Zatrzasnęłam bagażnik i odetchnęłam z ulgą. No dobrze. Wszystko gotowe i możemy jechać. Mama z pewnością już wypatruje nas przez okno. Spóźnimy się, ale ona dobrze nas zna i zapewne zdołała to przewidzieć. Organizacja nie była silną stroną naszej trójki. Spojrzałam na siedzącego w samochodzie syna i postanowiłam nie martwić się rodzinnym spotkaniem. Moi rodzice byli wspaniali, niesamowicie wyrozumiali i kochali swojego wnuka ponad wszystko.
Niestety, moja babcia, seniorka rodu, nie była już tak przyjazna i kochająca. Odnosiłam wrażenie, że nie znosi każdej chwili spędzonej w towarzystwie dorastającego dwunastolatka. Serce mi pękało, kiedy widziałam, z jaką niechęcią odzywa się do swojego prawnuka, który podczas tych sporadycznych rozmów posyłał mi zdezorientowane spojrzenia.
Oczywiście wiedziałam, że Bartkowi daleko do anioła. Ostatnio wciąż mi pyskował, ale miał dobre serce i potrafił okazywać szacunek, kiedy wymagała tego sytuacja. Nie zasługiwał na taką niechęć ze strony prababci. Próbowałam rozmawiać z rodzicami o wrogim nastawieniu babci, ale ojciec tylko wzruszał ramionami, a mama powtarzała, że schorowana osiemdziesięciolatka jest taka surowa z powodu swojej tragicznej przeszłości. Ale na czym polegał ów tragizm? Nie miałam pojęcia.
Jak zwykle siedziała w fotelu i patrzyła w okno
Jedyną tajemnicą z przeszłości mojej babci był jej mąż, czyli mój dziadek. Na samo jego wspomnienie staruszka reagowała gniewem. Jako dziecko wielokrotnie próbowałam odkryć, kim był, i co takiego zrobił, że został wyklęty. Niestety jakoś nikt nie chciał mi tego wytłumaczyć.
– Czy naprawdę muszę tam jechać? – zapytał znękanym głosem Bartek. – Wolałbym posiedzieć sam w domu. Pograłbym sobie w coś…
– W nic byś sobie nie pograł. Jeśli już, to poczytałbyś sobie książkę. Poza tym jedziemy na urodziny babci, więc bez dyskusji. Nie może nas nie być – wyjaśnił mu mój mąż.
– Babcia jest w porządku, ale prababcia mnie nie znosi.
– Bądź dla niej wyrozumiały, ma swoje lata i po prostu niezbyt dobrze już kontaktuje… – uśmiechnęłam się pocieszająco do syna.
– Ale kiedy wchodzę do pokoju, od razu odwraca się do okna. To… przykre. Nic jej nie zrobiłem.
– Obiecuję ci, że posiedzimy tam niezbyt długo. Wytrzymasz?
– Byle nie trwało to tyle, co ostatnio. Myślałem, że jajo zniosę.
Wysiadając przed domem rodziców, zdałam sobie sprawę, jak absurdalne jest zachowanie mojej babci. Rozumiem, że z wiekiem niektórzy dziwaczeją, ale taka wrogość wobec niewinnego dziecka to gruba przesada. Pora wreszcie wyjaśnić całą sytuację, bo wkrótce Bartek będzie za duży, bym mogła go zmusić do wizyt.
– No wreszcie jesteście. Zrazy zrobiłam! – powitała nas moja mama.
Spojrzałam na stół zastawiony jedzeniem po brzegi i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
– Mamo, oszalałaś. Jak zawsze.
Machnęła ręką i kazała nam zająć miejsca. Salon tonął w kolorach lawendy i bieli. Powietrze było słodkie od zapachu kwiatów. Po ostatnim remoncie dom rodziców nabrał wyraźnie prowansalskiego charakteru. Jedyną ciemną plamą w jasnym pokoju była skulona w bujanym fotelu babcia. Podeszłam i pocałowałam ją w policzek. Skóra jej twarzy była miękka. Staruszka od lat używała tego samego mydła i zawsze pachniała tak samo.
– Jak się czujesz, babciu? – spytałam.
– Dobrze, dobrze, kochanie… – odpowiedziała, kiwając głową.
To jest krew z krwi... Nic się nie da zrobić
W jej oczach nie było niechęci ani złości, wręcz przeciwnie. Ale kiedy obok mnie stanął mój syn, całe ciepło w jej spojrzeniu od razu zniknęło.
– Dzień dobry – przywitał się.
Babcia skinęła tylko głową i nerwowo zaczęła pocierać zniekształcone od zwyrodnień dłonie.
– Babciu, o co chodzi? – zapytałam.
Jej stara twarz stężała niespodziewanie. Myślałam, że przemilczy to pytanie, jak zawsze, ale ona powoli odwróciła się w stronę prawnuka i zmarszczyła brwi. Bartek patrzył na nią oszołomiony i zlękniony, jakby czuł, że nie usłyszy nic dobrego.
– Taki sam z ciebie diabeł jak z niego – wysyczała. – Tak samo mrużysz oczy, gdy jesteś zły. Tak samo oblizujesz usta, kiedy coś ci się podoba. Nic dobrego z ciebie nie wyrośnie!
Wszyscy zgromadzeni w pokoju zamilkli, zmieszani słowami staruszki.
– Mamo, co ty na Boga wygadujesz?! – krzyknął mój ojciec.
– Wiem dobrze, co mówię. Zła z krwi nie da się wymazać. Nie da się i już. A ten tutaj – wskazała mojego syna – będzie czartem jak mój mąż.
– Babciu…! – jęknęłam.
– Widziałam, jak zamęczyłeś tego kota, którego dostałeś od nas na urodziny – syknęła babcia do Bartka.
Popatrzyłam wstrząśnięta na syna, który najpierw zbladł, a później spąsowiał. Czyżby staruszka mówiła prawdę? Mój Boże, oby nie…
Dwa lata temu mój syn dostał na urodziny kota, o którego prosił przez wiele miesięcy. Niestety zwierzę zdechło. Sądziliśmy, że czymś się zatruł. Żadne z nas nie podejrzewało, że nasze dziecko byłoby zdolne…
– Chciałem tylko sprawdzić – wyjąkał i cofnął się w stronę mojego męża.
– Zabił to niewinne zwierzę i aż się cały trząsł, taki był podniecony tym, co wyprawia – powiedziała babcia. – Widziałam z okna, jak go męczył w ogródku. Wyrośnie z niego to samo, co z mojego męża. Sadysta i morderca, ot co! Z wierzchu ładny jak z obrazka, ale w środku zepsuty jak sam diabeł. Też na początku byłam ślepa, nie chciałam widzieć prawdy, ale z czasem nie dało się nie zauważyć podobieństwa. Te same oczy! Tak samo zaciska usta, kiedy się złości. To jest krew z krwi! Nic nie poradzisz…
Syn wybiegł z domu moich rodziców, a za nim pobiegł mój mąż. Do babci podeszła moja mama.
– Mój ojciec był… mordercą? – spytała słabym głosem.
Babcia skinęła głową, a jej pełne nienawiści oczy wypełniły się łzami.
– Podczas procesu przyznał się do zabicia trzech młodych kobiet, ale ofiar było więcej. Tylko że dowodów nie mieli albo były niewystarczające. Wyszłam za mąż za potwora i nosiłam jego dziecko. Wiesz, co przeżyłam? Jak się bałam? – zapytała moją matkę. – Nie wiesz, bo niby skąd! Żadne z was nie wie, jaki to był koszmar. Ludzie uznali mnie za współwinną, choć nigdy nikogo nie skrzywdziłam. Wystarczyło jednak, że karmiłam potwora, spałam z nim i dbałam o niego. Bo dbałam. Jaki inny miałam wybór? Tak mnie nauczyli, że o męża trzeba dbać, choćby był najgorszy z najgorszych. A teraz zło obudziło się w ciele mojego prawnuka…
Potrząsnęłam gwałtownie głową i spojrzałam na mamę.
– To dlatego mieszkałyśmy na początku w domu ciotki? – zapytała.
– Tak – potwierdziła babcia. – Nie chciałam, żeby cię wytykali palcami. A nuż ktoś chciałby się mścić. Wiedziałam, że jesteś dobra. Nauczyłam się dostrzegać wynaturzenia. Moja wnuczka też jest dobra, ale on…
– To jakiś kompletny absurd! – krzyknęła moja mama. – Nie chcę… Nie mogę tego słuchać!
Stała wpatrzona w starą nieszczęśliwą kobietę. Może wspominała wszystkie lata przepełnione niezrozumiałym dotąd smutkiem i gniewem.
W jaki sposób mogę ochronić moje dziecko?
Nie mogłam znieść ciężkiej ciszy, która nagle zapadła w domu moich rodziców i w mojej głowie. Zgarnęłam szybkim ruchem kluczyki do auta i wyszłam na zewnątrz. Tego wszystkiego było po prostu zbyt wiele.
Bartek płakał oparty o maskę samochodu. Mój mąż palił papierosa i w milczeniu mu się przyglądał. Nie wiem, co mnie opętało, ale chwyciłam syna za ramię i szarpnęłam nim.
– Zabiłeś tego kota?! – krzyknęłam.
Syn rozpłakał się jeszcze bardziej. Więc zapytałam go drugi raz, głośniej.
– Tak! – wrzasnął i uciekł.
Zrobiło mi się słabo i zimno. Przecież znałam swoje dziecko. Wiedziałam, do czego jest zdolny, a do czego nie. Wiedziałam dobrze, prawda?
– Dlaczego to zrobił? – spytałam.
– Niektórzy chłopcy tak robią – odparł mąż. – To nic nie znaczy. Chciał się po prostu przekonać, jak to jest.
– Jak to jest zabić żywą istotę?!
Mąż milczał, a ja westchnęłam.
– Poszukaj go. Wrócimy do domu i tam spokojnie porozmawiamy.
Powrót do domu strasznie mi się dłużył. Bałam się odwrócić i spojrzeć na syna siedzącego z tyłu. Pytania mnożyły się w mojej głowie. Kim był naprawdę? Czym się stawał? Czy miałam na to jakiś wpływ? Czy mogłam mu jakoś pomóc? Może trzeba go wysłać do psychologa albo psychiatry?
Nagle Bartek zaczął płakać. Kazałam mężowi zatrzymać samochód. Przesiadłam się na tylne siedzenie i objęłam płaczącego syna. Jego policzki były zaczerwienione od wycierania twarzy. Wydał mi się bezbronny i zagubiony. Potrzebował mnie.
– Nie jestem potworem, prawda?
Przytuliłam go mocniej i pocałowałam w czubek głowy.
– Nie jesteś – odparłam.
Czytaj także:
„Ojciec latami oszukiwał mamę i mnie. Teraz prosi o pomoc dla swojej nieślubnej córki. Bez niej moja siostra może umrzeć…”
„Rodzina suszy narzeczonemu głowę, że zwleka z naszym ślubem. Jest zakałą rodu, bo… nie ma kasy na wesele”
„Ciotka z wujkiem odebrali mi dziecko i wychowali jako swoje. Po 30 latach syn poznał prawdę i chce się ze mną spotkać”