Po zapakowaniu ostatniej walizki opadłam zmęczona na kanapę i zaczęłam się zastanawiać, czy aby wszystko spakowałam. Nagle olśniło mnie: sprzęt wędkarski Witolda nadal leżał gdzieś w domu! Mój małżonek na pewno wpadłby w rozpacz, nie znajdując swoich wędek i kołowrotka na miejscu. Chociaż szczerze mówiąc, trudno oczekiwać, że zapamiętam absolutnie każdy szczegół. Ogarnianie bagażu dla całej czwórki to naprawdę nie lada wyzwanie. Tym bardziej, że musiałam dopilnować nie tylko własnych rzeczy, ale też zadbać o spakowanie małej Jagody, która ma dopiero cztery latka.
Wszystko było na mojej głowie
Pakowanie walizek za partnera i nastoletnią córkę to był szczyt wszystkiego. Kompletnie im się nie chciało ruszyć palcem. Na domiar złego musiałam ogarnąć też bagaże dla psa i świnki morskiej. Byłam padnięta, zanim w ogóle wyruszyliśmy na wakacje. Coś mi mówiło, że historia z zeszłego roku może się powtórzyć. Wtedy cała rodzinka bez zapowiedzi zjawiła się w naszym domku nad jeziorami. Chciałam być gościnna, ale skończyło się na tym, że harowałam jak służąca. Na samo wspomnienie robi mi się słabo. Mąż co prawda obiecywał, że tym razem będzie inaczej.
– Będą tylko dwie osoby: my i moja młodsza siostra z nowym chłopakiem. Na pewno Iwonka wszystkiego dopilnuje – przekonywał mnie kilka dni wcześniej.
– Oby faktycznie tak było – odpowiedziałam z przekąsem, zastanawiając się, czemu nie widzi siebie w roli pomocnika.
Dotarliśmy na miejsce długo po dwunastej w nocy.
– Widziałeś te wszystkie torby przy wejściu? Zastanawia mnie, po co Iwonce aż tyle rzeczy? – spytałam zdziwiona i coraz bardziej zmartwiona.
– Moja siostra zawsze ciągnie za sobą mnóstwo ciuchów i innych drobiazgów. Przyjechała tu wcześniej, tuż po południu, razem z Romkiem. Spotkamy się z nimi jutro rano.
Hałasy dobiegające z dołu wyrwały mnie ze snu. Gdy dotarłam do kuchni, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na krześle siedziała Iwonka, a tuż obok dwaj mali chłopcy prowadzili zaciekłą dyskusję.
– Przedstawcie się cioci, jak należy – powiedziała moja bratowa.
– Hej – burknęli cicho, ani na moment nie przestając się sprzeczać.
– Co się tutaj dzieje, Iwona? – spytałam, starając się zachować spokój.
– Błagam cię, Gosiu! Musisz ich u nas przyjąć. Powiedz, że się zgadzasz – moja szwagierka spojrzała na mnie błagalnie, składając dłonie. – To Maciek i Jarek, dzieci Romana. Wiesz co? Jego eks podrzuciła nam ich dosłownie przed samym wyjazdem – westchnęła z wyrzutem.
Kuzynka obiecywała, że obecność maluchów będzie praktycznie niezauważalna, ale szczerze w to wątpiłam. Dwójka energicznych szkrabów nie wróżyła niczego dobrego, co zresztą stało się jasne już po kilku godzinach. Kiedy tylko Iwonka z Romkiem wymknęli się z domu, zostałam zmuszona do roli niańki.
Zostałam niańką cudzych dzieci
Najpierw musiałam posprzątać, bo Iwonka nie ruszyła się z miejsca. Miałam nadzieję na relaks przy kawie, ale gdzie tam. Tymczasem dzieci Romka wdały się w awanturę z naszą małą Klarą. Próbowałam zapanować nad sytuacją, ale od tego całego harmidru rozbolała mnie potwornie głowa.
– Hej, wreszcie jesteś – powiedział Witek, wchodząc do środka. – Byłem na spacerze z Gutkiem. Przydałoby się coś ugotować – spojrzał na mnie znacząco.
– Może Iwona by się tym zajęła? Gdzie ona w ogóle jest? – zapytałam ironicznie.
