„W dniu, w którym chciałam od niego odejść, Marcin został kaleką. Zostałam z nim z poczucia obowiązku, ale cierpiałam”

Zostałam z chłopakiem z litości fot. Adobe Stock, kieferpix
Kochałam Igora i bardzo za nim tęskniłam. Obiecałam, że zerwę z Marcinem, ale nie mogłam się przełamać. Raz rozpaczał, że jest kaleką i nie da sobie rady w życiu, a to znowu witał mnie z uśmiechem, całował i dziękował za to, że jestem przy nim...
/ 13.02.2022 06:52
Zostałam z chłopakiem z litości fot. Adobe Stock, kieferpix

Minęły trzy miesiące od dnia, kiedy postanowiłam zerwać z Marcinem. Wysłałam mu wiadomość, że musimy się spotkać, bo mam mu coś ważnego do powiedzenia. Umówiliśmy się w ulubionej knajpce. Nie przyszedł. Nie był w stanie przyjść.

Poznaliśmy się cztery lata wcześniej

Marcin był najlepszym kumplem Artura, mojego ówczesnego chłopaka. Szybko stał się także moim przyjacielem. Spędzaliśmy we trójkę mnóstwo czasu, doskonale się dogadywaliśmy. I chociaż moja miłość do Artura wygasła mniej więcej po pół roku i nasze drogi się rozeszły, to przyjaźń z Marcinem przetrwała. Ba, nawet się umocniła.

Opowiadaliśmy sobie o smutkach i radościach, wspieraliśmy w trudnych chwilach. Oboje nie mieliśmy jakoś szczęścia w miłości, więc razem chodziliśmy na imprezy, do klubów czy wyjeżdżaliśmy na wakacje. Przyjaciółki podpytywały mnie, czy jesteśmy już razem, przekonywały, że Marcin jest we mnie zakochany. Gdy to słyszałam, pukałam się znacząco w głowę.

– Zwariowałyście? To absurd! Tylko się przyjaźnimy – odpowiadałam na tego rodzaju uwagi.

Dwa lata temu okazało się, że dziewczyny miały rację.

Marcin wyznał mi miłość

Powiedział, że kocha mnie już od dawna, ale bał mi się o tym powiedzieć. Myślał, że to zniszczy naszą przyjaźń. Ale teraz postanowił ujawnić swoje uczucia, bo wydaje mu się, że też go pokochałam… Nie zaprzeczyłam. Marcin był mi przecież bardzo bliski. Nie wyobrażałam sobie życia bez jego rad i wsparcia. Byłam pewna, że nasza przyjaźń rzeczywiście zamieniła się w kochanie…

Ale pół roku temu poznałam na szkoleniu Igora. To było jak uderzenie pioruna, wybuch wulkanu. Zobaczyłam go i poczułam, że mogłabym z nim spędzić resztę swoich dni. Po zajęciach poszliśmy do parku i gadaliśmy do rana. Gdy się rozstawaliśmy, zrozumiałam, że jestem zakochana po uszy. Jak się okazało – z wzajemnością. Trzy miesiące temu postanowiliśmy, że zamieszkamy razem. Wtedy już byłam pewna, że uczucie, którym darzyłam Marcina, to nie była miłość.

Przywiązanie, szacunek, sympatia – tak. Ale nie kochanie! To właśnie dlatego umówiłam się z nim na rozmowę. Chciałam być wobec niego uczciwa i szczera. Wszystko mu wyjaśnić, prosić o zrozumienie i o to, żeby pozostał moim przyjacielem. Nie zdążyłam. W noc poprzedzającą nasze spotkanie Marcin miał bardzo poważny wypadek. Jego mama zadzwoniła do mnie koło północy. Była w szoku. Tak płakała, że długo nie mogłam zrozumieć, co się stało.

Pojechałam natychmiast do szpitala

Po drodze zatrzymałam się na miejscu zdarzenia. Akurat wciągali samochód Marcina na lawetę. Nie, nie samochód, tylko coś, co z niego zostało. Był tak zmiażdżony, że markę trudno było rozpoznać. Obok stała ciężarówka, która w niego uderzyła. Poza urwanym zderzakiem nie miała właściwie żadnej rysy… Kierowcę, kompletnie pijanego, zabrała już policja…

W szpitalu dowiedziałam się, że Marcin jest w stanie krytycznym. Długo go operowali. Potem był OIOM. Czuwałam przy nim z jego rodzicami i modliłam się, żeby wszystko skończyło się dobrze. Po trzech dniach najgorsze minęło. Lekarz powiedział, że Marcin przeżyje, ale że muszą mu amputować prawą nogę. Bo chociaż bardzo się starali, to nie są w stanie jej uratować. Mama Marcina zemdlała. Gdy już doszła do siebie, wykłócała się z lekarzami, gdzieś dzwoniła, o coś pytała, szukała ratunku. Kiedy okazało się, że nic się nie da zrobić, wypłakiwała się na moim ramieniu.

Rodzice Marcina traktowali mnie jak członka rodziny, jak podporę.

– Bogu dzięki, że tu z nami jesteś, Martynko. Dzięki tobie łatwiej nam to wszystko znieść – mówiła mama.

– Musisz być silna. Marcin będzie teraz bardzo potrzebował twojego wsparcia, miłości – ściskał mi rękę tata.

Czułam się okropnie. Jakbym ich oszukiwała. Wiedziałam, że wkrótce ich zawiodę. Przecież zamierzałam zerwać z ich synem. Czekałam tylko na odpowiedni moment. Aż odzyska równowagę psychiczną, pogodzi się ze stratą nogi. Stanie się na tyle silny, bym mogła spokojnie odejść. Ten moment jednak nie nadchodził.

