„Gdy przeszłam na emeryturę, rodzina uznała, że zaraz położę się do grobu. Ta banda baranów podcinała mi skrzydła”

Załamana staruszka fot. Adobe Stock, New Africa
„Ja nie chciałam być stara! Fakt, niedługo skończę 63 lata, ale przecież to piękny wiek! Wciąż mam wszystkie zęby, ładną sylwetkę z prostymi plecami i mnóstwo energii! Czy naprawdę muszę na siłę kłaść się na kanapie i czekać, aż przyjdzie po mnie kostucha, jak wmawia mi otoczenie?”.
/ 17.10.2022 15:15
Załamana staruszka fot. Adobe Stock, New Africa

Długo się zastanawiałam, czy przejść na emeryturę w wieku sześćdziesięciu lat. Miałam jednak szansę jeszcze trochę popracować, a że nie cierpię bezczynności, zostałam w szpitalu kolejne dwa lata. Potem jednak już nie dano mi wyboru i po prostu musiałam się przestawić na emerycki tryb życia.

– Nie mogę spać – skarżyłam się Jurkowi, budząc go wierceniem się o drugiej w nocy.

O tej porze, podczas dyżuru, zawsze obchodziłam sale i sprawdzałam, czy u pacjentów wszystko w porządku. Najwyraźniej mój organizm tak do tego przywykł, że po prostu automatycznie wyrywał się ze snu o tej godzinie.

Jeszcze gorzej było tuż nad ranem – zmiana pielęgniarek następowała u nas o szóstej i na tę właśnie godzinę się stawiałam w dyżurce. W tym celu wstawałam zawsze o piątej pięć. Po czterdziestu latach takiego reżimu nie byłam w stanie obudzić się rano ani minuty później. O piątej siedem zatem byłam już codziennie w kuchni i syczałam ekspresem jak przez ostatnie cztery dekady.

– Kobieto, jesteś na emeryturze! – mruczał sennie mąż – Wyśpij się wreszcie porządnie, powyleguj, a nie zrywaj, jakbyś miała dokąd.

Rany boskie, przecież ja wkrótce zdechnę z nudów

Łatwo powiedzieć. Jurek od zawsze prowadzi własny biznes – może przychodzić do warsztatu, kiedy zechce, no i nie cierpiał drylu, który był moim sposobem na życie. Hmm, właściwie to nigdy tak o tym nie myślałam – po prostu wykonywałam swoją pracę. Ale teraz okazało się, że bez ustalonego harmonogramu tygodnia nie potrafię funkcjonować.

Nudziłam się jak mops podczas leniwych przedpołudni z latynoskimi serialami. Nie mogłam przywyknąć do tego, że nie mam stałych obowiązków, no i brakowało mi tego poczucia, że jestem potrzebna. W szpitalu zawsze było coś do roboty, a ja jej nie unikałam. Lubiłam mieć konkretne zadania, a nie – jak teraz – jedynie ogólny zarys tego, co być może zechce mi się dziś zrobić…

– Mamo, w twoim wieku powinnaś więcej odpoczywać – powiedziała córka i zrozumiałam, że emerytura to mój najmniejszy problem.

Ja nie chciałam być stara! Fakt, niedługo skończę sześćdziesiąt trzy lata, ale przecież to piękny wiek! Wciąż mam wszystkie zęby, ładną sylwetkę z prostymi plecami i mnóstwo energii! Czy naprawdę muszę na siłę kłaść się na kanapie i czekać, aż przyjdzie po mnie kostucha, jak wmawia mi otoczenie?

Któregoś dnia wsiadłam na rower i postanowiłam wykorzystać nadmiar wolnego czasu, pedałując po okolicy. Lato było w pełni, a ja nie mogłam się nadziwić, jak wiele mi umykało, kiedy śmigałam tylko do szpitala i z powrotem. Dopiero teraz na przykład zauważyłam niewielką tablicę z informacją, że kilometr dalej znajduje się ośrodek „Słoneczna Dolina”.

Zaciekawiona, co to takiego, zjechałam w wąską drogę i po paru minutach stałam przed pięknym, renesansowym budynkiem z żółtej cegły. Napis na ogrodzeniu głosił, że jest to Dom Seniora. Przypięłam rower do siatki i weszłam na teren ośrodka.

Ależ tam było pięknie! Zadbany ogród z częścią warzywną, urocze oczko wodne i kilkanaście ławeczek rozsianych na trawie. Zwróciłam uwagę na czterech staruszków grających w karty przy drewnianym stole. Dwie wiekowe damy spacerowały wolniutkim krokiem wokół sadzawki, a jakaś para po osiemdziesiątce ewidentnie romansowała w zacienionej altance.

– Pani w odwiedziny? – korpulentna kobieta w błękitnym uniformie zagadnęła do mnie z ganku. – Do kogo?

– Nie, ja tylko się rozglądam… – zmieszałam się. – Zaraz sobie pójdę.

– Ależ proszę do środka! – zaprosiła mnie gestem. – Wciąż mamy wolne pokoje. Chciałaby pani umieścić u nas kogoś bliskiego?

Wie pani co? Przyszłam tu w sprawie pracy!

Pomyślałam, że najwyraźniej wzięła mnie za potencjalną klientkę. Już się zorientowałam, że przypadkowo znalazłam prywatny ośrodek spokojnej starości, i byłam nieco zdziwiona, że nie wygląda jak z okropnych opowieści, którymi straszą się nawzajem ludzie, mówiąc „nigdy nie oddam mamy do umieralni”.

