„Babcia całe życie tępiła mnie jak wesz. Gdy w złości wykrzyczała mi prawdę w twarz, mój świat się zawalił”

zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Nawet nie pamiętam, jak to się zaczęło. No bo przecież musiało się jakoś zacząć, prawda? Musiałam zrobić coś, co ją rozzłościło, może nie spełniłam jakichś jej oczekiwań albo zbiłam jej ulubioną figurkę? Pytałam o to nieraz rodziców, ale ciężko im było odpowiedzieć, dlaczego babcia nie lubi swojej najstarszej wnuczki”.
/ 15.04.2023 19:15
zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

– Babcia jest chora – powiedziała Milena.

Brzmiało to, jakby oznajmiała, że zbliża się huragan piątej klasy. Bo kiedy babcia była chora, robiła się jeszcze bardziej okropna niż zwykle. Powiedziałam to siostrze, a ona spojrzała na mnie karcąco.

– Wiesz, że babcia nas kocha, tylko ma trochę trudny charakter.

Hm, ładny eufemizm na określenie jadowitej złośliwości, wiecznego krytykowania, lekceważenia, a czasami otwartej nienawiści. Tyle że powyższe dotyczyło tylko mnie. Tak samo jak to o miłości dotyczyło tylko Mileny i jej bliźniaka Sebastiana. Rzeczywiście, ich babcia kochała. Mnie – nie.

Nawet nie pamiętam, jak to się zaczęło. No bo przecież musiało się jakoś zacząć, prawda? Musiałam zrobić coś, co ją rozzłościło, może nie spełniłam jakichś jej oczekiwań albo zbiłam jej ulubioną figurkę? Pytałam o to nieraz rodziców, ale ciężko im było odpowiedzieć, dlaczego babcia nie lubi swojej najstarszej wnuczki.

– Myślę, że nie była gotowa na to, żeby zostać babcią – powiedziała raz mama, kiedy bardzo naciskałam. Wydało mi się to dziwną odpowiedzią. – Tata i ja strasznie chcieliśmy mieć dziecko, ale ona uważała, że to jeszcze za wcześnie.

Dziwna ta babcia – pomyślałam wtedy. Kiedy się urodziłam, tata miał trzydzieści sześć, a mama trzydzieści dwa lata. Najwyraźniej jednak była gotowa na zostanie babcią, kiedy na świat przyszło moje rodzeństwo. Uwielbiała bliźniaki. Pozwalała im na wszystko, dawała im prezenty bez okazji, chwaliła. Ja nigdy od niej nic nie dostałam. Kiedyś przypadkiem odkryłam, że mama kupuje mi na urodziny dwa prezenty. Jeden od niej i taty, a drugi „od babci”. Jej matka nawet nie brała udziału w imprezach z okazji moich urodzin.

Ona po prostu nikogo nie kocha

Kiedy dorosłam, babcia nieco mi odpuściła. A może inaczej: zrobiła się nieznośna nie tylko dla mnie. Docinała też Milenie, krytykowała Sebastiana. Mama prosiła, żebyśmy nie zwracali na to uwagi. „Ona bardzo was wszystkich kocha, tylko nie umie tego okazać” – powtarzała jak mantrę. Może bliźnięta w to wierzyły, w końcu znały miłą twarz babuni. Ja uważałam, że ta kobieta nie kocha nikogo.

Właśnie dlatego nie miałam ochoty do niej jechać, ale mama wysłała mnie, bym jej pomogła posprzątać. Babcię zastałam w paskudnym nastroju, co nie było niespodzianką. Ciskała gromy na wszystko i wszystkich dookoła. W pewnym momencie, chociaż naprawdę starałam się być miła i pomocna, zaczęła w dość nieprzyjemnych słowach wyrażać się o Michale, moim narzeczonym. To mnie zabolało i poprosiłam, żeby przestała. Chciałam tylko pozmywać jej naczynia i wynieść się stamtąd, ale ona szukała zaczepki.

– Może i masz rację, że sobie takiego grubasa i łysielca wzięłaś – rzuciła wyzywająco. – No bo kto inny by cię zechciał?

Nie pamiętam, co dokładnie na to odpowiedziałam, ale to już nie było miłe. Babcia zdenerwowała się jeszcze bardziej, aż w końcu wrzasnęła:

– Wynoś się z mojego domu, ty przybłędo! Wiedziałam, że będą z tobą problemy! To był błąd, że twoja matka cię adoptowała! Mówiłam jej, że powinna jeszcze zaczekać, i proszę! Jakoś urodziła dwoje zdrowych dzieci. Jakby mnie posłuchała, nigdy byś się nie znalazła w tej rodzinie!

Trudno opisać, co wtedy poczułam. Wybiegłam z jej domu jeszcze z suchymi oczami. Byłam w zbyt dużym szoku, żeby od razu się rozpłakać. Pamiętam, że miałam nadzieję, iż to tylko głupia złośliwość starej kobiety. Przecież gdybym była adoptowana, rodzice by mi powiedzieli…

Chciałam, żeby zaprzeczył

Kiedy przyjechałam do ich domu, zastałam tylko tatę. Od razu wyrzuciłam z siebie, z czym przyszłam. Liczyłam, że powie, że staruszka wygaduje bzdury, tak się jednak nie stało.

– Wiele razy mieliśmy ci powiedzieć – zaczął – ale nigdy nie było odpowiedniego momentu… Miałaś trzy miesiące, kiedy cię adoptowaliśmy, a potem czas tak szybko biegł… Kochanie, wiem, że dowiedziałaś się w okropny sposób i strasznie mi przykro, ale…

Nie mogłam tego dalej słuchać. Wybiegłam z domu. Tym razem też nie płakałam. Mama zadzwoniła pół godziny później. Odrzuciłam połączenie, a potem długo wpatrywałam się w nazwę kontaktu w telefonie. „Mama”? Nie była nią. Czułam się jak odrętwiała, wchodząc w menu kontaktów i klikając „Edytuj”. Słowo „Mama” zniknęło, ale nie wiedziałam, czym je zastąpić. „Pani Dorota S.?” „Matka adopcyjna?”. W końcu napisałam „Ona”. Kontakt „Tata” zmieniłam na „On”. I poczułam nieco ulgi.

„Ona” i „on” dzwonili do mnie co chwilę. Byłam też pewna, że ktoś z nich pojechał do mojego mieszkania, ale mnie tam nie było. Siedziałam w knajpie i piłam. Czekałam na łzy, ale nie nadeszły. W końcu następnego dnia odebrałam połączenie od mamy. Mamy?

– Kochanie! Tak mi przykro… Rozmawiałam z babcią, powiedziałam jej, że
to było…

– Nie chodzi o babcię – przerwałam jej. – Ona po prostu nigdy mnie nie akceptowała, bo nie jestem jej wnuczką. Ma prawo. Chodzi o was… Chcieliście to ukrywać przede mną już zawsze?

Przyznała, że nie wiedziała, co zrobić. Moi biologiczni rodzice byli nieznani. Nie miałam szans ich znaleźć. Mój ojciec nie figurował nawet w moim pierwszym, przedadopcyjnym akcie urodzenia, a matka zastrzegła w sądzie, że nie życzy sobie, by kiedykolwiek ujawniono mi jej dane.

– Słyszeliśmy dziesiątki historii o tym, jak adoptowane dzieci szukają swoich biologicznych rodziców – powiedziała mama. – To nie zawsze się udaje. Baliśmy się, że ty też zaczniesz, a przecież byłaś najpierw mała, potem przechodziłaś okres dojrzewania, po maturze miałaś trochę problemów… A kiedy spotkałaś Michała, pomyśleliśmy, że nie powinniśmy psuć ci tego szczęścia takimi informacjami…

W jakimś sensie ją rozumiałam. Chciała mnie chronić. Rozumiałam też babcię. Nie akceptowała mnie. Ale czy ktoś rozumiał mnie? To, co przeżywałam, było trudne do pojęcia nawet dla mnie. Michał mnie wspierał, mówił, że pomoże mi szukać biologicznej matki, ale dwie wizyty w urzędzie i sądzie wystarczyły, bym zrozumiała, że to bez sensu.

