„Po 19 latach odkryłem, że mam nieślubne dziecko. Muszę wyznać prawdę żonie, choć nie wiem, czy mi wybaczy”

Mężczyzna, który dowiedział się, że ma dziecko fot. Adobe Stock, StockPhotoPro
Muszę znaleźć w sobie siłę, żeby od nowa poukładać to, co mam, i pozwolić, żeby moi najbliżsi się jakoś odnaleźli w nowej sytuacji. Na pewno muszę powiedzieć żonie i Zuzi o Marcie. Ona też musi wszystko wiedzieć o mnie.
/ 12.10.2021 07:31
Mężczyzna, który dowiedział się, że ma dziecko fot. Adobe Stock, StockPhotoPro

- Mam córkę – rzuciłem krótko.

Długo kombinowałem, jak to powiedzieć, składałem w głowie różne warianty tego komunikatu i robiłem przymiarki. „Muszę ci coś powiedzieć, kochanie”, „Wiesz, Iwonko, kiedyś, gdy byłem bardzo młody, zrobiłem głupstwo”. Każda wersja była do niczego, bo od pierwszych słów znów zacząłbym wszystko plątać. A powinienem powiedzieć prawdę prosto z mostu. Tym bardziej że po tym, co zdarzyło się w ostatnich dniach, chciałem Martę wprowadzić do rodziny.

– No oczywiście, że masz, Pawełku – żona nie przestawała smarować chleba masłem. – Jesteś dumny, prawda? Nie spodziewałeś się, że jej tak dobrze pójdzie? – opacznie zrozumiała moje wyznanie. – Ja też bardzo się cieszę, że Zuzia dostała tę nagrodę. Może rzeczywiście ma talent?

A jednak źle zacząłem. Iwona wciąż myślała o tym, co zdarzyło się poprzedniego dnia. Nasza córka dostała nagrodę w konkursie fortepianowym zorganizowanym przez ognisko muzyczne w naszej dzielnicy.

– Iwonko, jestem dumny z Zuzi, ale… – zawahałem się. Nie było łatwo. W duchu przyrzekałem sobie, że muszę to powiedzieć teraz, bo jeśli nie… – Ale mnie nie rozumiesz: ja mam inną córkę, poza Zuzią. Mam jeszcze starsze dziecko, właściwie to już prawie dorosła kobieta – wyrecytowałem na jednym wydechu.

Iwona trzymała posmarowaną kromkę w ręce i patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Milczała.

– Mam dziewiętnastoletnią córkę. Urodziła się, kiedy ja też miałem dziewiętnaście lat… Rozumiesz?
Moja żona zrobiła jakiś dziwny gest ręką, w której wciąż tkwił kawałek chleba. Pokręciła głową.

– Nie, nie rozumiem. Chcesz powiedzieć, że cały czas mnie okłamywałeś?!

– No właściwie tak… Chociaż nie do końca. Bo to wszystko było zupełnie… nienormalne.

Po latach dowiedziałem się, że mam córkę

To były inne czasy. Nie wiem, czy lepsze, ale ludzie spotykali się ze sobą, nikt nie chodził z nosem utkwionym w ekranie komórki. Żyło się weselej, choć nie zawsze mądrze. Miałem tolerancyjnych rodziców i jako nastolatek obracałem się w towarzystwie kolegów Kuby, mojego starszego brata, który studiował na politechnice. Zanim zdałem maturę, zdążyłem posmakować różnych zakazanych owoców.

Lubiłem się bawić, więc sporo czasu spędzałem w stołecznych akademikach. Na organizowanych tam balangach działy się różne rzeczy: lała się wódka, paliło się papierosy, czasem trafiała się maryśka. Do męskich pokoi przychodziły dziewczyny. Mało było wśród nich świętych dziewic, chociaż niektóre naprawdę były przyzwoite… Jedna mi się bardzo podobała i spotykałem się z nią regularnie. Jednak mój brat miał wątpliwości, czy nie jestem dla Agaty za młody. Była ode mnie o dwa lata starsza. Chodziłem z nią kilka miesięcy, a potem Agata nagle przestała się mną interesować. W ogóle gdzieś zniknęła. Nie szukałem jej specjalnie. Coraz bliżej było do matury, wziąłem się ostro do nauki i nie tęskniłem za towarzystwem dziewczyn.

Pewnego dnia Kuba powiedział:

– No, miałeś kupę szczęścia, że się odkleiłeś od tej Agatki.

Zrobiłem zdziwioną minę, a Kuba wyjaśnił mi, że Agata rzuciła studia, bo zaszła w ciążę. Przyjąłem wtedy tę rewelację bez refleksji, ale i z pewną dozą niepewności: czy przypadkiem sprawcą tej ciąży nie byłem ja sam. Po maturze znowu rzuciłem się w wir zabawy i na jakiś czas zapomniałem o Agacie i jej problemie.

Kilka lat później spotkałem jednego z kolegów brata z uczelni. Twierdził, że nadal kontaktuje się z Agatą. Powiedział, że skończyła studia w Krakowie, że ma córkę i wyszła za mąż.

– Ale to na bank nie jest córka tego gościa. Na moje oko ta dziewczynka jest podobna do ciebie – wypalił.

Musiałem mieć głupią minę, bo poklepał mnie po ramieniu i dodał:

– No co tak patrzysz? Chyba wiesz, skąd się biorą dzieci? – ryknął śmiechem i zostawił mnie na ulicy z rozdziawioną gębą.

Trochę męczyła mnie ta sytuacja, nie przespałem jednej czy dwóch nocy, ale potem znów zapomniałem o sprawie. Na mojej drodze pojawiła się Iwona, zakochałem się, a potem wszedłem gładko w rolę męża i ojca. Na Agatę natknąłem się niedawno. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś ją spotkam. Studia skończyła w Krakowie, wyjechała w rodzinne strony.

Zresztą, minęło tyle lat…

Poszedłem na bankiet z okazji dwudziestolecia polskiego przedstawicielstwa naszej firmy. Jako wiceprezes i członek zarządu musiałem dać przemówienie na temat osiągnięć, planów rozwoju firmy i tym podobnych… Kiedy skończyłem, od stolika w głębi sali wstała wysoka blondynka. Szła przez salę, a ja od razu wiedziałem, że to Agata. Okazało się, że od kilku lat znów mieszka w stolicy i pracuje w przedsiębiorstwie, z którym moja firma ma bardzo bliskie związki.

Na bankiecie nie było warunków do rozmowy, więc poprosiłem Agatę o spotkanie następnego dnia.

– Nie planowałam tego spotkania, ale kiedy cię zobaczyłam, nie mogłam się oprzeć.

– I bardzo dobrze, że podeszłaś do mnie, bo wiesz… jedna sprawa nie daje mi spokoju – słowa przeciskały mi się z trudem przez wysuszone z emocji gardło. Czułem, jakbym miał w przełyku tarkę. – Chodzi mi o…

– O Martę? Chciałbyś zapytać o moją córkę? – jedyne, na co się w tamtej chwili zdobyłem, to mrugnięcie oczami. W gardle znów mi zaschło. – Jest twoim dzieckiem, jeśli o to pytasz – Agata rozwiała wszelkie moje wątpliwości. – Wie, że jej tata nie jest jej biologicznym ojcem. Wie też o tobie, tyle i sama się mogłam dowiedzieć.

– No tak… Dlaczego mi nie powiedziałaś wtedy, gdy…

– Gdy się zorientowałam, że jestem w ciąży? Wiesz, Paweł, ty byłeś strasznym gówniarzem, po prostu dzieciakiem… Też byłam młoda, ale ty byłeś taki nieodpowiedzialny… Zastanawiałam się, jak postąpić. Próbowałam rozmawiać z twoim bratem, ale Kuba od razu posłał mnie do diabła… – Agata spojrzała mi głęboko w oczy, a ja przypomniałem sobie tamto zadanie, które usłyszałem od Kuby, i krew mnie zalała.

