„Na cmentarzu spotkałam miłość z podstawówki. Rozpacz po stracie małżonków nas rozpaliła i zaprowadziła do łóżka”

Para na cmentarzu fot. iStock by GettyImages, Anna Shvets
„To był impuls. Spojrzeliśmy na siebie i w momencie podjęliśmy decyzję. Pociągnęłam go w stronę sypialni, a on nie protestował. Oboje mieliśmy już dość tęsknoty i smutku. Warto było zastąpić je żarem dawnego uczucia, które właśnie odżyło”.
/ 18.10.2023 08:30
Para na cmentarzu fot. iStock by GettyImages, Anna Shvets

Po śmierci Bartka nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Do tej pory nie potrafiłam uwierzyć, że dostał zawału w tak młodym wieku. A najgorsze, że nie było mnie przy nim, gdy to się stało. Umierał sam, a ja nie zdążyłam wrócić z pracy. Może gdybym dotarła szybciej…

Mama powtarzała, że to nie moja wina, zaklinając rzeczywistość. Ja oczywiście wiedziałam swoje i nie chciałam o tym w ogóle rozmawiać. Najgorzej jednak czułam się w domu. Wszystko, totalnie wszystko, przypominało mi o zmarłym mężu. Sypialnia, szafa wypełniona jego rzeczami, miejsce, przy którym siedział przy stole w jadalni, a nawet głupi kubek, z którego uwielbiał pić wszystkie gorące napoje.

Spędzałam tam możliwie jak najmniej czasu. Brałam nadgodziny w pracy, chadzałam na dalekie spacery, kręciłam się bez celu po osiedlu i znajdowałam sobie szereg zajęć poza domem, byle tylko w nim nie siedzieć. No i, obowiązkowo co najmniej dwa razy w tygodniu odwiedzałam cmentarz, żeby choć trochę pobyć z Bartkiem. Porozmawiać. To dodawało mi otuchy i sił, żeby w ogóle jeszcze żyć.

Na cmentarzu spotkałam Wojtka

To był taki sam ponury dzień, jak każdy inny. Siedziałam na ławeczce przy grobie Bartka i tępo wpatrywałam się w płytę z kamienia. Od śmierci mojego męża minęły już dwa miesiące, ale ja nadal nie umiałam się z nim rozstać.

Nawet nie wyobrażasz sobie, jak mi ciężko – szepnęłam. – Bez ciebie nic już nie jest takie samo…

– Anastazja?

Poderwałam głowę, zdumiona, że ktoś mnie tu szuka. Nieopodal stał mężczyzna, którego niby nie kojarzyłam, a jednak wydawał mi się dziwnie znajomy. Przyglądałam mu się i przyglądałam, próbując dopasować tę zatroskaną twarz do konkretnego imienia.

– To ja, Wojtek – podpowiedział. – Chodziliśmy ze sobą w podstawówce, pamiętasz?

Tak, teraz pamiętałam. Miałam przed sobą swoją pierwszą szkolną miłość. Wtedy wydawało mi się, że naprawdę wielką. Teraz… No, musiałam przyznać, że Wojtek zmienił się przez lata, ale nie wyglądał staro. Był całkiem przystojny, jak na te nasze trzydzieści dziewięć lat.

– Miło cię widzieć – mruknęłam. – Co… tu robisz?

Westchnął, a w jego oczach odbił się ból.

– Odwiedzam żonę – odparł cicho. – Zmarła dwa miesiące temu. Rak trzustki.

Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Mój mąż też – wykrztusiłam. – Miał zawał.

Niekoniecznie marzyłam o tym, żeby połączył nas akurat taki fakt. A mimo to, momentalnie poczułam jakąś bliskość, pewnego rodzaju więź, która połączyła mnie z Wojtkiem. Bo on też cierpiał. I mogliśmy się jakoś jednoczyć w bólu.

Poszliśmy na kawę

Przespacerowaliśmy się wzdłuż alejek, a potem Wojtek, trochę zmieszany, zaproponował wspólną kawę. Tak, w sumie nie widzieliśmy się wiele lat. Było o czym opowiadać, nawet jeśli ostatnie wspomnienia w naszym przypadku nie należały do najprzyjemniejszych.

Trochę poprzypominaliśmy sobie dawne czasy. Mówiłam mu o studiach, jakie wybrałam, pracy, swoich zajęciach w wolnym czasie. On z kolei opowiadał o wyjeździe na stypendium i pasji, jaką z czasem przełożył na zawód – fotografii. Przez większy czas jednak po prostu milczeliśmy, choć było to przyjemne milczenie, które nie wprowadzało żadnej nerwowości ani napięcia między nami. On po prostu był przy mnie, a ja nie czułam z jego strony żadnej presji. Tym samym jego towarzystwo kompletnie mi nie przeszkadzało.

