„Bartek ma kredyt ze swoją eks. Konto zajął komornik, w mieszkaniu mieszka Monika, a my nic nie możemy zrobić”

para, która kłóci się z powodu kredytu zaciągniętego z eks fot. Adobe Stock, JustLife
Sytuacja jest patowa. Bartek musi przez 30 lat spłacać połowę kredytu, więc nie dostaniemy kolejnego i sami będziemy gnieść się w wynajmowanym mieszkaniu. Wynajmowanym... Za co? Za moją pensję, bo część jego zabierałby komornik?! To gorzej, niż jakby przyszło mu płacić alimenty na 3 dzieci...
/ 26.08.2021 11:10
para, która kłóci się z powodu kredytu zaciągniętego z eks fot. Adobe Stock, JustLife

Ślub to poważna decyzja, przynajmniej dla mnie. Jestem zodiakalnym Baranem i emocje odgrywają w moim życiu dużą rolę, ale wiem, że podejmowane w ten sposób decyzje najczęściej nie są trafne. Dlatego nauczyłam się na przykład kupować rzeczy przez internet, bo wtedy mam aż dziesięć dni, aby się nad nimi zastanowić w domu i ewentualnie odesłać zakup bez konieczności podawania przyczyny zwrotu.

A małżeństwo, jak wiadomo, to coś o wiele ważniejszego, niż nowa torebka

Dlatego muszę rozważyć wszystkie za i przeciw, zanim powiem sakramentalne „tak”. Pewnych rzeczy przecież nie da się potem tak łatwo odkręcić, mimo że na świecie istnieje coś takiego, jak rozwód. Mój ukochany dawno temu podjął pewną decyzję, która jeśli zwiążemy się sakramentem małżeństwa, wpłynie także na moje życie. I to w sposób znaczący…

Kiedy poznałam Bartka, nasza wzajemne fascynacja sobą szybko przerodziła w wielką miłość. Po kilku miesiącach znajomości postanowiliśmy zamieszkać razem. Muszę przyznać, że trochę się obawiałam tego kroku, bo mój poprzedni związek rozpadł się właśnie wtedy, kiedy zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę. Okazało się, że mój ówczesny ukochany, który potrafił zorganizować świetne randki i adorować mnie na nich niczym księżniczkę, w domu traktował mnie jak służącą, która musi wszystko za niego zrobić. Skończyły się kwiaty i prezenty, zaczęły pretensje i żądania. Nie wytrzymałam tego i odeszłam od niego.

Bartek pod każdym względem różnił się od niego. Był wniebowzięty, że ma mnie przy sobie i tyle rzeczy robimy razem. Czas mijał, a my nadal kochaliśmy się równie mocno, jak na początku.

– To jest materiał na męża – mówiła moja babcia, której zdanie bardzo cenię.

Sama zresztą także czułam, że wreszcie trafiłam na „długodystansowca”, który do związku podchodzi poważnie. Najlepszym tego dowodem było chociażby to, że z poprzednią dziewczyną był aż siedem lat! To przecież spory kawałek życia.

– A nie boisz się, że do niej wróci? – zapytała mnie kiedyś przyjaciółka. – Taki długi związek to przecież prawie jak małżeństwo! Musieli być od siebie bardzo zależni psychicznie, a to nigdy nie pozostaje bez echa. Lepiej uważaj.

Patrycja miała sporo racji, ale ja wierzyłam, że Bartek bardzo mnie kocha i nigdy nie zrobiłby mi takiego świństwa. Może i mogłabym się obawiać, gdybym to ja była przyczyną rozpadu jego związku z Moniką. Wiadomo, po jakimś czasie człowiek się nudzi i szuka odskoczni, rozrywki. A potem często tęskni do tego, co zostawił. Ale oni rozstali się na długo przed tym, zanim Bartek poznał mnie. To on odszedł od niej, bo go zdradziła.

– Nie umiałem jej wybaczyć, chociaż mnie o to prosiła – przyznał mi się.

Kiedy zaczęliśmy się spotykać, Bartek rzadko wspominał o Monice, a już na pewno się z nią nie widywał. Nie czułam więc z jej strony żadnego zagrożenia. Niestety, nie wiedziałam wszystkiego… Kiedy mój chłopak po niecałych dwóch latach znajomości poprosił mnie o rękę, byłam naprawdę szczęśliwa i natychmiast powiedziałam „tak!”

Przygotowania do naszego ślubu ruszyły pełną parą

Rodzice obiecali, że wyprawią nam wesele, ale Bartek nawet nie chciał o tym słyszeć.

