Mówi się, że prawdziwa miłość pokona wszystko. Tylko nikt z nas nie wie, czym to „wszystko” jest, póki życie nie postanowi sprawdzić granic naszej wytrzymałości i zobaczyć, ile tak naprawdę jesteśmy w stanie unieść. Ja się o tym przekonałam na własnej skórze.
Tylko dzięki niemu miałam siłę, by walczyć
Tak jak on o mnie. Odkąd pamiętam, nigdy nie mogłam usiedzieć w miejscu. Tańczyłam w zespole ludowym, jeździłam konno, trenowałam boks. Na wszystko starczało mi sił, a bliscy żartowali, że swoją energią mogłabym obdzielić pół naszej rodziny. Dzisiaj to już tylko mgliste wspomnienia. Bo teraz muszę siedzieć w jednym miejscu. A i to siedzenie okupione jest katorżniczą pracą.
– No, jeszcze raz. Trzymaj mnie za rękę i staraj się podciągnąć – Paweł kolejny raz nie dawał za wygraną.
Chociaż nie miałam już zupełnie siły, zacisnęłam zęby i kolejny raz nieznacznie się podniosłam.
– Wiedziałem, że dasz radę. Moja waleczna dziewczyno – Paweł cmoknął mnie w czoło. – Może i wylew zabrał ci pełną kontrolę nad ciałem, ale nie zdołał odebrać woli walki.
Pawła poznałam 10 lat wcześniej
Nie przyszło mi wtedy do głowy, że dekadę później prócz bycia moim partnerem będzie też moim osobistym rehabilitantem, poświęcającym każdą wolną chwilę walce o moją sprawność. Kto by pomyślał, że tamta sylwestrowa impreza tyle zmieni.
– Cześć Hania! Jak miło cię widzieć. Śliczna jak zawsze.
Marcin był typem mężczyzny, który wypełniał swą osobowością całą przestrzeń. Głośny, przebojowy, wygadany. Wiele dziewcząt miało na jego widok rumieńce na twarzy. Ja zawsze byłam odporna na jego urok i traktowałam go jak kumpla. Chodziliśmy do jednej szkoły. Tyle że on w czerwcu ją skończył i poszedł na studia. Ja byłam w maturalnej klasie.
– Marcin, co za niespodzianka! Co ty tutaj robisz? Myślałam, że studenci nie przychodzą na szkolne dyskoteki.
– No wiesz, po prostu zatęskniłem. No i postanowiłem pokazać koledze, jakie mam piękne koleżanki. Faktycznie nie był sam. Za jego plecami stał on. Paweł. O głowę niższy, cichy, spokojny. Kompletne przeciwieństwo naszego Don Juana.
– Poznajcie się. To Paweł, mój kolega z roku. A to Hania. Moje wielka nieodwzajemniona miłość – Marcin mrugnął okiem.
Paweł spodobał mi się od razu. Miał w sobie coś wyjątkowego
Chociaż uwielbiałam tańczyć, tym razem przesiedziałam całą imprezę na ławce. Z nim. Po miesiącu zupełnie spontanicznie wysłałam mu życzenia urodzinowe. Umówiliśmy się na pierwszą randkę. I od tej pory staliśmy się nierozłączni.
Trzy lata później, także w sylwestra, Paweł mi się oświadczył. Ja powiedziałam „tak”. Zaczęliśmy przygotowania do ślubu. Godzinami oglądałam katalogi z sukniami ślubnymi i dekoracjami, wieczorami wybieraliśmy wzory zaproszeń, układaliśmy listę gości i zastanawialiśmy się, czy winietki na stoły powinny być złote, czy też srebrne. Wydawało mi się wtedy, że ma to wielkie znaczenie.
Zdecydowaliśmy także, że w podróż poślubną polecimy do Grecji, którą zawsze chciałam zobaczyć. Nawet wybrałam hotel, w którym będziemy mieszkać, bo wszystko miałam jak zwykle zaplanowane. Nie przewidziałam tylko jednego…
Dwa miesiące przed datą ceremonii nagle źle się poczułam
Potwornie rozbolała mnie głowa, zrobiło mi się niedobrze. Pamiętam tylko tyle, że Paweł zawiózł mnie do lekarza rodzinnego, w przychodni już na korytarzu straciłam przytomność, a gdy się ocknęłam, leżałam w szpitalnym łóżku. Obok siedział Paweł.
– Gdzie ja jestem? Co się stało?
– Pękł ci naczyniak, miałaś wylew. Lekarze nie dawali ci dużych szans, mówili, że czas się żegnać, ale ja wiedziałem, że mnie nie zostawisz. I jesteś, obudziłaś się – Paweł czule gładził moją dłoń.
– Jaki wylew? Przecież ja mam 23 lata i jestem zdrowa jak ryba! Nigdy na nic nie chorowałam, więc o czym mówisz? – nie wierzyłam w to, co słyszę.
