Zawsze byłam oczkiem w głowie mamusi. Może dlatego, że wychowywała mnie sama i bardzo chciała mi wynagrodzić nieobecność ojca. Tata zmarł, gdy miałam pięć lat. Ale pozostawił nam spadek, dzięki któremu nieźle nam się powodziło. Stać nas było na zapewnienie mi kursów językowych, zajęć pozalekcyjnych i elitarnego liceum. Mama twierdziła, że inwestycja w edukację zawsze się zwraca. Wypady za granicę, weekendy w Sopocie i ładne ubrania też nie były rzadkością, można więc powiedzieć, że miałam całkiem przyjemne życie i zdążyłam się już do niego przyzwyczaić.
Jednak tuż po mojej maturze coś się zmieniło...
– Jesteś już dorosła, więc nie będę cię dłużej utrzymywać – powiedziała mama.
Zatkało mnie. – Ale... jak to…? No a studia? Gdzie ja będę mieszkać? – wydukałam.
– Możesz zajmować swój stary pokój, ale musisz płacić mi czynsz. Najwyższy czas iść do pracy, przecież wiem, że zajęcia nie trwają od rana do nocy. A weekendy masz przecież wolne!
Byłam w szoku. Tego dnia spotkałam się z koleżankami z mojego elitarnego liceum. One również nie mogły uwierzyć.
– Twoja mama to potwór! – wyszeptała jedna. – Jak można coś takiego zrobić dziecku?!
– Mój tata kupił mi apartament w centrum Warszawy, załatwił mi też praktyki w jego firmie i co miesiąc wysyła mi pieniądze… – dodała druga. – Przecież bez tego bym zginęła!
Rzeczywiście, postawa mamy była dla mnie zupełnie niezrozumiała. Jak można tak wydziedziczyć własne dziecko? Przecież wiedziałam, że dobrze jej się powodzi, więc dlaczego zdecydowała się mnie tak ukarać? Czy zrobiłam coś złego? Wkrótce jednak musiałam pogodzić się z jej decyzją. Zaczęły się moje studia prawnicze, potrzebowałam książek i ubrań na jesień, a mama wciąż była nieugięta. W siłowni niedaleko nas szukali recepcjonistki. Zgłosiłam się. Pracowałam w weekendy i początkowo była to dla mnie gehenna. Wcześniej nie miałam pojęcia, ile zarabiają przeciętni ludzie! Mieszkałam w wygodnym domu pod miastem i jakoś nigdy nie pomyślałam o zarobkach pani, która u nas sprząta czy naszego ogrodnika. Teraz nieco bardziej trzeźwo patrzyłam na obiady za 200 złotych, na które zdarzało mi się do tej pory pójść z koleżankami nawet kilka razy w tygodniu. Teraz tyle dostawałam za dzień pracy od rana do wieczora!
– Naprawdę? Nigdy bym nie pomyślała… – jedna z koleżanek też była w szoku, gdy opowiadałam im o tym przy okazji następnego spotkania. – A ja już rzuciłam uniwersytet – dodała beztrosko. – Za rok pójdę na zaoczne do prywatnej szkoły, bo mój ojciec zna tam rektora. To ranne wstawanie mnie wykańczało…
Trudno mi było zrozumieć jej decyzję
Po kilku miesiącach pracy i nauki za nic nie zrezygnowałabym z tego, do czego sama doszłam. Tyle przepracowanych dni na nic!
„Każdy ma swoje życie” – pomyślałam jednak. „Gdyby mama regularnie dawała mi pieniądze, też bym pewnie planowała studia zaoczne”.
Całe lato przepracowałam w Wielkiej Brytanii. Gdy zaczynałam drugi rok studiów, miałam więc trochę oszczędności i nie musiałam już spędzać weekendów w recepcji. Wiedziałam jednak, że pieniądze kiedyś się skończą. Pomyślałam, że przydałaby mi się praca w kancelarii prawniczej. Może nie od razu jakieś świetnie płatne stanowisko. Chodziło raczej o to, by być blisko tego, co mnie interesuje. Odważyłam się nawet zagadnąć w tej sprawie moją mamę.
