„Teściowa dała czekoladę uczulonemu dziecku, bo uważa, że >>święcone nigdy nie zaszkodzi<<. Syn spędził Wielkanoc w szpitalu”

Zięć idzie na urlop wychowawczy zamiast mojej córki fot. Adobe Stock, JackF
„Dość tego! Teściowa przebrała miarkę. Nie mogłam dłużej tolerować jej głupoty i ignorancji, bo to zagrażało zdrowiu, a nawet życiu mojego syna. Codziennie lata do kościoła i wolą boską usprawiedliwia zresztą wszystkie swoje działania, co bywa niezwykle uciążliwe, bo daje jej prawo do twierdzenia, że jest nieomylna”.
/ 07.04.2023 20:30
Zięć idzie na urlop wychowawczy zamiast mojej córki fot. Adobe Stock, JackF

Moja teściowa jest upartą kobietą, przeświadczoną o swojej nieomylności i w dodatku fanatycznie bogobojną. Codziennie lata do kościoła, a Bóg gości na jej ustach co kilka minut, mimo wyraźnego przykazania, aby nie wywoływać Jego imienia nadaremno. Wolą boską usprawiedliwia zresztą wszystkie swoje działania, co bywa niezwykle uciążliwe, bo daje jej prawo do twierdzenia, że jest nieomylna. Ona zawsze ma rację i już! Przyznam, że nie przepadam za swoją teściową, ale staram się jej tego nie okazywać, w końcu to matka mojego męża. Kiedy więc wyraziła chęć przyjechania do nas na Wielkanoc, bo „chce zobaczyć swojego ukochanego wnuka” nie mogłam jej odmówić.

Mateusz skończył trzy latka

Jest słodkim, kochanym dzieckiem. Niestety, życie poddało go ciężkiej próbie, mianowicie mały jest silnym alergikiem. Dlatego wydatki na kosmetyki mojego synka wielokrotnie przewyższają te na moje. Specjalistyczne płyny do kąpieli, kremy i balsamy kosztują krocie, każdy po kilkadziesiąt złotych, a idą jak woda! Ale bez nich mój ukochany chłopiec ciągle się drapie. Alergia skórna Mateuszka potęguje się, kiedy zje niektóre produkty.

Jest uczulony szczególnie na czekoladę, po której ma najbardziej niebezpieczne objawy. To straszne wyzwanie dla takiego malucha, nie móc jeść czekolady. Szczególnie, że miał już okazję poznać jej cudowny smak, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy z mężem, że mu szkodzi. Od tamtego czasu co jakiś czas błaga nas chociażby o kawałeczek czekolady, ale wiadomo, że nie możemy mu jej dać. Staramy się nie zabierać synka na zakupy do marketu, bo czasami przeżywamy tam ciężkie chwile, kiedy dostaje ataku płaczu przy półce ze słodyczami. Rozumiem, że obcy ludzie mają nas wtedy za potworów a nie rodziców, ale własna babcia? Tymczasem moja teściowa nie pojmuje, że czekolada Mateuszowi szkodzi.

Przez jeden mały kawałeczek nic mu nie będzie! – zwykła powtarzać i już od progu wpycha dziecku do ręki batonik.

Ile myśmy się z mężem natłumaczyli i nabłagali! Wszystko na nic. Tym razem więc także byłam przygotowana na akcję z czekoladą, ale… o dziwo nic takiego się nie wydarzyło! Mama mojego męża przywiozła dla wnuka kolorowe żelki, a ja uznałam, że mogę wreszcie odetchnąć z ulgą. Sobota mijała w przyjemnej atmosferze. Po śniadaniu całą rodziną wybraliśmy się ze święconką do kościoła. A kiedy wróciliśmy do domu, zaczęłam szykować obiad, zostawiając małego pod opieką babci, bo mąż ze swoim ojcem włączyli telewizor i z miejsca stali się straceni dla świata. Nastawiłam ziemniaki, wstawiłam pieczeń do piekarnika i postanowiłam sprawdzić, co się dzieje w dziecięcym pokoju. Byłam pewna, że skoro panuje tam cisza, to babcia z wnuczkiem układają jego ulubione klocki.

To, co zobaczyłam, zwaliło mnie z nóg

Moje dziecko w najlepsze wcinało czekoladowego baranka! Kiedy weszłam, spojrzało na mnie z buzią brudną od czekolady i miną winowajcy. A teściowa z triumfem w oczach i udawaną skruchą.

Co też mama wyrabia?! – wydarłam się na nią.

– No wiem, wiem, nie powinnam mu dawać czekolady przed obiadem. Ale on tak bardzo mnie o nią prosił – odparła.

– Nie chodzi o obiad, on ma alergię! – wydarłam się ponownie, zabierając dziecku z ręki resztki baranka.

A wtedy jej odpowiedź mnie poraziła.

– Co ty mówisz! – usłyszałam pełen oburzenia głos. – Ten baranek nie może mu zaszkodzić, jest ŚWIĘCONY!

Zawołałam męża, który natychmiast wyjął z lodówki specjalny zestaw dla alergików ratujący życie i zrobił małemu zastrzyk. Niestety, święcony baranek był za duży i Mateusz natychmiast zareagował alergicznie, więc musieliśmy wezwać pogotowie, które zabrało go do szpitala. A to wszystko przy wtórze sarkania teściowej, która twierdziła, że przy niej Mateusz się nie dusił, a dostał ataku ze strachu, kiedy ja wpadłam jak furiat do pokoju i wyrwałam mu czekoladę z rąk. Argument, że alergen działa dopiero po piętnastu minutach do niej nie dotarł. Po awanturze, którą urządził matce mąż, ta spakowała się i wyjechała, ciągnąc za sobą potulnego teścia. I tak się skończyły spokojne święta Wielkanocy w naszym domu. A może raczej dopiero wtedy te naprawdę spokojne się zaczęły? 

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA