Odkąd pamiętam, moja babcia zawsze powtarzała, że niczego w życiu nie można zostawić przypadkowi. Dlatego zawsze wszystko drobiazgowo planowała, starając się najpierw przewidzieć, a potem wykluczyć niespodzianki, które te plany mogą zniweczyć.
Przygotowania do zwykłego przyjęcia imieninowego przypominały u niej narady w sztabie generalnym przed wielką bitwą, a każdą decyzję poprzedzały wielogodzinne rozmyślania i rozpatrywanie argumentów „za” i „przeciw”. Wszyscy w rodzinie trochę naśmiewaliśmy się z tej jej drobiazgowości i skrupulatności, ale robiliśmy to po cichu. Nie chcieliśmy sprawiać jej przykrości, a poza tym uważaliśmy, że ta przesadna dokładność ma swoje dobre strony. Na babcię zawsze można było liczyć, a jak się do czegoś zabrała, to robiła to perfekcyjnie.
Wszystkiego się chyba spodziewałam, ale nie tego!
Trzy miesiące temu babcia miała zawał. Nigdy wcześniej nie chorowała, a tu nagle bach! Szła do sklepu, zrobiło się jej duszno i osunęła się na ziemię. Dobrze, że jakiś przechodzień szybko wezwał pogotowie, bo nie wiadomo, czym by się to wszystko skończyło. W każdym razie trafiła do szpitala, a lekarze ocalili jej życie, wstawiając stent.
Wróciła do domu trochę osłabiona, ale ogólnie w całkiem niezłej formie. Myślałam, że będzie teraz odpoczywać, nabierać sił. Ale nie. Od razu wezwała mnie do siebie i z poważną miną oświadczyła, że muszę jej pomóc w organizacji pogrzebu. Jej własnego!
Byłam w szoku. Wszystkiego się spodziewałam, tylko nie tego. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się więc w nią szeroko otwartymi oczami.
– Jak to, pogrzebu? Przecież ty jeszcze żyjesz! – wykrztusiłam, gdy już doszłam do siebie.
– Szczęśliwie tak, bo ten miły człowiek błyskawicznie wezwał pomoc. Ale co będzie, gdy moje serce znowu nawali i nikogo nie będzie w pobliżu?
– A tam, takie gadanie. Lekarz powiedział, że jak na swój wiek trzymasz się całkiem nieźle. Będziesz z nami jeszcze przez wiele lat.
– Chciałabym kochanie, naprawdę bardzo bym chciała. Ale kto by tam wierzył lekarzom? Pamiętasz, jak było z dziadkiem? Po badaniach usłyszał, że jest zdrowy jak rydz. A miesiąc później już go nie było wśród żywych. I co? Wszystko załatwialiśmy na wariata, w pośpiechu. Wiesz, jak tego nie cierpię.
– Wiem… Ale organizacja pogrzebu tak właśnie zwykle wygląda. Nikt nie zna przecież dnia ani godziny…
– To prawda. Ale wiele spraw można ustalić i załatwić jeszcze za życia. Właśnie po to, żeby w razie czego uniknąć chaosu.
– No nie wiem… Przysłowie mówi: „Nie wywołuj wilka z lasu”. A je wierzę w mądrość przysłów – próbowałam ją jeszcze zniechęcić.
– A tam, głupie przesądy! Proszę cię, zrób to dla mnie. Będę spokojniejsza… – złożyła dłonie w błagalnym geście.
– No dobrze, niech ci będzie – poddałam się. Czułam, że mój opór nie ma sensu, że dotąd będzie naciskać, prosić, dopóki się nie poddam. Taka już była. Gdy już sobie coś postanowiła, to musiała postawić na swoim.
Wszyscy byli zszokowani
Babcia zabrała się za planowanie pogrzebu z wielkim sercem i zaangażowaniem. Na początek kupiłyśmy ubranie na ostatnią drogę. Spędziła na przymierzaniu pół dnia, zanim wybrała odpowiednią garsonkę, buty i torebkę.
– A na jaką to okazję? – dopytywała się sprzedawczyni.
– Na pogrzeb – odparła.
– Pudrowy róż? Na pogrzeb?
– A co? Jak do trumny to od razu musi być czarne? – odparowała babcia.
– To znaczy, że… – zamilkła, bo chyba zabrakło jej słów.
– To znaczy, że na tamtym świecie chce być elegancka i modna – dokończyła za nią.
Sprzedawczyni więcej się już nie odezwała, ale zauważyłam, że gdy wyszłyśmy, przeżegnała się szybko trzy razy.
Reakcja właściciela restauracji, w której miała odbyć się stypa, była podobna. Gdy usłyszał, że termin przyjęcia jest jeszcze nieznany i że szczegóły ustala przyszła nieboszczka, omal trupem nie padł. Babcia wcale się tym jednak nie przejęła. Obejrzała salę, ustaliła menu… Gdy skończyłyśmy, restaurator dyskretnie odciągnął mnie na bok.
– Wie pani, różni ludzie tu u mnie imprezy zamawiali. Ale z czymś takim jeszcze się nie spotkałem – szepnął do mnie.
– No cóż, babcia taka już jest. Nad wszystkim musi mieć kontrolę – odparłam. Pożegnał się z nami bardzo uprzejmie, ale założę się, że uważał nas za wariatki.