– Pracuję i zarabiam naprawdę nieźle – powiedział. – Mogę sam zapłacić.
– Wy to lepiej nie wydawajcie pieniędzy na prawo i lewo, tylko zbierajcie na swoje mieszkanie – usłyszał w odpowiedzi.

Sama już od jakiegoś czasu chciałam poruszyć z Bartkiem ten temat, ale jakoś nie było kiedy. Teraz nadarzyła się świetna okazja. Gdy wróciliśmy do naszej wynajmowanej klitki, zagadnęłam go:

– Rodzice mają rację. Dobrze byłoby kupić coś własnego, zwłaszcza że sytuacja na rynku jest teraz nie najgorsza. Ceny mieszkań spadają, deweloperzy stale robią jakieś promocje... Nie będziemy przecież wiecznie mieszkać na cudzym.

Bartek jednak wykręcił się wtedy od dyskusji. Tłumacząc się zmęczeniem, uciekł do sypialni. A i potem stale unikał tego tematu. Zaczęłam więc do znudzenia gadać o mieszkaniu, kredycie hipotecznym i tym podobnych, żeby zmusić go do dyskusji. W końcu nie wytrzymał.

Ale ja już mam jeden kredyt na mieszkanie. Z Moniką – wyznał niechętnie.

Na początku nie zrozumiałam, o czym on w ogóle mówi! Jaka Monika? Zdążyłam już prawie zapomnieć, że miał kiedyś taką dziewczynę, bo przecież praktycznie o niej nie rozmawialiśmy. Należała do przeszłości, tak samo jak mój Michał czy wcześniej Jurek. Ja ze swoimi byłymi chłopakami nie miałam żadnych zobowiązań finansowych. A nawet gdybym je miała, to z pewnością powiedziałabym o nich wcześniej. A nie tuż przed ślubem.

– Kiedy zamierzałeś mnie oświecić, że coś cię nadal wiąże z tamtą kobietą? – spytałam mojego narzeczonego.

Nie miałam zamiaru kryć się z tym, że jestem na niego zwyczajnie wściekła! Od razu przypomniałam sobie słowa mojej przyjaciółki o psychicznym uzależnieniu. Czyżby Patrycja miała rację, że długi związek musi się w jakiś sposób odbić na mnie? Najwyraźniej mój ukochany nadal coś czuje do swojej byłej dziewczyny, bo w przeciwnym razie już dawno by się pozbył tego kredytu! Może w głębi duszy liczy na to, że do siebie wrócą.

– Powiesz mi wreszcie, o co w tym wszystkim chodzi? – naciskałam.

Mój narzeczony westchnął ciężko, ale w końcu, zrezygnowany, zaczął mówić:

Wzięliśmy kredyt trzy lata temu, kiedy jeszcze sądziliśmy, że będziemy kiedyś małżeństwem. Do ślubu nam się nie spieszyło, nie bardzo mieliśmy wtedy pieniądze na wesele, jednak jak sama wiesz, związek z Moniką traktowałem poważnie. Nie interesują mnie przelotne romanse. Kupiliśmy więc wspólnie dwa pokoje z kuchnią, bo osobno żadne z nas nie miało odpowiedniej zdolności kredytowej. Kiedy dowiedziałem się o zdradzie Moniki, postanowiłem się z nią rozstać. Zaproponowałem wtedy, żeby się wyprowadziła, a ja sam spłacę kredyt. Zarabiałem już dużo lepiej od niej i było mnie na to stać. Niestety, ona dostała histerii. Wrzeszczała, że nie zamierza nigdzie się stąd ruszać, bo to jej wymarzone mieszkanie. Mało tego, uznała, że moim obowiązkiem jest dotrzymać swojego zobowiązania i spłacić ten kredyt razem z nią! „Czy ty nie rozumiesz, że się rozstajemy? Nie zamierzam z tobą mieszkać!” – powiedziałem jej wtedy. A ona mi na to: „A kto ci każe mieszkać? Możesz się przecież wyprowadzić”.

– Co za małpa… – wyrwało mi się, bo nie mogłam wprost uwierzyć w to, że ktoś może postąpić w taki sposób w stosunku do osoby, z którą spędził siedem lat!
– Co miałem robić? Urządziłem się w mniejszym pokoju, Monice zostawiłem większy. Starałem się jej unikać, jak mogłem. Ale to jej się nie podobało. Najpierw prośbą, a potem groźbą usiłowała zmusić mnie do tego, abyśmy nadal byli w związku. Urządzała mi awantury o wszystko. Tak się po prostu nie dało żyć! Musiałem się wyprowadzić… Kiedy wynająłem kawalerkę, nie było mnie już stać na spłacanie kredytu za mieszkanie, w którym została Monika. Zresztą nie uważałem i nadal nie uważam, że powinienem to robić, skoro to ona tam mieszka! Oczywiście, co jakiś czas moja była do mnie dzwoniła i żądała pieniędzy. Mówiła, że po spłaceniu raty zostają jej grosze na życie. Proponowałem i nadal proponuję jej sprzedanie tego mieszkania. Monika zawsze rzuca wtedy słuchawką. Tak wyglądają nasze rozmowy… – dokończył smutno Bartek.

Po wysłuchaniu tego wszystkiego byłam w szoku. A jednocześnie czułam narastający niepokój…

– Naprawdę nic się nie da z tym zrobić? Nie możesz pójść do banku i wyjaśnić sytuacji? – zapytałam ze zgrozą.
– Ale banku to nie obchodzi – Bartek wzruszył ramionami. – Im zależy tylko na tym, aby kredyt był spłacany i nie dbają o to, kto go będzie spłacał…
– Coś z tym musimy zrobić! Pójść do sądu, prawnika! – zdenerwowałam się. – Nie może przecież być tak, że my we dwoje nie dostaniemy kredytu, bo zaciągnąłeś go z byłą dziewczyną!

Martwiło mnie jeszcze coś. Bartek zachowywał się trochę jak dziecko. Uważał, że skoro nie mieszka w tamtym mieszkaniu, to ma prawo nie płacić i każdy mu przyzna rację. Wcale nie byłam tego taka pewna. Bałam się konsekwencji... Data naszego ślubu zbliżała się nieubłaganie, a ja zaczęłam mieć wątpliwości. Poczułam się złapana w pułapkę. Z jednej strony kochałam Bartka, lecz z drugiej przez to jego zadłużenie, nie mielibyśmy szans na kupienie własnego mieszkania. Przez najbliższe… 30 lat! Wychodzi więc na to, że kiedy dorobimy się w końcu czegoś swojego, oboje będziemy staruszkami. Oczywiście, pod warunkiem, że jakikolwiek bank udzieli kredytu ludziom koło sześćdziesiątki.

– To gorzej, niż bym brała za męża rozwodnika z dwójką dzieci! – płakałam Patrycji w rękaw. – Miałaś dobre przeczucie, że ta Monika nam w życiu namiesza!
– Kiedy idziecie do prawnika? – spytała moja przyjaciółka. – Pamiętaj, że musisz koniecznie zorientować się dobrze w sytuacji jeszcze przed ślubem. Oczywiście, jeśli nadal chcesz za niego wyjść….

„No właśnie! To jest zasadnicze pytanie: Czy chcę?” – pomyślałam niechętnie.

– Sama już nie wiem – przyznałam szczerze. – Boję się… Przecież kiedy się pobierzemy, to ten jego cholerny kredyt stanie się także moim kredytem!

Czułam się tak, jakbym spadała w głęboką przepaść głową w dół… Ale najgorsze miało dopiero nadejść.

Jaki wyrok? Jaki dług? O co właściwie chodzi?

Pewnego dnia, nieświadomi niczego, robiliśmy zakupy w supermarkecie, gdzie można było płacić tylko gotówką. Przy kasie zabrakło nam pieniędzy.

– Skoczę do bankomatu, to potrwa tylko minutkę – zaoferował się Bartek.

Poszedł i wrócił po chwili mocno zdenerwowany. Spojrzał niepewnie najpierw na kasjerkę, potem na mnie i powiedział:

– Niestety, wygląda na to, że zapomniałem karty. Musimy zostawić zakupy. Kiedy jednak wyszliśmy już ze sklepu, złapał mnie za rękę i oznajmił:
– Chodźmy do innego bankomatu.
– Przecież nie masz karty– zdziwiłam się.
– Mam, nie chciałem mówić przy tej babce, ale ten bankomat przy dyskoncie wyświetlił mi brak środków na koncie! Ale przecież to niemożliwe, dwa dni temu dostałem wypłatę – wyjaśnił.
– Może jest zepsuty – zasugerowałam.

Niestety. Druga próba wyjęcia pieniędzy też zakończyła się niepowodzeniem. Zestresowani pobiegliśmy z Bartkiem do banku. A tam powiedziano nam, że… na konto Bartka wszedł komornik.

– Ale za co? Dlaczego? – zdziwił się. – Nie mam przecież żadnego wyroku!

A jednak miał… Od komornika dowiedzieliśmy się, że Monika już jakiś czas temu założyła Bartkowi sprawę w sądzie o to, że nie płaci swojej połowy raty za mieszkanie. Bagatela, półtora tysiąca złotych miesięcznie! Mój narzeczony nic o tym nie wiedział, bo podała jako adres jego zameldowania ich wspólne mieszkanie, w którym przecież od dawna nawet nie bywał. Sąd, nie znając prawdziwej sytuacji, uznał, że mój ukochany nie odbierał wezwań na rozprawę złośliwie i… skazał go zaocznie. Nakazał Bartkowi spłatę ponad dwuletniego zadłużenia wraz z odsetkami na konto Moniki. A ona od razu zaangażowała w to wszystko komornika.

– Co mogę w tej sytuacji zrobić? – spytał mój narzeczony, kiedy wspólnie udaliśmy się po poradę do prawnika.
– Niestety, niewiele – usłyszeliśmy. – Termin apelacji minął, wyrok jest prawomocny i musi pan zapłacić. Zresztą z mojego doświadczenia wynika, że sprawy o wspólny kredyt są dosyć skomplikowane. Bankowe zadłużenie wiąże ludzi na całe lata i nic nie da się z tym zrobić. Nieważne, czy mieszka pan w tym mieszkaniu, czy nie. Rata musi być płacona regularnie. Swoich racji może pan potem dochodzić w sądzie i domagać się od byłej narzeczonej zwrotu pieniędzy.
– A czy sąd może w jakiś sposób zmusić panią Monikę do tego, aby wzięła ten kredyt tylko na siebie? – zapytałam.
– Może wydać takie postanowienie, ale jego realizacja nie zależy już ani od sądu, ani od pani narzeczonego, czy też drugiej dłużniczki. Tylko od banku. Bank może, ale nie musi przychylić się do tej prośby. Zwłaszcza kiedy jeden z dłużników nie ma pełnej zdolności kredytowej, a z tego, co pan mówi, tak właśnie jest w tym wypadku. Bankowi wcale nie będzie na tym zależało, aby robić sobie kłopot – uświadomił nas prawnik.

A więc nie ma dla nas ratunku… Jeśli Monika będzie zarabiała mało lub skutecznie ukryje swoje dochody, bank nigdy nie zgodzi się przepisać na nią kredytu. I w ten oto sposób Monika dostanie dwupokojowe nowiutkie mieszkanie za pół ceny. Część spłaci sama, a resztę wydrze z rąk byłego chłopaka, który nic na tym nie skorzysta, a jedynie straci. My zaś wylądujemy w wynajętym mieszkaniu, bez nadziei na to, że kiedyś kupimy własne. Ale zaraz, zaraz… Za co je niby wynajmiemy, skoro co miesiąc będziemy bulić 1500 złotych na ratę kredytu?! To przecież nawet gorsze niżby miał płacić alimenty na trójkę dzieci!

– Bartek… ja chyba nie dam rady przyjąć na siebie tego ciężaru – powiedziałam narzeczonemu w chwili słabości. Spojrzał nam mnie przerażony.
– Chcesz mnie opuścić? Nie rób tego! Błagam cię, zastanów się jeszcze. Coś wykombinuję, obiecuję! – płakał jak dziecko.

Czułam się podle, ale to wszystko naprawdę było ponad moje siły

Obiecałam mu, że jeszcze raz wszystko przemyślę i wyprowadziłam się do rodziców, aby w spokoju podjąć właściwą decyzję. Nie wygląda to kolorowo. Już dzisiaj ze stresu mam kłopoty ze snem i koncentracją. I tak miałoby być już zawsze? Do ślubu zostały jeszcze niecałe dwa miesiące. Zaliczki zostały już wpłacone, ale…

– Lepiej stracić zaliczki, niż wpakować się w finansowe kłopoty na resztę życia – powiedziała mi mama. – Wiem, że jest ci ciężko, ale nie możesz ponosić konsekwencji niewłaściwych decyzji Bartka.

Jestem w kropce. Mam tak mało czasu, by rozwiązać tak poważny problem. I właściwie wybrać. Rozsądek przeciwko miłości. Co wygra? Siedzę, myślę i nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.

Czytaj także:
Uratowałam czyjeś dziecko, ale straciłam własne. Zapłaciłam najwyższą cenę
O mały włos doszłoby do kazirodztwa. Przed ślubem okazało się, że mój ukochany to kuzyn
Beata w 7 dni wakacji miała 8 facetów. Jej narzeczony nie uwierzył i wziął z nią ślub

Redakcja poleca

REKLAMA