„Bez pracy, bez pieniędzy, z 40-tką na karku. Mąż mnie zdradza, ale każe grać według jego zasad”

dojrzała zamyślona kobieta fot. Getty Images, Tatsiana Volkava
„Następnie przedstawił mi, jak sam stwierdził, propozycję nie do odrzucenia. Uznał, że do czasu osiągnięcia przez dzieci dorosłości, nie mogą one wiedzieć o tym, co złego dzieje się między nami. On miał grać rolę kochającego tatusia, a ja zadowolonej z życia matki i żony”.
/ 04.09.2023 16:30
dojrzała zamyślona kobieta fot. Getty Images, Tatsiana Volkava

Jeśli po przeczytaniu tej historii ktoś nazwie mnie idiotką, będzie miał rację. Bo tylko idiotka nie dba o własną przyszłość, poddaje się biegowi zdarzeń.

Myślałam, że zawsze tak będzie

Jestem wewnętrznie rozdarta i zastanawiam się, jak dalej żyć. Nie byłam przygotowana na to, co się stało. Uważałam, że przez całe życie będzie mi się szczęścić. Nawet jeśli przytrafiały mi się kłopoty, to zawsze wychodziłam z nich cało… Podobno już w czasie porodu nastąpiły komplikacje, między innymi miałam pępowinę owiniętą wokół szyi. Ale mimo medycznych niebezpieczeństw, „wypłynęłam” na wody życia jako absolutnie zdrowe dziecko.

W czwartej klasie szkoły podstawowej miałam wypadek. Wyglądało to groźnie, wpadłam pod samochód, a ten „przeturlał” mnie pod sobą kilka metrów. Żeby mnie wydostać spod auta, musiała przyjechać straż pożarna z dźwigiem. Okazało się, że na całym ciele mam sporo siniaków, kilka zadrapań, no i jestem strasznie przerażona. Ale to były wszystkie koszty mojej niefrasobliwości.

Potem był ogólniak. Po raz kolejny uczestniczyłam w wypadku drogowym. Tym razem pojechaliśmy z klasą autokarem na zieloną szkołę do Doliny Kościeliskiej. Kilka kilometrów przed Zakopanem kierowca stracił panowanie nad autokarem, który wpadł w poślizg i zarzuciło go na drugą stronę jezdni. Na szczęście nie nadjeżdżał z przeciwka żaden samochód. Wpadliśmy do rowu i przekoziołkowaliśmy dwa razy. Kiedy przyjechały karetki pogotowia, okazało się, że wszyscy mieli jakieś złamania i zwichnięcia. Ja zaś miałam wygniecioną sukienkę i niewielki siniak pod okiem.

Zaczęto wówczas o mnie mówić, że jestem w czepku urodzona, a i ja sama byłam coraz bardziej pewna, że w życiu zawsze wszystko mi się uda i z każdych kłopotów wyjdę na prostą. Coraz też znajdowałam na to potwierdzenia. Na przykład wtedy, gdy pierwszy raz się zakochałam i zaczęłam spotykać z chłopakiem.

Tak musiało być

Pewnego dnia postanowiłam przypieczętować nasz związek i iść z wybrańcem serca do łóżka. Rodzice wyjechali na wczasy, miałam więc cały dom do swojej wyłącznej dyspozycji. Kamil powiedział rodzicom, że wyjeżdża na weekend z kolegami. Przyjechał koło południa, a ja niczym dobra żona przygotowałam obiad.

Oczywiście wcześniej się do siebie tuliliśmy i całowaliśmy, ale punkt kulminacyjny naszej miłości postanowiliśmy odłożyć na noc. Kiedy jedliśmy romantyczną kolację przy świecach, a myślami byliśmy już w sypialni, nieoczekiwanie rozległ się dzwonek do drzwi. Zaskoczona ruszyłam otworzyć, przekonana, że to sąsiad z nieistotną sprawą. Za drzwiami stała ciotka.