Ale to wizyta na plebanii przebiegła najbardziej burzliwie. Ksiądz początkowo nie chciał w ogóle rozmawiać z babcią. Twierdził, że robi sobie żarty z poważnej uroczystości. W pewnym momencie miałam wrażenie, że chce wyrzucić nas za drzwi. Dopiero gdy babcia wspomniała, że za ostatnią posługę jest w stanie zapłacić okrągłą sumkę, zmienił front. Cierpliwie wysłuchiwał jej próśb, a potem… podawał ceny.
Skrzypaczka tyle, organista tyle, drugi ksiądz tyle, dywan tyle, kwiaty przy ołtarzu tyle. Gdy wyszłyśmy, w głowie mi się kręciło od tych sum. Tymczasem babcia wyglądała na zadowoloną.
– No to teraz pozostała nam już tylko jedna wizyta – uśmiechnęła się.
– Jaka?
– No, w zakładzie pogrzebowym.
– A nie możemy tego odłożyć na jutro? – zapytałam, bo byłam już zmęczona tym całodziennym chodzeniem.
– Mowy nie ma. Jak się coś zaczęło, trzeba dokończyć. Ale nie martw się, mam jednego faworyta. Byłam na kilku pogrzebach organizowanych przez ten zakład i, trzeba przyznać, spisali się świetnie. Przepiękny karawan, pracownicy w nienagannie wyprasowanych mundurach i białych rękawiczkach – wyliczała.
– To po co tam jedziemy?
– Jak to po co? Żeby wybrać trumnę. Nie zamierzam leżeć w byle czym! – obruszyła się i pociągnęła mnie w stronę samochodu.
Babcia chwilę później już leżała w trumnie
Pracownicy zakładu pogrzebowego byli zachwyceni zapobiegliwością babci. Przedstawili jej całą ofertę, pokazali różne opcje. A na koniec zaprowadzili do salonu wystawienniczego z trumnami. Zamierzałam wyjść na zewnątrz, bo takie miejsca mnie przerażają, ale babcia mnie powstrzymała.
– Zwariowałaś? Ktoś musi mi doradzić, powiedzieć, czy dobrze wybrałam!
– A tam, poradzisz sobie sama – broniłam się jeszcze.
– Mowy nie ma. Tyle już wytrzymałaś, to i z widokiem trumien sobie poradzisz – ucięła.
Wybierała tak samo długo jak garsonkę. Marudziła, kręciła nosem. A to kolor się jej nie podobał, a to okucia, a to nie dość miękkie wnętrze. W końcu jej uwagę przykuła duża, bogato zdobiona trumna na podeście.
– To duma naszego zakładu. Najbardziej ekskluzywny model. Tyle że bardzo drogi – tłumaczył pracownik zakładu.
– Nie szkodzi. Mam co nieco na koncie. Zastanawiam się tylko, czy jest wygodna i czy będę w niej dobrze wyglądała – z jej miny wynikało, że ma wątpliwości.
– Na pewno! Proszę zobaczyć, jak mięciutka jest wyściółka i ile jest miejsca – zachęcał tamten.
– A mogę się przemierzyć? – wypaliła nagle.
– Słucham? – wybałuszył oczy.
– Ojej, położę się w niej na chwilę, przybiorę odpowiednią pozę. Wnuczka zrobi mi kilka fotek i sama ocenię. No to jak? – patrzyła na niego wyczekująco. Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę.
– Nigdy nie pozwalamy na takie praktyki, uważamy, że są nie na miejscu – zawiesił głos – Ale dla takiej niecodziennej klientki zrobimy wyjątek.
– Świetnie! – ucieszyła się babcia. Przyniosła z samochodu garsonkę, przebrała się i zgrabnie wdrapała się na wysoki, kamienny podest. Chwilę później leżała w trumnie.
Zrobiłam chyba ze dwadzieścia zdjęć. Z góry, z boku, od strony nóg i głowy. Gdy skończyłam, babcia natychmiast chciała je obejrzeć.
– Pokaż, kochanie, jak wyglądam! Dostojnie i spokojnie? – zaczęła energicznie wygrzebywać się z trumny.
Już miałam krzyknąć, żeby była ostrożna, ale nie zdążyłam. Pudło zachybotało się niebezpiecznie i zanim zdążyłam zareagować, runęło na podłogę. Razem z babcią.
Biedaczka miała potwornego pecha. Gdyby upadła kilka centymetrów dalej, to by się pewnie tylko potłukła lub najwyżej rękę złamała. Ale ona uderzyła głową o kant podestu. Gdy się nad nią pochyliłam, była ledwie przytomna.
– W tej trumnie mnie pochowajcie – wyszeptała. A potem zamknęła oczy. Gdy przyjechało pogotowie, lekarz stwierdził zgon.
Pochowaliśmy babcię kilka dni później. Wszystko odbyło się tak, jak sobie życzyła. Gdy w trakcie stypy znajomi pytali mnie, jak zmarła, odpowiadałam zgodnie z prawdą, że zabiły ją skrupulatność i drobiazgowość. Przecież gdyby nie planowała własnego pogrzebu, to by jeszcze żyła…
Czytaj także:
„Banda rozbestwionych małolatów chciała wpędzić mnie do grobu. Zawiodłam jako nauczyciel i pedagog szkolny”
„Na cmentarzu spotkałam miłość z podstawówki. Rozpacz po stracie małżonków nas rozpaliła i zaprowadziła do łóżka”
„Przymykam oko na romanse męża, bo on wydziela mi kasę. Świetnie się dobraliśmy, skoro oboje mamy zwichnięty kompas moralny”