Moja babcia została zgarnięta z ulicy, w łapance, przed którą nie zdołała uciec do pobliskiej bramy. Potknęła się o wystający z bruku kamień. Potłukła kolano, starła ręce. Długo ją bolały. Miała niecałe szesnaście lat, dwa jasne warkocze do pasa i oczy jak chabry.
Kiedy wepchnięto ją pod brezent wielkiej ciężarówki, była ubrana w sandałki, białą bluzkę i spódniczkę w cienkie plisy. Wyglądała jak dziewczynka... W 1946 roku, czyli pięć lat później, wracała do Polski z malutkim dzieckiem i świeżo poślubionym mężem, który nie zawahał się przygarnąć jej i jej syna, bo – jak tłumaczył – tak będzie lepiej.
– Dla kogo „lepiej”? – pytała.
– Dla ciebie, dla naszych rodzin, dla sąsiadów, dla wszystkich – zapewniał.
– Dlaczego się wahasz? Tamten nie wróci, a ja będę dla ciebie dobry... Zobaczysz!
Calutką noc przed ślubem przepłakała
Miał się odbyć w małym, niemieckim kościółku. Synek marudził, wyrzynały mu się pierwsze ząbki, był cały rozpalony, rzucał się po sienniku, aż wreszcie owinęła palec kawałkiem czystej szmatki i pozwoliła mu gryźć ten niby-smoczek, dopóki mały wreszcie nie zasnął.
Rano palec miała opuchnięty i siny, jakby go sobie przytrzasnęła drzwiami. Bauerka, u której pracowali, podarowała jej swoją sukienkę z jasnej żorżety i buty na koturnie z korka. Lubiła ją, przez całą wojnę traktowała po ludzku tę młodziutką Polkę, która podobno przypominała jej zmarłą córkę. To właśnie ona namówiła babcię, żeby wyszła za mąż za dziadka...
– Ty, Cela, nie wydziwiaj, tylko bierz, co ci los daje, tym bardziej że to dobry chłopak i zakochany w tobie jak rzadko. We dwójkę będzie wam łatwiej...
Zrobiła babci koronę z tych jej warkoczy i wpięła w nie gałązki mirtu.
– Wianka nie założysz – zdecydowała. – Masz już dzieciaka, nie wypada.
Po cichym ślubie było skromne wesele dla pracowników rolnych mieszkających u okolicznych bauerów. To było tuż przed końcem wojny, wszyscy czekali na kapitulację Niemiec i myśleli tylko o tym, jak się dostać do domów.
Dziadek się zastanawiał, czy nie przedostać się na Zachód, ale babcia stanowczo powiedziała: nie, wracamy...
Już podczas niełatwej drogi powrotnej przekonała się, jaki los na loterii wygrała
Dziadek był zaradny, pomysłowy, silny, opiekuńczy, dobry, no i kochał zarówno ją, jak i chłopca, którego od razu uznał za swoje dziecko. Jego miłość nigdy nie osłabła, do końca był wspaniałym mężem i ojcem. Babcia mówiła, że nie mogła lepiej trafić.
Po paru latach dziadek nagle postanowił wyjechać z rodzinnego miasta na drugi koniec Polski. Załatwił sobie dobrą pracę, dostał służbowe mieszkanie i przekonał babcię, że otwiera się przed nimi nowy rozdział życia.
Ich syn Wojtek miał już dziesięć lat, dobrze się uczył, nie sprawiał żadnych kłopotów, więc dziadek planował, że poszuka mu dobrej szkoły, bo najważniejsze, co mogą mu oboje dać, to wykształcenie. Babcia, która przez lata nawet nie chciała słyszeć o żadnych przeprowadzkach, nagle zmieniła zdanie.
– Dobrze – powiedziała. – Nie ma na co czekać... Niech będzie, co ma być.
– Czekałaś na coś? – zapytał dziadek, chociaż dobrze wiedział, jaka jest prawda. – Nie zapomniałaś?
– Teraz już zapomnę – odpowiedziała babcia. – Najwyższy czas.
Zrozumiał, bo oboje mieli sporo do zapominania
Dziadek, który kochał swą młodziutką żonę nad życie nie chciał pamiętać, że jej miłością i biologicznym ojcem Wojtka był Francuz, którego poznała jeszcze w obozie przejściowym w Westfalii.
Trafiła z nim do jednej grupy najemnych pracowników rolnych i tym samym ciągnikiem z przyczepą została przetransportowana do wielkiego gospodarstwa jako niewolnicza siła robocza. Był starszy od babci o osiem lat. Wysoki, przystojny, pięknie śpiewał i nigdy nie tracił wiary w to, że oboje przeżyją wojnę i będą razem.
Był dla babci oparciem, szczęściem, nadzieją, był jej wielką miłością i pierwszym mężczyzną. Wierzyła we wszystko, co ukochany jej obiecał. Ich uczucie było namiętne, gorące i szalone. Było również niebezpieczne, ale nie zwracali na to uwagi.
Tylko dzięki swojej gospodyni i temu, że zbliżał się koniec wojny babcia się uratowała, bo kontakty z mężczyznami były zabronione i surowo karane. Jej ukochany wiedział, że babcia jest w ciąży, bardzo się o nią martwił, wypytywał o wszystko, co jej dotyczyło: skąd pochodzi, gdzie mieszkała w Polsce, jak jej w razie czego szukać?
Zawsze taki optymistycznie nastawiony do życia, nagle zaczął mieć złe przeczucia. Nie chciał babci martwić, więc zwierzał się swemu koledze – Polakowi, czyli mojemu dziadkowi. Obaj mówili po niemiecku, więc mogli się spokojnie porozumiewać.
Dwaj przyjaciele kochali tę samą kobietę
Dziadek przysiągł Francuzowi, że w razie nieszczęścia zaopiekuje się jego dziewczyną, że jej nie zostawi na pastwę losu i że będzie nad nią czuwał. Przyszło mu to tym łatwiej, że również jego serce biło mocniej, kiedy widział drobną, wiotką Celinę, jej ciemnoniebieskie oczy i głowę owiniętą jasnymi warkoczami schowanymi pod białą chustką.
Dziadek ją kochał, ale nie miał szans, bo dla niej istniał tylko tamten... Nie mógł sobie wyobrazić, co będzie, kiedy się skończy wojna i ten obcy babcię zabierze do swojego kraju. Bał się, że pewnie nigdy się już nie zobaczą. To nie mogło się wydarzyć. Pod koniec 1944 roku żandarmi zabrali Francuza na miejscowy posterunek. Nikt nie wiedział dlaczego...
Potem dopiero zaczęli szeptać po kątach, że podobno miał ukrytą broń i że szpiegował dla aliantów. To były bzdury, jednak po Francuzie zaginął wszelki ślad. Zrozpaczona, szlochająca, słaniająca się z bólu babcia zaczęła rodzić, chociaż to był dopiero siódmy miesiąc. Tylko dzięki opiece i pomocy gospodyni noworodka dało się uratować.
Dziadek dotrzymał słowa
Dzięki niemu babcia i jej syn byli najedzeni i bezpieczni. Bez niego by pewnie nie przetrwali, tym bardziej że babcia była nie do życia, tak rozpaczała po stracie ukochanego. To ta niemiecka gospodyni jej wytłumaczyła, że teraz ma dla kogo żyć, że powinna się oszczędzać, bo nigdy nie wiadomo, co się jeszcze może wydarzyć.
– A może tamten żyje i cię odnajdzie?– przekonywała. – A gdyby nie, gdyby jednak przepadł bez wieści, to masz przecież jego dziecko i o nim powinnaś myśleć. To twój obowiązek, więc weź się w garść i pomyśl, co dobre dla tego maleństwa. Ja ci radzę; otrzyj łzy i stań przy żywym zamiast opłakiwać umarłego... Wojna wyrządziła nie takie nieszczęścia! Ciesz się, że jesteś cała.
Dziadek przez całe lata ukrywał prawdę
Okazuje się, że babcia pomimo ślubu z dziadkiem czekała na tamtego całe dziesięć lat. Wierzyła, że jeśli żyje, to pamięta jej dawny adres i w końcu się odezwie. Ale się nie doczekała... Przestała więc protestować i faktycznie przenieśli się do innego województwa, gdzie zaczęli na nowo budować swoje życie.
Wojtek rósł, nadal świetnie się uczył, miał bardzo dobry kontakt z dziadkiem, którego uważał za swojego ojca i nawet mu do głowy nie przyszło, że może być inaczej. A dla dziadka – poza żoną i synem – świat mógłby nie istnieć.
Mówił, że z każdym rokiem kocha babcię coraz bardziej, zdmuchiwał najmniejszy pyłek spod jej nóg, spełniał wszystkie życzenia, był na każde skinienie. Nie sposób sobie wyobrazić lepszego męża! Nagła choroba uwielbianej kobiety stała się dla dziadka prawdziwą katastrofą, mimo że oboje wkroczyli już w jesień życia.
