„Artur miał tylko wyleczyć moją rękę po wypadku, a dotarł aż do serca. Musiałam tylko złamać jego opór”

zakochana para fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„— Chociaż nie mogę być twoim fizjoterapeutą, Asiu, to chciałbym, żebyśmy mogli być... dobrymi znajomymi — wyznał szczerze. Mnie to nie wystarczało. Chciałam więcej. Przecież tak nas do siebie ciągnęło”.
/ 15.09.2023 07:15
zakochana para fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Wypadki, jakie zdarzają się w życiu, często zmieniają naszą perspektywę. Moje życie przewróciło się do góry nogami po solidnym wypadku na rowerze. Z fatalnie złamaną ręką trafiłam do ośrodka rehabilitacyjnego. To miejsce miało pomóc mi odzyskać sprawność, ale nie spodziewałam się, że tam właśnie spotkam miłość życia. Chociaż nie obyło się bez przeszkód i o swoje uczucie musiałam walczyć niczym lwica. Musiałam uknuć plan jak uwieść mojego mężczyznę, bo przykładał ogromną wagę do etyki pracy.

Wpadłam w panikę

To było jedno z najgorszych popołudni w moim życiu. Właśnie wracałam z długiego i męczącego dnia w pracy, marząc tylko o tym, żeby wrócić do domu, wskoczyć na mój ukochany rower i wybrać się na długą przejażdżkę, aby oderwać się od codziennych trosk.
Jednak tego dnia los miał zupełnie inne plany.

Kiedy jechałam na rowerze przez mokre i śliskie ulice, nagle coś się stało. Straciłam równowagę i uderzyłam mocno w chodnik. Ból, który przeszył moją rękę, był tak nieznośny, że ledwo mogłam dosięgnąć telefonu komórkowego, by wezwać pomoc. Wpadłam w panikę, nie wiedziałam, co się dzieje. 

Czekanie na przyjazd karetki to była czysta agonia. Czułam, jak pulsujący ból w ręce stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Wreszcie, gdy karetka wjechała na miejsce, ratownicy medyczni zdiagnozowali złamanie. Miałam jechać do szpitala na dalsze badania. Na miejscu okazało się, że kontuzja była wyjątkowo niefortunna. Potrzebna była natychmiastowa operacja.

Po zabiegu nie było jeszcze mowy o pełnej regeneracji. Czekały mnie długie tygodnie, jeśli nie miesiące, rehabilitacji. Byłam załamana tą perspektywą. Co z moimi dotychczasowymi planami, marzeniami? Mało mi problemów? Niechętnie, ale zapisałam się do pobliskiego ośrodka rehabilitacyjnego i czekałam na pierwszą wizytę.

Ręka wymagała rehabilitacji

Jąkałam się głupio, tak jakbym zapomniała własnego imienia
Na miejscu, po spisaniu moich danych w rejestracji, moim oczom ukazał się on. Szedł korytarzem, z moim wypisem w dłoni. Zabójczo przystojny. Musiałam pilnować swojej mimiki, ale miałam ochotę zbierać szczękę z podłogi.

— Asia K.? — zapytał, a do mnie ledwo dochodziły jego słowa.

— Ja... Tak — jąkałam się głupio, tak jakbym zapomniała własnego imienia. Skarciłam samą siebie w myślach.

— Wygląda na to, że będę twoim fizjoterapeutą. Bo możemy przejść "na ty", prawda? Artur jestem — wyciągnął dłoń w moją stronę, ale zaraz ją schował, bo chyba się zorientował, że to głupie: — Ech, zapomniałem. Ręka. Gdy myśli się o dobrych manierach, zapomina się o czymś innym. No, no, wygląda na to, że przez jakiś czas nie pograsz na skrzypcach.

Zaśmiałam się. Nie dość, że przystojny, to jeszcze z poczuciem humoru. W sekundę zniknął cały ten ból i niepewność.

Przez następne kilka tygodni spotykaliśmy się na sesjach rehabilitacyjnych. Każde spotkanie było okazją do rozmowy, śmiechu i pracy nad moim powrotem do zdrowia.

Czas szybko mijał

— Robisz postępy — pochwalił mnie pewnego dnia, uciskając nadgarstek. — A chwyć proszę palcami wnętrze mojej dłoni. O właśnie tak...

Mimowolnie zagryzłam wargi. Dotyk jego ciepłej skóry był tak przyjemny, że musiałam się bardzo hamować, żeby nic nie mówić. W rzeczywistości bardzo go pożądałam. 

— To przykre — odpowiedziałam mu, a on popatrzył na mnie zdziwiony.

— No... Bo to oznacza, że za niedługo nie będziemy się już widzieć.

Artur chyba nie chciał się uśmiechać, ale dostrzegłam lekko podnoszące się kąciki jego warg. — Chyba o to chodzi w procesie terapeutycznym, prawda? Ja zawsze bardzo cieszę się, że moi pacjenci mnie opuszczają, bo to znaczy, że zdrowieją. Chociaż z tobą... będzie mi się ciężko rozstać.

Moje serce zabiło mocniej i zrobiło mi się gorąco. Nie wytrzymałam. Przechyliłam się w jego stronę, a nasze wargi dotknęły się. Arturowi wyraźnie się to spodobało, bo odwzajemnił pocałunek z namiętnością, ale po chwili przestał.

— Asiu, daj spokój. Nie możemy. Proszę, nie rób tak nigdy więcej.

Wyjaśnił mi, że nie umawia się z pacjentkami. Że to kwestia etyki.

— Dobrze więc — udawałam bardzo urażoną. — Nie to nie.

Musiałam go jakoś przekonać

W miarę jak dni mijały, trudniej było mi ukrywać moje uczucia wobec Artura. Każde nasze spotkanie wydawało się jeszcze bardziej intensywne, a moje serce biło szybciej, gdy tylko go widziałam. Ale próbowałam respektować jego granice.

Nadszedł jednak dzień, gdy oficjalnie zakończyłam rehabilitację. To było zarówno szczęśliwe, jak i smutne chwile. Artur pomógł mi wrócić do zdrowia, ale teraz musiałam odejść. Kiedy żegnaliśmy się w gabinecie, spojrzał mi głęboko w oczy.

— Chociaż nie mogę być twoim fizjoterapeutą, Asiu, to chciałbym, żebyśmy mogli być... dobrymi znajomymi — wyznał szczerze.
Mnie to nie wystarczało. Chciałam jakoś złamać ten jego opór. Przecież tak nas do siebie ciągnęło!

Nie dawałam o sobie zapomnieć

Pierwszym krokiem była subtelna zmiana strategii. Chce mieć tylko przyjaźń? Proszę bardzo! Przestałam aktywnie dawać wyrazu swoim uczuciom, stawiając na bardziej przyjacielski ton. Ale zaczęłam się regularnie kontaktować z Arturem po zakończeniu rehabilitacji, dzwoniąc lub wysyłając mu wiadomości, aby dowiadywać się, jak się ma i jak się czuje. Starałam się być jego dobrą znajomą i słuchałam go, kiedy potrzebował wsparcia.

W międzyczasie subtelnie wyrażałam swoje uczucia wobec Artura poprzez gesty, które miały głębsze znaczenie. Obdarowywałam go ręcznie robionymi kartkami, na których czasami zostawiałam osobiste wiadomości. Każdy gest był delikatny i przemyślany, nie naruszając jednak jego granic. Chodziło mi o to, żeby nie czuł się mną przytłoczony.

Poza tym po pewnym czasie zaczęłam trochę limitować nasze kontakty. Że niby nie mam czasu, że jestem zajęta pracą. Zgrywałam niedostępną i trochę źle się z tym czułam, ale miałam nadzieję, że mój plan wypali, a Artur w końcu nie wytrzyma tego napięcia i sam przerwie tę dziwną grę.

Powiedziałam, co czuję

Po pewnym czasie, kiedy już wydawało się, że relacja między nimi stała się silniejsza i bardziej intymna, zdecydowałam się na szczery rozmowę z Arturem. I... to był strzał w dziesiątkę. Wyznałam mu, jak bardzo go kocham i jak ważny jest dla mnie. Przypomniałam mu o tym, że życie jest krótkie i że warto walczyć o miłość, nawet jeśli oznacza to pokonanie trudności.

— Wiesz, że to dla mnie trudne... — wyszeptał. — Jesteś moją pacje...

— Nie jestem — przerwałam mu. — Daj już spokój, ileż można. Ręka dawno mi się zagoi, a i tak wciąż będę słyszeć o etyce zawodowej. A za pięć, dziesięć lat? Kto będzie mnie pamiętać w kartotekach? Czy nic do mnie nie czujesz?

— Przecież dobrze wiesz — odparł. — Dobrze wiesz, że czuję bardzo wiele. I nie chcę bez ciebie żyć.

— Jesteśmy dorośli, Artur, zrozum to wreszcie. Nie ma nic złego w szczerej miłości.

To spotkanie było przełomem, ponieważ Artur zaczynał rozumieć, że nie można zawsze kierować się tylko zasadami. Po pewnym czasie, nieco zmęczony walką z własnymi uczuciami, w końcu przystał na to, by dać szansę naszej miłości. 

I tak moje założenia stały się rzeczywistością. Nie sądziłam, że tak tragiczne losowe zdarzenie może zmienić moje życie na lepsze. Dziś tworzymy szczęśliwy związek. Jedno jest dla mnie pewne. Artur naprawił nie tylko moje kości, ale także złamane po poprzednich związkach serce. Nie wyobrażam już sobie życia bez niego i mam nadzieję, że już niebawem na mojej uzdrowionej dłoni zawita pierścionek z diamentem.

Czytaj także: „Myślałam, że mąż mnie zdradza, bo nasze łóżko od 3 lat coraz bardziej przypominało chłodnię. Prawda złamała mi serce” „Wypłaciłam z banku wszystkie pieniądze i pobiegłam do kasyna. Musiałam ukryć tajemnicę przed mężem”
„Nie mogłam uwierzyć, że mój narzeczony mógł kogoś pobić. Musiałam poznać prawdę, zanim plotki zniszczą nasz związek”
 

Redakcja poleca

REKLAMA