„Babcia faszeruje mojego syna syfem, chociaż jej tego zabroniłam. Na moje protesty reaguje machnięciem ręki”

kobieta, która ma problem z babcią fot. iStock by Getty Images, ilona titova
„Pierwsze dni w pracy minęły mi jak z bicza strzelił. Musiałam się wdrożyć w nowe zadania i nie miałam czasu, by zastanawiać się, co się dzieje w domu. Tym bardziej że kiedy do niego wracałam, babcia nie była umęczona, a Krzysio wyglądał na zadowolonego. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to okropne uczulenie, które pojawiło mu się znowu na buzi”.
/ 12.05.2023 19:15
kobieta, która ma problem z babcią fot. iStock by Getty Images, ilona titova

Kiedy przyjaciółka zaproponowała mi pracę u siebie w firmie, byłam tym jednocześnie ucieszona i… przerażona. Taka okazja, aby dostać z polecenia doskonałe stanowisko i dość wysoką pensję, nie trafia się często, ale miałam w planach pozostać jeszcze przez jakiś czas w domu, z moim dwuletnim Krzysiem. I nie chodziło nawet o to, że on czy ja nie byliśmy przygotowani psychicznie na rozstanie.

– Przecież nie dostanę teraz miejsca w żłobku! – denerwowałam się.

– A nie możesz wynająć kogoś do opieki? – zapytała mnie przyjaciółka, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że nie powinnam tak łatwo rezygnować.

Przeliczyłam sobie, że wynajęta niania kosztowałaby mnie co najmniej połowę mojej miesięcznej pensji! Czy w takim wypadku na pewno warto iść do pracy, powierzając opiekę nad małym zupełnie obcej osobie?

Zwierzyłam się ze swoich obaw i dylematów mamie, a ona mnie zapytała:

– Dlaczego więc nie zaproponujesz babci, aby się zajęła Krzysiem?

Babci? Moja babcia, czyli prababcia mojego synka miała już ponad siedemdziesiąt lat. Nie byłam pewna nie tyle tego, czy da sobie radę z berbeciem, ile, czy w ogóle będzie do tego chętna. Dlatego nawet nie przyszło mi do głowy, aby jej coś takiego zaproponować. Tymczasem, kiedy mama natchnęła mnie tą myślą, pomysł wydał mi się całkiem niegłupi… A babcia była moją propozycją wprost zachwycona!

Od dawna nie daję mu mleka i jajek

– Już dawno mówiłam, że mogę ci we wszystkim pomóc, kochana! – ożywiła się, słysząc, o co ją proszę.

Nie chciałam ci robić kłopotu,  babciu, już się w życiu tyle naopiekowałaś dziećmi. Moją mamą i wujkiem, a potem mną i moją siostrą…

– I dlatego mam wprawę! – babci jakby ubyło lat, kiedy miała przed sobą odpowiedzialną misję. – Nic się nie martw, poradzę sobie świetnie!

Faktycznie, wyglądało na to, że sobie poradzi. Krzysio przecież ją uwielbiał, a i ona kochała go nade wszystko.

Pierwszego dnia wychodziłam do pracy z lekkim niepokojem w sercu, ale pozbyłam się go od razu, widząc, jak łatwo przyszło babci spacyfikowanie małego łobuziaka, który rano jest wypoczęty i pełen energii. Bez problemu zapakowała go do wysokiego fotelika, w którym zjadał śniadanko. „Będzie dobrze” – pomyślałam.

Pierwsze dni w pracy minęły mi jak z bicza strzelił. Musiałam się wdrożyć w nowe zadania i nie miałam czasu, by zastanawiać się, co się dzieje w domu. Tym bardziej że kiedy do niego wracałam, babcia nie była umęczona, a Krzysio wyglądał na zadowolonego. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to okropne uczulenie, które pojawiło mu się znowu na buzi.

– Nie wiem, co mu może szkodzić… Od dawna nie je mleka i jajek. Przez jakiś czas wszystko było dobrze, a teraz znowu ma wysypkę na policzkach! – skarżyłam się przyjaciółce.

– A jesteś pewna, że babcia mu tego wszystkiego nie daje? – zapytała.

– No jasne, że nie! Przecież mówiłam jej, że jest uczulony! – odparłam.

– Na twoim miejscu bym to sprawdziła – stwierdziła sceptycznie Iga.

Nie byłam przekonana, czy to wypali

A jednak babcia sama się przyznała, że daje małemu mleko i jajka!

– Musiałabyś zobaczyć, jak on ze smakiem wcina kogel-mogel! – zachwycała się, a mnie zrobiło się słabo.

Jajka, i to w dodatku surowe?!

Tobie smakowały, jak byłaś mała! – obraziła się, gdy zaprotestowałam.

– No jasne, że smakowały! Są pyszne, ale dzisiaj już wiemy, że szkodliwe – usiłowałam jej wytłumaczyć, ale na nic to się zdało; najwyraźniej babcia uważała, że jako wyrodna matka chcę swoje dziecko pozbawić przyjemności, którą sama kiedyś miałam…

Poczułam się bezsilna, ale przecież nie mogłam i nie chciałam zrezygnować z pracy! Podobało mi się w nowej firmie, szef doceniał moje starania…

Kilka dni później zobaczyłam w kalendarzu, że zbliża się termin badań okresowych małego. Kiedy poszłam powiedzieć przyjaciółce, że spóźnię się do pracy, popatrzyła na mnie uważnie.

– Mówiłaś, że ten twój pediatra jest taki fajny; przystojny i kontaktowy, z każdym pogada… – zaczęła. – Może wyślij do niego z małym babcię. Samą. Tylko wcześniej go uprzedź, jaki masz z nią problem. Może on jej zdoła wytłumaczyć, aby nie karmiła dziecka produktami, które je uczulają.

Nie byłam tak do końca przekonana, ale uznałam, że warto spróbować.

I okazało się, że Iga miała rację! Wizyta u pediatry odmieniła moją babcię całkowicie. Przekabacona przez lekarza stała się najgorliwszą strażniczką właściwiej diety prawnuczka. Sama pilnuje, aby nie jadł szkodliwych potraw, a nawet potrafi z uporem studiować każdą etykietkę, aby wykryć w składnikach jakieś alergeny.

– Nie masz pojęcia, do ilu produktów dodawane są orzechy jako zagęstnik! A one nie są dobre dla naszego skarbka! Pan doktor zwrócił mi na to uwagę – powiedziała mi ostatnio.

Uśmiechnęłam się, patrząc na nieskazitelną buzię mojego synka, na której już nie ma śladu po uczuleniu.

Czytaj także:
„Teściowa dała czekoladę uczulonemu dziecku, bo uważa, że >>święcone nigdy nie zaszkodzi<<. Syn spędził Wielkanoc w szpitalu”
„Wychowawczyni zabierała dzieciom śniadania i robiła sobie szwedzki bufet! Taką małpę to tylko do sądu pozwać”
„Babcia całe życie tępiła mnie jak wesz. Gdy w złości wykrzyczała mi prawdę w twarz, mój świat się zawalił”

Redakcja poleca

REKLAMA