Dużo rozmawialiśmy

To nie było nasze jedyne spotkanie. Coś ciągnęło mnie do Wojtka, a i on, miałam wrażenie, chciał spędzać ze mną jak najwięcej czasu. Naprawdę sporo rozmawialiśmy. Tylko z nim potrafiłam mówić o Bartku, wspominać nasze dobre chwile, opowiadać o wszystkim tym, co razem przeżyliśmy. Wojtek opowiedział mi też sporo o swojej żonie. Te dyskusje bardzo nam pomagały, dlatego spotykaliśmy się coraz częściej.

Zwykle on przychodził do mnie. To właśnie te momenty stały się sensem mojego życia. Kiedy siedziałam w pracy, myślałam tylko o tym, kiedy znów go zobaczę i kiedy będziemy znów mogli porozmawiać. Coraz mniej myślałam o smutku, który jeszcze do niedawna całkowicie wypełniało moje serce. Co ważne, byłam pewna, że on mnie rozumie i liczyłam na to, że czuje dokładnie to samo.

Z czasem, poza wspomnieniami z naszych ostatnich lat, zaczęliśmy się też odwoływać do zdarzeń, które pamiętaliśmy ze szkolnych czasów. Śmialiśmy się z naszego pierwszego pocałunku, dziecięcych schadzek, wspólnych przygód, do jakich wtedy byliśmy chętni. Po raz pierwszy od dawna czułam się naprawdę szczęśliwa, a nie przygnieciona tym wszystkim, co zaszło ostatnio. To była prawdziwa iskierka w mroku.

To było silniejsze od rozsądku

Któregoś wieczora spotkaliśmy się razem przy kolacji. Było miło, wymienialiśmy się spostrzeżeniami na temat tego, co ostatnio zaszło w naszym życiu. W końcu miałam w sobie dość siły, by opowiadać o tym, co działo się w mojej pracy. Przyznałam się też Wojtkowi, że w końcu znów zaczęło mi sprawiać przyjemność to, co robię. Złapałam się również na tym, że coraz mniej myślałam o Bartku.

– Myślisz, że jestem złą żoną? – spytałam Wojtka z wahaniem. – Bo… wiesz, czuję się lepiej, kiedy o nim nie myślę. To… to mnie jakoś uskrzydla. Pozwala odetchnąć.

Potrząsnął głową. Przy okazji pochylił się ku mnie i ujął moją dłoń w swoje dłonie.

– Nie, nie jesteś, Anastazja – powiedział z przekonaniem. – Ja… ja też nie myślę już o Basi tak często, jak kiedyś. I mało tego. Więcej myślę o tobie.

Uśmiechnęłam się lekko, choć poczułam lekkie zmieszanie.

– Ja… ja też myślę o tobie.

To był impuls. Spojrzeliśmy na siebie i w momencie podjęliśmy decyzję. Pociągnęłam go w stronę sypialni, a on nie protestował. Emocje były zdecydowanie zbyt wielkie, by je dłużej powstrzymywać. Oboje mieliśmy już dość tęsknoty i smutku. Warto było zastąpić je żarem dawnego uczucia, które właśnie odżyło.
Miłość naprawdę powróciła

Wciąż jeszcze mam wrażenie, że to jakiś dziwny sen. Trochę szalony, ale piękny. Jesteśmy teraz z Wojtkiem razem. Jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedziałam, czy dam radę żyć dalej, a teraz mam obok siebie mężczyznę, którego kocham całym sercem. Wiem, że Bartek nie miałby nic przeciwko naszemu związkowi. Bo przecież chciałby, żebym była szczęśliwa.

Na razie nie planujemy nic wielkiego. Z czasem jednak niewykluczone, że nasz wiązek wkroczy na dalszy etap. Póki co ważne, że mam go obok siebie, a on nigdzie się nie wybiera. To mi w zupełności wystarcza.

Czytaj także:
„Przymykam oko na romanse męża, bo on wydziela mi kasę. Świetnie się dobraliśmy, skoro oboje mamy zwichnięty kompas moralny”
„W urzędzie zostałam zmieszana z błotem, bo żyję z zasiłków. Państwo daje, to tylko głupi nie korzysta”
„Okłamywałam Janka, że chcę mieć dziecko, a pokątnie brałam tabletki. Nie będę babrać się w pieluchach, bo on tak chce”

 

Redakcja poleca

REKLAMA