„Babcia twierdzi, że zależy jej na wnuczce, ale to kłamstwo. Wymaga od dziecka, żeby było takie, jakie sobie wymarzyła”

Babcia skupiała się tylko na sobie, nie na wnuczce fot. Adobe Stock, JenkoAtaman
„Chciała ją wyciągnąć na spacer wokół jeziora, a ona, że wolałaby jechać do miasta. Stwierdziła, że nie będzie dla dobra sprawy udawać kogoś, kim nie jest. Po czym stwierdziła, że dziecko nie powinno do niej mówić >>babciu<<, bo to brzmi staro. I gdzie tu jakakolwiek relacja? Raczej skupienie na sobie”.
/ 13.09.2022 21:30
Babcia skupiała się tylko na sobie, nie na wnuczce fot. Adobe Stock, JenkoAtaman

Sentyment do barwnych postaci miałam zawsze, toteż gdy Anatol zadzwonił w święta z życzeniami i nowiną, że tym razem w poradni będzie czekać na mnie ktoś naprawdę oryginalny, nie mogłam się doczekać powrotu do pracy.

– Wciąż jeszcze interesują cię cudze problemy? – powątpiewała Maria, gdy obżarte próbowałyśmy zgubić choć kilka kalorii, robiąc koślawe przysiady przy wciąż zastawionym stole.

– Tak – przyznałam, mało się nie przewracając. – Wiesz, jak to jest… Człowiek ma tylko jedno życie. Wybierasz jedno, to musisz zrezygnować z czegoś innego. Praktycznie cały czas coś się odrzuca, żeby utrzymać konsekwencję i coś osiągnąć. Kiedy pomagasz ludziom rozwiązywać problemy, przez krótki czas stawiasz się na ich miejscu, niejako tocząc inną egzystencję. Ech, trudno to wytłumaczyć.

– Trudno to się ruszać, jak się napcha w siebie tyle dobra – Maria, trzymając się krzesła, uniosła nogę do góry i zastygła, gapiąc się na dziurę w skarpetce. – Patrz, znowu mi twoja kocica wygryzła. Czego może brakować jej w organizmie, że żre wełnę?

– Wszystko żrą, wszystko! – kątem oka dostrzegłam w samą porę, że oba nasze koty kręcą się na biblioteczce, planując skok na półmisek z ciastem. – Poza tym czemu się dziwisz, że praca mnie nie nudzi, skoro sama kupiłaś już nasiona na nowy sezon, a nawet grudzień jeszcze się nie skończył?

Dobrze mi się mieszkało z Marią 

Nawet trochę żałowałam, gdy po Nowym Roku wróciła do siebie. Skończyło się świętowanie i kawa podawana do łóżka. Dobrze choć, że w poradni czeka na mnie ktoś ciekawy. Kobieta, która weszła do gabinetu, niemal zaparła mi dech w piersiach: co za styl! Już pal sześć kapelusz i piękny zamszowy płaszcz, ale te dodatki! I wszystko doskonale dobrane, pasujące do siebie jak nutki w symfonii. Ada, jak się przedstawiła, była faktycznie egzotycznym ptakiem – przez całe lata mieszkała w Kanadzie i dopiero pół roku temu, po śmierci męża, wróciła do kraju.

Zapytałam, czy nie żałuje, głównie po to, by się zorientować, co ją trapi. Machnęła dłonią, na której błysnęła kuta miedziana bransoletka:

– Skąd, czuję się jak ryba w wodzie. Na razie gwiazdorzę, wykorzystując polskie kompleksy… Pracuję, jak zwykle zresztą, w teatrze i wszyscy uważają to, co zaproponuję, za najświeższe trendy zza oceanu.

Bajka! Ciekawe, pomyślałam, jakie problemy może mieć taki ktoś?

– Banalne – wyjaśniła, gdy spytałam wprost. – Nie potrafię zrównoważyć swoich obaw i pożądań… Przepraszam, to cytat z filmu. W środowisku mamy taką męczącą manierę – potrafimy gadać godzinami o niczym, proszę mnie sprowadzać na ziemię, gdybym zaczęła pleść… Mogę zacząć od początku?

Może i zakręcona, ale i zdyscyplinowana, zauważyłam.

– Wyjeżdżając, zostawiłam w Polsce syna z pierwszego małżeństwa – wyjaśniła pani Ada. – Nie chciał opuścić kraju, miał tu przyjaciół, studiował… Zresztą Mateusz zawsze lepiej dogadywał się z ojcem, obydwaj są z jednej gliny ulepieni. Pisaliśmy do siebie, ja, oczywiście, częściej, trochę mu pomagałam finansowo…

Zapytałam, czy doprecyzowanie, że ona pisała częściej, oznacza, że syn miał do niej żal o rozwód. Potwierdziła, dodając jednocześnie, że dzieci rzadko mają pojęcie, jak układa się intymne życie rodziców, bo znają tylko fasadę.

Nieudane małżeństwo

Ten związek był pomyłką od samego początku – uściśliła. – Pobraliśmy się, bo byłam w ciąży, i każde z nas się męczyło, bez względu na to, co Robert potem opowiadał.

– A opowiadał?

Nie zaprzątałam sobie tym nigdy głowy, ale teraz wydaje mi się, że tak, bo Mateusz ma jakieś żale. Nie zamierza o nich rozmawiać, twierdzi, że to stare dzieje i OK, ma prawo – oboje jesteśmy dorośli. Na pozór wszystko gra, wykonuje pojednawcze gesty, ale nie jestem ślepa i widzę, że moje porażki z przekonaniem do siebie jego córki to miód na jego serce.

– Czyli ma pani wnuczkę? – uściśliłam.

– Mam – uśmiechnęła się ciepło. – Kiedy widziałam Nikolę ostatnio, miała rok – wyjaśniła. – Przyleciałam wtedy specjalnie po to, żeby ją zobaczyć. Cóż, niemowlę jak niemowlę, ale i tak mi się podobała. Wydawała się taka bystra! Nawet pomyślałam, że może w końcu moje geny się odezwały: zdolność obserwacji, ciekawość świata… Kiedy syn z żoną miesiąc temu zaprosili mnie na święta, ucieszyłam się, że będę mogła skonfrontować tamte przeczucia z rzeczywistością.

– To było pani pierwsze spotkanie z rodziną po powrocie z Kanady? – zapytałam.

Wcześniej mnie nikt nie zapraszał, a ja się nie pchałam – moja rozmówczyni wzruszyła ramionami. – To prawie czterysta kilometrów, dziura w środku niczego… Też zasługa mojego byłego męża – gdy mu nie wyszedł kolejny związek, po prostu wrócił do ojca na Warmię. Syn go odwiedzał i tam się zakochał… Ale żonę Mateusz ma w porządku, mógł trafić gorzej, biorąc pod uwagę warunki.

– Co pani czuła, odwiedzając bliskich po takim długim czasie? – zapytałam.

Jak widać, nie lubiła Gwiazdki

– Rozdarcie wewnętrzne – przewróciła oczami. – I trochę złość – musieli mnie zaprosić akurat na święta?! Nienawidzę tej całej szopki, przemysłowej produkcji żarcia na trzy dni, wycinania młodych drzewek na zmarnowanie, migających lampek… Zabobonów, przesądów i kolędowania. Ale nie miałam wyboru, pomyślałam, że pierwszy raz się poświęcę, a potem już jakoś się ułoży. Na wszelki wypadek zapowiedziałam, że zaraz po Wigilii muszę wracać, bo mam zobowiązania zawodowe. Ale z drugiej strony cieszyłam się, że poznam Nikolę, miałam znów cel przed sobą.

– Cel? – powtórzyłam jak echo, bo zdziwiło mnie takie ujęcie sprawy.

– Coś pani powiem – mój syn jest niemożliwie przyziemny. Dobry chłopak, ale całkiem jak ojciec – fantazji za grosz. Jego żona pracuje w banku. Wokół wiocha. Co ta biedna Nikola ma z życia? Co widzi takie dziecko, czym nasiąka każdego dnia? Na pewno nie sztuką i pięknem, o nie.

– Postanowiła pani być wróżką, która zajeżdża do Kopciuszka karetą z dyni? – nie mogłam uwierzyć w ten plan.

– Coś w tym rodzaju – uśmiechnęła się niewinnie. – Każdy potrzebuje kogoś, kto odmieni jego życie, prawda?

Byłam w szoku. Niby szlachetna koncepcja, ale było w niej coś porażająco egoistycznego i Ada najwyraźniej nie przyjmowała tego do wiadomości. Zapytałam, ile wnuczka ma lat.

– Prawie dziesięć – uśmiechnęła się moja rozmówczyni. – Fajny wiek. Dziecko już dużo rozumie, a jeszcze nie jest zapatrzone w rówieśników i nie kontestuje wszystkiego. Przynajmniej tak mi się wydawało – skrzywiła się.

Rozumiem, że wdrożenie planu nie poszło gładko? – spytałam.

– Gładko? – Ada uniosła dłonie do góry. – To była porażka na całej linii, od samego początku. Przede wszystkim nie chciała mi mówić po imieniu.

– Dlaczego pani na tym zależało? Dzieli was przecież spora różnica wieku.

– Chciałam, żebyśmy zostały przyjaciółkami, to proste. Poza tym „babcia” brzmi tak… staroświecko. Jakbym stała nad grobem, podpierając się laską!

We wnuczce to słowo może budzić inne skojarzenia – zasugerowałam. – Zupełnie niezwiązane z wiekiem. Tym bardziej że Nikola i tak jest młodsza od wszystkich dorosłych, którzy ją otaczają, prawda? Pomyślmy – czym dla takiego dziecka może być babcia?

– Nie wiem – wzruszyła ramionami Ada. – Starowiną w okularach, która piecze pierniczki, robi na drutach i opowiada bajki? Tak czy inaczej, w tej definicji również nie zamierzam się ulokować.

– Dlaczego właściwie zależy pani na tym, żeby być kimś ważnym w życiu Nikoli? Po co to pani?

– Bo to moja wnuczka! – żachnęła się. – Krew z krwi!

Czyli ona ma obowiązek być wnuczką, a pani nie musi być babcią – upewniłam się. – Cóż, widzę tu pewną niekonsekwencję…

Myślałam, że się zdenerwuje, ale po chwili namysłu klasnęła w dłonie:

– Tu mnie pani ma – roześmiała się. – Czyli co? Mam ustąpić?

– To pani wybór – teraz ja wzruszyłam ramionami. – Ale spróbujmy spojrzeć z punktu widzenia Nikoli, dobrze? Pojawia się pani znienacka w centrum jej życia, jako osoba bliska, a jednocześnie zupełnie obca. Po co to utrudniać wymaganiami, których dziecko nie pojmuje? Dla niej tato to tato, mama to mama, a babcia to babcia. Świat dziecka z natury musi być uproszczony, by czuło się w nim bezpiecznie.

Zero wkładu, maksimum wymagań

– Nie podoba mi się to – stwierdziła. – Babcia! Zresztą nawet jeśli pójdę na kompromis, czy to coś zmieni? Nikola i tak torpeduje każdą moją inicjatywę. Chciałam ją wyciągnąć na spacer wokół jeziora. Poprosiłam: przejdźmy się, pokażesz mi swoje ulubione miejsca, złapiemy trochę świeżego powietrza. A ona, że wolałaby jechać do miasta. Chętnie bym ją zabrała do teatru czy na jakiś koncert, ale wszystko pozamykane oprócz sklepów. Ale ona chce do marketu. Wygląda na to, że zupełnie inaczej rozumiemy wspólne spędzanie czasu. Nie będę dla dobra sprawy udawać kogoś, kim nie jestem.

– I co w końcu zrobiłyście? – chciałam wiedzieć.

– Siedziałyśmy w domu, a Mateusz krążył wokół z tą swoją miną „a nie mówiłem”. Że niby byłam matką do niczego, a teraz taką samą babcią.

Rozmawiała pani z nim o tym?

– Po co? I tak codziennie rano ciężko mi było znaleźć powód, by się natychmiast nie spakować i wyjechać. Nie wiem, jak ja to przetrwałam… Nie lubię świąt, ale te pobiły wszystko, z czym musiałam się dotąd zmierzyć.

– A co na to wszystko żona pani syna? – spytałam.

– Powiedziała, że nigdy dość ludzi, którzy kochają dziecko, czyli mam zielone światło. To zresztą Jola zaprosiła mnie na dziesiąte urodziny Nikoli w marcu. Z tego powodu przyszłam – żeby ktoś pomógł mi uwierzyć, że to ma sens.

– A jak pani czuje?

– Bardzo bym chciała – powiedziała. – Niech już nawet mówi do mnie „babcia”. Ale jak tego dokonać?

– Cóż – zamyśliłam się. – Pamięta pani „Małego Księcia”? Czy Nikola nie jest trochę w sytuacji lisa? Nie tylko pani nikt nie pomaga, jej również. Nie wie, czego się spodziewać, życie nie przygotowało jej na taką oryginalną babcię.

– Powinnam ją oswoić? – Ada spojrzała zaskoczona. – Ale jak?

– Jak Mały Książę, powolutku – uśmiechnęłam się. – Może pisać listy? Wtedy przy następnym spotkaniu będzie pani mniej obca.

– Mogłabym jej malować karteczki – Ada klasnęła w dłonie. – Albo wysyłać fotografie.

– Może własnej roboty? To, co panią zaskoczyło, zachwyciło… Oczywiście, niech to będą informacje odpowiednie dla dziecka – przestraszyłam się błysku w oczach Ady. – Żebym nie była dla niej kosmitką, rozumiem – intensywnie myślała. – Ona na szczęście nie ma jeszcze komórki, może na prezent dam jej jakiś prosty aparat, żeby też mogła mi coś przesłać? Obrazy mówią czasem więcej niż słowa.

– Dobry pomysł – podchwyciłam. – Będziecie mogły później wypróbować razem sprzęt.

– O, nad jeziorem!

– Albo w mieście – zaakcentowałam. – Żeby wspólny czas był mile spędzony, trzeba czasem pójść na kompromis.

– Znowu? – jęknęła.

– Coś za coś – doradziłam, choć z reguły tego nie robię. – Zawsze przecież można pertraktować. Najważniejsze, żeby Nikola czuła, że jest dla pani ważna.

Odbudować relację...

– Czasem mnie ponosi, ale wezmę się w garść – obiecała Ada.

– Wytrzymała pani w święta, gorzej nie będzie – pocieszyłam ją.

Roześmiała się perliście. Wychodząc, miała mnóstwo pomysłów, jakby całkiem zapomniała, że jeszcze godzinę temu wątpiła w możliwość nawiązania relacji z wnuczką. Miałam nadzieję, że idea wróżki w dyniowej karocy zeszła na dalszy plan, ale kto to wie? Artyści bywają egocentryczni, chociaż, z drugiej strony, mówi się przecież, że miłość przezwycięży wszystkie przeszkody. Oby i tutaj to zadziałało!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA