„Chciałam się rozwieść, więc przyjechałam do babci o poradę. Ta mnie zbeształa i kazała i wrócić do męża”

babcia i wnuczka.png fot. fizkes
„Do swojej starej torby babcia spakowała moje rzeczy, bo nie chce, żebym wciąż do niej uciekała. Powiedziała mi, że ucieczka to nigdy nie jest dobry pomysł. Muszę się nauczyć rozmawiać z mężem, żyć z nim, po prostu, dzień po dniu, rok za rokiem”.
/ 10.07.2023 09:15
babcia i wnuczka.png fot. fizkes

Zawsze przyjmowała mnie z otwartymi ramionami. Czemu więc teraz odsyła mnie do domu?!

– Niech cię szlag! – wrzasnęłam i wybiegłam na zewnątrz.

Wyleciałam przez furtkę, wsiadłam do auta i odjechałam niemal z piskiem opon. „Co za kretyn! Jak on mógł?!” – tłukło mi się po głowie. Na szczęście mieszkamy poza miastem i okoliczny ruch jest niewielki, więc jadąc przez pola i lasy, mogłam się wściekać bez obaw o własne bezpieczeństwo.

Chwilę pokrążyłam po okolicy, a potem zatrzymałam się na pobliskim leśnym parkingu, pustym o tej porze. Wyjęłam ze schowka ukrytą tam paczkę papierosów i wyszłam z auta. Fajki były schowane na czarną godzinę, taką właśnie jak ta. Wypaliłam papierosa, robiąc rundkę dookoła parkingu, a kiedy podeszłam z powrotem do samochodu, wiedziałam już, co robić.

Zadzwoniłam do babci

Włączyłam zestaw głośnomówiący, wybrałam numer i ruszyłam w drogę.

– Halo, babciu? Co tam? Masz jakichś gości albo spodziewasz się?

– Cześć, wnusiu! Nie, żadnych gości nie mam i żadnych się nie spodziewam. A co, nie daj Bóg, znowu się z Pawełkiem pokłóciłaś?

– Babciu, nie śmiej się, to poważna sprawa. Chciałabym przyjechać na dzień, dwa do ciebie. I już jestem w drodze. Cieszysz się? – zapytałam, udając pewniejszą, niż byłam.

– Ech, Heluś, zawsze to samo, jak dzieci! Jak dzieci! Kiedy ty dorośniesz w końcu, co? Już tak nie wzdychaj, nie wzdychaj. Czekam na ciebie, jak zawsze.

U niej ogarnął mnie spokój

Uff, no dobrze. Babcia tradycyjnie już przyjmie mnie pod swój dach. Ja odpocznę, głowę przewietrzę, i będę mogła wrócić do swojego życia. Jak dobrze mieć babcię!

Po niecałych dwóch godzinach drogi byłam na miejscu. Nie musiałam się kłopotać o ciuchy ani inne rzeczy, bo u babci miałam swój zestaw, który zawsze na mnie czekał.

W trakcie tych dwóch godzin emocje zdążyły już ze mnie nieco opaść, a kiedy zajechałam pod dom babci, natychmiast poczułam, jak ogarnia mnie błogość. Dobry miałam pomysł! Już po chwili babcia szła w moim kierunku, szeroko rozkładając ramiona, a ja w nie wpadłam jak w ciepłą kołderkę.

Uściskałyśmy się serdecznie, ja babcię obcałowałam, a ona z kolei, ruchem pamiętanym przeze mnie od zawsze, ręką twardą, ale serdeczną, pogłaskała mnie po głowie.

Dzień dobry, złośnico. Ogórkowa gotowa, masz szczęście. Rozbierz się, umyj ręce i siadajmy do stołu. Opowiesz mi potem – ucięła moje ewentualne zapędy.

Nie może mi już pomagać?

Obiad był pyszny, wszystko dookoła swojskie i znajome. Kiedy przeniosłyśmy się na kanapę z poobiednią kawą (ja piję czarną, parzoną, jak za dawnych lat, babcia zbożową), westchnęłam ciężko i zaczęłam rozmowę.

– Babciu, nawet nie masz pojęcia, jak ja ci zazdroszczę, że z dziadkiem przeżyliście w małżeństwie ponad pięćdziesiąt lat, kiedy ja chyba nawet pięciu nie dotrwam.

– Też coś! – prychnęła babcia. – Nie dotrwa! Widzieli ją! Oj, dobrze, że przyjechałaś, bo już dawno się zbierałam do tej rozmowy.

– Ty?! – wyjąkałam, całkowicie zbita z tropu.

– A tak. I pewnie powinnam zebrać się wcześniej, no ale lepiej późno niż wcale. Helenko, tak nie może dalej być.

– Wiem, babciu! I chyba będę się rozwodzić! Paweł znowu…– zaczęłam, ale babcia nie pozwoliła mi dalej mówić.

