„Co roku w Wigilię biorę dodatkowy dyżur. Wszystko przez to, że nie mam ochoty siedzieć z rodziną”

pielęgniarka, która bierze dodatkowe dyżury w święta fot. Adobe Stock, Polonio Video
„Wszyscy wymigują się od świątecznych dyżurów, a ja chętnie spędzam wtedy czas na oddziale. Nie mam ochoty siedzieć przy stole z ojcem i matką, którzy tak naprawdę się nienawidzą”.
/ 17.12.2021 06:46
pielęgniarka, która bierze dodatkowe dyżury w święta fot. Adobe Stock, Polonio Video

Są grupy zawodowe, które mogą być skazane na dyżury świąteczne. Wszyscy współczują służbom mundurowym czy medykom, którzy muszą w Boże Narodzenie czy Wielkanoc trwać na posterunku, zamiast siedzieć z rodziną przy zastawionym stole. Ja jestem pielęgniarką i tego współczucia wcale nie potrzebuję.

Co roku dobrowolnie zgłaszam się na dyżury w Wigilię i Boże Narodzenie. Wolę wtedy wyjść z domu i spędzać czas w szpitalu, niż sztucznie uśmiechać się do rodziny, która na co dzień żyje ze sobą jak pies z kotem. Mam serdecznie dość tej obłudy. Na oddziale mogę chociaż szczerze uśmiechnąć się do pacjentów, którzy w tym dniu naprawdę wyjątkowo potrzebują wsparcia i dobrego słowa.

Wszyscy są zawsze zdziwieni

Pracuję na oddziale nefrologicznym już od 10 lat. Koledzy z pracy, którzy znają mnie dłużej, już się nie dziwią. W większości placówek medycznych obowiązuje kolejka - jeśli ktoś w jednym roku pracuje w wigilijny wieczór, w kolejnym roku ma cichą gwarancję od kierownictwa, że będzie mógł spędzić te chwile z rodziną. Żeby było sprawiedliwie. W końcu każdy chciałby mieć wolną Wigilię. Każdy, tylko nie ja.

Ja wyłamuję się z tej kolejki i w każdym roku jestem dobrowolnym ochotnikiem. Dzięki mnie ktoś inny może spędzić czas w miłej atmosferze przy świątecznym stole z bliskimi. Mi to do niczego niepotrzebne. Nienawidzę świąt już od dziecka.

Gdy byłam mała, rodzice strasznie się kłócili

Wyzwiska i rękoczyny były na porządku dziennym. Nigdy w moim kierunku. Gdy rodzice się szarpali i wyzywali, za chwilę potrafili w moim kierunku słodko ćwierkać. Ja byłam oczkiem w głowie, ukochaną Klaudusią. Ale co z tego. Widziałam przecież, jak się nienawidzą.

Kłócili się każdego dnia. Nigdy nie było spokoju. Oprócz Wigilii i Bożego Narodzenia. Wtedy ogłaszali zawieszenie broni, bo to była jedyna okazja w roku, gdy widzieliśmy się z dziadkami - jechaliśmy do nich aż 400 km. Wtedy mama i tata byli wręcz wzorcowo zakochaną parą. Jako kilkulatka jeszcze niewiele rozumiałam, ale jako nastolatka miałam już totalnie dość tej szopki. Gdy byłam w liceum, przy wigilijnym stole wykrzyczałam kilka słów prawdy.

Pamiętam, jak nienawidziłam tej obłudy. Tego, że na co dzień najchętniej by się pozabijali, a w święta przy dziadkach udają małżonków roku. Babcia i dziadek byli jak sparaliżowani. Tata wyprowadził mnie z pokoju. Nie wiem jak wyjaśnili tę sytuację, bo do końca świąt odmawiałam opuszczenia łóżka, w którym zaszyłam się pod kocem, ze słuchawkami na uszach. Za rok po prostu oświadczyłam, że nie jadę do dziadków.

Gdy zdałam maturę, wyprowadziłam się z domu

A oni... i tak się nie rozwiedli. Dalej taplali się w błotku wzajemnej nienawiści i nieustannych pretensji. Spotykałam się z nimi osobno, bo nie mogłam znieść ich razem. Z mamą zazwyczaj umawiałam się na kawę w ulubionej kawiarni, a z tatą na pizzę. Mieliśmy niepisaną umowę, że jedno nie będzie żaliło się na drugie. Że chcę być ponad to. Że nie mam ochoty wysłuchiwać festiwalu skarg. Skoro chcą się całe życie nienawidzić, to ich wybór, ale ja jako dorosła pragnęłam się od tego odciąć.

W rodzinnym domu bywałam tylko wtedy, gdy jedno z rodziców było nieobecne. W taki oto sposób, od 17 lat nie widziałam mamy i taty razem. Spytacie pewnie, co ze świętami. Tak - rodzice nadali jeździli do dziadków i cyklicznie udawali wzorowych małżonków. Ale ja nie miałam zamiaru w tym uczestniczyć. Nie chciałam siedzieć przy stole i czuć się tak zaszczuta, jak w dzieciństwie.

Wolałam już spędzać święta sama. Na studiach po prostu nie spotykałam się z nikim w Wigilię, urządzając sobie maraton świątecznych filmów i jedząc kupione pyszności. W pierwszy i drugi dzień świąt spotykałam się ze znajomymi, którzy akurat mieli wolny czas.

Gdy zaczęłam pracę w szpitalu, wiedziałam że nie będę miała problemu z pracą w Wigilię i Boże Narodzenie. Podczas tych dni zawsze starałam się być wyjątkowo miła dla pacjentów, bo wiedziałam że większość z nich źle znosi rozłąkę z rodziną podczas świąt. 

W życiu prywatnym nigdy mi się nie układało

Nie potrafiłam stworzyć dłuższego związku, stałej relacji. Sama nie wiem, czy byłam spaczona tym, jak odnosili się do siebie moi rodzice... Zawsze czułam, że w środku jestem taką Królową Śniegu, która boi się kogokolwiek dopuścić bliżej. Gdy mężczyźni zaczynali się mocniej angażować, uciekałam. Raz wytrwałam w związku półtora roku. Zerwałam z Damianem, gdy mi się oświadczył. Nie chciałam pierścionka, żadnych zobowiązań. Wiedziałam że wtedy pojawi się nienawiść, jak u mojego ojca i matki.

Święta to dla mnie świąteczne piosenki, grzane wino, kupione pierogi i seans bożonarodzeniowych filmów. Święta to też dla mnie obecność z tymi, którzy w tym dniu czuliby się bardzo samotni na moim oddziale.

Czytaj także:
W Wigilię mój kochanek miał zostawić żonę i spędzić ze mną święta. Wyłączył telefon
W Wigilię znowu będę sama. Mój mąż pojedzie do dzieci i byłej żony. Ja zawsze jestem gorsza
Moja wnusia prosi Mikołaja, żeby jej mama wróciła z zagranicy. Nie wie, że ją porzuciła

Redakcja poleca

REKLAMA