– Mamo, szukam pracy w kancelarii. Ty znasz paru prawników, może mogłabyś mnie polecić? – zaczęłam.
Mama spojrzała na mnie zimno.
– Sama sobie znajdź pracę. – wzruszyła ramionami. – Przecież nie będę nikogo błagać, żeby cię przyjął. Jak jesteś zdolna, to ci się i tak uda.
Po raz kolejny nie mogłam uwierzyć w bezduszność mojej matki. To tata Kasi przepisuje na nią całą firmę, mama Jolki robi ją menadżerem, rodzice Darii załatwili jej własny program w telewizji, a moja mama nie może zapytać kilku znajomych o pracę dla mnie? Zdecydowałam, że poradzę sobie bez niej. Wydrukowałam swoje CV i w tydzień obeszłam wszystkie kancelarie w mieście. Mogłam być nawet recepcjonistką, byleby gdzieś się zaczepić. W końcu w jednym miejscu zgodzili się, bym przeszła bezpłatny staż. Ucieszyłam się, ale... nie rozwiązywało to problemu pieniędzy. Znów zaczęłam pracować w weekendy, tym razem w pizzerii. Gdy widziałam grupki roześmianych dziewczyn, które zamawiają kolejne drinki i dania, chciało mi się płakać, bo przypominały mi się moje dawne beztroskie lata. Jednak nie poddałam się.
Minął trzeci rok studiów, potem czwarty
Pod koniec piątego w mojej kancelarii prawnej zwolniło się miejsce na płatnym stanowisku i… przyjęli mnie! Skakałam z radości. Mogłam wynająć ładne mieszkanie niedaleko pracy, od czasu do czasu wyskoczyć z koleżankami do restauracji i… kupić sobie solidne buty na zimę. Jednak lata pracy w pizzerii i w recepcji otworzyły mi oczy. Popołudniami udzielałam bezpłatnych porad ludziom, których nie stać na prawnika. Czyli na przykład dziewczynom, którym pracodawca nie chciał zapłacić za miesiąc uczciwej pracy. Teraz już mogłam doskonale wczuć się w ich sytuację, więc nie odpuszczałam takich spraw. Tak wiele się ostatnio wydarzyło…Postanowiłam podzielić się moimi sukcesami z koleżankami z liceum.
– Aha – mruknęła jedna obojętnie. – Mogłam mieć kancelarię po ojcu, ale to nic ciekawego. Wolałam pracę w telewizji i ojczulek mi to załatwił.
– Ale mnie nikt niczego nie załatwiał! – tłumaczyłam. – Wiecie, jakie to uczucie, jak się na coś samemu zapracowało? Jak się było na samym dnie i harowało po dwanaście godzin dziennie, a teraz ma się mieszkanie, wspaniałą pracę i jeszcze pomaga się ludziom?
Koleżanki spojrzały po sobie zdziwione.
– Jasne, przecież miałam to samo – powiedziała w końcu jedna z namysłem. – Mój ojciec kupił mi mieszkanie, ale uparł się, że muszę skończyć studia, inaczej nie mam co liczyć na jego firmę. Wprawdzie co miesiąc wysyłał pieniądze i płacił rachunki, ale też było mi ciężko… No więc widzisz, to taka sama sytuacja – zakończyła rezolutnie.
Uśmiechnęłam się posępnie. Według mnie to wcale nie była taka sama sytuacja. Ja na wszystko, co mam, ciężko zapracowałam i nie roztrwonię teraz tego z byle powodu. Jestem samodzielna i moje życie nie zależy od tego, czy rodzice przeleją mi pieniądze na konto. Teraz wiem, jak wiele zawdzięczam mojej mamie!
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”