Już sam nie wiem, co mam robić. Za chwilę będziemy obchodzić pierwszą rocznicę ślubu, Powinienem być szczęśliwy... Powinienem wspominać wesele, oglądać zdjęcia i planować jakiś wyjazd, choćby na weekend, taka mała powtórka podróży poślubnej, a ja… nie mogę patrzeć na żonę.
Brałem ślub jako zakochany do granic możliwości idiota. Tak mi się teraz wydaje. Wszystko poszło błyskawicznie: droga od poznania do ołtarza nie zajęła nam nawet roku. Tak bardzo byłem pewny swego, że ignorowałem różne sygnały, które powinny dać mi do myślenia.
Zobaczyłem jej rozmowę na fejsie
Aneta była śliczna, sympatyczna, wesoła, a przede wszystkim taka… rodzinna. Ja wychowywałem się tylko z mamą – tata zginął w wypadku zaraz po moich drugich urodzinach, a rodzeństwa nie miałem. Ona miała wielu ludzi wokół siebie: dwie siostry, brata, kilkoro kuzynów. Mówiła, że chciała się przeprowadzić za granicę, ale ze względu na chorobę taty nie może, bo chce być blisko, pomagać i tak dalej. Imponowało mi to, że odkłada marzenia na później ze względu na rodzinę. Bardzo mi to odpowiadało i budziło nadzieję, bo ja chciałem mieć wreszcie dużą rodzinę. Żonę i dzieci, jasne, ale zakładałem też, że jej rodzeństwo stanie się w jakiś sposób moim, choć trochę. A ze szwagrem to będę mógł góry przenosić!
Moją mamę bardzo dziwiło, że Aneta nie chce przyjąć mojego nazwiska. Uparła się, by zostać przy swoim.
– Skoro chce, to proszę bardzo, nie jestem jakimś tradycjonalistą, moje ego na tym nie ucierpi – tłumaczyłem mamie.
Aneta była przywiązana do rodzinnego nazwiska, ładnie brzmiało, dlaczego miałem ją zmuszać do przyjmowania mojego? No ale zupełnie nie spodziewałem się awantury – takiej pierwszej poważnej awantury w naszym związku – gdy wstawiłem na Facebook zdjęcie ze ślubu, na którym oznaczyłem Anetę jako żonę. Nie rozumiałem, skąd aż takie pretensje. Wyglądała na nim przepięknie. A ja chciałem oznajmić całemu światu, że jestem szczęśliwie zaobrączkowanym facetem. Problem w tym, że ona nie zamierzała informować o swoim zamążpójściu. W ogóle. Nikogo. Dziwne, prawda? Przecież na dłuższą metę nie da się tego ukryć.
I czemu nie chciała mówić o naszym małżeństwie, skoro na Facebooku nadal miała mnóstwo zdjęć z byłym facetem? Rozumiałem, że lubi te zdjęcia, wyglądała na nich obłędnie, ale… Tak, byłem zazdrosny. O te fotki, o to, że nie chciała ich usunąć, by nie urazić uczuć rzeczonego byłego. Jakby to, czy rani mnie – ciągle dyskutując pod każdym ze zdjęć ze znajomymi i owym Pawłem – nie miało dla niej żadnego znaczenia. A potem…
Popsuł mi się telefon i poprosiłem, by pożyczyła mi swój. Musiałem się skontaktować się ze znajomym w sprawie pracy. Wtedy przypadkiem zobaczyłem jej prywatną rozmowę na fejsie. Faceta nie znałem, nie kojarzyłem ze zdjęcia. Ostatnie, co mu wysłała, to prośbę, by usunął tę rozmowę, żeby nie miał problemów, tak jak i ona usuwa ich konwersacje na bieżąco.
Poczułem dziwny skurcz w żołądku. Fakt, niewiele tam było tekstu. W sumie tylko kilka nic nieznaczących linijek. Ale to kasowanie rozmów mnie zaniepokoiło. Gdy zastanawiałem się, czy zapytać żonę, co jest grane, przyszła kolejna wiadomość. Z opisem czynności, jakie ten facet chciałby z nią robić w kuchni. I nie chodziło o gotowanie czy jedzenie, raczej o karmienie się nią.
Patrzyłem i nie wierzyłem. Moja Aneta, która miesiąc wcześniej przysięgała mi wierność i uczciwość oraz że uczyni wszystko, by nasze małżeństwo było szczęśliwe i trwałe, gadała o seksie z jakimś typem! Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Oprócz tej wiadomości, oprócz tego, że nie zmieniła nazwiska i nikt z jej fejsbukowych znajomych nie wiedział o naszym ślubie – Anetka była najsłodszą żoną pod słońcem. Wieczorami robiła kolację, przytulała się, rano witała mnie całuskiem, w trakcie dnia pytała, czy wszystko u mnie w porządku, pisała, że tęskni i wysyłała urocze emotki. Ta sama kobieta prowadziła w sieci erotyczny dialog z innym mężczyzną, który potem skrzętnie kasowała. Żeby się nie wydało.
Szalała w sieci, jakby nadal była singielką
W końcu zapytałem ją o to. Zebrałem się w sobie i zapytałem.
– Jak śmiesz! – uniosła się i mało nie dała mi w twarz. – Weź się lecz!
– A śmiem… – westchnąłem i powiedziałem, co przeczytałem.
Świadectwu moich własnych oczu już nie zaprzeczyła, tylko zalała się łzami.
– Przepraszam, kochanie, wybacz mi…
Mówiła, że to był tylko niewinny flirt, który jakoś tak za daleko zaszedł. Ale już nie rozmawia z tym facetem, więc mogę być spokojny.
– Spokojny? Chyba kpisz! Zdradzasz mnie, nieważne, że tylko wirtualnie, choć nam jeszcze wódka z wesela została!
Płakała ze dwa tygodnie, a ja się wahałem. Być z nią dalej? Zaufać na nowo? Czy rozwieść się raptem po miesiącu? Kto normalny rozwodzi się po miesiącu?! Jakby to wyglądało? Szybki ślub, jeszcze szybszy rozwód? Wyszedłbym na idiotę…
Dałem jej drugą szansę pod warunkiem, że już nigdy nie będzie prowadzić podobnych flirtów. Jeśli sami ją zaczepiają, jak twierdziła, przecież mogła ich zablokować. No i ma powiedzieć wszem i wobec, że wyszła za mąż. Może to śmieszne, by żądać zmiany statusu związku na Facebooku, ale z drugiej strony, skoro to medium stało się naszą codziennością… Skoro tam zaczepiali ją ci faceci, to niech mają napisane czarno na białym, że Aneta jest zajęta. Obiecała, że to zrobi. Ja obiecałem, że zapomnę, i zaczynamy na nowo.
Niestety, po paru tygodniach przyłapałem ją na rozmowie z kolejnym gościem, a potem z następnym. Oni ją zaczepiali, a ona chętnie przyjmowała ich awanse. Nigdy nie padł zwrot „mam męża”, już nie mówiąc o „kocham męża”. Na moich oczach nasze życie rozpadało się jak domek z kart. Miałem trzydzieści lat, byłem żonaty od kilku miesięcy, a moja żona, która w domu czule o mnie dbała, zapewniała, że kocha, lubi, szanuje i tak dalej, za progiem naszego mieszkania i w sieci szalała, jakby dalej była singielką.
Nie wytrzymałem i zrobiłem wielką awanturę, wypominając jej pikantne szczegóły rozmów, których nie zdążyła skasować, bo tyle ich było. Z różnymi typami. Jakby była jakąś korespondencyjną nimfomanką!
– Nie wyobrażam sobie dalszego życia w ten sposób! Jesteśmy małżeństwem niecały rok, a mnie brakuje palców u rąk, by policzyć gachów, z którymi flirtujesz w obsceniczny sposób!
Rozwód jawił mi się jako wielka porażka
Mało brakowało, a zacząłbym w złości tłuc talerze. Zwłaszcza że Aneta najpierw wypierała się wszystkiego, by potem odwrócić kota ogonem.
– Traktujesz mnie, jakbyś był moim panem i władcą – zarzuciła mi. – Zachowujesz się jak… jakiś szejk arabski! Najchętniej zamknąłbyś mnie w domu, odciął od znajomych i rodziny, ubrał w burkę i zmuszał do rodzenia dzieciaka za dzieciakiem!
Szejk? Hurtowe rodzenie dzieci? Co ona, do cholery, bredzi?! Nawet o jednym dotąd nie rozmawialiśmy.
– Wiesz co, powinieneś iść na terapię i wyleczyć się z tej chorobliwej zazdrości – poradziła mi na koniec, po czym wyszła z domu.
Aha, zatem to ja miałem leczyć się z zazdrości. Bo to w sumie była moja wina, to mnie coś nie pasowało, to ja ją ograniczyłem, bo nie podobało mi się, że tuż po ślubie flirtuje z całym tabunem facetów, a potem zrzuca winę na mnie, bo śmiałem czytać jej wiadomości! Jakaś parodia nie związek.
Chyba w ramach prezentu dla samego siebie z okazji pierwszej rocznicy ślubu powinienem złożyć pozew rozwodowy. Owszem, będzie to wyglądać niepoważnie. Jakbym sam nie wiedział, czego chcę w życiu. Wstyd będzie przed ludźmi, którzy ostrzegali, że za szybko to idzie, że właściwie nie wiem, z kim się żenię. Mieli rację. W głowie żony były jakby dwie kobiety. Jedna, z którą uwielbiałem spędzać czas, z którą mogłem gadać godzinami, z którą gotowałem, śmiałem się, sprzątałem, kochałem się, oglądałem filmy, która o mnie dbała i pozwalała mi dbać o siebie, a druga… Ta druga chciała mnie ukryć przed światem, by móc zachowywać się dalej jak singielka.
Nie rozumiałem tego i nie zamierzałem grzecznie, bez protestów tolerować. Co mi z tego, że była miła i kochana w domu, skoro poza nim flirtowała z innymi? Dla mnie to równało się zdradzie i to regularnej, a ona moje protesty nazywała tyranią i patologiczną zazdrością. Obrażała się, bo chciałem pełnej wierności, duszą, ciałem i umysłem.
Wiedziałem, jaki powinien być mój następny krok, zdawałem sobie sprawę, że jest nieunikniony. Odsuwałem go w czasie, bo rozwód jawił mi się jako wielka porażka, życiowa i uczuciowa, ale z drugiej strony… Na myśl, że miałbym spędzić resztę życia z tą kobietą, a w sumie z tymi dwiema kobietami, robiło mi się słabo. Muszę spakować rzeczy i wynająć jakieś mieszkanie, w którym zacznę od nowa. Może wyjadę za granicę, byle dalej od tej katastrofy, w którą się wpakowałem. Może tam szybciej zapomnę, z dala od ludzi, którzy znają i mnie, i ją.
Czytaj także:
„Tinder służy mężczyznom tylko do jednego! Wiem, bo tak zdradza mnie mój mąż...”
„Żona zaczęła mnie zdradzać z facetem, którego nigdy nawet nie widziała. Okazało się, że padła ofiarą oszustów”
„Mój mąż kupuje nagie zdjęcia od kobiet w internecie. Nie uprawia ze mną seksu, bo woli jakieś obce lafiryndy...”