Zresztą wcale nie miałam ochoty dowiadywać się, dlaczego mnie porzuciła. Przez całe życie zastanawiałam się, czym zawiniłam babci, że mnie odrzuca. Nie miałam siły na to samo z biologiczną matką. Ale nie mogłam już normalnie traktować rodziców. „Ona” i „on” zastąpili „mamę” i „tatę” nie tylko w telefonie. Tak o nich mówiłam do Michała.

– Ona chce się spotkać. On chce porozmawiać.

Mnie samą to bolało, ale po prostu nie potrafiłam już myśleć o nich jako o rodzicach. To się działo jakby poza mną. Oczywiście Milena i Sebastian także się o wszystkim dowiedzieli. Byli wstrząśnięci, też chcieli się spotykać i rozmawiać. Pozwoliłam na to tylko siostrze. Potrzebowałam przyjaciółki. I tak zaczęłam myśleć o Milenie. No bo przecież tak naprawdę wcale nie byłyśmy siostrami. Kiedy przyjechała, miała ze sobą albumy z naszego dzieciństwa.

– Siedziałam nad nimi całą noc – wyznała. – Zobacz, tu skaczemy do rzeki. Pamiętasz tamte wakacje? A konie? Boże, jak ja się bałam tego starego kuca! Jak on miał na imię? Bob? Bil?

– Bej – podpowiedziałam. – Faktycznie, był wredny! – uśmiechnęłam się mimo woli. – Ale Dakota była cudowna. Pamiętasz ją? Siwa klacz, plotłyśmy jej warkoczyki na grzywie…

Oglądanie zdjęć pozwoliło nam jakoś uspokoić emocje. To był przyjemny wieczór. Milena wyszła ode mnie koło północy. Nie dojechała do domu. Miała wypadek. Strażacy musieli przecinać drzwi, by ją wydobyć z wraku. W szpitalu byli wszyscy. Mama, tata, Sebastian i… babcia.

– Co z nią? – krzyknęłam na ich widok.

– Przeżyje – natychmiast odpowiedział brat. – Jest połamana, ale przytomna. Nie ma obrażeń wewnętrznych… Spokojnie, Iza… Ej, no chodź tutaj, chodź do brata…

Wtedy dopiero coś we mnie pękło

Ludzie w szpitalu pewnie myśleli, że tak się martwię o siostrę, ale prawda była taka, że po prostu nie mogłam powstrzymać potoku łez. Z całej siły objęłam Sebastiana i ryczałam w jego koszulę. Czułam, jak oplata mnie ramionami i przyciska do siebie. Po chwili poczułam, że ktoś jeszcze się do mnie przytula od tyłu. Mama. Wtuliłam się w jej szyję. Potem podszedł do nas tata i wszystkich mocno ścisnął.

Ten moment zapamiętam na zawsze. To wtedy ja adoptowałam moją rodzinę, pogodziłam się z tym, że chociaż nie łączą nas więzy krwi, to oni dla mnie są mamą, tatą i bratem. I że będę ich kochać zawsze, choćby nie wiem co. Dopiero kiedy zwolniliśmy ten rodzinny uścisk, zorientowaliśmy się, że babcia
zniknęła. Po prostu wyszła bez słowa. Zdziwiłam się, jak mało mnie to obchodzi.
Milena na szczęście dobrze zniosła operację i zaczęła zdrowieć. Była młoda, silna i nie znosiła szpitali.

– Zrobię wszystko, żeby mnie wypisali stąd jak najszybciej – oznajmiła.

Kiedy wróciła do domu, mama urządziła przyjęcie powitalne. Byli wszyscy: przyjaciele i znajomi z uczelni Mileny, nasi dalsi krewni, ja z Michałem i Sebastian z dziewczyną. Tylko babcia nie przyszła. Zapytałam mamę, czy to ma związek ze mną.

– Za długo cię oszukiwałam – westchnęła. – I nie mam zamiaru robić tego nigdy więcej. Tak, rozmawiałam z babcią. Postawiłam jej ultimatum: albo cię przeprosi i będzie się wobec ciebie zachowywać uprzejmie, albo dokonam wyboru.

