„Poprosiłam przyjaciela, by na imprezie udawał mojego chłopaka. Grał tak perfekcyjnie, że poczułam motyle w brzuchu”

Para, która ma się ku sobie fot. Adobe Stock, New Africa
„Sylwia umiała być wredna. Nie bez powodu zaprosiła mnie na tę parapetówkę. Chciała mnie publicznie upokorzyć i pokazać wszystkim znajomym, że nie potrafię stworzyć dłuższego związku z mężczyzną. Cóż, może i miała rację, ale nie mogłam dać jej tej satysfakcji”.
/ 24.04.2022 07:07
Para, która ma się ku sobie fot. Adobe Stock, New Africa

Fantazjowałam, od kiedy pamiętam. Ta skłonność nasiliła się jeszcze po rozwodzie rodziców. Wolałam udawać, że tata wypłynął w długi rejs lub ruszył na bój ze smokiem, niż przyznać się przed sobą, że wyprowadził się z domu do „tamtej pani”. Z czasem przywykłam do koloryzowania rzeczywistości tak bardzo, że nawet w liceum nie umiałam się powstrzymać. Wyrwana do odpowiedzi płynęłam na skrzydłach wyobraźni. Za jej bujność dostawałam piątkę, za nonszalanckie podejście do faktów – dwóję. Średnio wychodziła trója.

Stałam się mistrzynią w ułatwianiu sobie życia. Gdy zdarzyło mi się nawalić, miałam na podorędziu setki wykrętów i tłumaczeń. Matka i ojciec – zwykle drący koty o byle drobiazg – w jednym punkcie byli wyjątkowo zgodni. Martwili się moją maturą i podejściem do życia.

– Córcia, to okropne. Czasami sama nie wiem, kiedy mówisz prawdę, a kiedy kłamiesz. Zrozum, najbardziej szkodzisz sobie.

– Dorośnij wreszcie! – grzmiał ojciec. – Weź odpowiedzialność za swoje czyny.

On akurat nie miał prawa mnie pouczać, świętoszek jeden! Ponad rok ukrywał swój romans, zanim wreszcie raczył się przyznać. Wbrew ich ponurym wizjom zdałam maturę, a po wakacjach zaczęłam szukać zajęcia. Wierzyłam w siebie. Gdzie doświadczenia nie wystarczy, nadrobię autoreklamą.

Przy nim nie musiałam udawać

Wciągu dwóch kolejnych lat bywało różnie. Albo mnie zwalniali po okresie próbnym, albo sama rezygnowałam z posady. Rozglądałam się za czymś bardziej ambitnym niż stanie za ladą bądź parzenie kawy panu kierownikowi.

Na rozmowę do agencji telemarketingowej wybrałam się jak na piknik. To było to! Wydawało mi się, że żaden problem gadać z ludźmi przez telefon i sprzedawać im cuda, które widzieli wcześniej w telewizji. Wszak wstawianie bajeru miałam opanowane do perfekcji. Sympatycznie wyglądający młody mężczyzna, oddelegowany przez szefostwo do rozmów wstępnych, szybko sprowadził mnie na ziemię. Odegraliśmy małą scenkę; on udawał klienta, ja sprzedającą. Nastąpiło zderzenie z twardą rzeczywistością. Moja wspaniała, wznosząca się na wyżyny elokwencja poniosła druzgocącą klęskę w kontakcie z jego przyziemnym drążeniem szczegółów.

– Gadane masz – przyznał – jeżeli jeszcze przyswoisz konieczne informacje na temat produktów, witamy w firmie.

Miałam ochotę śpiewać, a jego uściskać za to, że mimo wszystko dał mi szansę. 

Tak zaczęła się nasza znajomość. Praca mi się podobała, a Szymon chętnie służył pomocą. Po tygodniu zaproponował spotkanie u siebie w domu – żeby w spokoju porozmawiać o nowej ofercie, jak wyjaśnił. Trochę się bałam, że może chodzić o coś więcej niż zwykła gadka na temat krajalnic i mikserów. Szymon prezentował się nieźle, charakter miał solidny, ale ja niedawno rozczarowałam się kolejnym chłopakiem i nie w głowie mi były nowe romanse.

Trafiałam na wyjątkowych palantów. Albo zwyczajnie ich idealizowałam. Wystarczyło, że facet nie przypominał mojego ojca, a od razu widziałam w nim księcia z bajki. Mamusia miała rację. Wyobraźnia może być szkodliwa. Moja obawy co do Szymona też okazały się śmieszne. Powitał mnie piwem, słonymi paluszkami i nowym katalogiem. Nie umiałam ukryć zdziwienia.

– Spodziewałaś się szampana, kawioru i przyciemnionego światła?

– Mniej więcej! – roześmiałam się nieco zażenowana.

– Nie tak szybko, nie jestem łatwy. – umiejętnie rozluźnił atmosferę. – Do roboty.

Pogadaliśmy trochę o pracy, udzielił mi kilku rad i… nie wiedzieć kiedy, przeszliśmy na tematy prywatne. Z żadnym chłopakiem nie czułam się tak swobodnie. Zwierzenia niemal same płynęły. Nikogo nie próbowałam udawać, nie czułam potrzeby bycia lepszą, mądrzejszą i dowcipniejszą niż w rzeczywistości. Byłam szczera jak nigdy. Opowiedziałam mu nawet o zdradzie ojca i rozwodzie rodziców. Otworzyłam się. Łzy się polały.

Zdejmując z siebie ochronną tarczę kłamstw, odsłoniłam swoje w gruncie miękkie i wrażliwe „ja”. Sporo ryzykowałam, ale Szymon był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Przy nim czułam się naprawdę bezpiecznie. Eliminując na wstępie wszelkie możliwe damsko-męskie komplikacje, stworzył grunt pod coś znacznie trwalszego i cenniejszego niż przelotna miłostka. Zaprzyjaźniliśmy się.

Po udanej pierwszej wizycie często wpadałam do niego, żeby pogadać, wyżalić się, napić herbaty z cytryną albo zimnego piwa, pograć w karty, „Monopol”, czy zwyczajnie pomilczeć przy oglądaniu filmów. Z czasem zaczęłam go traktować jak starszego brata, którego zawsze chciałam mieć. Oczywiście wpadałam bez zaproszenia. Dziwne, że przy tak bujnej wyobraźni nie przyszło mi do głowy, że mogłabym mu w czymś przeszkodzić. Cóż, nie przyszło, bo odkąd go znałam, czyli od pół roku, nie umówił się z żadną dziewczyną.

Zaczęłam się zastanawiać. Czyżby jakiś uraz? Nieszczęśliwa miłość? Trochę miałam mu za złe, że jest taki tajemniczy. W końcu ja mówiłam mu o wszystkim! Choć nie zawsze wychodziło mi to na zdrowie. Moja skłonność do przypadkowego flirtowania wyprowadzała tego spokojnego zazwyczaj faceta z równowagi.

– Kim jest ten cały Hieronim? Miałaś mu sprzedać mikser, a umówiłaś się na randkę. Co o nim wiesz? Może to seryjny zabójca albo nieuleczalny idiota, jak jego poprzednik.

– Irek istotnie rozumem nie grzeszył – przyznałam potulnie, bo miałam do Szymona prośbę i chciałam go dobrze nastroić.

– Marta, co jest grane? Minę masz podejrzanie niewinną, już się boję…

– Jesteś moim przyjacielem, prawda? – spytałam słodkim głosikiem.

– Boże, kogo mam zabić? – złapał się za wyimaginowaną broń u pasa.

– Nikogo. Wystarczy, że skłamiesz, że jesteś moim chłopakiem.

– Co takiego?! – był naprawdę zdziwiony.

– Bo widzisz, kumpela z liceum organizuje parapetówkę. Sprasza całą klasę. No i nie mam z kim iść. Chodzi o to, że Sylwia się ze mną założyła. Nie o byle co, bo o obiad w drogiej restauracji. Powiedziała, że prędzej jej kaktus na ręce wyrośnie, niż ja zwiążę się z kimś choćby na trzy miesiące – westchnęłam. – Wiem, dałam się podpuścić jak gówniara, ale mnie wkurzyła. Łatwo jej krytykować. Usidliła Robercika już w drugiej klasie. A ja mam po prostu pecha – wzruszyłam bezradnie ramionami.

– Ty nie masz pecha, ty jesteś ślepa jak kret – burknął Szymon.

– Nie dobijaj mnie! – jęknęłam. – Jeszcze wczoraj zgłosiłabym się do ciebie po pożyczkę, ale gdy dzisiaj zadzwoniła z pytaniem, czy jestem aby wypłacalna, przegięła na maksa! Muszę utrzeć jej nosa.

– Czemu nie poprosisz Hieronima? – uśmiechnął się złośliwie.

– Nie można kogoś obcego prosić o taką intymną przysługę. Poza tym darowałam go sobie, tak jak mi radziłeś. Koniec z przypadkowymi znajomościami.

– Podsumujmy. Mam oszukiwać w tak honorowej sprawie jak zakład, bo ty mnie o to prosisz. Więcej, mam robić za wspaniałego gościa, z którym ktoś tak niestały jak ty wytrzymał ponad trzy miesiące.

– Bo jesteś wspaniały! – zapewniłam. – Przywróciłeś mi wiarę w mężczyzn. Jeżeli nie udało mi się poprawić w twoich oczach kobiecych notowań, to przepraszam. Ta, która złamała ci serce, była kompletną idiotką!

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Niby kto złamał mi serce?

– Ta, przez którą się z nikim nie umawiasz – wyszeptałam niepewnie.

– Zamilcz, kobieto, i nie pogrążaj się, bo… jednak przegrasz ten głupi zakład!

Potrzebowałam chwili, by zrozumieć, że właśnie się zgodził. Rzuciłam mu się na szyję, piszcząc i dziękując.

Chyba trochę przesadził...

Przekroczyliśmy próg, trzymając się za ręce. Zeznania ustaliliśmy wcześniej. Sądząc po odgłosach, impreza się rozkręcała. Sylwia na nasz widok uśmiechnęła się znacząco.

– Marta, jak miło. Jednak przyszłaś. Doceniam. Kim jest twój tajemniczy wielbiciel? Faktycznie znasz go trzy miesiące, czy poderwałaś tego przystojniaka na przystanku?

Sylwia umiała być wredna. Nie bez powodu zaprosiła mnie na parapetówkę. Chciała mnie publicznie upokorzyć. Tylko czym ja jej podpadłam? To odwet za to, że na balu maturalnym Robercik tańczył głównie ze mną? Nie moja wina, że się pokłócili. Ale i tak poczułam łzy pod powiekami. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Najchętniej zrobiłabym w tył zwrot i uciekła, zanim rozbeczę się na jej oczach. Tymczasem Szymon mocniej ścisnął moją dłoń.

– Marta obiecała dobrą zabawę w przyjaznym gronie. Po takim wstępie podejrzewam, że pomyliłem imprezy. Sylwia? – upewnił się.

Z przyjemnością patrzyłam, jak jej twarz pokrywa się rumieńcem, którego nie zamaskował nawet wieczorowy makijaż.

– Sorry! Trzymam was w drzwiach jak akwizytorów. Zapraszam na pokoje – wpuściła nas do środka. – Robert serwuje drinki. Zimny bufet jest do waszej dyspozycji. Przywitajcie się z innymi, rozgośćcie się, potem pogadamy…

Nachyliłam się do Szymona i szepnęłam:

– Wciąż wietrzy podstęp.

– Widać dobrze cię zna. Niezła chata – rozejrzał się z uznaniem po mieszkaniu.

– Starzy jej kupili. A Sylwia, muszę przyznać, ma gust.

Nam też przyglądano się z ciekawością. Co za małpa! Na bank rozgadała o naszym zakładzie. Czułam się dziwnie onieśmielona. Jakbym pierwszy raz w życiu miała kogoś okłamać. Przysunęłam się bliżej Szymona. Prawie się za nim schowałam. Objął mnie ramieniem, pochylił się i szepnął:

– Czyżby po niewczasie ogarnęły cię wyrzuty sumienia… kochanie?

– Nie zbiednieje! – syknęłam, walcząc z wątpliwościami. – Kieszonkowe ma pewnie większe niż moja pensja.

– Ja nie o tym… – Odgarnął mi kosmyk włosów z czoła i założył za ucho. – Chcesz odgrywać komedię przed ludźmi, z którymi spędziłaś trzy lata swojego nastoletniego życia. Razem się uczyliście, balowaliście, jeździliście na wakacje. Gdyby się wydało, jaki tu numer wykręcasz…

– Ale się nie wyda! Szymon? – spojrzałam na niego z przerażeniem.

– Obiecuję – przytulił mnie.

– Tu jesteście, gołąbki – Sylwia podała nam lampki z winem. – Sorry, że wam przeszkadzam, ale nie tylko ja chciałabym poznać waszą historię. Musi być niezwykle romantyczna… – zawiesiła głos, a w pokoju zapadała wyczekująca cisza.

Wszyscy byli ciekawi. Przełknęłam ślinę. Wcześniej obmyślona opowiastka wydała mi się nagle strasznie banalna i naiwna. Nosił wilk razy kilka… Niemal wtuliłam się w Szymona. Ratuj mnie! – błagałam w myślach. Na szczęście usłyszał.

– Wybaczcie Marcie, nie lubi o tym mówić, bo w pewnym sensie ją podszedłem. Amator oszukał mistrza – odpowiedziały mu pełne zrozumienia chichoty. – Z mojej strony to była miłość od drugiego wejrzenia. Kiedy ją zobaczyłem, pomyślałem: „niezła”, ale kiedy otworzyła usta i zaczęła tworzyć nową historię świata… przepadłem! Inne kobiety przestały istnieć. W porównaniu z nią wydawały się nudne i bezbarwne. Niestety, szybko odkryłem, że dotychczasowe związki Marty równie szybko się kończyły, jak zaczynały, a ja jestem długodystansowcem.

Boże, co on bredzi? A oni spijają mu słowa z ust. Cholera, sama zaczynam mu wierzyć! Spanikowałam i przyłożyłam się, by wymierzyć zdrajcy kuksańca. Nie zdążyłam, złapał mnie za rękę i przytrzymał.

– Uspokój się, kochanie, i pozwól mi dokończyć. Postanowiłem więc zostać jej przyjacielem. Przyzwyczaić ją do siebie, oswoić, może nawet stać się niezbędny. I udało się. Od pół roku nie potrafi obejść się beze mnie – pochylił się i ucałował wnętrze mojej dłoni. – Myślę o pierścionku zaręczynowym. Może coś mi doradzisz? – zwrócił się do Sylwii.

Wyglądała jak królik przyłapany na środku jezdni przez snop światła. Nie umiałaby powiedzieć, jak się nazywa, co dopiero udzielać sensownych rad. Doskonale ją rozumiałam. Byłam równie zaskoczona. Ni mniej, ni więcej, ale przed chwilą Szymon mi się oświadczył. I to publicznie. Jak można tak kłamać?! Uszczypnęłam go. Syknął i odwrócił głowę w moją stronę, uwalniając biedną Sylwię spod hipnotycznego spojrzenia. Westchnęła słabo:

– Gratuluję…

Inni też składali nam życzenia. Uśmiechałam się z przymusem.

– Odbiło ci?! – warknęłam, gdy wreszcie dano nam spokój. – Posunąłeś się za daleko. Jak się teraz z tego wykręcę?

– To się nie wykręcaj – wzruszył ramionami. – Może nie kłamałem… – dodał cicho.

Nie zwróciłam uwagi na to wyznanie. Zwłaszcza że od środka wrzałam, a na zewnątrz musiałam udawać wniebowziętą. Postawił mnie w okropnej sytuacji.

– Byłeś taki słodki, taki szczery! Sprzedałbyś im wszystko, nie tylko tę łzawą historyjkę. Szef powinien dać ci podwyżkę. Ale nie myśl, że Sylwia odpuści. Jeżeli rzucę cię po takich oświadczynach, ogłosi mnie suką bez serca. To gorsze niż wyjść na kłamczuchę!

– Nie czepiaj się. Zrobiłem, co chciałaś! – on też się zirytował.

– Dużo więcej! Sylwia wprost spijała słowa z twych warg. Małpa jedna, oczy bym jej wydrapała! W końcu przyszedłeś tu ze mną, jesteś moim przyjacielem i tym… narzeczonym, to dla mnie szukasz pierścionka – powoli granica między prawdą a fantazją zacierała się w mojej głowie.

Upiłam się jednym kieliszkiem wina? Co się tu działo?! Chciałam oszukać innych, a sama się nabrałam? Rozejrzałam się wokoło. Staliśmy się sensacją wieczoru. Zwłaszcza laski łypały na Szymona niemalże pożądliwie. Co za podłość! Ledwo facet się oświadczy, natychmiast popyt na niego rośnie. Musiałam ratować sytuację.

– Zatańcz ze mną! – zażądałam. – Gapią się, więc nadal grajmy zakochane gołąbki.

Tego, że umie tańczyć, nie musiał udawać. Był świetny. Wyczuwaliśmy się w pół ruchu, tak jak rozumieliśmy w pół słowa. Nasze biodra były jak dwie połówki jednej muszli, nasze dłonie – splecione niczym warkocz. Odchyliłam lekko głowę, przymknęłam oczy… Chciałam zapomnieć o przykrej rozmowie. Nie lubiłam kłócić się z Szymonem. Żadna wygrana nie była tego warta.

– Dziękuję – szepnęłam, całując go delikatnie w policzek.

Nic mi na to nie odpowiedział, a jedynie mocniej mnie objął.

– Gorzko! – krzyknęła Sylwia. – Dalej, narzeczeni, pocałujcie się jak należy! Tak między wami iskrzy, że moglibyście bez problemu oświetlić całe miasto, do tego wcale nie najmniejsze.

Tak, właśnie tego chciałam! Prawdziwego pocałunku. Chciałam się przekonać, jak to jest całować się z kimś, na kim mi zależy, komu ufam, przed kim nie gram, z kimś, kogo… kocham? Musiałam być idiotką, że wcześniej na to nie wpadłam! I teraz umierałam ze strachu, że Szymon nie odwzajemnia mojego uczucia, że tylko udawał zakochanego, kłamał, tak jak prosiłam, bo był przyjacielem… tylko.

Jego usta przyłapały moje wargi w ostatniej chwili. Pojaśniało. Widziałam to, choć oczy miałam zamknięte. Całowaliśmy się zachłannie. Świat zyskał nowy wymiar, milion nowych barw i nieskończoność możliwości. Z nich wszystkich wybrałam jedną, najodważniejszą – być sobą. Tą prawdziwą.

– Kocham cię, wiesz…

– Wiem, wiem, i tylko udawałaś, że jest inaczej. Na szczęście przejrzałem twoje największe kłamstwo.

Czytaj także:
„Mam syna, na którego czekałem sześć lat. To ukoronowanie mojego idealnego życia. Tylko jak powiedzieć o tym żonie?”
„Wstydziłam się utraty pracy, nikomu się nie przyznałam. Żyłam, jak dotychczas, a sterta niezapłaconych rachunków rosła”
„Matka mojego chłopaka patrzyła na mnie z pogardą, bo nie zdałam matury. Teraz jej łyso, bo prowadzę intratny biznes”

Redakcja poleca

REKLAMA