Bałam się tej emerytury jak ognia. Wielu moich znajomych ma już ten etap za sobą, i to, co opowiadali, przerażało mnie.
– Zawsze sobie obiecywałam, że jak już nie będę pracować, to wreszcie znajdę czas na wszystko. A teraz na nic nie mam siły – narzekała Lusia, moja przyjaciółka jeszcze z młodzieńczych lat.
– Mówię ci, kochana, tu strzyka, tu boli, no zupełnie nie da się żyć.
– Ależ Lusiu, co ty opowiadasz – patrzyłam na nią przerażona. – To może idź do lekarza? Masz czas, możesz się gruntownie przebadać.
– Moja droga, to przecież starość, nic innego – Lusia machnęła ręką i sięgnęła po kolejny kawałek drożdżowej babki.
– Jak będziesz w moim wieku, to sama się przekonasz, ot co.
– Jesteś ode mnie raptem o dwa lata starsza – zauważyłam.
Ale nie dodałam, że i parę kilo cięższa. To przez zamiłowanie do słodyczy. Może gdyby mniej jadła, lepiej by się czuła.
– Pożyjemy, zobaczymy – skwitowała moja przyjaciółka.
Nie mniej pesymistyczne wrażenia miał mój znajomy z pracy.
– Pracuj jak najdłużej, Teresko – powiedział podczas spotkania. – Emerytury głodowe, nic się nie da za to zrobić. Ledwie na życie starcza! A miałem takie plany przed sobą – podróże, wycieczki.
– Na nic nie mam czasu – stwierdziła moja kolejna znajoma, Basia. – Jak tylko przeszłam na emeryturę, to moje dzieci doszły do wniosku, że teraz jestem wolna i mogę zająć się wnukami. Kocham je, ale nie daję rady siedzieć z nimi od rana do wieczora. A i weekendy mam często zajęte, bo młodzi muszą się rozerwać.
Nie chcę zgnuśnieć, umrzeć z nudów!
– No to powiedz Magdzie, że chcesz mieć czas dla siebie – Magda to córka Basi, jedynaczka, jej oczko w głowie.
– Rzeczywiście, odkąd przeszłaś na emeryturę, to w ogóle nie masz kiedy się ze mną umówić…
– Ale co ty opowiadasz – Basia się oburzyła. – Taka jest kolej rzeczy. Tyle że czasami naprawdę mam już dość.
Nasłuchałam się tych opowieści wystarczająco dużo, by zacząć bać się przejścia na emeryturę. Wydawało mi się, że to kataklizm – nie będę miała pieniędzy, zacznę chorować, a najbliżsi będą mnie wykorzystywać. Głównie z tego powodu odwlekałam ten moment, jak długo mogłam. Wreszcie moja córka zaczęła na mnie naciskać, co też wydawało mi się podejrzane.
– Mamo, dlaczego ty ciągle jeszcze pracujesz? – zapytała pewnego wieczoru, gdy wpadła do mnie w odwiedziny, a ja, całkiem padnięta po robocie, odpoczywałam w fotelu. – Przecież sama widzisz, że nie masz już tyle sił co kiedyś. A finansowo sobie poradzisz. Zresztą, zobacz, tata jest na emeryturze i nie narzeka – wskazała w stronę wersalki.
Owszem, nie narzeka. Tylko że jak na niego patrzę, to tym bardziej odechciewa mi się siedzieć w domu. On całymi dniami przesiaduje na wersalce, ogląda telewizję, rozwiązuje krzyżówki, a gdy proponuję w weekendy, żebyśmy się gdzieś wybrali, to narzeka na stawy.
– Siedzielibyśmy jak dwa stare grzyby i oglądali seriale? – zapytałam Iwonę.
– Córciu, widzisz, jak tata skapcaniał. Co ja bym z nim robiła? Tak to chociaż do ludzi wyjdę, coś zrobię, poruszam się.
– Spotykać się ze znajomymi możesz i na emeryturze – moja córka wyraźnie nie była przekonana. – A naprawdę należy ci się odpoczynek!
– Oj, Iwonko, uważasz, że jestem już taka stara? – siliłam się na beztroski ton, chociaż w głębi czułam, że coś w tym jest, skoro mnie tak namawia.
Ten dzień musiał jednak kiedyś nadejść. Niestety, taka jest kolej rzeczy, że starsi ustępują miejsca w życiu młodszym. Także w pracy. Mój szef co prawda nie wspomniał, że właśnie dlatego wręcza mi wypowiedzenie. W ogóle było bardzo miło i wzruszająco. Ale rzecz się dopełniła: zostałam emerytką.
Ciągle wyszukiwałam sobie jakieś zajęcia
Pierwsze dni zajęło mi załatwianie różnych spraw papierkowych. Wcale mnie to nie przerażało, wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że mam zajęcie, że nie muszę się zastanawiać – co dalej. Bo naprawdę się bałam, że tak jak Lusia, Basia czy Waldek z dnia na dzień stanę się biedną, schorowaną staruszką. Za nic nie chciałam zmieniać trybu życia. Dlatego, chociaż przecież już nie musiałam chodzić do pracy, codziennie zrywałam się z łóżka skoro świt, jak zwykle.
– Poleż jeszcze, kobieto, gdzie ty znowu idziesz – narzekał mój mąż, gdy o siódmej dzwonił budzik. – Nie musisz się nigdzie śpieszyć, możesz odpoczywać.
– Nie wiem po czym! – broniłam się. – A poza tym w domu też jest dużo do zrobienia. O, na przykład rano do sklepu polecę, to ciepłe bułeczki kupię.
Stale szukałam sobie jakiegoś zajęcia. A to przeglądałam książkę kucharską, wyszukując pracochłonnych potraw, a to po raz kolejny odkurzałam dywany. Dzwoniłam też do znajomych i prawie codziennie umawiałam się z jakąś koleżanką na pogaduszki. Poza tym wprowadziłam system liczenia wydatków.
– Zwariowałaś – Janusz się skrzywił, gdy kazałam mu zbierać paragony ze sklepu i zapisywać, co kupiliśmy i za ile. – Przez całe życie byłaś księgową i widocznie ci to zaszkodziło.
– Musimy oszczędzać – panikowałam, wspominając smutne wyznanie Waldka, kolegi z pracy. – Emerytura jest niższa niż pensja, trzeba żyć z kartką w ręce i szanować każdy grosz.
– Co ty opowiadasz – Janusz daleki był od oszczędzania. – Z naszych obu emerytur nie tylko spokojnie przeżyjemy, ale jeszcze uda się odłożyć co nieco na wakacje. Chyba trochę przesadzasz.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie córka z pytaniem, czy nie posiedziałabym z wnuczkiem.
– Rozchorował się – wyjaśniła. – Co prawda, to nic poważnego, ale ma lekką temperaturę, nie puszczę go do szkoły.
– A nie możesz wziąć wolnego? – zapytałam ostrożnie, mając w pamięci Basię i jej zmęczenie; za nic nie dam się wrobić w opiekę nad wnukami!
– No właśnie nie bardzo, jestem sama w biurze – Iwona westchnęła. – A co, nie masz czasu? Coś sobie zaplanowałaś? Przecież jesteś na emeryturze! A może tata by mógł? Wiesz, Krzyś nie jest ciężko chory, trzeba mu tylko podać syrop, tata spokojnie sobie poradzi. A obiad ja przygotuję, wystarczy podgrzać. Co prawda, wolałabym żebyś ty przyjechała, bo jak znam tatę, to spędzą cały dzień przed telewizorem. Ale skoro nie masz czasu, trudno…
Chyba najwyższy czas trochę zwolnić
– Nie no, to może jednak ja przyjadę – zaczęłam się łamać.
Kocham wnuki, a Iwona rzeczywiście rzadko prosi mnie o takie przysługi.
– Dzięki, mamo, to tylko dwa dni, do weekendu – krzyknęła moja córka radośnie do słuchawki.
Rozłączyłam się i westchnęłam ciężko, aż mąż spojrzał na mnie z niesmakiem.
– A co ty masz takiego do roboty, że nie możesz zająć się Krzysiem? – zapytał. – Znowu będziesz rachunki spisywała? Mieszkanie pucowała? Wiesz, tobie to ta emerytura zaszkodziła. Zamiast cieszyć się wolnym czasem, wciąż wynajdujesz sobie różne zajęcia. Ze mną nie posiedzisz, do chorego wnuka nie masz kiedy jechać. Co się z tobą dzieje?
Zastanowiłam się… Od mojego przejścia na emeryturę minęły już trzy miesiące, a ja ciągle nie potrafię się cieszyć wolnością. Oczywiście, nie mam zamiaru siedzieć przed telewizorem, nie o to chodzi, ale czy faktycznie szorowanie mieszkania i ślęczenie nad rachunkami to takie świetne zajęcia?
No i Janusz ma rację – właściwie nie spędzam z nim więcej czasu, niż wtedy, gdy pracowałam. Wręcz przeciwnie – tak panicznie boję się zgnuśnieć, że już od dwóch tygodni nie oglądałam swojego ulubionego teleturnieju! A nie odpuszczałam go nigdy, od prawie 20 lat! To była nasza ulubiona rozrywka – siadaliśmy razem i rywalizowaliśmy, kto poprawnie odpowie na więcej pytań. A teraz nawet do krzyżówki nie zajrzałam – bo to takie emeryckie.
„Chyba przesadzam z tym uciekaniem od starości” – pomyślałam. Postanowiłam odpuścić. Najbliższe dwa dni spędziłam z wnusiem – było cudownie. W sobotę postanowiłam obejrzeć z Januszem film. Był zaskoczony.
Nie chciałam skapcanieć
– Wiesz, jakie to przyjemne, gdy siedzisz koło mnie? – zapytał podczas przerwy na reklamy. – Przez ostatnie dwa lata, gdy ja już byłem na emeryturze, a ty pracowałaś, ciągle byłem sam. Nawet próbowałem coś na początku robić, ale co? Moi kumple zdziwaczeli, woleli siedzieć w domu zamiast gdzieś wyjść. Czasem tylko z Mirkiem wyskoczyłem na ryby, ale to rozrywka właściwie tylko na lato! Poddałem się więc i siedziałem w domu, czekając, aż wrócisz z pracy.
– Zauważyłam – wyrwało mi się.
– No właśnie. I powoli zamieniałem się w gnuśnego starca. A przecież tak wiele obiecywałem sobie po tej emeryturze.
– Ale co ty opowiadasz! – krzyknęłam zaskoczona tym, że on przeżywał dokładnie to samo, co ja teraz. – Przecież za każdym razem, gdy chciałam cię gdzieś wyciągnąć, ty narzekałeś, że coś cię boli albo że nie masz ochoty.
– Czasem coś tam strzyknie, moje stawy, jak wiesz, nie są idealne – przyznał Janusz nieco skruszony. – Poza tym miałem podejrzenia, że ty to robisz dla mnie. Że specjalnie szukasz rozrywek, żeby mnie trochę rozruszać. A przecież normalnie pracowałaś, byłaś zmęczona. Chciałem, żebyś odpoczęła.
No i proszę – okazało się, że mój mąż nie jest aż takim grzybem, jakim się wydawał. On dla mnie tak się poświęcał! Aż się roześmiałam na tę myśl. A kiedy wyjaśniłam Januszowi, co mnie tak rozbawiło, on też zaczął się śmiać.
– Popatrz, ja tak panicznie bałam się emerytury, a do głowy mi nie przyszło, że ty też przeżywałeś takie lęki – przyznałam, gdy już się opanowaliśmy. – No to co? Zaczynamy od jutra wesołe życie staruszków? Raz się żyje, nie?
Najpierw dokładnie przejrzeliśmy nasze rachunki i wydatki. Różowo nie było, jednak doszliśmy do wniosku, że jeżeli trochę zaoszczędzimy, to stać nas będzie na rozrywki.
– A widzisz, mówiłem ci – stwierdził Janusz, wyraźnie zadowolony, że jego prognozy się sprawdzają. – Wiedziałem, że nie będzie aż tak źle, jak krakałaś.
– No, ty zapowiadałeś, że stać nas będzie też na wakacje, a to już słabo widzę – ostudziłam jego entuzjazm.
– Ale ja nie mówiłem, że będziemy jeździć na Riwierę Turecką – bronił się. – Myślałem raczej o działce albo sanatorium… Chyba na to jest szansa.
– Nie! – zaprotestowałam. – Żadnych sanatoriów. To dobre dla dziadków!
– Kochanie, ale my jesteśmy dziadkami – uśmiechnął się Janusz. – Dosłownie i w przenośni. I myślę, że powinnaś się z tym pogodzić, a nie robić plany, których i tak nie damy rady zrealizować. Mamy czas, siebie i jeszcze jako takie zdrowie. Czego więcej chcieć? Jak zaoszczędzimy, to stać nas będzie na niedrogie wycieczki. Po Polsce – bo przecież wcale jej nie znamy. Wiesz, całe życie czekałem na emeryturę. Właściwie ciągle na coś czekałem… Najpierw na ciebie, potem na dzieci, potem, aż te dzieci dorosną, potem na wnuki… A teraz nie czekam już na nic. Teraz chcę się cieszyć wolnością, wolnym czasem i tobą. Pozwolisz mi na to?
Nawet się nie spodziewałam, że mam takiego mądrego męża. Wszystko, co mówił, miało sens. I sama siebie zaskoczyłam faktem, że zaczęłam go słuchać. Od tego dnia, planując konkretny dzień, pytałam go o zdanie. I z przyjemnością patrzyłam, jak sam zaczyna zapalać się do kolejnych naszych projektów: spacerów z kijkami do nordic walking, przejażdżki statkiem po rzece, dwudniowego wyjazdu na grzyby organizowanego przez Klub Seniora na naszym osiedlu.
– A wiesz, Januszku, że ten klub nawet mi się podoba – przyznałam po powrocie. – Może byśmy poszli na kilka spotkań? Zawsze człowiek kogoś pozna, czegoś nowego się nauczy. I wcale nie tacy straszni tetrycy tam chodzą…
Uczyliśmy się więc nowych rzeczy
– Możemy spróbować – przytaknął i skrzywił się, siadając w fotelu. – Tylko proszę, weź pod uwagę, że moje stawy jednak nie są w idealnym stanie i nie mogę biegać, tak jak dziś, przez cały czas. Było bardzo przyjemnie, ale to jednak forsująca rozrywka.
– Ale z tego, co opowiadali, to oni nie tylko jeżdżą na wycieczki – zaprotestowałam. – Urządzają sobie jakieś spotkania przy słodkościach, potańcówki…
– O nie, moja droga! – krzyknął Janusz. – Tańczyć to ja już od dawna nie mogę, i dobrze o tym wiesz. A na pewno nie będę patrzeć, jak wirujesz na parkiecie w objęciach innego faceta, na to jestem zbyt zazdrosny!
Roześmiałam się. Nagle przypomniało mi się, jak byliśmy młodzi. Janusz często przekomarzał się ze mną, że jest o mnie zazdrosny, a ja go drażniłam, że kiedyś to sprawdzę.
– Dobra, potańcówki odpadają – zgodziłam się. – A jakieś gry?
W ten oto sposób zaczęliśmy kolejny etap naszego życia. Janusz się śmieje, że to jest świadoma emerytura. Nie szukamy już na siłę zajęcia, wybieramy po prostu to, co nas interesuje. Zdarza nam się przesiedzieć cały dzień przed telewizorem, ale pilnujemy, by następny spędzić aktywnie. Bez szaleństw, oczywiście, ale jednak w ruchu.
– Słuchaj, Tereska, w sobotę w parku organizują jakieś zajęcia fotograficzne, przyroda w obiektywie – powiedział któregoś dnia mąż, przeglądając osiedlową gazetkę. – Spróbujemy?
– Ale przecież my nie potrafimy robić zdjęć – zdziwiłam się.
– No to co? – Janusz wzruszył ramionami. – Nauczymy się. Jakiś aparat poniewiera się w szafie, prawie nieużywany. Przejdziemy się po parku, dotlenimy. A przy okazji poznamy coś nowego. Nie święci garnki lepią, my sobie też pewnie poradzimy. Może będziemy musieli poświęcić nieco więcej czasu na naukę, ale mamy go chyba w nadmiarze, nie?
A to fotografowania, a to obsługi komputera, a to gry w brydża. Odkrywaliśmy nowe rzeczy i… siebie. Ja ze zdumieniem patrzyłam na męża, którego nie znałam jako tak kreatywnego i otwartego człowieka. On z kolei nie mógł się nadziwić, że jestem zgodna i nie dyktuję mu, co ma robić.
– Taka byłam apodyktyczna przez te lata? – zdziwiłam się.
– Trochę – potwierdził. – Może dlatego, że ciągle miałaś coś na głowie i nie miałaś czasu dla siebie.
Ucałowałam go. I w momencie, gdy dotykałam ustami jego policzka, gdy poczułam jego zapach, ciepło skóry, zrozumiałam, jak bardzo go kocham. I że to cudownie być z nim na emeryturze! Mamy czas dla siebie, chodzimy na spacery… Nierzadko zdarza nam się trzymać za ręce, gdy siedzimy na ławce w parku, oglądając kaczki czy łabędzie.
Jak zakochana młoda para
Gdy mamy ochotę, spotykamy się ze znajomymi, a gdy uda się odłożyć parę groszy, idziemy do kina albo jedziemy za miasto, na krótki „wypad”. Owszem, czasem zdrowie nie dopisuje i musimy zrezygnować z jakiejś eskapady. Bywa też, że pod koniec miesiąca stać nas tylko na zupę ryżową i bułkę z białym serem. Ale nie głodujemy i mamy siłę, by cieszyć się naszą wolnością.
Kiedyś umówiliśmy się z naszą córką w parku. Zabraliśmy wnuki na spacer, a ona z mężem pojechała w tym czasie zrobić zakupy. Gdy szli odebrać dzieci, my akurat staliśmy przytuleni do siebie, patrząc, jak Krzyś ze swoją siostrzyczką biegają po placu zabaw.
– Mamo, czy ty wiesz, jak wy ślicznie wyglądacie? – zapytała Iwona, podchodząc do nas. – Tak słodko, uroczo, jak zakochana młoda para. Widziałam, jak ludzie się za wami oglądają i uśmiechają. Wzbudzacie takie pozytywne uczucia.
– To prawda – zięć ucałował mnie w policzek i przywitał się z Januszem.
– Ja nieraz mówiłem Iwonie, że taka miłość jest niespotykana!
– To prawda! – przytaknęła Iwona. – Większość emerytów, jakich znam, to zrzędzący i narzekający na wszystko staruszkowie. A wy kwitniecie!
– Wiesz, córciu, bo tak sobie myślę, że jednak starość się Panu Bogu udała – powiedział mój mąż. – Tylko nie każdy potrafi to przyznać i się tym cieszyć.
Czytaj dalej:
„Moje życie legło w gruzach. Przeszłam na emeryturę i zostałam zupełnie sama. Nową miłość spotkałam w... piaskownicy?”
„Gdy przeszłam na emeryturę, rodzina uznała, że zaraz położę się do grobu. Ta banda baranów podcinała mi skrzydła”
„Mąż i dzieci są na mnie obrażeni, bo nie przeszłam na emeryturę. Już myśleli, że będą mieć darmową niańkę i gosposię”