– Daj spokój, przecież wiesz, że ona kompletnie nie radzi sobie w kuchni. Zresztą dla ciebie to żaden problem, czy gotujesz dla paru osób więcej.
– Jasne, niby bez różnicy, tylko miało to wyglądać całkiem inaczej. Już zapomniałeś, co mi obiecywałeś? – mruknęłam poirytowana.
Na to właśnie nie miałam najmniejszej ochoty. O mały włos historia z poprzedniego lata nie odegrała się na nowo. Dlatego zdecydowałam, że następnego dnia nigdzie się nie ruszam. Wszystko pięknie, ale rankiem Witek nagle zapragnął grzybobrania, podczas gdy Iwonka i Romek, jak zwykle, zniknęli gdzieś bez śladu.
Odkąd małżonek wyszedł z domku, cały ciężar opieki nad dziećmi spoczął na mnie. Nie mogłam nawet pomyśleć o chwili relaksu nad wodą, bo czekała na mnie masa rzeczy do ogarnięcia w domu. Najpierw musiałam doprowadzić do ładu naszą łazienkę, później zajęłam się zszywaniem rozdartych spodni starszaka. Po skończeniu naprawy ubrań zabrałam się za rozładowanie zmywarki i przygotowanie obiadu. Kiedy Witold wrócił ze swojej leśnej przechadzki, byłam już kompletnie wykończona.
– Zobacz, ale mamy super zbiory! Może zrobimy z tych grzybów jakiś pyszny sos?
– Róbcie co chcecie. Ja teraz myślę tylko o jednym. Żeby wreszcie wypić kawę – odpowiedziałam totalnie zirytowana.
Ledwo zdążyłam wziąć do ręki kubek z kawą, gdy do środka wbiegła zapłakana Jagoda. Nie potrafiła powstrzymać łez.
– Tusia zniknęła – wykrzyknęła przez łzy.
– Co takiego? Nie ma jej w klatce?
– No właśnie nie, nie ma jej tam wcale!
Posłuchałam rad siostry
Znalazłam naszą świnkę dopiero wieczorem. W mieszkaniu panował standardowy bałagan, a na dodatek w kuchni piętrzyły się brudne naczynia. I znowu musiałam ogarniać dom, chociaż burczało mi w brzuchu!
Wkurzona złapałam telefon i zadzwoniłam do siostry, żeby się wyżalić.
– Wyrzuć tych leni z domu i zrób im na złość – zasugerowała Ewka.
– Co ty opowiadasz? Nie rozumiem – zdębiałam.
– To proste, jutro się zbuntujesz i zostaniesz w łóżku. Dadzą sobie radę bez ciebie.
– Ewa, to nie ma sensu. Muszę ugotować obiad, zająć się dziećmi, posprzątać – zaczęłam wylizać, ale siostra mi przerwała.
– To niech Witek weźmie się do roboty. Albo Iwonka. Czemu oni mogą leżeć do góry brzuchem, a ty nie? Posłuchaj, powiem ci dokładnie, jak to rozegrać.
Postanowiłam zastosować się do wskazówek od Ewy. Tym razem odpuściłam sobie poranny pośpiech i bieg do piekarni. Wolałam poleżeć jeszcze trochę. Nie robiłam też nikomu śniadania. Ponieważ mój mąż wyruszył łowić ryby, mogłam się rozkoszować ciszą w sypialni tylko dla siebie. Czułam się jak prawdziwa królowa, gdy docierały do mnie głosy niezadowolenia z dołu.
– Halo, gdzie się podziała nasza kawa? Nie widzę też nigdzie bułek – narzekała Iwona.
– Racja, dlaczego nie ma niczego do jedzenia? – wtórował jej Roman.
Usłyszałam, że mój mąż wraca, więc przyjęłam postawę osoby bardzo cierpiącej.
– Hej Małgosia, zaspałaś dzisiaj? Bo czekamy na śniadanie.
– Przepraszam, ale nie jestem w stanie nic zrobić. Strasznie boli mnie w piersiach – powiedziałam.
– Może powinnaś zobaczyć się z lekarzem? To brzmi niedobrze.
– Dzięki za troskę, ale wystarczy mi chwila odpoczynku. Zajmiesz się dziećmi, ok?
– Oczywiście, nie martw się – odpowiedział.
Też chcę mieć urlop!
Cały dzień spędziłam w łóżku. Mąż przynosił mi posiłki, podczas gdy ja odpoczywałam z książką w ręku. Ten pomysł z symulowaniem choroby tak mi się spodobał, że zostałam w pościeli na następne dwa dni.
– Małgosiu, mam nadzieję, że niedługo wrócisz do zdrowia. Dzieciaki ciągle narzekają, Roman zachowuje się jakby był na wczasach. Z Iwoną też nie jest najlepiej. Muszę wszystkim sam się zajmować – skarżył się zmęczony Witek, który nie nadążał z obowiązkami.
Przyznam szczerze, że poczułam lekką satysfakcję, kiedy zorientowałam się, że wreszcie przekonał się osobiście, co znaczy być traktowanym przez rodzinę jak służąca. Gdzieś w głębi serca było mi go trochę żal, ale niewystarczająco, żeby zrezygnować z mojego strajku. Nie kiwnę nawet palcem. Niech sam ogarnia wszystkie domowe obowiązki, od rozrywki dla znajomych po codzienne porządki i kuchnię...
Mąż okazał się być bardziej przebiegły, niż mogłam przypuszczać
– Jutro bierzemy się do pracy, nie ma więcej leniuchowania – zawołał zdecydowanym tonem.
Słowa zamienił w czyny. Już kolejnego dnia zwołał familijną naradę i rozdzielił obowiązki między wszystkich. Kiedy wieczorem zeszłam na dół, zobaczyłam walizki rozłożone w holu.
– Zobacz tylko, zbieramy się stąd – mruknęła niezadowolona Iwona. – Ten Witek zachowuje się jak dyktator, traktuje nas jak służbę. Ja nie po to tu przyjechałam.
Żałuję, że nie objęłam jej wtedy z radością.
– Przejrzałem cię na wskroś – powiedział Witek zaraz po tym, jak jego siostra opuściła mieszkanie.
– Co masz na myśli? – udałam zaskoczenie.
– Wczoraj przypadkiem usłyszałem, jak gadałaś z Ewką. Symulantko jedna, nic ci nie jest.
Prawdę mówiąc, nie było mi wstyd. Poczułam raczej przygnębienie.
– A ty? – odezwałam się. – Może ty jesteś chory? Dlaczego musiałam udawać, żebyś w końcu mi pomógł?
– Naprawdę o to pytasz?
– Oczywiście – odparłam.
– Non stop musisz być tą, która ogarnia każdą sprawę, jakbyś miała jakąś misję do spełnienia. W twojej głowie nikt nie jest w stanie zrobić tego równie dobrze. Wiem, wiem – wyprzedził moje protesty – że kiedy prosimy cię o pomoc, to jakbyśmy rozmawiali ze ścianą. Przywykliśmy, że wszystko za nas załatwiasz i podajesz gotowe rozwiązania. Trudno to zmienić.
– No świetnie, czyli teraz wychodzi na to, że to moja wina, że haruję bez wytchnienia, nawet będąc na urlopie? – oburzyłam się na jego słowa.
Złapał mnie i nie puszczał, choć starałam się wyrwać z jego uścisku.
– Oboje nabroiliśmy. Pogódźmy się z tym i spróbujmy zacząć od nowa. Co ty na to, żebyśmy zostawili przeszłość za sobą?
– No dobra – odpowiedziałam cicho.
Trzeba przyznać, że ten wyjazd naprawdę odmienił nasze życie rodzinne. Poprawił nie tylko to, co między mną a Witkiem, ale też sprawił, że jego siostra przestała na nas żerować.
Małgorzata, 38 lat
Czytaj także:
„Mąż zaczął znikać z domu bez słowa. Chciałam go nakryć na gorącym uczynku, a o mało nie zniszczyłam naszego małżeństwa”
„Mój mąż pisał namiętne SMS-y na nieznany numer. Gdy odkryłam, kto jest ich odbiorcą, o mało co się nie przekręciłam”
„W nowej pracy chciałam pokazać, na co mnie naprawdę stać. Nie zdążyłam nabrać rozbiegu, gdy ktoś podstawił mi nogę”