„Nie mam dzieci, więc postanowiłam zapisać majątek córce kuzyna. Zmieniłam zdanie gdy wyszło, że to szczwana pijawka”

kobieta, która została oszukana fot. Adobe Stock, aletia2011
„– Ta baba ma tu chałupę, samochód, była lekarzem, więc na bank ma kupę hajsu na koncie – usłyszałam słowa, które wmurowały mnie w podłogę. Stałam i słuchałam dalej. – No tak myślę. Ma trochę biżuterii, niemodnej, ale klasycznej. Eleganckiej. Coś tak czuję, że to wszystko będzie niedługo moje. Mówię ci, po co inaczej by mnie tu sprowadzała?”.
/ 10.11.2022 07:15
kobieta, która została oszukana fot. Adobe Stock, aletia2011

Już od dawna zastanawiałam się, co stanie się z moim majątkiem, kiedy umrę. Może nie dorobiłam się milionów, ale całe życie pracowałam, więc coś niecoś zgromadziłam. Miałam dwupokojowe mieszkanie, nieobciążone kredytami ani zaległym czynszem. Samochód był już prawie pełnoletni, ale jeździł, a ja starałam się regularnie o niego dbać, by pozostawał sprawny jak najdłużej.

No i miałam oszczędności. Odkładałam, ile mogłam, bo zdawałam sobie sprawę, że emerytura nie będzie tak wysoka jak pensja, a chciałam żyć na mniej więcej takim samym poziomie, bez martwienia się o jutro i odmawiania sobie wszelkich przyjemności. A gdybym, nie daj Boże, zachorowała, zawsze lepiej mieć zabezpieczenie. Jeśli zaś zdrowie dopisze, to może zafunduję sobie jakieś małe szaleństwo. Jakieś egzotyczne wakacje? Może zwiedzę, wzorem japońskich emerytów, kawałek świata? Zobaczymy.

Postanowiłam odnowić kontakty z kuzynem

Nie założyłam rodziny. Jako młoda dziewczyna zakochałam się w przystojnym i mądrym chłopaku, który w sześćdziesiątym ósmym wyjechał do Izraela. Chciał mnie ze sobą zabrać, potem planował wyemigrować do Stanów… Ale bałam się. Jak tak? Zostawić rodziców, rodzeństwo, cały mój świat, wszystkie plany na przyszłość…? On z kolei nie mógł zostać, nawet gdyby chciał.

Pisaliśmy do siebie, trzymaliśmy tej miłości, jednak stopniowo listy przychodziły coraz rzadziej, znaliśmy się coraz słabiej, mieliśmy ze sobą coraz mniej wspólnego. Aż dojrzeliśmy do tego, by pogodzić się z przykrą prawdą, że ani ja nie pojadę do niego, ani on nie wróci do Polski. Miałam złamane serce, który z czasem się zrosło, jednak blizna została. Potem nie szukałam nikogo, a mnie nikt nie znalazł…

Zostałam pediatrą, moimi dziećmi byli wszyscy moi mali pacjenci. Potrafiłam jak lwica walczyć o ich zdrowie. Targowałam się z systemem, który był niewydolny, czasem rodzicami, którzy nie rozumieli, że swoim zachowaniem robią własnym pociechom krzywdę, czasem z kostuchą, która już wyciągała łapy po moich podopiecznych. Na takich potyczkach, na radosnych sukcesach i smutnych porażkach upłynęło mi życie. Nie narzekam. Miałam pracę, znajomych, przyjaciół.

Gdy skończyłam siedemdziesiąt lat i przeszłam w końcu na emeryturę, uświadomiłam sobie, że mogę mieć przed sobą jeszcze parę ładnych lat, ale… niekoniecznie. Kto wie, ile czasu mi zostało. Zaczęłam więc szukać wśród bliższej i dalszej rodziny „dziedzica”. Szkoda by było, że to wszystko, co zgromadziłam, przepadło albo poszło w obce ręce.

Mój wybór padł na jednego z kuzynów, któremu kilka lat temu zmarła żona. Wiedziałam, że mieli jedno dziecko, dziewczynkę, teraz już chyba nastolatkę. To była dość daleka rodzina, a po śmierci żony Rafał jeszcze bardziej się od nas odsunął, ale mimo wszystko rodzina. Podpytałam tu i tam. Podobno nie radzili sobie w życiu zbyt dobrze. Rafał po śmierci żony się załamał, zachorował na depresję, stracił pracę. Nie wybierałam się jeszcze na tamten świat, niemniej postanowiłam odnowić kontakty i zapisać w testamencie mój majątek dziecku, które straciło rodzica. Jako ciotka zadbam o nią w zastępstwie matki.

Skontaktowałam się z nimi i zaproponowałam, żeby Nina zamieszkała u mnie na czas studiów, które, jak się wywiedziałam, miała rozpocząć w przyszłym roku, po zdaniu matury. Zastanawiałam się, jak przystosować moją sypialnię do potrzeb dzisiejszej studentki. Mnie wystarczy kanapa w salonie, a dla niej to zawsze okazja i zysk, że nie będzie musiała płacić za akademik czy stancję.

– Halinko, ja ci tak bardzo dziękuję za tę propozycję, że nie wiesz! Ratujesz mnie po prostu. Teraz wiem, że będzie mnie stać na te studia Ninki… – głos kuzyna w słuchawce ocierał się o płaczliwe tony.

Odchrząknęłam, wzruszona.

– Oj, już nie przesadzaj. Od tego ma się rodzinę, by sobie pomagać. Zatem bądźmy w kontakcie.

Kilka miesięcy później Nina się do mnie wprowadziła. Ponoć zdała bardzo dobrze maturę, dostała się obrane na studia… Cieszyłam się, że pomagam takiej zdolnej, pracowitej dziewczynie. Gdybym miała córkę, chciałabym, żeby była właśnie jak Nina.

Powroty nad ranem to już przesada!

Przyjechali obydwoje. Nina z walizką, Rafał z bukietem kwiatów, które były zbędnym gestem, ale uroczym.

– To twój pokój – otworzyłam drzwi po prawej stronie korytarza.

Znajomy z osiedla, nasza tutejsza złota rączka, odmalował ściany, pomógł mi wybrać meble, a potem je skręcił. Wiedział w temacie więcej niż ja, podobny pokój miała jego córka, też studentka, więc Nina nie powinna narzekać.

– Pomyślałam, że nie będę kupować wielu rzeczy. Sama sobie podobierasz…

Ciociu, jesteś kochana! – Nina rzuciła mi się na szyję.

Czyli jej się podobało.

Niemniej życie z kimś pod jednym dachem nie było dla mnie łatwe. Do tej pory, przez całe lata, mieszkałam sama. Kiedyś miałam dwa koty i opieka nad nimi w jakiś sposób mnie ograniczała, ale mocno przeżyłam śmierć każdego z nich i już więcej nie chciałam mieć żadnych zwierząt. Do człowieka jeszcze trudniej się dostosować. Nina była młodą kobietą, dorosłą osobą, musiałam uszanować, że potrzebowała niezależności i przestrzeni. Z drugiej, oczekiwałam w naszych relacjach wzajemności. Ona chyba też powinna szanować moje przyzwyczajenia i reguły.

A ona co? Ciągle zajmowała łazienkę i okupowała ją całymi godzinami. Nawet zaproponowałam, że dokupię jej lusterko do makijażu, takie z oświetleniem, żeby mogła robić się na bóstwo w swoim pokoju. Nic z tego, wolała łazienkę, a ja musiałam czekać, aż będę mogła skorzystać z toalety. Ustaliłyśmy, że to ja sponsoruję rachunki za wodę i prąd, Rafał nie musi mi za to dopłacać. No ale nie sądziłam, że rachunki za prąd wzrosną trzykrotnie, a za wodę aż pięciokrotnie! Nina uwielbiała długie prysznice i nie miała oporów, by stać pod strumieniem gorącej wody nawet godzinę. I jeszcze te nocne powroty…

Ja rozumiem, na studiach trzeba się uczyć, i to normalne, że przesiaduje się u koleżanek, bo wspólne projekty i zadania, bo wzajemne odpytywanie się przed zaliczeniami czy egzaminami. Rozumiałam też, że nie samą nauką żyje student i imprezy stanowią ważny element uczelnianego życia, ale powroty o czwartej nad ranem to już przesada. Zwłaszcza biorąc pod uwagę mój lekki sen.

Starałam się być cierpliwa i tolerancyjna, nie truć dziewczynie jak zrzędliwa jędza, która zapomniała, jak to jest być młodą. Miałam nadzieję, że jak Nina się wyszumi, to przystopuje i wszystko dobrze ułoży. W końcu zamierzałam tej dziewczynie przepisać swój majątek, więc chciałam, żeby okazała się taka odpowiedzialna i mądrą, za jaką ją miałam na początku. Wtedy ze spokojnym sumieniem mogłabym dokonać stosownego zapisu w testamencie.

Przez przypadek podsłuchałam rozmowę

Z biegiem czasu nic się jednak nie poprawiało. Robiło się nawet gorzej i zaczęłam mieć poważne podejrzenia co do tych jej studiów. No nic. Skoro nie widziała, że narusza moje granice, postanowiłam poważnie z nią porozmawiać. Plułam sobie w brodę, że na dzień dobry nie określiłam jasno zasad wspólnego życia i mieszkania, ale co się odwlecze, to nie uciecze.

Podeszłam do drzwi jej pokoju. Były tylko przymknięte. Już uniosłam dłoń, by zapukać, ale zawahałam, bo Nina z kimś rozmawiała przez telefon, nie chciałam jej przeszkadzać. Wrócę później, pomyślałam, teraz może zrobię nam herbaty…

– Weź, ta stara baba ma tu chałupę, samochód, była lekarzem, więc na bank ma kupę hajsu na koncie – usłyszałam słowa, które wmurowały mnie w podłogę. Stałam i słuchałam dalej. – No tak myślę. Ma trochę biżuterii, niemodnej, ale klasycznej. Eleganckiej. Coś tak czuję, że to wszystko będzie niedługo moje. Mówiłam ci, po co inaczej by mnie tu sprowadzała? Przez kilka lat jakby nie wiedziała o moim istnieniu, a tu nagle: mów mi ciociu!

Czyli się domyśliła. No cóż, nie tak szybko, moja panno. Powoli zmieniałam kurs statku zwanego testamentem w kierunku jakiejś organizacji zajmującej się chorymi dziećmi. Może były mi obce, ale na pewno potrzebujące wsparcia i nie tak pazerne ani niewdzięczne. Co ta dziewucha ma w głowie? Może powinnam porozmawiać z jej ojcem? Niech wie, jak jego córka wyraża się o kimś, kto od kilku miesięcy w zasadzie ją utrzymuje.

– Tato, mówię ci, jeszcze się odkujesz, tylko daj mi działać. Może starsza pani będzie miała jakiś wypadek, co?

Wyrzuciłam smarkulę na zbity pysk

Chryste Panie! Przeraziłam się nie na żarty. Ona rozmawiała z ojcem! Czyli Rafał doskonale wiedział, jaką postawę wobec mnie prezentuje jego córka. Może nawet sam ją do tego zachęcał? Jeśli się nie przesłyszałam, jeśli ją dobrze zrozumiałam, jeśli to nie był niesmaczny żart… ona sugerowała, że mogłaby mi zrobić krzywdę… Boże drogi! Nie, dość tego. Wolałam nie dociekać, czy to durne gadanie, czy brak skrupułów, wstydu i wszelkich hamulców.

Wparowałam do jej pokoju i kazałam jej się wynosić. Natychmiast.

– Jeszcze dziś zabieraj swoje rzeczy i fora ze dwora.

– Ale gdzie ja teraz…?

– Nie obchodzi mnie, gdzie się podziejesz! Nie spędzę z tobą kolejnej nocy pod jednym dachem. Oszukałaś mnie i chciałaś wykorzystać. Może nawet zabić!

– Zaraz zabić… – wzruszyła ramionami. – I co, śledziłaś mnie? Skąd wiesz, że studia to ściema?

Pięknie. Ciekawe, czego jeszcze się dowiem, jak podrążę? Ale nie miałam ochoty drążyć. Byłam zła i przerażona, i jeszcze bardziej chciałam się pozbyć tej pijawki z mojego domu oraz życia. Może gdyby dziewczyna pomyślała, zastanowiła się, może gdyby była bardziej mądra niż cwana, spróbowałaby mnie udobruchać, ale ona zaczęła się pakować, klnąc tak, że uszu puchły. I jeszcze mi wymyślała.

– Stara wiedźma! Do grobu tego wszystkiego i tak nie zabierzesz.

Nie strzęp języka, tylko się spiesz. Masz godzinę. Czego nie zabierzesz od razu, wyślę pocztą na adres twojego ojca.

– Obejdzie się! Bez łachy!

Minął miesiąc, odkąd znowu żyję sama. Rafał i jego córka nie odezwali się do mnie. Może to i lepiej, bo jeszcze bym zmiękła, gdyby zaczęli przepraszać. A tak testament leży bezpiecznie u notariusza. Moje mieszkanie i oszczędności dostanie fundacja, która pomaga dzieciom chorym na raka.

Czytaj także:
„Los obdarzył mnie cudownymi dziećmi i pokarał mężem nierobem. Na szczęście, ten śmierdzący leń dostał lekcję pokory”
„Postanowiłem, że znajdę sobie żonę w 12 dni. Warunek był jeden: musi ze mną natychmiast wyjechać do innego kraju”
„Rok bezskutecznie zabiegałem o względy pięknej sąsiadki. Nie wiedziałem, że ukrywa się przed mężem, z którym się nie rozwiodła”

Redakcja poleca

REKLAMA