Według mnie, ten konkretny dom opieki był miejscem ładnie położonym, przyjaznym i z dobrą atmosferą. Błysnęła mi nawet myśl, że nie miałabym nic przeciwko temu, żeby zamieszkać w takim miejscu kiedy będę NAPRAWDĘ stara. Ale póki co, rozglądałam się tam oczami gościa.

Chciałam odejść, ale ponieważ potrzebowałam skorzystać z toalety, więc jednak weszłam do niewielkiego holu. Stały tam żywe rośliny i kilka wygodnych foteli. Już miałam przyznać się do swojej przypadkowej tam obecności, gdy otworzyły się drzwi i wyszła z nich kobieta mniej więcej w moim wieku.

– Będzie nam ciebie brakować, Basiu! – powiedziała do niej ta, która mnie zaprosiła, całując ją w policzek.

– Mam nadzieję, że szybko znajdziecie kogoś na moje miejsce – odpowiedziała tamta Basia i zeszła po schodach.

W tym momencie zaświtała mi w głowie pewna myśl.

– Czy podać pani nasz folder? – usłyszałam nowy głos tuż obok.

– Nie, ja w zasadzie w sprawie pracy – odpowiedziałam wysokiej blondynce w okularach. – Słyszałam, że zwalnia się u was posada…

– Tak, zwolniła się dokładnie pół minuty temu – zaśmiała się blondynka. –  Ale faktycznie rozesłaliśmy już wici. Szukamy pielęgniarki z doświadczeniem. Praca tylko w dzień, od szóstej do czternastej. Byłaby pani zainteresowana? – spojrzała na mnie bystro.

– Bardzo! – poczułam, że ogarnia mnie ekscytacja.

Podobało mi się to miejsce, było niedaleko mojego domu, a praca w idealnych godzinach. Zamiast gapić się na romanse Alejandrów i Pedrów z rozmaitymi Juanitami, mogłabym znowu być komuś potrzebna, a przy tym zarobić parę groszy. Jeszcze tego samego dnia przeszłam rozmowę z kierowniczką ośrodka, wypełniłam dokumenty i umówiłam się na krótkie szkolenie.

Jeszcze nie czas na starość, moi drodzy

– Że też w twoim wieku nie masz dość pracy, mamo – westchnęła córka. – Przecież mogłabyś całymi dniami nic nie robić. Nie o tym marzyłaś przez całe życie?

– Po pierwsze… – odchyliłam palec lewej ręki, patrząc jej w oczy – nigdy nie marzyłam o bezczynności. Przeciwnie, ona mnie dobija! Po drugie – drugi palec – wciąż będę wracała do domu parę minut po czternastej, więc zostanie mi sporo czasu na odpoczynek. A po trzecie: co to ma niby znaczyć „w twoim wieku”? Wszyscy jesteśmy w tym samym wieku: w dwudziestym pierwszym! I lepiej o tym pamiętaj, moja panno, bo ja nie zamierzam się tak szybko zestarzeć!

Na szczęście córka i mąż szybko pogodzili się z tym, że ponownie jestem aktywna zawodowo, a ja polubiłam swoich nowych podopiecznych. Szczególnie „brydżystów”, czyli tych czterech starszych panów, których zobaczyłam przy kartach pierwszego dnia. Wszyscy mieli pod dziewięćdziesiątkę i wszyscy otwarcie ze mną flirtowali.

– Ech, gdybym był młodszy, to pani mąż musiałby się mieć na baczności! – żartował, puszczając do mnie oko, pan Eustachy, były strażak. – Zawsze lubiłem młodsze dziewczyny!

– Żadna ze mnie dziewczyna – roześmiałam się. – Wie pan, ile ja mam lat? Sześćdziesiąt trzy! – postawiłam na szczerość.

– No to dzieciak z pani! – parsknął pan Józek. Wiedziałam, że miał dziewięćdziesiąt jeden lat, ale umysł jak brzytwa, a odwiedzały go dwie kobiety w moim wieku. – W pani wieku to ja dopiero trzeci ślub brałem! Toż to była jeszcze młodość! A i kochanki mi się zdarzały.

Nie byłam do końca pewna, czy żartował, bo był tak pełen życia, że uwierzyłabym w ten jego wigor trzydzieści lat temu, a te dwie kobiety to chyba o sobie nawzajem nie wiedziały. Roześmialiśmy się wszyscy w piątkę, a ja pomyślałam, że chciałabym za dwadzieścia parę lat być taka jak oni: pełna wigoru, przyjazna innym i skora do żartów. I sądzę, że przy moim podejściu do życia mam na to spore szanse, ale na razie jeszcze nie czas na starość!

Czytaj także:
„Wstydziłam się związku z mężczyzną w wieku mojego syna. Nie chciałam, żeby sąsiedzi plotkowali, że jestem jego sponsorką”
„Kocham swoją żonę. Nigdy nawet na myśl mi nie przyszedł żaden skok w bok. Przez 1 błąd mogę stracić wszystko"
„Nie wiem, gdzie jest mój mąż i to jest najgorsze. Jak człowiek umiera, to odwiedza się jego grób. A co ja mam? Setki pytań w głowie"

Redakcja poleca

REKLAMA