„Miałam dostać spadek, ale chytrzy rodzice położyli na niego łapy. Ja jestem goła i wesoła, a oni balują za moje pieniądze”

Smutna młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Johner Images
„Byłam pewna, że mam w życiu dobry start, dzięki hojności moich dziadków. Jednak, jak to zwykle bywa, los postanowił pokrzyżować moje plany. Właśnie zderzyłam się z rzeczywistością”.
/ 28.12.2023 18:30
Smutna młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Johner Images

Wszystko zaczęło się od obietnicy moich dziadków. Mówili, że dostanę mieszkanie i pewien majątek po nich. To było moje zabezpieczenie na start w dorosłe życie.

— Aniu, mówiliśmy z babcią o twojej przyszłości. Chcemy, żebyś miała pewny i dobry start. To ma być twoje, pamiętaj o tym — mówił dziadek. Wracał do tego tematu wiele razy.

— Chcemy, żebyś miała mieszkanie i pewien majątek po nas — wtórowała mu babcia.

Moi rodzice nie byli zbyt zaradni życiowo

— Ale pamiętaj, to wszystko zależy teraz od twoich rodziców. Będą musieli podejmować mądre decyzje.

Moi rodzice, niestety, nie byli zbyt zaradni życiowo. Pieniądze się ich nie trzymały. Jednak mimo to dziadkowie myśleli, że oddając wszystko w ręce moich rodziców, uczynią mądre posunięcie. Cóż, to była największa pomyłka.

Po kilku lat od tych obietnic moi dziadkowie odeszli z tego świata. Dla całej rodziny był to ogromny cios. Potem przyszło jednak do spraw spadkowych. Miało się okazać, kto odziedziczy ich mieszkanie oraz zgromadzone za życia oszczędności. Oficjalnie nie mogłam na nic liczyć. Dopiero wkraczałam w dorosłość, miałam 19 lat. Nie chciałam też wyjść na chciwą.

Nie wierzyłam w to, co widzę

Wreszcie nadszedł moment, na który czekałam — czytanie zapisów u notariusza, które miały określić mój start w dorosłe życie. Miałam być obdarzona pewnym majątkiem, dachem nad głową, ale to wszystko już za chwilę miało rozsypać się w drobny mak.

Zerknęłam na zapisy jeszcze raz, prawie nie wierząc w to, co widzę. Testament jednoznacznie wymieniał moich rodziców jako dziedziców, a o mnie nie było ani słowa. To, co miało być moim zabezpieczeniem, stało się koszmarem. I zasobem, który odszedł w niepamięć, a raczej... przeszedł we władanie moich rodziców. I już wiedziałam, co się stanie. Bo absolutnie nic nie zostało przypisane mnie... I teraz wszystko było w ich rękach, Tak dosłownie.

Byłam teraz bezradna, zdana na łaskę i niełaskę rodziców, którzy, jak zawsze, nie potrafili być odpowiedzialni życiowo. Dodatkowy ciężar niesiony smutkiem wynikał z faktu, że dziadkowie już odeszli. Nie mogłam już z nimi rozmawiać, nie mogłam ich zapytać, dlaczego tak się stało. Byłam teraz sama ze swoim rozczarowaniem i rozgoryczeniem.

Rower? Wakacje? Remont? A co z moją przyszłością?

Gdy tylko wyszliśmy od notariusza, zaczęłam rozmowę z rodzicami.

— Mamo, tato? Jak robimy ze spadkiem?

— Co masz na myśli? — zapytał ojciec, dość zdziwiony.

— No... Czy cokolwiek z tego planujecie dać mi? — wyjąkałam nieśmiało. — Tak chcieli dziadkowie.

— Kochanie — westchnęła mama. — Gdyby chcieli, to by ci zapisali. Jesteś pełnoletnia. A ten spadek bardzo się nam przyda. No wiesz, chcieliśmy jechać na fajne wakacje, odłożyć coś na święta, może rower elektryczny do rekreacji,  remont...

Nie wierzyłam w to, co słyszę. Rower? Wakacje? Remont? A co z moją przyszłością? Mam teraz tułać się po wynajmach albo płacić horrendalną ratę kredytu, bo moi rodzice byli aż tak nieporadni w kwestii finansów? Nigdy nie czułam się tak zagubiona i bezradna, jak w tamtym momencie.

Oni wywalali kasę w błoto, a ja tkwiłam w martwym punkcie

Kolejne miesiące mijały, a ja obserwowałam, jak rodzice powoli marnują spadek, który miał przypadać również mnie. Najpierw wakacje, potem zakup drobnej elektroniki, nowy telewizor... Rodzice, zamiast inwestować w coś trwałego, rozrzucali pieniądze na chwilowe przyjemności. Nie potrafili zrozumieć, że ten spadek miał być też częściowo dla mnie, dla mojej przyszłości.

