„Alicja wydawała się wściekłą na cały świat wariatką. Dobrze, że ją przejrzałem, bo straciłbym prawdziwą miłość”

Kobieta zła na swoją sytuację życiową fot. Adobe Stock
Złość nie zawsze jest prawdziwą złością. Może być też sposobem na radzenie sobie ze strachem. Znam się na tym troszeczkę.
/ 29.03.2021 11:30
Kobieta zła na swoją sytuację życiową fot. Adobe Stock

Nie byłem zbyt rozpieszczany przez życie. Trudna i niebezpieczna praca sprawiła, że w wieku 45 lat przeszedłem na rentę. W dodatku od śmierci żony byłem samotny i nie miałem za bardzo perspektyw na zmianę tego stanu rzeczy. Dorabiałem tworzeniem krzyżówek. Żeby nie siedzieć w pustym mieszkaniu, codziennie rano brałem laptop, zeszyt, ołówki i szedłem do ulubionego bistro po drugiej stronie parku.

Tam siadałem przy stoliku w odległym kącie, zamawiałem śniadanie, potem kawę, herbatę, lunch o piętnastej. Pracowałem do szesnastej, a następnie wracałem do domu przez bazar, gdzie robiłem zakupy. W domu gotowałem obiad, czytałem, oglądałem film, czasem wpadał przyjaciel, a raz w tygodniu szedłem do osiedlowego klubu brydżowego na kilka partii. I tak toczyło się moje życie.

Byłem załamany po śmierci żony

Dlaczego nie znalazłem sobie kobiety? Ponad dziesięć lat zabrało mi pogodzenie się ze śmiercią Anity. Nie rozumiałem, jak w XXI wieku można umrzeć przy porodzie. Przecież medycyna potrafi zdziałać cuda! Lekarze jednak zrobili wszystko, co mogli, byłem przy tym, widziałem… Po prostu nie dała rady. Mój syn też. Pogrążyłem się w pracy, bo nic innego mi nie zostało. Ale pewnego dnia miałem wypadek i wszystko się skończyło.

Prawie się wtedy załamałem. Pomogli mi przyjaciele, brat. Powoli odbudowywałem życie na nowych fundamentach, aż doszedłem do stanu obecnego. Bratowa czasami marudziła, że jestem jeszcze młody i powinienem kogoś poznać, nawet podsuwała mi swoje samotne przyjaciółki, ale nie byłem zainteresowany. W sumie pogodziłem się ze swoim losem. Wreszcie nic nie czułem, a kiedy człowiek nic nie czuje, nie może cierpieć, prawda?

Tamtego dnia jak zwykle przyszedłem do swojej knajpki i zasiadłem przy stoliku, na którym na moją prośbę stała kartka „zarezerwowane”. Ot, przywilej stałego klienta, który w razie czego pomoże przytargać z zaplecza skrzynkę z pomarańczami, czy poradzić sobie ze zbuntowanym komputerem. Czułem się niemal jak część załogi. Pracowałem nad dość skomplikowaną krzyżówką, gdy nagle usłyszałem podniesione głosy. Uniosłem głowę.

Awanturami ukrywała coś więcej

Przy ladzie stała Wścieklica i znów miała o coś pretensje. Wścieklica pojawiała się w bistro od trzech miesięcy, raz w tygodniu. Można powiedzieć, że była nową stałą klientką. Tyle że takich jak ona nikt nie lubił – zawsze coś jej nie pasowało. A to kanapka nie dość świeża, a to kawa za chłodna. Mniej więcej w moim wieku, typ aroganckiej menedżerki średniego szczebla, która ma aspiracje, by wskoczyć wyżej, ale przegrywa w wyścigu szczurów, a frustrację wyładowuje na Bogu ducha winnych kelnerach.

Zazwyczaj barman jakoś sobie z nią radził, ale dziś za ladą stała młoda dziewczyna na zastępstwie. Była przerażona, bo Wścieklica darła się jak opętana i wyglądała przy tym naprawdę groźnie. Na pomoc przyszła jej kelnerka, ale klientka nie dała się udobruchać i zażądała spotkania z właścicielką.
– To prawdziwy skandal, żeby w środku dużego miasta nie potrafiono zrobić zwykłego, głupiego bananowego koktajlu! Kosztuje jak boska ambrozja, a smakuje jak psie gówno! – głos kobiety drżał.

Gdybym miał inny zawód, pewnie uznałbym, że to zwykła wściekłość. Ale ja wyczułem tu coś innego. Postanowiłem się wtrącić. Wstałem i podszedłem do lady.
– Pani Kasiu – z uśmiechem zwróciłem się do barmanki. – Poproszę o koktajl z jarmużem. Robi go pani doskonale. Wścieklica spojrzała na mnie złym wzrokiem, bo wszedłem jej w słowo.
– Pan wybaczy, ale teraz ja jestem obsługiwana – syknęła w moją stronę.
– Nie, pani już została obsłużona – wskazałem na szklankę.
– Jest nie do wypicia, żądam wymiany!
– Dziewczyna będzie musiała zapłacić ze swojej kieszeni – wyjaśniłem jej.
– To nie mój problem – warknęła. – Następnym razem postara się bardziej.

W oczach Wścieklica miała coś na kształt paniki. Spojrzałem na jej dłonie zaciśnięte na aktówce. Kostki były pobielałe. Wziąłem jej koktajl i spróbowałem.
– Jest pyszny – stwierdziłem spokojnie, odstawiając go z powrotem na ladę.
– Jak pan… – kobietę aż zatkało.
Nagle przestała drżeć, szok zastąpił w jej oczach napięcie. I o to chodziło. Nachyliłem się do niej i powiedziałem cicho: – Potrzebuje pani pomocy. Jeśli uzna pani, że mógłbym pomóc, siedzę tu codziennie od jedenastej do szesnastej. Krzyczenie na niewinne dziewczyny niczego nie zmieni. Skłoniłem się, wziąłem swój koktajl i wróciłem do stolika.

Postanowiłem jej pomóc

Kiedy uniosłem głowę, kobiety już w bistro nie było. Dziewczyna za ladą uśmiechała się do mnie szeroko. Wścieklica pojawiła się dwa dni później. Stanęła przy moim stoliku i w milczeniu czekała, aż ją zauważę. Przywitałem się grzecznie i poprosiłem, by usiadła. Kobieta już nie wyglądała na wkurzoną korposucz. Była raczej niepewna. Moja teoria się sprawdziła – ataki były przejawem lęku. W jej życiu działo się coś niedobrego. To desperacja i poczucie bezsilności ją tu przywiodło.

– Widzi pan – zaczęła kobieta, – nie radzę sobie. Zawsze wszystko ogarniałam, w życiu osobistym, w pracy. Kiedy okazało się, że mój mąż jest leniem, który tylko czeka, żebym go utrzymywała, pożegnałam się z nim. A teraz nie daję rady… – westchnęła. – Chodzi o to, że nigdy nie chciałam mieć dzieci, nie nadaję się na matkę. W przeciwieństwie do mojej siostry. Pół roku temu razem ze swoim mężem zginęła w wypadku samochodowym. Musiałam zaopiekować się siostrzeńcami. Do tej pory widywałam się z nimi trzy-cztery razy do roku. Nie lubię dzieci, chociaż te są już duże. Zuza ma dwanaście lat, a Michał czternaście. Ale to chyba najgorszy wiek. One mnie szantażują. Ciągle czegoś chcą, a to buty, a to płaszczyk. A jak nie chcę im dać, to zaczynają śpiewkę, że są sierotami i im się należy. Nie słuchają się mnie, zaczynają wagarować, Michał stał się agresywny i nauczyciele wezwali mnie do szkoły. A Zuza przestała reagować na to, co mówię. Po prostu nie wiem, co mam robić. To dzieci mojej siostry, przecież nie oddam ich do sierocińca! – zakończyła swoją spowiedź i… rozpłakała się jak małe dziecko.

Poczułem współczucie. Ja zawsze chciałem zostać ojcem. Wychowałem się w licznej rodzinie. Miałem co prawda tylko jednego brata, ale za to całe mnóstwo kuzynów. Rozgryzanie ludzkich charakterów i osobowości było moją pasją i talentem. Tak, przez pół życia pracowałem jako policyjny psycholog, a zarazem negocjator. Miałem na koncie sporo sukcesów. Niestety, podczas jednej z akcji niestabilny psychicznie przestępca przestraszył się i strzelił do mnie. Ledwo przeżyłem. Komisja uznała, że nie nadaję się do służby. Może i mieli rację.

Dopytałem Alicję, bo tak miała na imię Wścieklica, o charakter i zainteresowania dzieci. Wyglądało na to, że to nie były złe nastolatki, tylko śmierć rodziców usunęła im spod stóp stabilny grunt. Więc chwieją się, próbują złapać równowagę. Trzeba im pomóc znów się zakotwiczyć. Pokazać, jak dalej żyć. Obiecałem pomóc. Pogadałem z paroma znajomymi i pewnego sobotniego ranka przyjechałem do Alicji.

Przy okazji znalazłem miłość

Dzieciaki jeszcze spały. Dostałem kawę, chwilę pogadaliśmy. Złapałem się na tym, że wodzę za nią wzrokiem. W domowych ciuchach Alicja wyglądała ciepło i kobieco, a ja dziwnie dobrze czułem się w jej dużej, jasnej kuchni. Potem obudziliśmy rodzeństwo. Alicja powiedziała im, że jej przyjaciel zabierze ich na cały dzień i pokaże ciekawe miejsca.
– Nigdzie nie jadę – oświadczył agresywnie Michał. – Jestem umówiony z kolegami.
– A ja z koleżankami – dodała Zuza. Alicja spojrzała na mnie bezradnie.
Ubierzcie się w wygodne ciuchy – powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Śniadanie jest za dziesięć minut. Jak nie zdążycie, pojedziecie głodni.
– A niby dlaczego mam pana słuchać? – postawił się Michał.
– Bo jestem od ciebie silniejszy. Przez długą chwilę mocowaliśmy się wzrokiem, ale czternastolatek nie miał szans z kimś, kto tę sztukę ćwiczył na przestępcach. Zobaczyłem w jego oczach, kiedy przegrał. Wtedy dopiero powiedziałem: – Spodoba ci się tam, dokąd pojedziemy. Jeśli nie, kupię ci tę elektryczną deskorolkę, o którą męczysz ciotkę. Umowa stoi?
– Robert – syknęła Alicja.
– Spokojnie – uśmiechnąłem się. – Nie będę musiał. Zaufaj mi.

Spojrzała na mnie, a ja po raz pierwszy dostrzegłem, że ma niebieskie oczy. I że pachnie jak kwiaty na łące. Serce mi zadrżało, po raz pierwszy od piętnastu lat. A kiedy spojrzałem w okno, dostrzegłem, że już jest wiosna. Jak mogłem przegapić wiosnę? Zuzę zawieźliśmy do schroniska dla małych zwierząt. Kiedy dowiedziała się, że może pomagać opiekować się kotkami i szczeniakami, aż zapiszczała z radości. Michała dałem pod opiekę mojemu staremu przyjacielowi z policji. Prowadził klub bokserski dla trudnej młodzieży. Chłopak potrzebował ruchu, jego kłopoty wynikały ze zbyt dużej ilości energii, której nie potrafił odpowiednio spożytkować. I z braku celu w życiu.

Przyjaciel wziął go pod swoje skrzydła i powiedział, że może ćwiczyć, ale jego głównym zadaniem jest opieka nad juniorami, chłopcami 8-10 lat. Michał wyprostował się i spojrzał na mnie. Wiedziałem, że nie muszę kupować deskorolki.

Miesiąc później zaprosiłem Alicję na pierwszą prawdziwą randkę. Poszliśmy do kina, nie pamiętam już na jaki film. Długo zastanawiałem się, czy wziąć ją za rękę. W końcu delikatnie dotknąłem palcami jej dłoni, a ona jej nie cofnęła. No to ująłem ją całą, a Alicja splotła palce z moimi. „Dobrze jest być z kimś” – pomyślałem. 

Więcej prawdziwych historii:
„Mój mąż popełnił samobójstwo. Zostawił mnie z dwójką małych dzieci, bez grosza przy duszy, za to z ogromnymi długami”
„Miałem dobrą pracę, luksusowy dom i piękną narzeczoną. I to przez jej pazerność wszystko straciłem…”
„Straciłem pracę, pieniądze i szansę na miłość. Wszystko dlatego, że miałem jeden priorytet: napić się”

Redakcja poleca

REKLAMA