„Młoda asystentka miała chrapkę na przygodę i wyciągnęła łapy po mojego męża. Wstrętny babsztyl będzie teraz przepraszać na kolanach”

Kobieta, która odkryła zdradę męża fot. Adobe Stock, fizkes
„Moje serce płakało, ja połykałam łzy, ale nic więcej nie mogłam zrobić. Tylko, jak do tej pory, kochać męża i się nim opiekować. Choć już wiedziałam, że to za mało, ale nic więcej w sobie nie miałam. Tylko dlaczego to nie wystarcza?! Pytałam Boga, Wszechświata, zmarłą babcię Tomka. Nikt mi nie opowiadał”.
/ 15.10.2022 18:30
Kobieta, która odkryła zdradę męża fot. Adobe Stock, fizkes

Niedawno w jakiejś gazecie przeczytałam list od czytelniczki:

„Tak bardzo kocham mojego męża, ale czuję, że go tracę. Już od lat widzę, jak się ode mnie odsuwa. Myślałam, że to zwykłe zmęczenie, znudzenie. Taka kolej rzeczy. Starałam się być dobrą żoną, matką. Dbałam o siebie, okazywałam mężowi, że go kocham i pragnę. Ale to nie pomogło. Któraś z koleżanek zwróciła mi uwagę na zachowanie męża. Miała rację. On mnie zdradzał. Od dłuższego czasu miał kochankę. 

Zastanawiałam się, jak zareagować. Powiedzieć, że wiem? Może tak powinnam była zrobić, koleżanki tak radziły, ale ja się bałam. Bałam się, że wtedy powie: skoro wiesz, to już nie będę tego ukrywał, przeprowadzam się do niej. Czy coś w tym stylu. Ale pomyślałam, że przeczekam. Psychologowie zapewniali, że żona zawsze ma przewagę nad kochanką. Bo mąż w domu odpoczywa. Nic nie musi. Więc starałam się, by miał w domu miło, ciepło, smacznie.

Jednak chyba się nie udało. Ostatnio zrobił się złośliwy, nieprzyjemny. Wyprowadził się do innego pokoju. I założył prywatne konto. Czuję, że niedługo dostanę pozew o rozwód. Po siedemnastu latach małżeństwa, urodzeniu mu dwójki dzieci, wspieraniu, ocieraniu łez, dodawaniu mu odwagi i podkręcaniu jego ego – on wyrzuci mnie jak zużytą chusteczkę do nosa. A ja go tak bardzo kocham! Co robię nie tak? Jak go zatrzymać? Pomóżcie!”.

Chcesz go zatrzymać? To robisz wszystko nie tak

Powiem ci, co ja zrobiłam, by mąż przy mnie został… Moja sytuacja w dużej mierze podobna była do twojej. Też byłam cichą, posłuszną żoną, zapatrzoną w swojego mężczyznę. Też uważałam, że jeśli stworzę mu raj, to nie będzie go nigdzie indziej szukał. Naprawdę się starałam, robiłam, co w mojej mocy, bo mój Tomasz był wyjątkowym mężczyzną. Wiedziałam to od pierwszej chwili, kiedy go ujrzałam.

Miałam wówczas dziewiętnaście lat, on dwadzieścia dwa. Kończył studia, planował karierę naukową. Był taki mądry! Nie miał ani czasu, ani ochoty, by zdobywać dziewczęta, które, jak i on, miały wielkie plany zawodowe. Ja nie chciałam studiować, walczyć ze światem, pokazywać, że ja też mogę.

Pragnęłam tylko zaopiekować się swoim mężczyzną, stworzyć mu ciepły dom, bezpieczne środowisko, które go doenergetyzuje i nie będzie stresować. Tomasz to rozumiał – świadomie czy nie, nie ma znaczenia. Owinęłam się wokół niego, dałam mu posmakować słodyczy mojej miłości, i już był mój.

Jednak w przeciwieństwie do większości kobiet wiedziałam, że nic nie jest dane na stałe. Mój mąż przychodzi do domu, odstawia zbroję i tarczę, wiesza na ścianie miecz i może odpocząć, przestać się pilnować. Ale mnie nie wolno. Nauczyła mnie tego babcia Tomka: „Musisz cały czas mieć włączone systemy wczesnego ostrzegania. Tam, na zewnątrz, jest wiele kobiet, które będą chciały go dla siebie. Ty musisz dowiedzieć się o tym, zanim on da się złapać w ich sieć”.

Stwierdziła, że jestem z ginącego gatunku kobiet, które jak Westalki pilnują świętego domowego ognia, czyli swoje życie poświęcają mężowi, dzieciom, rodzinie. Dom to ich świat, więc muszą go bronić z całych sił. „Musimy się trzymać razem i sobie pomagać, bo jest nas coraz mniej” – mówiła. Mądra kobieta. Kiedy przyszedł czas próby, żałowałam, że już jej nie ma. Tak bardzo potrzebowałam jej rady.

To było krótko po piętnastej rocznicy naszego ślubu. Mieliśmy już niewielki dom z ogródkiem, oba wypieszczone przeze mnie. Tomasz dostał awans, a także grant na ważne badania, o który starał się od kilku lat. Wtedy zatrudnił asystentkę.

Pojawiła się złodziejka. Wróg

Agnieszka była 24-letnią panną, miała krótkie jasne włosy i szczupłe, niemal chłopięce ciało. Wszystkie ciuchy na niej leżały tak, jak to sobie projektanci wymarzyli. Kiedy ją pierwszy raz zobaczyłam, pomyślałam, że jest stylowa. Naturalnie elegancka. Że cokolwiek włoży i jakkolwiek się uczesze, będzie super. Byłam gotowa ją polubić i przyjąć do rodziny. Potem zobaczyłam jej uśmiech skierowany do Tomka i mój system wczesnego ostrzegania wręcz zawył.

Trzeba go zneutralizować, zanim obiekt zainteresowania się zorientuje. Ale jak? Próbowałam obrzydzić ją komentarzami o rzadkawych włosach, chudych udach czy małych oczkach. Tomasz spoglądał tylko na mnie ze zdziwieniem lub lekką irytacją.

„Czemuś ty się tej kobiety uczepiła?” – pytał. Nie mogłam mu powiedzieć, że bronię rodziny, bo ona zarzuca na niego sieci, a on daje się łapać. Widziałam to. Mnie nigdy nie słuchał z takim zainteresowaniem i nigdy nie śmiał się z moich dowcipów. Widziałam, że krok za krokiem zakochuje się w swojej asystentce. I to tak, jak nigdy nie był zakochany we mnie. To jeszcze bardziej bolało.

Czy na mnie tak kiedykolwiek patrzył?

Czasami nocami wyobrażałam sobie, że zabijam ją na dziesiątki sposobów. Oczywiście, były to tylko marzenia. Nie wiem, czy byłabym zdolna z zimną krwią otruć Agnieszkę, ale doskonale wiedziałam, że nie ma mowy, by mi to uszło na sucho. A miałam synów, nie mogłam im tego zrobić. Życie dzieci matki morderczyni nie byłoby zbyt łatwe, prawda?

Jednak musiałam jakoś zareagować, bo Tomasz wpadał coraz mocniej. Widziałam to w jego spojrzeniu, gdy słuchał tej syreny. Raz weszłam do gabinetu z kawą. Ona, pochylona nad dokumentami, coś notowała, a on siedział po drugiej stronie biurka i się na nią gapił. Pochłaniał ją wzrokiem. Przez moment miałam wrażenie, że z kącika ust zaraz zacznie mu cieknąć strużka śliny.

Moje serce płakało, ja połykałam łzy, ale nic więcej nie mogłam zrobić. Tylko, jak do tej pory, kochać męża i się nim opiekować. Choć już wiedziałam, że to za mało, ale nic więcej w sobie nie miałam. Tylko dlaczego to nie wystarcza?! Pytałam Boga, Wszechświata, zmarłą babcię Tomka. Nikt mi nie opowiadał.

Aż stało się. Zrobili to. Skąd wiem? Znaków było wiele. To, że nagle mąż zapomniał o mnie w sypialni. Że ona przestała przyjeżdżać do naszego domu. Że nagle mieli dużo badań wyjazdowych – Tomek znikał z domu na kilka dni pod rząd, na tydzień. Że nie patrzył na mnie, gdy podawałam mu posiłek, i tylko mruczał pod nosem „dziękuję”. Jakby nie śmiał na mnie spojrzeć.

Wiedziałam, że przegrywam na całej linii

A kiedy przejrzałam jego laptopa, znalazłam podpisaną umowę na wynajem trzypokojowego mieszkania w centrum miasta. Tomek chciał się wyprowadzić zaraz po wakacjach, gdy zacznie się nowy semestr. Byłam w rozpaczy. Głębokiej, wściekłej, wszechogarniającej. Postanowiłam więc wreszcie powiedzieć mężowi, że wiem o jego zdradzie, i zagrozić, że straci synów, jeśli natychmiast nie zerwie z tą harpią. Szykowałam się do tej rozmowy kilka dni.

A może pomocna dłoń wyciągnięta do mnie przez Boginię Wszystkich Zdradzanych Żon? Pojechałam do miasta z synami, kupić im w galerii handlowej adidasy i plecaki na zbliżający się obóz. Galeria była duża, czteropoziomowa, piętra łączyły się ruchomymi schodami. Było tłoczno, gwarno, jak to przed wakacjami. Kupiliśmy buty, kurtki, potem pojechaliśmy na najwyższe piętro, gdzie były fast foody, bo chłopcy zgłodnieli. Kupiłam im po hamburgerze, a sama poszłam szukać toalety.

Wtedy ją zobaczyłam. Agnieszka. Jak zwykle stylowa, choć miała na sobie tylko zwykłą plisowaną spódnicę i nudny sweterek. Nie zaprzeczam, zazdrościłam jej tego wrodzonego wdzięku i elegancji. Moje zbyt kobiece, nieco przysadziste ciało nigdy nie mogłoby tak wyglądać.

Stała na niższym poziomie tuż przy zwykłych schodach, oparta o poręcz. Przeglądała coś w smartfonie. Zjechałam ruchomymi schodami i poszłam w jej kierunku. Nie wiem, dlaczego. Coś we mnie bulgotało, gotowało się. Pewnie chciałam zrobić jej awanturę, nawrzeszczeć, jako preludium mojej rozmowy z Tomkiem.

To wszystko trwało krótką chwilę

Byłam od niej o kilka kroków, kiedy wyminęła mnie grupa trzech czy czterech nastolatek, biegnących w stronę schodów. Śmiały się, coś do siebie pokrzykiwały. Kiedy dobiegły do schodów, jedna trąciła Agnieszkę. Ta zachwiała się, zrobiła krok do przodu – stanęła na brzegu górnego schodka – i spojrzawszy za zbiegającymi w dół dziewczętami, runęła na sam dół..

Nikt mnie nie zauważył – cała uwaga skupiła się na roześmianych dziewczynach, które przez przypadek pchnęły kobietę, a ta spadła ze schodów tak nieszczęśliwie, że uszkodziła sobie kręgosłup. Na szczęście przeżyła, jak pisano w gazetach.

Agnieszka straciła władzę w nogach. Przez wiele miesięcy rehabilitowano ją w Konstancinie. Tomasz odwiedził ją tam kilka razy. Przez chwilę bałam się, że jego miłość do niej zwycięży umiłowanie wygody i spokoju… Jednak po kilku tygodniach Tomek przestał jeździć do Konstancina, zwolnił mieszkanie w centrum, zatrudnił nowego asystenta.

Czytaj także:
„Bałem się własnej narzeczonej. Na każdym kroku sprawdzałem, czy nie chce zrobić mi krzywdy. Żyłem w ciągłym strachu”
„W domu była przemoc, wódka i łzy. A ja, mimo wszystko, nie chciałam odejść od męża. Dziś córki rzadko dzwonią i mnie odwiedzają"
„Babcia całe życie nosiła tajemniczą obrączkę innego mężczyzny. Jak mogła to robić dziadkowi? Przecież to zdrada!”

Redakcja poleca

REKLAMA