„Będę miał dziecko z kochanką. Zaliczyłem jeden skok w bok i już ciąża. Nie chcę tego bachora”

Mążczyzna, który zdradził żonę fot. Adobe Stock
„Zbłądziłem, zapomniałem się. Klasycznie, z koleżanką z pracy. Wiedziała, że mam żonę, którą kocham. Byliśmy tylko znajomymi z pracy, którzy kilka razy poszli ze sobą do łóżka. Powinna się zabezpieczyć. A teraz tylko kłopotów narobiła”.
/ 30.04.2022 13:47
Mążczyzna, który zdradził żonę fot. Adobe Stock

Wczoraj po powrocie z pracy od razu położyłem się do łóżka. Nawet kolacji nie tknąłem, choć Kamila zrobiła moją ulubioną zapiekankę z mięsem. Ale nie przełknąłbym ani kęsa.
– Kotek, boli cię głowa? To może cię jakaś grypa bierze, co? – zapytała z troską, gdy usiadłem na łóżku i zacząłem masować sobie skronie.
– Nie, to nie to… Po prostu miałem koszmarny dzień w pracy – westchnąłem.
– No to może chcesz się troszeczkę rozerwać – przytuliła się do mnie i zaczęła mnie miziać tu i tam.
– Daj spokój, jestem potwornie zmęczony. Niczego ze mnie dzisiaj nie wykrzeszesz – zmieszałem się.
– Hmm, to dziwne… Bardzo dziwne… Do tej pory zmęczenie nigdy ci w tych sprawach nie przeszkadzało – stwierdziła, przyglądając mi się podejrzliwe.
– No cóż, widać się starzeję. Porządnie się wyśpię i wszystko wróci do normy. Zobaczysz. – pocałowałem ją i szybciutko odwróciłem się twarzą do ściany. Nie chciałem, żeby z mojej miny wyczytała, że przyczyną niemocy nie jest zmęczenie, tylko problem, który mnie trapi. I że wcale nie zamierzam spać, tylko pomyśleć. Bo jest o czym, oj jest…

Otóż będę miał dziecko

Sęk w tym, że jest jak w tym dowcipie: żona nic o tym nie wie. Zbłądziłem, zapomniałem się. Klasycznie, z koleżanką z pracy, Karoliną. Piękną i drapieżną rozwódką. Cholera, zakręciła się koło mnie, zamąciła mi w głowie, aż zgłupiałem. Tak, tak, to ona mnie poderwała, a nie odwrotnie… Rzucała powłóczyste spojrzenia, niby przypadkiem wpadała na mnie na korytarzu. W windzie stawała zawsze bardzo blisko mnie i dotykała mojej dłoni. Momentalnie zorientowałem się, o co jej chodzi…

Nie uległem od razu. Trzymałem się dzielnie, choć inny na moim miejscu natychmiast skorzystałby z okazji. Koło Karoliny żaden facet nie potrafi przejść obojętnie. Jej zgrabny tyłeczek naprawdę robił duże wrażenie, zwłaszcza gdy wciśnięty był w opiętą spódniczkę. No i biust. Nie jakieś tam wklęsłe „A”, tylko pełne i sterczące „D”. Bardzo kuszące… Jednak myślę, że mimo wszystko do niczego by nie doszło, gdyby nie ten cholerny wyjazd służbowy. Z dala od domu to człowiek taki trochę luźniejszy się staje. A jak dodać do tego alkohol, to nic dziwnego, że się zapomni i zbłądzi. Pech chciał, że firma zafundowała nam pod koniec lata pięciodniowe szkolenie. W tym znanym hotelu w Mikołajkach… Przez cały dzień wykłady, a potem – wiadomo: drinki w barze, sauna... Karolina zaprezentowała swoje walory w całej okazałości, no i nawet nie wiem, kiedy wylądowaliśmy w jednym pokoju. To było ze trzy razy. Może cztery, ale o pięć to bym się już nie założył.

Przysięgam, niczego jej nie obiecywałem

Wiedziała, że mam żonę, którą kocham. Nie robiła sobie żadnych planów. Byliśmy tylko znajomymi z pracy, którzy kilka razy poszli ze sobą do łóżka. Ot tak, dla rozrywki i przyjemności po ciężkim dniu nauki… Gdy wróciliśmy do Wrocławia, o wszystkim zapomniałem. Było, minęło, nie ma o czym gadać ani dyskutować. No i teraz ona wyskakuje mi z taką informacją. Właśnie sobie kawę w firmowej kuchni robiłem, gdy mi o tym powiedziała. Oczywiście z wrażenia wylałem na siebie całą zawartość kubka. Nie dość, że się poparzyłem, to jeszcze ubabrałem koszulę. Dobrze, że w szafce zawsze trzymam zapasową, bo pięknie bym wyglądał na rozmowie z szefem i kontrahentami z tymi brązowymi plamami…

Na spotkaniu nie potrafiłem skupić myśli. Plątałem się, jąkałem… Szef, wściekły, patrzył na mnie z potępieniem, bo spodziewał się, że będę świetnie przygotowany. I byłem, ale nerwy żywcem mnie zjadały. Ciekawe, jak on by się zachowywał na moim miejscu... Dobrze, że klienci okazali pobłażliwość i mimo wszystko podpisaliśmy ten kontrakt, bo inaczej wyrzuciłby mnie na zbity pysk. No i miałbym dwa wielkie problemy, a nie jeden.

Tak czy owak, gdy spotkanie szczęśliwie się wreszcie skończyło, zaciągnąłem Karolinę na rozmowę do pobliskiej kawiarni. Zapytałem, jeszcze spokojnie, jak to się stało. A ona w śmiech. Że nie rozumie pytania i czy ma mi przypominać, minuta po minucie, co razem wyprawialiśmy w łóżku. Ale to z godzinę będzie trwać, bo fantazję mieliśmy nie z tej ziemi. Aż się zagotowałem. Wygarnąłem jej, żeby nie udawała dowcipnej, bo nie mam ochoty na żarty. Nie potrafię zrozumieć, jak mogła być tak nieodpowiedzialna. Powinna się zabezpieczyć. A teraz tylko kłopotów narobiła. I sobie, i mnie…

Ależ na mnie naskoczyła. Wydarła się, że w takich sytuacjach faceci zawsze wszystko zwalają na kobiety, że przecież też mogłem uważać i wyskoczyć w odpowiednim momencie. Albo, skoro nie potrafię zapanować nad swoją fizjologią, to chociaż gumkę założyć. A tak dla porządku – to bierze tabletki antykoncepcyjne. Tyle że może akurat tamtego dnia zapomniała albo nie zadziałały, sama nie wie... I w ogóle, żebym spuścił z tonu, bo ona tu przyszła poważnie porozmawiać, nie dyskutować, kto jest winny, a kto nie. I jeśli tak dalej będę się zachowywać, to ona sobie pójdzie. Ale wtedy pożałuję. Przecież nie uda mi się utrzymać tego w tajemnicy.

Policzyłem do dziesięciu i jakoś opanowałem nerwy. Faktycznie, miała mnie w szachu. Wystarczył jeden telefon do Kamili, żeby mój uporządkowany i szczęśliwy świat runął… Zapytałem więc grzecznie, co zamierza dalej. W głębi duszy łudziłem się, że wspomni coś o aborcji. Powie, że chce wyjechać za granicę i zrobić zabieg. A ja mam dać na to pieniądze. Zapłaciłbym za tę wycieczkę. Każdą sumę. Nawet pożyczkę bym z banku wziął, gdyby była taka potrzeba. Byle tylko pozbyć się problemu. Ale nic z tego. Z uśmiechem oświadczyła, że zamierza urodzić to dziecko. I do tego wychować.

Zdębiałem. Z wrażenia (i przerażenia) aż mi głos uwiązł w gardle. Trwało to dobrą chwilę. Dopiero gdy już doszedłem do siebie, zacząłem pytać, czy jest pewna, czy nie żal jej pracy, kariery… Przecież niedługo miała dostać awans. A jak urodzi dziecko, to będzie musiała o nim zapomnieć. I pewnie ją jeszcze zwolnią pod byle pretekstem… Bo matek z malutkim dzieckiem, do tego samotnych, pracodawcy raczej nie lubią. Gadałem jak nakręcony, byleby tylko zniechęcić ją do macierzyństwa. Niestety bez efektu.

Uparła się jak jakaś oślica

Powiedziała, że wszystko sobie dokładnie przemyślała. Chce być matką, bo ma już 34 lata, jej zegar biologiczny tyka coraz szybciej i za chwilę może być za późno. Z byłym mężem jej nie wyszło, chociaż chciała i bardzo się starała. A teraz wyszło, choć nie chciała i starała się w innym celu. Uznała więc, że to przeznaczenie, prezent od losu. A prezentów się przecież nie oddaje... Na zakończenie dodała, że rozumie moje zdenerwowanie i strach. Ale żebym się nie martwił, bo nie zamierza rozbijać mojego małżeństwa. I zachowa wszystko w tajemnicy. Nawet swojego nazwiska maleństwu nie muszę dawać. Chce tylko, żebym pomagał jej trochę finansowo i czasami je odwiedzał…

Też mi wspaniałomyślność. Jaka tajemnica? Dokładnie wiem, jak to będzie. Gdy jej przyjaciółeczki dowiedzą się, że jest w ciąży, natychmiast obsiądą ją jak muchy nie powiem co. Zaczną się dopytywać, kto jest ojcem, naciskać. I pęknie jak nic. Zwłaszcza jak któraś zapyta z przekąsem, czy tatuś nie jest przypadkiem garbaty i pryszczaty… I dlatego wstydzi się powiedzieć. No a potem jedna pani drugiej pani – i moja żona dowie się o wszystkim. A nawet jeśli nie, to jak mam spełnić żądania Karoliny? Pomagać finansowo… Mamy z Kamilą wspólne konto. Już w pierwszym miesiącu zorientuje się, że wypłynęło z niego kilka stówek. No i co wtedy powiem? Że na biedne bezdomne pieski i kotki daję?! Ona kocha zwierzęta i sama czasem wspomaga schronisko, ale na tak hojne datki nie pozwoli…I jeszcze te odwiedziny. Mam ściemniać, że jadę w delegację albo będę siedział do późna w pracy i biegać do dziecka? To bez sensu. Żona ma nos jak pies gończy. Zaraz wyniucha, że coś kręcę…

Nie wiem, co robić. Od kilku godzin leżę w łóżku i nie potrafię znaleźć rozwiązania. Najprościej byłoby przyznać się Kamilce do wszystkiego i błagać o wybaczenie. Ale coś czuję, że mi nie daruje. Jak nic wystawi moje walizki na korytarz. A ja ją kocham i nie chcę jej stracić… Co za pech. Inni faceci skaczą sobie na boki ile wlezie i nic złego ich za to nie spotyka. A ja raz się zapomniałem i taka wpadka.

Czytaj także: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA