„Alina nigdy nie chciała wziąć ślubu. Nie wiedziałem, że już jeden miała. Po latach odkryłem prawdę o dziecku”

Starszy pan - wspomnienia fot. Adobe Stock, Budimir Jevtic
„Ciężko pracowałem, uzupełniałem wykształcenie, w domu byłem gościem i wystarczało mi, że jest wysprzątane i ugotowane, że ona nie marudzi. Była cicha i tajemnicza. Pewnego dnia nie zastałem jej w domu. Zostawiła mnie, zostawiła córkę w ciąży”.
/ 19.08.2021 08:47
Starszy pan - wspomnienia fot. Adobe Stock, Budimir Jevtic

Teraz są psycholodzy, terapie, dawniej ludzie byli bardziej skryci. To, co przeżyli, wszystkie ciemne myśli, dusili w sobie. Depresja? Nie znaliśmy takiego słowa.

Dziś młodzi nie wiedzą, co to była Unrra. Mojemu wnuczkowi musiałem tłumaczyć, że w 1943 roku powstała United Nations Relief and Rehabilitation Administration, czyli międzynarodowa Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy i Odbudowy obejmująca opieką ludność krajów zniszczonych w czasie drugiej wojny światowej.

– Ta blaszana puszka po herbacie – mówiłem – to pamiątka po paczce z Unrry. Dostawaliśmy konserwy, kawę, lekarstwa, słodycze, po prostu delikatesy, jakich wtedy nie było. Smak tej herbaty pamiętam do dzisiaj; takiej dobrej już nigdy nie piłem! Bartosz twierdzi, że dzisiaj wystarczy wejść do pierwszego lepszego marketu i ma się zawrót głowy od wszelkiego dobra!

– Herbata, nawet najlepsza, to żaden cymes! – dziwi się. – Po co przechowujesz to pudełko? Daj je mnie, wystawię na jakiejś internetowej aukcji i jeszcze dostaniesz za nie parę groszy. Kupisz sobie nową wędkę, chyba warto?

Co on wie! Za żadne wędki nie oddałbym tej pamiątki!

Jest dla mnie cenniejsza od złota! W niej przechowywałem listy od Aliny i jej fotografię z ostatniej klasy gimnazjum. Jest na niej w mundurku z marynarskim kołnierzem i w granatowym berecie zawadiacko naciągniętym na jedno ucho. Ma jasne, puszyste warkocze i ten swój wesoły, szczery, promienny uśmiech…

Nie na darmo uchodziła za najładniejszą dziewczynę w naszej szkole. Wszyscy chłopcy się w niej podkochiwali, ja też! Mieliśmy po piętnaście lat, kiedy wybuchła druga wojna światowa. Dopiero wtedy się okazało, że Alina ma niemieckie korzenie, i że jej rodzice szybko sobie o tym przypomną. Już w kwietniu 1941 roku podpisali Deutsche Volksliste kategorii drugiej, tak zwaną Deutschstämmige, i zyskali przywileje niedostępne dla Polaków.

Po wojnie ojciec Aliny tłumaczył, że kiedy otrzymał kwestionariusz określający pochodzenie, nie mógł zataić, że jego pradziadowie i dziadowie to rdzenni Niemcy. Bał się obozu koncentracyjnego lub wysiedlenia.

Karałem za Alinę wszystkie kobiety

W czterdziestym piątym został zrehabilitowany, ale i tak w latach siedemdziesiątych wyemigrował do RFN, w ramach umowy o łączeniu rodzin, jakby ostatecznie pieczętując swoją narodowość. Alina wyjechała razem z rodzicami, chociaż już była dojrzałą kobietą, żoną i babcią…

Zostawiła mnie, naszą córkę, mieszkanie, pracę, przyjaciół, i wybrała inne życie. Byliśmy razem od roku 1950. Nigdy się nie pobraliśmy, Alina tego nie chciała. Pojęcia nie miałem, że ona już brała ślub…

Dopiero wiele lat później dowiedziałam się, że jej mąż – niemiecki oficer – zginął pod Stalingradem, a ona z rozpaczy próbowała się zabić… Tak bardzo go kochała. Życie polskich rodzin, szczególnie tych wojennych i powojennych, bywało pokręcone. Ustawiała je polityka, dzieliły granice, niszczyły wspomnienia. Alina na przykład nigdy nie mówiła o przeszłości, nawet tej przedwojennej...

Zatrzasnęła ją, jak to pudełko z Unrry, którego też nie lubiła. Wepchnęła je w kąt kredensu; znalazło się dopiero po jej wyjeździe. Dlaczego ze mną była? W jednym z listów napisała, że tylko ja jej się źle nie kojarzyłem. Cała reszta to byli kłócący się rodzice, wrogo patrzący sąsiedzi, którzy nie mogli jej rodzinie wybaczyć zdrady, wielka miłość i tragedia, którą przeżyła, kiedy dostała wiadomość o śmierci męża.

Ja byłem śladem pogodnych, beztroskich lat w szkole i na podwórku. Myślała, że to wróci, kiedy się ze mną zwiąże, ale nie wróciło... Nawet po narodzinach naszej córki nie wróciło. Cierpiała jeszcze bardziej! Gdyby dała mi jakiś znak, coś powiedziała, zwierzyła się z dręczących ją myśli… ale ona milczała i oddalała coraz bardziej. Ja też niczego nie zauważyłem.

Ciężko pracowałem, uzupełniałem wykształcenie, w domu byłem gościem i wystarczało mi, że jest wysprzątane i ugotowane, że ona nie marudzi, nie pyta, gdzie byłem i czemu wracam późno. Wszyscy koledzy mi zazdrościli, mówili, że taka kobieta to skarb.

Kto wtedy zastanawiał się nad kobiecą depresją?

Chyba nawet nie wiedziałem, co to znaczy, a już żeby pomyśleć o tym w związku z Aliną, nawet mi nie przyszło do głowy. Uważałem, że jest trochę skryta, małomówna, tajemnicza, ale właśnie taka mi się podobała. Kochałem ją bardzo.

Kiedy wyjechała, straciłem grunt pod nogami. Myślałem, że umrę! Moja córka też przeżyła dramat. Była młodziutka, właśnie spodziewała się dziecka, potrzebowała matki, nie rozumiała, co się dzieje.

– Że ciebie, tato, mama nie chce, to jeszcze mogę pojąć – płakała. – Ale że nie chce mnie! Jestem jej jedynym dzieckiem. Zaraz urodzę jej wnuka… To się w głowie nie mieści!

Wtedy oboje nie wiedzieliśmy, że Dorotka wcale nie była jedynym dzieckiem. Alina miała synka ze swoim niemieckim mężem. Chłopczyk umarł na dyfteryt, kiedy w czterdziestym piątym przetaczał się front. O tym też nigdy nie wspominała…

Kiedy Alina wyjechała, byłem po czterdziestce. Czułem się zdrowy, w pełni sił, mogłem góry przenosić! Samotne życie bez kobiety u boku wydawało mi się niemożliwe, choćby dlatego, żeby samemu sobie, całemu światu i Alinie udowodnić, że jeszcze mnie stać na miłość! Niestety, pomyliłem się. Te wszystkie związki, w które wchodziłem bez zastanowienia, to była po prostu katastrofa!

W każdej, która się pojawiała, szukałem Aliny

Od razu z postanowieniem, że muszę ją ukarać za to, co mi zrobiła! Byłem draniem. Żadna nowa partnerka nie zaznała ze mną szczęścia. Dzisiaj codziennie, w myślach, serdecznie je za to przepraszam. Dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych dostałem pierwszy list od Aliny. Nie przeczytałem go.

Nieodpieczętowany schowałem do unrrowskiej puszki. Była tam już szkolna fotografia Aliny i jej srebrny pierścionek, który zostawiła na stole, wychodząc z domu. Dopiero kiedy przyszedł czwarty list od niej, otworzyłem go i potem przeczytałem wszystkie. Pisała, że choruje; jest w domu opieki, nikt jej nie odwiedza, rodzice dawno zmarli, jest zupełnie sama, i coraz częściej myśli i o mnie, i o naszej Dorotce. Prosiła o zdjęcia córki i wnuków.

W tych listach nie było ani jednego słowa „przepraszam”, żadnego tłumaczenia, wyjaśnień, usprawiedliwiania się. Cała Alina wyglądała z tych listów; smutna, zagadkowa, daleka. Jeszcze nie dokończyłem czytać, a już wiedziałem, co zrobię.

Było oczywiste, że do niej pojadę, i że spróbuję ją namówić do powrotu. Po co jej dom opieki, kiedy może mieć normalny, z rodziną, z córką i wnukiem?

– Mowy nie ma, żebyś jechał sam – zdecydowała Dorota, kiedy jej o wszystkim powiedziałem. – Nie puszczę cię, licho wie, co wywiniesz.

– Co mogę wywinąć? – zapytałam.

– Już ja cię znam, tato, i domyślam się, co ci chodzi po głowie. Chcesz tu mamę ściągnąć z powrotem? Tak? Musiałem się przyznać.

– Córuś, a ty byś nie chciała, żeby była tutaj z nami? Powiedz szczerze! – zapytałem ją.

– Nie wiem. Musiałabym ją zobaczyć, pogadać, sprawdzić to i owo. Wtedy ci powiem. Pojedziemy we trójkę, Bartek także, niech mama zobaczy, jakiego ma fajnego wnuka!

Nie wiem, czy ona faktycznie się prawie nie zmieniła, czy tylko w moich oczach została taka sama: jasna, z przeźroczystymi oczami i szczuplutką, drobną figurą. No i uśmiechu już nie było… Na początku nie chciała słyszeć o powrocie do domu.

– A ja wam po co? – pytała. – Chcecie mnie swoją dobrocią ukarać za dawne winy? Nic tak nie boli, jak grzechy nie do naprawienia, a moich naprawić się nie da! Za późno na to.

To Bartek ją przekonał, choć trochę trwało, zanim się zgodziła. Jeździł do niej co dwa tygodnie, oswajał ze sobą, opowiadał o rozmaitych sprawach, tłumaczył, że chce mieć babcię blisko, i że nie odpuści.

Zanim przyjechała, zrobiłem generalny remont mieszkania; miała swój pokój z kuchennym aneksem i własną łazienkę. Mogła w każdej chwili się odizolować i zostać sama. Cieszyłem się, że robiła to bardzo rzadko… Dożyła z nami późnego wieku, dopiero od pięciu lat jestem sam! Te lata, kiedy znów byliśmy razem, były szczęśliwe i piękne. Wprawdzie Alina na zawsze została dla mnie tajemnicą i zagadką, ale może na tym polega życie, aby każdy miał w nim swój kąt, i aby mógł się w nim schować, kiedy tylko tego chce? Z nami tak właśnie było…

Czytaj także:
„Jako 45-letnia rozwódka chciałam zaszaleć z jurnym młodzikiem. Nie zauważyłam, że pod nosem był ten jedyny”
„Sprzedałam dziewictwo za 20 tysięcy złotych. Brzydzę się sobą i boję się spojrzeć w oczy rodzicom"
„Straciłem pracę, żebrałem i myłem się na cmentarzu. Wódka była moim przyjacielem. Siostra wyciągnęła mnie z tego bagna"

Redakcja poleca

REKLAMA