Babcia, która zawsze była szczupła, wątła i delikatna, nagle zaczęła gasnąć
Chabrowe oczy wypłowiały, jasne włosy zrobiły się popielate, każdy, nawet najmniejszy, wysiłek bardzo ją męczył. To ta paskudna, nieuleczalna choroba krwi robiła swoje... Babcia odchodziła. Wszyscy mieliśmy tego świadomość. Dopiero kiedy lekarz definitywnie przesądził, że nie ma już nawet cienia nadziei, że babcia z tego wyjdzie – chyba że zdarzy się cud – dziadek pokazał swojej ukochanej żonie te listy z Francji... Był ich cały stos. Najstarsze z 1947 roku, ostatnie – sprzed dziesięciu lat.
Wszystkie adresowane na dom, w którym mieszkali przed przeprowadzką. Pełne miłości i tęsknoty, pytań o nią i dziecko, które się miało narodzić. Pisane łamaną polszczyzną, taką, jaką się porozumiewali, kiedy byli blisko, bo babcia nie znała ani francuskiego ani niemieckiego, więc on się uczył jej języka.
Były też zdjęcia. Jedno babcia przytuliła do piersi i nie chciała oddać. Młody, ciemnowłosy mężczyzna o wesołych oczach i szczerym, szerokim uśmiechu... Podobny do Wojtka, czyli mojego taty!
– Dlaczego? – zapytała tylko babcia, a dziadek spuścił głowę, żeby nie było widać, że ma oczy pełne łez. – Dlaczego mnie oszukiwałeś? Przez tyle lat! Dlaczego?
– Ze strachu, że odejdziesz i zabierzesz mojego syna – powiedział. – Bo Wojtek to jest mój syn. Innego dziecka nie mam i nie miałem. Jest treścią i sensem mojego życia, tak jak ty. Nie mogłem do tego dopuścić.
Babcia leżała długo bez ruchu.
– Czy on jeszcze żyje? – wyszeptała wreszcie zdławionym głosem. – Wiesz coś więcej? Sprawdziłeś to?
– Sprawdziłem. Napisałem do niego i do wszystkiego się przyznałem. Z najdrobniejszymi szczegółami. Niczego nie ukryłem... Wie, że teraz jesteś chora, ale nie może przyjechać. Jest po wylewie, ma kłopoty z poruszaniem się...
– Co jeszcze wiesz? – To bardzo zamożny człowiek. Wojtek po nim dziedziczy, tak mówi jego adwokat, bo od razu się ze mną skontaktował.
– Wojtek już wie?
– Tak. Powiedziałem mu o wszystkim – odparł załamującym się głosem. – To też jest moja kara.
– Jak to przyjął?
– Spokojnie. Powiedział tylko, że chce poznać swojego biologicznego ojca. Już niedługo tam poleci... Ale mnie zależy już tylko na jednym: błagam, powiedz, czy mi wybaczysz?
Czy można mieć żal o to, że ktoś nas kochał? Babcia poprosiła, żeby jej poprawił poduszki i żeby usiadł bliżej. Potem popatrzyła mu prosto w oczy i zapytała:
– Powiedz prawdę, już nie ma po co kłamać... Czy to ty na niego doniosłeś? Wtedy, pod koniec wojny... Czy to byłeś ty?
Dziadek szarpnął się, jakby go ktoś nagle mocno zranił, i prawie krzyknął:
– Nigdy! Nie mam z tym nic wspólnego! Przysięgam na wszystko, co chcesz... Moje grzechy względem ciebie są ciężkie, ale tego nie mam na sumieniu. Nigdy nie byłem szpiclem...
Babcia poprosiła, żeby się jeszcze bardziej pochylił i długo szeptała mu coś do ucha. Nikt z nas nie wie, co to było. Obejmowali się i oboje płakali... To długo trwało. Czy wybaczyła? Nie mieliśmy odwagi zapytać. To były ich rachunki i rozliczenia, tylko oni mieli prawo je przekreślać i oceniać. No, jeszcze może mój tata, ale on nigdy tego nie zrobił.
Dopóki dziadek żył, tata był dla niego najczulszym synem. Zawsze powtarzał, że zawdzięcza mu życie i że nie ma do niego pretensji, bo jak można mieć żal o to, że ktoś nas bardzo kochał? Z tym drugim ojcem widuje się co jakiś czas. Twierdzi, że to dobry i miły człowiek... Tata ma we Francji przyrodnią siostrę, a ja kuzyna i kuzynkę.
Bardzo możliwe, że się kiedyś wszyscy spotkamy... Mój drugi dziadek napisał do mnie, że chciałby zobaczyć wnuczkę, która nosi imię jego największej, wojennej miłości. Obiecałam, że niedługo przyjadę...
Czytaj także:
„Moja córka poszła na nocowanie do koleżanki. A tam... upiła je matka Gośki. Kobieta alkoholizuje 16-latki!”
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Na emeryturze harowałam ciężej, niż w pracy. Byłam nianią, kucharką i sprzątaczką”