– Jakiego wyboru? – zdziwiłam się.

– Między matką a dzieckiem – powiedziała, jakby to było oczywiste. – Jeśli mam wybierać między tobą i nią, to wybieram moje dziecko. Ona sobie poradzi, ma jeszcze drugą córkę, syna i całą masę wnuków. A ja mam tylko jedną ciebie.

Zapiekły mnie oczy. Mama mówiła to w tak naturalny sposób, że zrobiło mi się przykro, iż tak ją potraktowałam. Zrozumiałam, że dla niej zawsze byłam jej dzieckiem. Musiałam ją bardzo zranić tym tymczasowym odsunięciem się od niej i taty. Nie zasłużyli na to, przecież nie zrobili mi nic złego.

Kiedy minęło trochę czasu, wszyscy przyzwyczailiśmy się do nowej rzeczywistości. Moja adopcja nie była już tematem tabu, ale też nie była rzeczą, wokół której kręciło się nasze życie. Moje w zasadzie kręciło się wokół ślubu, do którego szykowaliśmy się z Michałem. Biegałam z mamą i Mileną po salonach z sukniami, z obłędem w oczach wybierałam kwiaty, menu i krój czcionki do zaproszeń, a w międzyczasie zabraniałam bratu upijać mi narzeczonego do nieprzytomności podczas wieczoru kawalerskiego.

Mój wieczór panieński przygotowała Milena. Wciąż poruszała się o kulach, ale i tak nie dała sobie odebrać tej godności. Oczywiście wysłałam babci zaproszenie na ślub, ale nie spodziewałam się, że przyjdzie. Wiedziałam, że w ciągu roku chodzi na przynajmniej sześć ślubów, głównie wnuków sąsiadek czy pani ze sklepu, ale swojej obecności przy moim weselnym stole nie potwierdziła.

Myślę, że nie miała odwagi

Ceremonia była piękna, mogę śmiało powiedzieć, że to był najpiękniejszy dzień mojego życia. Milena była moją druhną, rodzice i brat siedzieli tuż za mną i czułam ich miłość i wsparcie. Na weselu tańczyłam do rana, a szczególnie zapamiętałam tańce z tatą i Sebastianem. Nawet Michał nie był chyba tak wzruszony jak oni. Niedługo po weselu fotografka wysłała nam zdjęcia. Siedzieliśmy z Michałem i oglądaliśmy je. Nagle mój mąż odezwał się dziwnym głosem:

– Iza, zobacz… Czy to nie jest…?

Spojrzałam na zdjęcie, które wskazał. Potem na kilka kolejnych. Była na nich babcia. Siedziała w kościele na samym końcu, wyraźnie nie chciała podejść bliżej. Była ubrana w swoją najładniejszą sukienkę i mały kapelusik. Wystroiła się, chociaż nie chciała się pokazywać. Dziwna staruszka…

– Nie podeszła z życzeniami – przypomniał sobie Michał. – Dlaczego? Skoro już przyszła…

Zwyczajnie się wstydziła. A może bała się, że okaże wzruszenie? Dzień później odebrałam z poczty awizowaną przesyłkę. To był prezent ślubny. Od niej. Podarowała nam drogi ekspres do kawy, ale nie to było najważniejsze. Dla mnie liczyła się dołączona do prezentu kartka:

„Wszystkiego najlepszego z okazji ślubu dla mojej wnuczki Izy i jej męża Michała”. Tylko tyle. Ale czasami „tylko” to „aż”. Myślę, że odzyskałam babcię.

Czytaj także:
„Moja babcia uważała, że widzi przyszłość. To była złota kobieta, ale sąsiedzi wytykali ją palcami i nasyłali na nią księdza”
„Moja babcia to rasowy Wielki Brat. Przez jej codzienne kontrole, we własnym domu czuję się jak w więzieniu”
„Moja babcia dąsała się, kiedy odmawiałam kolejnej dokładki. Dopiero gdy dorosłam zrozumiałam, dlaczego tak nas karmiła”

Redakcja poleca

REKLAMA