– Lekarze mówią, że musiałaś mieć tego naczyniaka od urodzenia, tylko wcześniej nie dawał o sobie znać. Przeszłaś operację, wprowadzili ci cewnik przez żyłę udową do mózgu. Musieliśmy się zgodzić, chociaż lekarze nie ukrywali, że to operacja dużego ryzyka. Ale się udała, tyle że po niej miałaś kolejny wylew. Jeszcze poważniejszy od pierwszego – Paweł zawiesił głos. – Haniu, najważniejsze, że żyjesz. Ze wszystkim innym sobie poradzimy – uśmiechnął się do mnie, chociaż widziałam w jego oczach morze smutku.
Nie docierało do mnie to, co słyszałam. Wylew, operacja, „ze wszystkim innym sobie poradzimy”... Z jakim „wszystkim innym?”, pytałam sama siebie. Odpowiedź przyszła, gdy zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie się ruszyć. Wylew przykuł mnie do łóżka.
Ślub odwołaliśmy jeszcze w szpitalu. Teraz nadrzędnym celem była rehabilitacja, a marzeniem chociaż siąść na wózku. Nie wyobrażałam sobie, że spędzę resztę życia, patrząc w sufit. Wyobrażałam sobie za to, że prędzej czy później zostanę sama.
Bo po co zdrowemu, młodemu mężczyźnie taki balast jak ja? Ale Paweł przy mnie trwał. Pracował na dwa etaty, żeby zarobić na moją rehabilitację, a wieczorami zamiast paść ze zmęczenia do łóżka, motywował mnie do ćwiczeń. I ćwiczył ze mną. I chyba tylko to spowodowało, że się nie poddałam.
Zebrałam wszystkie siły, jakie miałam, postanowiłam zawalczyć o siebie tak, jak Paweł walczył o mnie. Po wielu miesiącach, ze łzami szczęścia w oczach, siadłam na wózek. Chociaż wiedziałam, że do pełnej sprawności jeszcze mi daleko, zaczęłam wierzyć, że kiedyś do niej naprawdę wrócę. A Paweł postanowił sprawić mi z tej okazji niespodziankę.
– Mam dla ciebie mały prezent.
– Z okazji?
– Z okazji, że jesteś najdzielniejszą kobietą, jaką znam. Lecimy do Grecji. I nie próbuj protestować, że jeszcze nie jesteś gotowa, że wózek… Kupiłem już wycieczkę – powiedział, machając mi przed oczami dokumentami z biura podróży.
Oczywiście, że się bałam
Nie umiałam sobie jeszcze nawet wyobrazić, jak się podróżuje na wózku, bo póki co przemierzałam na nim tylko duży pokój, a najdalszymi wyprawami były wspólne spacery do pobliskiego parku. Ale kiedy zobaczyłam, gdzie lecimy, zamiast obaw pojawiło się wzruszenie.
Paweł wykupił dokładnie ten hotel, w którym mieliśmy spędzać naszą podróż poślubną.
– Pamiętałeś… – nie mogłam ukryć łez.
– No pewnie. I kiedy leżałaś pod tymi wszystkimi rurkami i urządzeniami, obiecałem ci, że jeszcze kiedyś zrealizujemy wszystkie nasze plany. No to zaczynamy od podróży do Grecji. Dwa tygodnie później siedzieliśmy już na hotelowym tarasie z widokiem na morze. I wtedy mój narzeczony zaskoczył mnie kolejny raz.
– Haneczko, a może skoro podróż poślubną mamy już zaliczoną, to po powrocie weźmiemy ślub? Zatkało mnie.
– Ale przecież ja nie chodzę. I nie wiadomo, czy będę, choć bardzo chcę, ale…
Paweł nie dał mi skończyć zdania
Po prostu położył palec na moich ustach i popatrzył prosto w oczy.
– Powiedziałem ci wtedy, że ze wszystkim sobie poradzimy. Ty mnie chyba słabo słuchałaś, bo chodziło mi o to, że do końca życia będziemy sobie radzić. Razem. Innej opcji nie ma. Z wózkiem czy bez kocham cię dokładnie tak samo mocno. Więc przestań wymyślać, tylko mi w końcu powiedz, czy te winietki to mają być złote, czy srebrne – uśmiechnął się Paweł.
Ślub wzięliśmy dwa miesiące później. Panna młoda do ołtarza została zawieziona przez pana młodego. Ubrana nie w zdobioną ślubną suknię, ale skromną sukienkę. Nie było ani winietek, ani wystawnych dekoracji stołów. Już ich nie potrzebowałam. Było to, co najważniejsze – piękna uroczystość w gronie najbliższych.
Za tydzień będziemy świętować piątą rocznicę dnia, kiedy zostaliśmy mężem i żoną. Często podkreślam, że mam w życiu ogromne szczęście. Wiele osób dziwi się wtedy: „Jakie szczęście? Przecież o mało nie umarłaś, a teraz nie chodzisz?!”. Uśmiecham się wtedy i odpowiadam: „Ale żyję. I mam wspaniałego męża, który pokazał mi, że siła miłości to nie tylko puste słowa. I to jest prawdziwe szczęście”.
Czytaj także:
„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”
„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością"