„Gdy babcia przyłapała dziadka na zdradzie, jego kochanka przepadła jak kamień w wodę. Co się z nią stało, odkryłam po latach”

kobieta, która odkryła prawdę o swojej babci fot. Adobe Stock, zigres
„Skrytka między boazerią a murem była ciasna i ciemna. Sięgnęłam do tylnej kieszeni dżinsów po komórkę i włączyłam latarkę. Wrzask, jaki z siebie wydałam, spłoszył siedzące na drzewie w ogrodzie ptaki. Przełknęłam głośno ślinę i wsunęłam dłoń do środka. >>Mój Boże… – wyszeptałam, przyglądając się znalezisku. – To przecież jest jej naszyjnik…<<”.
/ 08.02.2023 22:00
kobieta, która odkryła prawdę o swojej babci fot. Adobe Stock, zigres

Zamek zgrzytnął, gdy wsunęłam w niego nieco zardzewiały klucz. Serce waliło mi jak młotem. Pchnęłam klamkę i poczułam, że ciężkie drzwi ustępują. Pomyślałam, że babcia miała rację. Było w tym domu coś niepokojącego. Może to ciężar skrywających się w jego murach wspomnień? Otwierając drzwi, wzbiłam tuman kurzu. Odsunęłam się na bok i czekałam, aż pył opadnie i będę mogła wejść do środka.

Zanim babcia zmarła i zostawiła mi ten dziwny dom w spadku, zdążyła mi opowiedzieć jego historię. I swoją przy okazji. Mimo wszystko cały czas coś mi nie pasowało. Jakieś niedomówienie, drugie dno, przekłamanie… No nic. Już jej nie zapytam. Postanowiłam obejrzeć dom i ocenić, czy nadaje się do natychmiastowej sprzedaży. Gdy przekroczyłam próg i wdychałam zapach stęchlizny, zmieszany z czymś nieokreślonym, wracały do mnie snute przez babcię opowieści.

– A może wszystko sobie wymyśliła? – zastanawiałam się na głos, przemierzając korytarze skromnego, lecz ładnie urządzonego domu.

Dziadek był malarzem-amatorem. Pokryte staromodną boazerią ściany zdobiły jego oprawione w ramy akwarele. Jedna z nich szczególnie przykuła moją uwagę. Podeszłam i przez chwilę przyglądałam się portretowi. Przedstawiał kobietę o pociągłej twarzy, krótkich, orzechowych włosach i bystrym spojrzeniu piwnych oczu. Na szyi miała zawieszony błękitny wisior w kształcie kropli.

– A więc ty tak namieszałaś? – szepnęłam, wpatrując się w magnetyzujący portret.

Czy dziadek mógł być na tyle bezduszny, by namalować kochankę, a potem powiesić jej portret we własnym domu? O tym babcia nie wspominała. Dotknęłam dłonią chropowatej powierzchni boazerii obok obrazu. Wydawało mi się, że lekko ugięła się pod moim naciskiem…

Tamtego dnia przepadła jak kamień w wodę

W tym samym momencie usłyszałam chrzęst żwiru na podjeździe, a po chwili trzaśnięcie drzwi wejściowych.

– Dzień dobry! – do środka bezceremonialnie wparował Krystian, mój kolega, którego jako profesjonalnego rzeczoznawcę poprosiłam o wycenę domu. – Bierzemy się do roboty – zarządził, wyrywając mnie ze smętnych myśli. Postanowiłam, że później sprawdzę, co się kryje w ścianie za portretem krótkowłosej dziewczyny.

Dom jest w niezłym stanie – orzekł Krystian. – Wiadomo, trąci myszką, ale po tylu latach to nic dziwnego – orzekł, rozglądając się.

– Wygląda, jakby ktoś wyszedł rano po śniadaniu i za chwilkę miał wrócić – zauważyłam.

Na suszarce nad zlewem stały szklanki, jak gdyby babcia wyszła tylko na chwilę. Tymczasem porzuciła swój dom na zawsze. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Może dlatego, że nigdy nie doświadczyłam tego, co ona. Kochanka dziadka była podobno przyjaciółką rodziny, zatem często bywała w ich domu. Wszystko działo się tak blisko, tuż pod jej nosem, a jednak babcia bardzo długo nie wiedziała, co się święci.

Aż pewnego wieczoru nakryła całujących się kochanków na tyłach ogrodu, podczas gdy reszta gości wybrała się nad pobliski staw. Wybuchła awantura. Dziadek machnął ręką i wykrzyczał im obu, że ma tego wszystkiego dość, a potem trzasnął drewnianą furtką i poszedł sobie. Żeby ochłonąć. Tymczasem dwie rywalki stanęły twarzą w twarz.

Zdradziecka przyjaciółka rodziny wybuchnęła płaczem i wśród szlochów oznajmiła, że wyjeżdża. Pobiegła do domu, do pokoju gościnnego, spakowała się, a potem odeszła szutrową ścieżką, taszcząc ciężką walizkę, do której spakowała skradzioną szkatułkę z kosztownościami. Jakby chciała sobie wynagrodzić straty. To była wersja wydarzeń przedstawiona przez babcię.

Wersji kochanki nie poznamy, bo tamtego dnia zniknęła. Przepadła jak kamień w wodę. Zdaniem babci po prostu uciekła, przestraszona konsekwencjami kradzieży, zażenowana awanturą i upokorzona tym, co usłyszała. Babcia miała bowiem w zanadrzu asa atutowego i bez wahania go wykorzystała. Powiedziała rywalce, że spodziewa się dziecka.

Z dziadka było niezłe ziółko: kochankę też zdradzał. Gdy tamta się o tym dowiedziała, mogła zareagować różnie, włącznie z odebraniem sobie życie z rozpaczy. No ale wtedy by znaleziono jej ciało, prawda? Kiedy za bardzo drążyłam temat, babcia po prostu go ucinała, mówiąc, że dziewczyna z zemsty dokonała kradzieży i uciekła. Tak samo zeznała zresztą policji. Po czym zamknęła dom na cztery spusty i razem z dziadkiem, który wrócił do niej z podkulonym ogonem, wyprowadziła się do miasta. Dom pozostał. Pusty, cichy, pokryty warstwą kurzu i czających się wszędzie wspomnień. Dobrych, złych, tragicznych.

Mój Boże, to przecież jest jej naszyjnik...

– Może przebywanie w tym domu było dla niej zbyt bolesne? – zasugerował Krystian, kiedy zwierzyłam mu się z rodzinnego sekretu.

Dlaczego więc go nie sprzedała? – dziwiłam się, spoglądając na porośnięty chwastami ogródek za oknem.

Krystian wzruszył ramionami i wrócił do spraw bieżących, mówiąc, że skontaktuje się ze mną, kiedy sporządzi stosowne dokumenty.

Gdy zostałam w domu sama, postanowiłam posprzątać. To było konieczne, jeśli chciałam pokazywać go potencjalnym nabywcom. Zabrałam się za salon, w którym dziadkowie musieli spędzać najwięcej czasu. Na ścianie wisiał stary zegar z kukułką, niechodzący. Pod nim stała ciężka  dębowa komoda. Zaczęłam po kolei wysuwać z niej szuflady. Jedna z nich zawierała pełno szpargałów. Moją uwagę przykuła leżąca na samym dnie pożółkła gazeta.

– „Tajemnicze zaginięcie! Co się stało z Anną?” – odczytałam na głos i poczułam, jak miękną mi kolana.

Z pierwszej strony czasopisma spoglądały na mnie te same bystre oczy, które widniały na portrecie w korytarzu. Pobieżnie przejrzałam artykuł, który niczego nie wyjaśniał, a tylko mnożył pytania. Pod spodem znalazłam jeszcze kilka innych wycinków z gazet. Niektóre opatrzone były mrożącymi krew w żyłach tytułami, jak na przykład: „Czy w domu nad stawem doszło do zbrodni?” lub „Zbrodnia doskonała. Policja umarza śledztwo, a zaginionej wciąż nie ma”.

Byłam wstrząśnięta. Nagle przypomniałam sobie o dziwnej klepce w boazerii w korytarzu. Wsunęłam papiery do szuflady i wyszłam z salonu, zostawiając za sobą wirujące drobinki kurzu i wypełniając ciężkie powietrze dźwiękiem skrzypiących desek podłogowych.

Z walącym sercem i wyschniętym gardłem podeszłam do ściany i z całej siły przycisnęłam dłoń do miejsca, w którym klepki zdawały się zapadać do środka. Krzyknęłam lekko, gdy całkiem spory kawałek ściany odskoczył z cichym kliknięciem.

– To chyba schowek – wymamrotałam, ledwo żywa z emocji, a potem otworzyłam drzwiczki szerzej.

Skrytka między boazerią a murem była ciasna i ciemna. Sięgnęłam do tylnej kieszeni dżinsów po komórkę i włączyłam latarkę. Wrzask, jaki z siebie wydałam, spłoszył siedzące na drzewie w ogrodzie ptaki. Przełknęłam głośno ślinę i wsunęłam dłoń do środka. Poczułam pod palcami chłód metalu.

– Mój Boże… – wyszeptałam, przyglądając się znalezisku. – To przecież jest jej naszyjnik…

Jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy

Nie miałam co do tego wątpliwości. Na materiale koronkowej sukienki, znajdującej się we wnętrzu schowka, leżał naszyjnik z obrazu. Pod materiałem wymacałam coś jeszcze. Obłe i twarde przedmioty mogły oznaczać tylko jedno. Gdy wybiegałam z domu, usłyszałam, jak wisior upada na drewnianą podłogę z głuchym odgłosem. Oparłam się ręką o pień drzewa i zwymiotowałam.

Nie miałam wyjścia. Musiałam wezwać policję. Okazało się, że w schowku spoczywały ludzkie szczątki, a dokładniej kości, obleczone w nadgryzioną zębem czasu i przez myszy sukienkę.

– Chyba odnalazła pani zaginioną sprzed lat – powiedział z przekąsem jeden z funkcjonariuszy, którzy przyjechali na miejsce.

Nie mogłam w to uwierzyć, lecz teraz wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Dziewczyna ukryła się w schowku. Babcia pogoniła goszczące wówczas u nich towarzystwo, a potem ona i dziadek najszybciej sami wynieśli się z domu, zostawiając całe wyposażenie. Dom stał z dala od innych zabudowań, więc nikt się nie zorientował. Policja zbyt pobieżnie przeszukała pomieszczenia.

Łatwo było uwierzyć w wersję z ucieczką. Zresztą to były inne czasy. Tyle że skulona w tajnym schowku dziewczyna musiała być jeszcze żywa… Chyba. Dlaczego nie wyszła? Czemu w ogóle tam weszła? Czyżby uciekła przed moją babcią? I dlaczego nie wołała o pomoc, jeśli się zatrzasnęła w środku? Może się bała, może zemdlała, o co nie byłoby trudno w ciasnej i dusznej klitce. Może czekała, aż wszyscy sobie pójdą, a potem okazało się, że nie może wyjść i umarła tam z pragnienia, strachu…

– Musiała się zatrzasnąć – tłumaczyłam sobie i wmawiałam. – Babcia wcale nie musiała o tym wiedzieć. Może rzeczywiście chodziło tylko o przykre wspomnienia.

Trudno mi było zaakceptować, że moja rodzona babcia mogła zabić kochankę swojego męża i to w tak wyrafinowany, a zarazem okrutny sposób. Lokalna prasa od razu podchwyciła sensację, ze szczegółami opisując moje znalezisko i snując różne scenariusze zdarzeń sprzed lat. Jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy. Uczestnicy zdarzeń zabrali tajemnicę ze sobą do grobu. A dom? Wciąż stoi, niezamieszkany, pełen kurzu, pajęczyn, bolesnych wspomnień i strachu.

Czytaj także:
„Przyjaciółka nie chce mnie znać, bo myśli, że uwodziłam jej męża. Drań uknuł tę intrygę, bo przyłapałam go na zdradzie”
„Nie minął miesiąc od ślubu, a już przyłapałem żonę na zdradzie. Ta bezwstydnica szalała w sieci, jakby nadal była singielką”
„Przyłapałam męża na zdradzie i wyrzuciłam z domu. Gdy zażądałam rozwodu stwierdził, że i tak słaba ze mnie służąca”

Redakcja poleca

REKLAMA