Marcin wpadł w rozpacz, potem w depresję

Jednego dnia był nieobecny, milczał i gapił się w sufit, innego wściekał się i przeklinał cały świat. Krzyczał, że nie chce żyć, że się zabije. Widziałam, że potwornie cierpi. Więc przy nim trwałam. Udawałam, że między nami nic się nie zmieniło, rozśmieszałam go, pocieszałam, pomagałam w rehabilitacji… Ale w duchu wyłam jak zranione zwierzę. Potwornie tęskniłam za Igorem. Nie zamieszkaliśmy razem. Nie chciałam zaczynać nowego rozdziału w swoim życiu, dopóki nie załatwię sprawy z Marcinem. Uważałam, że byłoby to nieuczciwe.

Prawie się nie spotykaliśmy. Nie było na to czasu. Praca, codzienne obowiązki, wizyty w szpitalu… Bywały wieczory, kiedy nie miałam siły się nawet umyć. Przychodziłam do domu i od razu wchodziłam do łóżka… Mój ukochany początkowo znosił to wszystko bardzo cierpliwie. Rozumiał, że w tak trudnych chwilach chcę być przy Marcinie. I nie mam serca wyznać mu prawdy. Ale mijały kolejne tygodnie, a ja ciągle godzinami przesiadywałam przy jego łóżku. I odkładałam rozmowę. Igorowi coraz trudniej było to zrozumieć. Któregoś razu przysłał mi maila.

„Kocham cię i nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Ale widzę, że się wahasz, którego z nas wybrać. Jeśli chcesz, ułatwię ci decyzję i odejdę. Nie chcę, żebyś się męczyła” – napisał.

Choć był środek nocy, natychmiast do niego zadzwoniłam. Zapewniałam go o swojej miłości, obiecałam, że za dzień, dwa porozmawiam z Marcinem. Powiedział, że mi wierzy i poczeka… Czułam jednak, że jego cierpliwość się kończy. Zamierzałam dotrzymać słowa. Ale wiecznie coś mi przeszkadzało. A to Marcin rozpaczał, że jest kaleką, nie da sobie rady w życiu i musiałam go pocieszać. A to znowu witał mnie z uśmiechem, całował i dziękował za to, że jestem przy nim.

– Bez ciebie bym tego wszystkiego nie przetrwał – mówił.

Czy w takiej chwili mogłam powiedzieć mu prawdę?

Nie miałam pojęcia, co robić

Chciałam z kimś porozmawiać, poradzić się, ale tak naprawdę nie miałam do kogo pójść. Przyjaciele podziwiali moją postawę. Opowiadali na lewo i prawo, jaka to jestem wierna, lojalna i dobra. Uśmiechali się, poklepywali po ramieniu. Kilka razy chciałam im wykrzyczeć, że zamierzam zerwać z Marcinem, ale się powstrzymywałam. Wiedziałam, że uznaliby mnie wtedy za potwora, który rzuca ukochanego tylko dlatego, że został kaleką. O mojej miłości do Igora nawet nie chcieliby słuchać!

Czułam, że jestem w pułapce, z której nie ma wyjścia... Wybawienie przyszło niespodziewanie, kilka dni temu. Siedziałam akurat w szpitalnej stołówce. Przed chwilą Marcin znowu powiedział mi, że beze mnie by sobie nie poradził. I jak to się cieszy, że ciągle jestem przy nim. Nie potrafiłam tego słuchać, musiałam wyjść. Zamówiłam sobie kawę i po raz kolejny próbowałam pozbierać myśli, znaleźć jakieś rozwiązanie. Ale nic nie przychodziło mi do głowy. Z bezsilności zaczęłam płakać.

Szlochałam tak głośno, że ludzie zaczęli mi się dziwnie przyglądać… W pewnym momencie usiadła obok mnie przy stoliku jakaś kobieta. Powiedziała, że jest psychologiem i zapytała, czy potrzebuję pomocy, czy chcę porozmawiać. Wydusiłam z siebie, że tak… Zaprosiła mnie do swojego gabinetu. Gdy tylko zamknęła drzwi, zaczęłam mówić. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co leżało mi na sercu. Opowiedziałam o Marcinie, jego rodzicach, Igorze, znajomych, przyjaźni, miłości, wyrzutach sumienia, wątpliwościach…

Słuchała uważnie, a potem powiedziała, że nie można oglądać się tylko na innych, że trzeba pomyśleć także o sobie. I że nie należy robić komuś prezentu ze swojego życia, trwać przy nim tylko dlatego, że tak wypada, że nam go żal. Bo litość to najgorsza podstawa związku, a poświęcenie ma swoje granice… I że jeśli nie chcę unieszczęśliwić siebie, ale także Marcina, to powinnam raczej odejść. Więc odchodzę.

Jutro Marcin się o tym dowie. Nie, nie powiem mu tego osobiście. Napiszę maila. Nie chodzi o to, że nie chcę z nim stanąć twarzą w twarz. Po prostu boję się, że znowu mi coś przeszkodzi. Albo że Marcin wpadnie po kilku zdaniach we wściekłość i nie wysłucha mnie do końca. A chcę, żeby poznał prawdę. Że nie zostawiam go dlatego, bo jest kaleką, ale dlatego, że pokochałam innego. I to jeszcze zanim przytrafiło mu się to nieszczęście…

Wypadek tylko wszystko skomplikował… Wiem, że pewnie mnie znienawidzi. Ale mam nadzieję, że z czasem mi wybaczy i spróbuje zrozumieć. I że kiedyś się do mnie odezwie. Bo zawsze będzie moim przyjacielem…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA