„Andrzej uwiódł mnie i zbałamucił, a potem chciał okraść dom. Zdradził go zegarek, który przed laty zwędził mojemu bratu”

Kobieta, którą chciano okraść fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Zbieg okoliczności był niezwykły. Tak niezwykły, że aż przeszedł mnie dreszcz. Andrzej był na tamtym obozie, kiedy zginął zabytkowy zegarek ojca, a to już było niepokojące. Poczułam, że uchodzi ze mnie całe powietrze”.
/ 26.12.2021 07:00
Kobieta, którą chciano okraść fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Nie, nie mieliśmy żadnego romansu. To był obóz żeglarski na Mazurach, on był instruktorem a ja kursantką – jedną z trzydziestu, w dodatku raczej nieśmiałą. Andrzej, bo przypomniałam sobie jego imię, umiał wykorzystać gotowość kilku moich koleżanek a one czuły się potem raczej wyróżnione niż wykorzystane. Nas nic nie łączyło, choć byłam pod wielkim wrażeniem jego męskiego uroku, inteligencji, poczucia humoru…

Atos, koń Andrzeja, od razu mnie polubił

Kiedy go zobaczyłam w klubie, pomyślałam, że nie ma szansy mnie poznać. Minęło tyle lat, byłam wtedy smarkata. On był jeden, a ja – jedna z tłumu. A jednak złapałam jego spojrzenia. Musiało go męczyć, skąd mnie zna. Podeszłam, przedstawiłam się, przypomniałam mu obóz.

– Stara się pan mnie przypomnieć, prawda? Ja mam pamięć do twarzy, a poza tym tamten obóz był niezapomniany

– Nie, wcale nie wydała mi się pani znajoma. I szczerze mówiąc, nie pamiętam obozu. Po prostu zobaczyłem kobietę wielkiej urody, a jestem, proszę mi wybaczyć, kobieciarzem. Zresztą, czy my nie byliśmy już przypadkiem na ty? Andrzej jestem…

Był szybki i skuteczny. Za chwilę pląsaliśmy już na parkiecie, a po dwóch godzinach czułam, jakbyśmy znali się całe życie. Zapytałam, czy jeździ jeszcze na obozy. Odpowiedział, że na Mazury jest za daleko, więc uczy teraz jazdy konnej. Ucieszyłam się, bo też jeżdżę, choć przyznałam, że mam niewielką praktykę. Powiedział, że w takim razie koniecznie musimy się umówić – ma w stajni wspaniałego konia i przekona mnie, że umiem na nim jeździć. Nie oponowałam, czułam, że mu się naprawdę podobam.

Do domu wracałam jak na skrzydłach. Wyciągnęłam zdjęcia z tamtego obozu – był na nich Andrzej oraz mój starszy brat, z którym tam pojechałam. Obóz był wspaniały, ale przydarzyła nam się także bardzo przykra historia. Jednego z ostatnich dni, kiedy wszyscy – kursanci i instruktorzy –  byliśmy na jeziorze, nasze namioty zostały okradzione. Ludzie mieli laptopy, tablety, aparaty fotograficzne, telefony, niektórzy biżuterię albo gotówkę. Paru osobom zginęły nawet markowe buty. Ja byłam jedną z nielicznych osób, której nie było co ukraść. Dziwiłam się, że Andrzej tego nie pamiętał, bo to on zorganizował akcję przeszukiwania okolicy. Oczywiście szukaj wiatru w polu. Niczego nie znaleźliśmy, policja też rozłożyła ręce.

Spotkanie w stajni było cudowne.

– Masz talent do jazdy. Musisz pojechać ze mną w Beskidy, do stadniny. Tam sobie dopiero pojeździmy, są wspaniałe szlaki. Proponuję trzydniową wyprawę, będziesz zachwycona…

Patrzyłam mu w oczy i czułam, że się zakochuję. Ale dlaczego miałam się nie zakochać? Od dawna byłam pełnoletnia. Tego dnia odwiózł mnie do domu, a właściwie do domu moich rodziców. Miałam już wtedy własną kawalerkę, ale chwilowo mieszkałam właśnie tam. Nasz ojciec umarł, kiedy miałam szesnaście lat, a mama co jakiś czas latała do siostry do Kanady – oczywiście nie na tydzień, tylko na trzy miesiące. Willa w bogatej dzielnicy, którą zbudował ojciec, wyglądała na wymarzony cel włamywacza. Mama nie wyobrażała sobie zostawienia jej bez opieki. A ponieważ brat miał już żonę i małe dzieci – padało na mnie…

Czułam wyrzuty sumienia, że chcę wyjechać, ale tłumaczyłam sobie, że to tylko trzy dni. Zostawię zapalone światło i włączone radio. Andrzej, któremu zwierzyłam się z tego dylematu, zaoferował, że opłaci ochroniarzy i długo mnie do tego przekonywał, ale nie zgodziłam się.

– Mama zrobiła z tego domu muzeum. Nie zniosłaby myśli, że był tam ktoś obcy. Nie namawiaj mnie, wyda się na pewno. Trudno, zaryzykuję.

Cztery dni później wrzucałam torbę do bagażnika samochodu Andrzeja. Nie zapytałam, ile pokoi dla nas zarezerwował w stadninie. Było oczywiste, że z tego wyjazdu wrócimy jako para… Zobaczyłam to, kiedy wjechaliśmy na autostradę. Andrzej prowadził, więc trzymał ręce na kierownicy. Prawy rękaw zsunął się odsłaniając nadgarstek i zobaczyłam, że nosi zegarek. Ale to nie był zwykły zegarek, tylko bardzo ekskluzywny model szwajcarskiej firmy, która produkuje złote zegarki dla koneserów, w bardzo w ograniczonych ilościach.

W dodatku nie był to współczesny produkt, tylko rzecz pochodząca sprzed mniej więcej dwudziestu lat. Skąd u mnie taka wiedza na temat zegarków? Otóż nie mam żadnej. Znam tylko tę firmę i ten model. Dokładnie taki zegarek nosił nasz ojciec. Dostał go w prezencie na urodziny od kolegów z banku. Po jego śmierci matka dała ten zegarek bratu, mówiąc, że tata by sobie tego życzył. Jacek nosił ten zegarek bez przerwy – aż do dnia, kiedy ukradziono mu go na obozie żeglarskim, co zresztą bardzo przeżył. Tak, to był właśnie ten obóz, na którym Andrzej był instruktorem i gdzie się spotkaliśmy po raz pierwszy.

Chciałam od razu go o to zapytać, ale coś kazało mi ugryźć się w język. Zbieg okoliczności był niezwykły. Tak niezwykły, że aż przeszedł mnie dreszcz. Oczywiście każdy może nieświadomie kupić kradziony zegarek na bazarze, w komisie… Ale Andrzej był na tamtym obozie a to już było co najmniej niepokojące. Musiałam to sprawdzić. Musiałam upewnić się, że to nie jest ten sam zegarek. Zegarek ojca miał wygrawerowaną dedykację na kopercie. Wystarczy sprowokować Andrzeja, by go zdjął…

Myślałam, że zemdleję

Był upalny dzień, a tak się złożyło, że całkiem nieźle znam okolicę, przez którą jechaliśmy. Jest tu kilka dawnych stawów rybnych, dość malowniczo położonych w lesie. Oboje mieliśmy kostiumy kąpielowe – w stadninie miał być basen, ale zaproponowałam kąpiel nago. Wiedziałam, że nie będzie mógł odmówić, wyszedłby na tchórza albo sztywniaka. Kiedy zeszliśmy nad wodę, błyskawicznie zrzuciłam sukienkę i wskoczyłam do stawu. Byłam jakieś trzydzieści metrów od brzegu, kiedy mój towarzysz wyplątał się ze spodni. Widziałam, jak zdejmuje zegarek i chowa pod ubranie.

Pomachałam mu, a kiedy wszedł do wody – zanurkowałam. Nie zorientował się, że popłynęłam z powrotem. Był na środku stawu, kiedy wybiegłam z wody i znów pomachałam, udając, że to taka zabawa, a może erotyczna zachęta… Rzucił się kraulem do brzegu, a ja szybko pochyliłam się nad zegarkiem. Myślałam, że zemdleję. Na kopercie widniała znajoma dedykacja: „Andrzejowi, na pamiątkę wspólnych lat, przyjaciele”. Niestety, nie był to dowód niewinności Andrzeja. Wręcz przeciwnie. Mój ojciec miał tak samo na imię, a charakterystyczny grawerunek pamiętałam z dzieciństwa. To był zegarek mojego ojca, ten, który ukradziono Jackowi!

Błyskawicznie się ubrałam. Kiedy Andrzej wyszedł z wody, rzuciłam, że jestem strasznie głodna i marzą mi się pierogi w jakimś zajeździe. Uznał moje dziwne zachowanie za taką kobiecą grę – zapowiedź udanego wieczoru.

Kiedy usiedliśmy w najbliższej restauracji, przeprosiłam, że muszę pójść do toalety. Zadzwoniłam do Moniki. Jej mąż pracuje w komendzie wojewódzkiej – akurat był w domu. Wyjaśniłam mu, co się stało i powiedziałam, że obawiam się o bezpieczeństwo domu mojej mamy. Jeżeli Andrzej współpracował ze złodziejami, dom był w niebezpieczeństwie.

Śledztwo ujawniło, że „Instruktor” był szefem złodziei

Wróciłam do stołu, zjadłam pierogi, a po przyjeździe do stadniny nagle fatalnie się poczułam…

– Wybacz, zupełnie nie wiem, co się dzieje. Wiem, że nie tak miał wyglądać nasz wieczór, ale muszę się natychmiast położyć. Nadrobimy to jutro, obiecuję.

Był wyraźnie zawiedziony, ale zniósł to dzielnie. A jutra już nie było. O szóstej rano do zajazdu weszła policja. Tak jak przypuszczałam, w nocy była próba włamania do domu moich rodziców. Włamywaczy ujęto, a mojego niedoszłego kochanka aresztowano jako ostatniego z szajki. Późniejsze śledztwo ujawniło, że „Instruktor” był szefem szajki złodziei. Prowadził obozy żeglarskie, spływy kajakowe, ostatnio rajdy konne. Traf chciał, że na kilku z nich dokumentnie okradziono uczestników.

Oczywiście Andrzej był wtedy daleko od obozu, a także wśród ofiar kradzieży. Był ostrożny i dobrze kombinował. Żeby zacierać ślady, regularnie zmieniał sportowe zainteresowania. Nigdy też nie zabierał sobie żadnych fantów. Zegarek był jedynym wyjątkiem – zadecydowała próżność i zbieżność imienia. Można powiedzieć, że zgubiła go słabość do kobiet. I choć trochę mi żal niespełnionego romansu, pocieszam się czasem, że sprawiedliwość posłużyła się właśnie mną…

Czytaj także:
„W 30-tą rocznicę ślubu żona przy gościach wyznała, że ma mnie dość. Zostawiła mnie, a byłem dobrym mężem”
„Załatwiłam sąsiadowi pracę w firmie męża. Znalazł tam kochankę, a jego żona obwinia mnie o rozbicie małżeństwa”
„Co roku w Wigilię biorę dodatkowy dyżur. Wszystko przez to, że nie mam ochoty siedzieć z rodziną”

Redakcja poleca

REKLAMA