Okazało się, że jechała autem na wczasy nad morze i kiedy przejeżdżała przez T., jej samochód się popsuł, a naprawa miała potrwać kilkanaście godzin. Postanowiła zatem zanocować u brata. I w taki oto sposób moja i Kamila miłość nie została skonsumowana tej nocy.

Dwa tygodnie później Kamil zniknął ze szkoły. Jakiś czas później dowiedziałam się, że zrobione przez niego wyniki badań wykazały, że ma chorobę weneryczną. Wszystko dlatego, że pół roku wcześniej wybrał się z takimi jak on napaleńcami do agencji towarzyskiej, żeby zostać „prawdziwym mężczyzną”. Przez jakiś czas żyłam w strachu, ale gdy udało mi się zrobić stosowne badania, okazało się, że jestem czysta.

Wreszcie egzaminy na studia… Przygotowywałam się do nich solidnie i wydawało się, że zdałam je śpiewająco. Kiedy jednak spojrzałam na listę osób przyjętych, oblał mnie kubeł lodowatej wody. Nie znalazłam swojego nazwiska. Spłakana wróciłam do domu. Co dalej? Rodzice próbowali mnie pocieszyć i tłumaczyli, że jeszcze świat się nie skończył, i mogę powtórzyć egzaminy za rok.

Ja jednak nie chciałam o niczym słyszeć. I nie chodziło o zawalenie egzaminów, ale o to, że po raz pierwszy w życiu coś mi się nie udało. Wreszcie dotarło do mnie, że nie mam specjalnych praw, i nie zaliczam się do jakiejś wyjątkowej rasy szczęśliwców.

A jednak dość szybko zapomniałam o tej bolesnej lekcji i utwierdziłam swe poprzednie mniemanie o życiowej „nietykalności”. Oto bowiem dwa tygodnie później dostałam list z uczelni. Przepraszano mnie za przekręcenie imienia i nazwiska na liście osób, które zostały przyjęte na pierwszy rok studiów. Szalałam z radości.

Nie był dobrym wyborem

Na trzecim roku poznałam Janusza i ponownie w moim sercu zapłonął wielki ogień miłości. Jednak mój narzeczony niezbyt przypadł rodzicom do gustu. Był spod znaku Lwa, uważał, że jest najlepszy, najmądrzejszy i od życia należy mu się wszystko, co najlepsze. Owo mniemanie, dodam, nie było tak bezpodstawne. Już na drugim roku założył firmę programistyczną, która zaczęła przynosić spore dochody. Był jednak mądry i nie rzucił studiów.

Tak więc byłam zakochana po uszy, a i Janusz dawał mi liczne dowody miłości. Oboje mądrze uznaliśmy, że pobierzemy się dopiero po obronie prac magisterskich. Tak też się stało. Nasze wesele było huczne i radosne. Janusz kupił dla nas dom pod Warszawą i zaczęliśmy życie dwójki szczęściarzy.

Pięć lat później miałam już dwójkę dzieci. Gdy minęło kolejne dziesięć lat, dowiedziałam się, że mąż ma kochankę. Była młodsza od niego o dwadzieścia lat, on zaś właśnie skończył czterdziesty rok życia. To był dla mnie drugi w życiu szok, że coś mi nie wyszło. Tym jednak razem nie było żadnej omyłki, bo śledząc męża, zobaczyłam, jak całuje się w samochodzie z blondynką.

Byłam kompletnie rozbita. Okazało się, że w jednej sekundzie wylądowałam na bocznym torze jako „wybrakowana” czterdziestoletnia kobieta.
Jeszcze przez chwilę myślałam, że okaże się, że zdrada męża w końcu obróci się na dobre, jak to z poprzednimi nieszczęściami bywało. Niestety, był to pierwszy sygnał, że wkraczam w drugą połowę życia, która miała już nie być tak radosna jak pierwsza.

Poprosiłam męża o separację, on jednak nie chciał rozstania. Kiedy zagroziłam, że odejdę, roześmiał mi się w twarz i spytał, gdzie chcę odejść? Fakt, przez piętnaście lat grałam rolę pani domu i praktycznie nic nie posiadałam. Oczywiście mogłam zażądać rozwodu, ale po pytaniu: „Gdzie chcesz odejść?”, mąż poinformował mnie, że już odpowiednio zadbał o finanse firmy. Jeśli będę chciała cokolwiek od niego wyrwać, to okaże się, że on nic nie ma.

Nie miałam absolutnie nic

Nie miałam zielonego pojęcia, jak coś takiego można zrobić, ale kiedy poszłam do adwokata, ten stwierdził, iż z naszych oświadczeń majątkowych z ostatnich lat wynika, że ledwo wiążemy koniec z końcem.

– A ten luksusowy samochód, który Janusz kupił przed rokiem?

– Zapisany jest na brata pani męża.

– A nowy budynek firmy?

– To inwestycja pani brata, który jest współudziałowcem firmy.

Wróciłam do domu rozbita. Następnego dnia, gdy dzieci poszły spać, mąż stwierdził, że wie o mojej wizycie u adwokata. Następnie przedstawił mi, jak sam stwierdził, propozycję nie do odrzucenia. Uznał, że do czasu osiągnięcia przez dzieci dorosłości, nie mogą one wiedzieć o tym, co złego dzieje się między nami. On miał grać rolę kochającego tatusia, a ja zadowolonej z życia matki i żony.

– One już domyślają się, że nie jest między nami najlepiej – stwierdziłam.

– W takim razie zrobimy wszystko, żeby ponownie uwierzyły w naszą miłość.

– Brzydzę się tobą – wyrwało mi się.

– Ja tobą również – wypalił Janusz z zimnym uśmiechem. – Ale mamy wobec siebie zobowiązania i dopilnuję, żeby wszystkie zostały wypełnione.

– Co potem?

– Weźmiemy rozwód i dostaniesz ode mnie miesięczne alimenty w wysokości dwóch tysięcy złotych.

– To bardzo mało.

– Więc idź do pracy, żeby mieć więcej – uciął zimnym tonem mąż i na tym skończyła się nasza rozmowa.

Czasami tak sobie myślę, że być może w młodych latach wyczerpałam limit szczęścia, który los przydzielił mi na całe życie. Chciałabym się poskarżyć (nie wiadomo komu), że to nie jest sprawiedliwe, ale nic na to nie mogę poradzić. Muszę żyć dalej i tak jak kiedyś było mi lekko, tak teraz czuję, jakbym szła boso życiową ścieżką, na której ktoś rozsypał ostre kamienie.

Z dnia na dzień jest mi coraz gorzej i gorzej. Niby się uśmiecham i gram rolę w jakimś zwariowanym teatrze cieni. A każdej nocy płaczę. Jestem zamknięta w klatce, z której nie widzę wyjścia. Jeszcze gdybym była chora… Ale ja jestem zdrowa, w pełni sił i tkwię w pułapce, z której nie ma wyjścia. A wszystko przez to, że przez niemal całe życie uważałam, że jestem w czepku urodzona. W efekcie nie dbałam o swoją przyszłość ani też jej nie zabezpieczyłam. Teraz przyjdzie mi zapłacić za tę beztroskę. Jak długo jeszcze to wszystko wytrzymam?

Czytaj także:
„Babcia i mama całe życie uśmiechały się i udawały, że nic nie wiedzą o zdradach. Nie chciałam żyć jak one”
„Byliśmy po rozwodzie, ale gdy teść przyjechał z wizytą, ex się do mnie wprowadził. Chciał udawać wzorowego mężusia”
„Kuzynka przez lata udawała, że nie widzi, jak jej mąż wyrywa kolejne kochanki. Ten jeden romans przeważył szalę”

Redakcja poleca

REKLAMA