– Tak, wiem, wiem, Paweł znowu o czymś zapomniał albo Paweł znowu cię nie rozumie, albo Paweł znowu cokolwiek. Wiem. To nie jest pierwszy raz, wnusiu. Ani drugi. Trzy miesiące temu było tak samo. I w zeszłe lato. I wcześniej. Po ostatnim razie dużo myślałam o tym wszystkim. O tobie, o Pawełku, o mnie i o dziadku. I wiesz co? Zrozumiałam, że jeśli dalej będę ci tak „pomagać”, to faktycznie nie macie szansy na trwałe małżeństwo.

– Jak to? Co ty mówisz, babciu?– nie rozumiałam.

– A tak to, Helciu. Zobacz, jak masz dokąd uciec, to będziesz uciekać w nieskończoność. Tak to już jest. Ja nie miałam takiej możliwości i to chyba dobrze. Może też dzięki temu musiałam się nauczyć rozmawiać z mężem, żyć z nim, po prostu, dzień po dniu, rok za rokiem. Musiałam się tego nauczyć, jeśli chciałam mieć dobre życie, bo furtek awaryjnych nie było. W tamtych czasach rozwód nie wchodził w grę.

– Tak, wiem. I strasznie wam, kobietom z tamtych czasów, współczuję.

– Hm, nie wiem, czy jest czego. To znaczy ja za żadnym przymusem nie jestem i wiem, że są takie sytuacje, że inaczej się nie da. Ale myślę też, że teraz zbyt łatwo wam, młodym, przychodzi wymienianie na nowe tego, co się popsuło. I to nie tylko w związkach, w sprzętach domowych też. O, zobacz – powiedziała babcia i wskazała palcem na przedpotopowe, ciężkie jak smok żelazko stojące na półce. – Ja to żelazko mam jeszcze z czasów, jak po ślubie wyprawę kompletowaliśmy. Psuło się sto razy, ale dziadek zawsze naprawiał. Odpukać, jeszcze działa. A ty? Ile żelazek w życiu kupiłaś?

– Ja wiem? Ze cztery, może pięć? – powiedziałam.

– No widzisz. A jesteś ode mnie więcej niż połowę młodsza.

– Do czego zmierzasz, babciu?

– Do naprawiania, dziecko. Słuchaj dalej – rozwodów się nie praktykowało, a ja nie miałam babci ani nikogo innego, do kogo mogłabym uciec tak, jak ty uciekasz do mnie. Moja mama nigdy by mnie nie przyjęła, bo jej zdaniem miejsce kobiety było przy mężu. Nie mogłam też wyjść z domu i z niego zniknąć, miałam przecież troje małych dzieci, a dziadek, jak wiesz, w każdej chwili mógł być wezwany do jednostki.

– No ale poczekaj, babciu, poczekaj. Przede wszystkim, po co ty byś miała uciekać, skoro tak zgodnego małżeństwa jak wy to nie było chyba na świecie? Tak tylko porównujesz teoretycznie czy jak?

– Hela, ty do mnie jak do profesora nie mów. Ty lepiej mi powiedz, czy myślisz, że zgodne małżeństwo to takie, które nigdy się nie kłóci.

– No, może nigdy to nie. Czasem. I o bzdury.

– No to źle myślisz, dzieciaku, źle. Myśmy z dziadkiem akurat kłócili się dość często na początku, a potem, chociaż rzadziej, to poważniej.

– Tak?– Otworzyłam oczy szerzej.

– A o co na przykład?
– Co ja ci na stare lata małżeńskie sekrety będę zdradzać. – Babcia puściła do mnie oko i wyglądała w tej chwili, przysięgam, jak młoda dziewczyna. – Dość ci wiedzieć, że i zazdrość poznałam, i ból, i samotność najgorszą, bo we dwoje. Długo się z dziadkiem układaliśmy, długo dopasowywaliśmy. Z czasem utarł się taki zwyczaj, że siadaliśmy przy tym stole – babcia wskazała ręką – i rozmawialiśmy. Rozmawialiśmy do skutku. To dziadek mnie tego nauczył. Czasem były łzy, czasem ktoś głos podniósł, ale nie wstawaliśmy od niego, dopóki sobie nie przypomnieliśmy, dlaczego wzięliśmy ślub.

Babciu, mówisz zupełnie jak współczesne psycholożki i terapeutki! – zaśmiałam się.

– To one mówią jak ja! – odpowiedziała ze śmiechem babcia. – I widzisz sama, coś w tym musi być! Dlatego właśnie, Helenko, postanowiłam przestać ci utrudniać życie małżeńskie.

– Jak to?

– A tak. Nie chcę, żebyś zostawała– ani na jedną, ani na parę nocy.

– Babciu!

– Cicho, dokończę. Do mojej starej torby spakowałam twoje rzeczy, bo nie chcę, żebyś do mnie uciekała. Ucieczka to nie jest dobry pomysł, prawie nigdy.

– Ale babciu! Wyrzucasz mnie?– zapytałam z niedowierzaniem. Jeszcze chwila, a się rozpłaczę!

– Hela, bo jak cię trzepnę! – babcia zrobiła zamach na niby. – Przecież ty głupia nie jesteś. Zrozum, co stara babcia do ciebie mówi! Zamiast uciekać jak dziecko, zachowaj się jak dorosła kobieta. Wracaj do domu i porozmawiaj z mężem. Nie odsuwaj się od niego. Nie obrażaj się. Nie dąsaj. Rozmawiaj. To jedyny sposób na porozumienie. No, ale dość. Zanim pojedziesz, chodźmy do ogrodu, śliwki obrodziły wspaniale, nazrywasz sobie i może jutro placek ze śliwkami wam upieczesz? Byłoby miło. – Babcia trzepnęła się po kolanach i podniosła z kanapy.

Co miałam robić? Poszłam za nią do ogrodu. Nazbierałam pełen koszyk wspaniałych, dojrzałych i słodkich śliwek z babcinego ogrodu. Zrobię konfitury!

Obiecałam, że to przemyślę

W trakcie zbierania owoców nie wracałyśmy już do tematu, najwyraźniej babcia doskonale wyczuła, kiedy odpuścić, i wiedziała też, że potrzebuję czasu na przemyślenie wszystkiego. Gawędziłyśmy więc o tym i owym – babcia opowiadała, co słychać w życiu sąsiedzkim, a ja trochę o pracy, trochę o swoim nowym hobby – frywolitkach.

Po krótkim pożegnaniu ruszyłam w drogę powrotną, składając babci solenną obietnicę, że poważnie pomyślę o tym, co mi powiedziała. Jechało się dobrze, ruch o tej porze był płynny, więc mogłam analizować słowa babci do woli.

Im dłużej myślałam o tym, co babcia mi powiedziała, tym bardziej przyznawałam jej rację. Rozmowa, ha! Kiedy ja ostatnio naprawdę rozmawiałam z Pawłem?

Od dłuższego czasu wymieniamy się tylko komunikatami, pędząc na oślep przez dni, które zamieniają się w tygodnie, a potem miesiące i lata…Gdzie się zgubiliśmy? Dlaczego mam dla niego tyle wrogości? Dlaczego tak często przypisuję mu złe intencje? Czyżbym wierzyła, że mój mąż mnie nie kocha?

Nie, no skąd! I ja kocham jego, oczywiście, że tak. W takim razie jaki jest powód tego, że nie możemy się porozumieć?

Ech… Rozczuliłam się odrobinę, a w sercu poczułam napływ ciepła. Zamrugałam, żeby pozbyć się wilgoci z kącików oczu, a przy okazji rozejrzałam się trochę po bokach. Aha, już niedaleko. O, za trzy kilometry stacja. Zatrzymam się na niej, kupię wino i napiszę do męża. Nie, lepiej zadzwonię.

Paweł nie spodziewał się mnie prędko

Po chwili zaparkowałam auto, zrobiłam zakupy i zanim ruszyłam dalej, sięgnęłam po telefon.

– Halo, Pawciu? To ja… Przepraszam. Strasznie byłam głupia, strasznie jestem głupia. Przepraszam. I jeszcze raz cię przeproszę, ale już osobiście. Jesteś w domu? Bo ja za jakieś czterdzieści minut będę i strasznie potrzebuję z tobą porozmawiać. I cię zobaczyć. I przytulić.

– Rany boskie, Hela, to się nazywa zmienność nastrojów! Czy ja mam zawału dostać? – zapytał najukochańszy na świecie głos, a ja aż kwiknęłam z radości i bezbrzeżnej ulgi.

– Nie dostawaj, poczekaj na mnie, to cię będę reanimować. Kończę, do zobaczenia w domu!

Rozłączyłam się i odpaliłam silnik. Po chwili zgasiłam go jednak, jeszcze raz sięgnęłam po telefon i prędko napisałam SMS-a: „Babciu, DZIĘKUJĘ! Zadzwonię jutro, a tymczasem trzymaj kciuki za dzisiejszy wieczór! Całuję!”. 

Czytaj także:
„Moja mama uważa, że rozwód to najgorszy grzech. Muszę jej w końcu wyznać prawdę, dlaczego chcę się rozstać z mężem”
„Wnuczka okłamuje mnie i wyciąga ode mnie pieniądze. Udaję, że we wszystko wierzę, bo tylko dzięki temu mam z nią kontakt”
„Wiedziałam, że moja wnuczka jest leniwa, ale nie sądziłam, że jest oszustką! Perfidnie mnie wykorzystała”

 

Redakcja poleca

REKLAMA