża.

– Wiesz co, chciałbym ci o czymś powiedzieć – oznajmił po naszym pocałunku i chwili, gdy wtulałam się w niego przez dłuższy czas. – Jestem tatą dwunastolatka. Sądzę, że powinnaś mieć tego świadomość, gdybyśmy… no rozumiesz, w razie gdyby zaczęło nam się układać na serio.

Wyszło na jaw, że Krzysiek, podobnie jak wszyscy inni wokół mnie, też boryka się z kłopotami. U niego chodziło o kobietę, z którą przez parę miesięcy był w relacji. Po czterech latach od rozstania oznajmiła mu nagle, że został ojcem. Wcześniej ani słowem nie napomknęła o tym, że jest w ciąży, a teraz z miejsca oczekuje, żeby wziął z nią ślub.

Nikt mnie nie słuchał…

Gdy jej odmówił, znienawidziła go. Aktualnie prowadziła z nim otwartą wojnę, domagając się ciągłego podnoszenia alimentów. Raz podrzucała mu dzieciaka, a innym razem odcinała dostęp do syna. Non stop dzwoniła i wydzierała się przez telefon, twierdząc, że zrujnował jej życie.

Kolejnego poranka zdecydowałam się na dłuższy spacer na pociąg, który zajął mi dodatkowe pół godziny. Perspektywa podróży autobusem zupełnie mnie nie pociągała. Następnego dnia postąpiłam identycznie.

Telefon puchł od połączeń i wiadomości od Krzysztofa, ale konsekwentnie je ignorowałam. Nie miałam pojęcia, co mogłabym mu odpowiedzieć. Że mam wystarczająco własnych kłopotów i nie potrzebuję dokładać sobie kolejnego? Że mężczyzna z pogmatwanym życiem to ostatnia rzecz, jakiej mi trzeba w rzeczywistości przepełnionej błaganiami o pomoc, narzekaniem, żalami i płaczem?

Krzysiek wreszcie pojął, że nie chcę się z nim kontaktować i dał sobie spokój z telefonami. Jednak moi bliscy – siostra, córka, szwagier i mama – nadal wydzwaniali. Była niedziela, a każde z nich oczekiwało ode mnie pomocy i wsparcia, zupełnie nie myśląc o tym, czego ja potrzebowałam po wyczerpującym tygodniu. I nagle dotarło do mnie, że żadne z nich nie ma zielonego pojęcia, przez co przechodzę.

Nie wspomniałam nikomu, że się z kimś widywałam i że chyba czułam do Krzysia coś więcej niż tylko sympatię. Nikt nie miał świadomości, jak paskudnie się czułam z tym, że usunęłam go ze swojego życia i jak bardzo za nim tęskniłam. Bo jak niby miałam im o sobie opowiadać?

Zawsze byłam tylko dla innych

Byłam tą, która zawsze ich słuchała, pocieszała, radziła i zapewniała, że da radę ogarnąć każdy problem, żeby tylko się nie martwili. Można powiedzieć, że byłam jak ciocia dobra rada. Ale w końcu przyszedł taki moment, że po prostu przestałam odbierać telefon. Dotarło do mnie, że tak dłużej być nie może.

Zrezygnowałam z Krzyśka, chociaż miał swoje problemy, ale przynajmniej mnie słuchał. Mogłam mu się zwierzyć ze wszystkiego, co się u mnie działo. Był ciekaw tego, co czuję i jaka naprawdę jestem.

Gdy mnie pocałował, od razu wiedziałam, że w tym pocałunku kryły się głębsze emocje – romantyczność, wrażliwość i poświęcenie. Musiałam to naprawić.

W podskokach pobiegłam na przystanek i wsiadłam do jego autobusu, ale zajęłam miejsce kilka rzędów z tyłu. Kiedy ostatni pasażer opuścił pojazd, podeszłąm do kierowcy. Spojrzałam prosto w jego oczy.

– Zdaję sobie sprawę, że nie jest ze mną najlepiej – powiedział.

– Nikt nie jest bez wad – wtrąciłam się. – Oprócz mnie. U mnie wszystko gra i każdy w moim otoczeniu uważa, że świetnie radzę sobie z rozwiązywaniem problemów innych. Ale ja też chcę borykać się z jakimś kłopotem. Na przykład umawiać się z facetem, który ma niespełna rozumu eks i potomka na głowie.

Teraz robimy wszystko razem, bo tylko tak możemy uporać się z problemami, które nas spotykają. Najbliżsi i mój szef nadal przychodzą do mnie po pomoc. Ale już wiedzą, że nie mogę im poświęcać całego swojego czasu, bo mam swoje obowiązki wobec pasierba i małżonka. Najważniejsze jest jednak to, że jest koło mnie ukochana osoba, na której zawsze mogę polegać.

Dorota, 56 lat

Czytaj także:
„Romans online okazał się całkiem realny, gdy mój kochanek nagle przyjechał. Nie wiem teraz, co powiedzieć mężowi”
„Kumpel odbił mi narzeczoną tuż przed ślubem. Skradzionym szczęściem nie cieszył się długo, los się od niego odwrócił”
„Rodzice powtarzali, że więzi rodzinne są najważniejsze. Gdy odmówiłam siostrze pomocy, nazwali mnie podłą wiedźmą”

Redakcja poleca

REKLAMA