Oni wywalali kasę w błoto, a ja tkwiłam w martwym punkcie. W tym samym czasie, gdy oni świetnie się bawili, ja musiałam zacząć sobie szukać mieszkania i z przerażeniem odkrywałam, na jak niewiele opcji wynajmu było mnie stać. Na rynku były same klitki z dużym czynszem najmu. W ogłoszeniach królowały klaustrofobiczne przestrzenie z zawyżonymi czynszami, a ja zdawałam sobie sprawę, że muszę coś z tym zrobić, zanim cała sytuacja wymknie się spod kontroli. Gdy próbowałam o tym rozmawiać z rodzicami, ci zbywali mnie ogólnikami.

— Oj, Ania, taka zaradna z ciebie dziewczyna. Dasz radę — twierdziła mama. Jakby w ogóle nie słyszała, co do niej mówię...

— Mamo... Jest bardzo ciężko, na nic mnie nie stać. Może mogłabym liczyć na wasze wsparcie z pieniędzy po dziadkach? Za niedługo sprzedajecie ich mieszkanie... Albo może mogłabym tam na jakiś czas zamieszkać?
— Córciu, mieszkanie musi stać puste, bo niedługo przychodzi agent...

To było jak walenie głową w mur. Kolejne próby również nie przynosiły skutków. Mama z tatą wzruszali ramionami, dawali mi wymijające odpowiedzi: "Wszystko będzie dobrze", powtarzali. Ale dla mnie nie było dobrze. Z każdym dniem zaczęłam odczuwać presję, obserwując, jak spadek, który miał również mnie obejmować, topnieje jak śnieg. I to na moich oczach. A ja nic z tym nie mogłam zrobić, bo formalnie nic mi się nie należało...

W międzyczasie zdobywałam pracę, ale moje zarobki zdawały się być kroplą w morzu potrzeb. W końcu udało mi się też gdzieś zamieszkać. Ale nie było to spełnienie moich marzeń. Wynajem mieszkania pochłaniał większość wypłaty, a reszta znikała w codziennych wydatkach. Rodzice nie dostrzegali moich trudności, nie rozumieli, jakie wybory musiałam podjąć, by być w miejscu, w którym jestem teraz.

Z przykrością słuchałam opowieści o tym, za ile udało się sprzedaż mieszkanie po dziadkach albo o tym, gdzie wybierają się na narty zimą. Z żalu pękało mi serce...

Nie mogę być zdana na łaskę lub niełaskę innych

Te doświadczenia nauczyły mnie jednego: zawsze muszę liczyć tylko na siebie. Nie mogę być zdana na łaskę lub niełaskę innych. To stało się moim nowym credo, a życie nauczyło mnie, że marzenia o bezpiecznym starcie w dorosłość nie zawsze się spełniają.

W miarę upływu czasu zaczęłam bardziej doceniać te drobne sukcesy, które były wyłącznie moją zasługą. Mój pierwszy wynajmowany kąt, choć nie był luksusowy, stał się moim schronieniem, miejscem, w którym mogłam poczuć się trochę bardziej niezależna. Praca, choć niezbyt intratna, umożliwiła mi przetrwanie. I to było na ten moment najważniejsze.

Nie pozwolę, by ich decyzje wpłynęły na mój los

Z żalem obserwowałam, jak rodzice dalej marnują spadek. Nie potrafili zrozumieć, że obietnice dziadków miały obejmować również mnie. Codziennie zastanawiałam się, jak to możliwe, że ludzie, którym zależało na mnie w przeszłości, teraz traktują moją przyszłość z takim lekceważeniem.

Poczułam, że jestem sama, choć otaczali mnie ludzie. Zacisnęłam zęby i postanowiłam szukać drogi do własnego szczęścia. Teraz jestem już spokojniejsza, niż na początku drogi. Codziennie rano wstaję, patrzę na siebie w lustrze i obiecuję sobie, że nie pozwolę, aby decyzje moich rodziców wpłynęły na mój los.

Nigdy nie przestałam marzyć o tym, że kiedyś zbuduję swoje własne bezpieczne miejsce. Ale teraz wiedziałam, że to zależy tylko ode mnie. Bez nieudanych obietnic, bez czekania na cud. Jestem tylko ja i moja determinacja. To była nowa strona dorosłości, której nie nauczyła mnie żadna książka ani szkoła. Ale przynajmniej byłam gotowa na wyzwania, jakie przynosi rzeczywistość.

Czytaj także:
„W łóżku nie jestem kłodą, lubię pofiglować, ale mój mąż przesadza. Chyba chce ze mnie zrobić pannę lekkich obyczajów”
„Mój zięć traktował mnie jak popychadło. Zaczął się do mnie łasić, kiedy okazało się, że mam spory majątek”

„Jak co roku w pracy będą świąteczne upominki i bony. Wkurzam się, bo najwięcej dostają dzieciaci, to jest dyskryminacja”

Redakcja poleca

REKLAMA