– To palant! – syknąłem przez zaciśnięte usta.

– Ale żeby było wszystko jasne – od razu zareagowała na mój wybuch gniewu – nie mam żalu ani do Kuby, ani tym bardziej do ciebie. Wszystko się ułożyło i jest dobrze, a twoja córka jest szczęśliwa, ma wszystko, dobrze nam się wiedzie. I jeszcze jedno, chcę, żebyś to wiedział: gdybym nie urodziła Marty, nie miałabym więcej dzieci. Więc tak naprawdę jestem ci wdzięczna.

Z dalszej rozmowy wynikało, że Marta chciałaby mnie poznać, a jej ojczym nie miałby nic przeciwko temu.

– Jeśli chcesz ją poznać…

– Pewnie, że chcę, chociaż strasznie się boję – wypaliłem szczerze.

Marta miała niedługo wyjechać na narty, więc mieliśmy się spotkać już następnego dnia. Zaproponowałem lunch we trójkę w tej samej knajpce.

– Nie, chyba lepiej, żebyście porozmawiali sami. To co, powiem Marcie, żeby była tu jutro o pierwszej?

Bardzo się stresowałem tym spotkaniem

Siedziałem w kącie ze szklanką soku, ale nie mogłem przełknąć ani kropli. Potwornie się denerwowałem. Co chwilę spoglądałem na zegarek, sprawdzałem, ile czasu mi zostało. Zupełnie jakby miała się zdarzyć jakaś katastrofa. Zostało jeszcze dziesięć minut. A może lepiej się wycofać – zdążyłem pomyśleć i wtedy usłyszałem zza pleców:

– Dzień dobry – odwróciłem się gwałtownie. Stała tuż koło mnie. Ładna, ze zrośniętymi brwiami (jak moje), wydatnymi ustami (jak moje) i burzą czarnych kręconych włosów (takich samych jak moje, zanim zacząłem łysieć). Zatkało mnie. To była moja córka. Nie miałem wątpliwości.

– Pan Paweł, prawda? Paweł Krukowski, tak? – zadawała pytania jedno po drugim.

– Tak, dzień dobry – odzyskałem wreszcie przytomność umysłu. Wstałem niezgrabnie, potrącając stolik. Podałem Marcie rękę, cały czas jej się przyglądając.

– Mogę usiąść? – spytała i zajęła miejsce naprzeciw mojego. Robiła wrażenie pewnej siebie, energicznej, wręcz żywiołowej. Z wyglądu z pewnością przypominała mnie z lat szkolnych, ale temperament zdecydowanie miała po matce.

– Marta… A więc to ty? – wydukałem niepewnie. – O rany, pewnie, że to ty. Głupio pytam. Usiądź, chcesz kawy? A może sok? Skąd, przecież jesteś głodna. Umówiliśmy się na lunch, no to musisz być głodna… – czułem, że zachowuję się głupek, gadam, byle mówić. Jeszcze nie wiedziałem, jak się zachować.

Czułem kompletną pustkę w głowie, ale serce waliło mi jak młot. Marta chwilę milczała, przyglądając mi się badawczo. Oboje gapiliśmy się na siebie, nie wiedząc, co dalej. Chyba w tamtym momencie moja córka nie była mną oczarowana. Nic dziwnego. Minę miałem nietęgą. Nadal się bałem. Nie miałem pojęcia, od czego zacząć naszą znajomość, jak rozmawiać z własnym dorosłym dzieckiem, którego przecież w ogóle nie znam.

Na szczęście ona odezwała się pierwsza.

– Pan naprawdę jest do mnie podobny, to znaczy ja do pana. Mama miała rację – patrzyła mi w oczy, ale nagle spuściła głowę. – Chciałam pana poznać, a teraz nie wiem, jak mam się zachować… – powiedziała ściszonym głosem.

– No… ja też nie wiem – uśmiechnąłem się bezradnie. – Ale nie mów mi pan.

– A jak? Tato?

– Może Paweł… – zaproponowałem z wahaniem.

– Nie. Jest pan, no… jesteś moim ojcem.

– Niewątpliwie – wyrwało nam się z ust niemal równocześnie.

– Wiesz… – zacząłem i się zawiesiłem. Wciąż nic mi nie przychodziło do głowy. „Cholera – myślałem. Kompletnie nie przygotowałem się do tego spotkania. Może trzeba było pogadać z jakimś psychologiem… No jasne, nawet znam jednego”.

– No to powiedz mi coś o sobie, bo o mnie na pewno opowiadała ci mama… – Marta znów przyszła mi z pomocą.

„Ale ulga. No jasne, muszę się jej przedstawić” – pomyślałem i zacząłem nieskładnie opowiadać swój
życiorys.

Marta wydawała się bardzo dojrzała

Nigdy nie sądziłem, że w moim życiu tyle się dotąd wydarzyło. Opowieść zacząłem od dziadków Marty, których przecież nie znała. Zwierzyłem się jej, że zawsze byli dla mnie jak starsi koledzy.

– Po prostu żyjemy w przyjaźni – powiedziałem i zaraz się zastanowiłem, jak zareagują na wieść, że mają jeszcze jedną wnuczkę.

– Może i nam się uda zaprzyjaźnić… – powiedziała moja córka z filozoficzną zadumą.

– Jestem pewien – zapewniłem ją i dalej mówiłem o sobie i rodzinie. Przypominałem sobie mnóstwo nieistotnych szczegółów. Opowiedziałem też kilka rodzinnych anegdot, łącznie z tą, jak spadłem z dachu rodzinnego domu, bo chciałem być lepszy od brata, który wchodził tam z asekuracją. Potem twierdziłem, że dach ma wady konstrukcyjne, no i poszedłem na architekturę, żeby – jak twierdzili moi rodzice – projektować lepsze dachy. Kiedy opowiadałem o maturze i doszedłem do znajomości z jej matką, Marta machnęła ręką, mówiąc:

– Daruj sobie ten kawałek swojej biografii. Wiem wszystko, mama opowiedziała mi ze szczegółami… Muszę przyznać, że ja jestem grzeczniejsza od was – Marta zaśmiała się z leciutką drwiną.

– Może i nie byliśmy grzeczni, ale wiesz, wtedy myślałem, że jest między nami coś więcej niż tylko… Chyba nie powinienem ci tego mówić – uciąłem zakłopotany.

– No nie, nie musisz się rumienić. Wiem, skąd się wzięłam na świecie – powiedziała Marta i  spoważniała nagle.

– Teraz się cieszę, że cię poznałam, że mi to wszystko opowiadasz, ale czy jestem szczęśliwsza – to się okaże. Na razie nie wiem, jak sobie z tą wiedzą poradzę.

Zaskoczyła mnie jej dorosła reakcja. Nagle dotarło do mnie, że oboje z Agatą w jakimś stopniu skrzywdziliśmy Martę. Zarówno na początku, kiedy ja skorzystałem z okazji, żeby nie wziąć za nią żadnej odpowiedzialności, jak i teraz, kiedy do jej poukładanego świata dołączył niespodziewanie dodatkowy ojciec.

Patrząc na swoją dorosłą córkę, której wcale nie znałem, też czułem się trochę oszukany przez los. Nie wiem, czy moje życie byłoby lepsze, gdybym od początku był przy Marcie i przy jej matce. A może wszystko poszłoby nie tak i każde z nas byłoby nieszczęśliwe? Niewykluczone. Teraz miałem poczucie, że ten stracony czas muszę jakoś nadrobić. Muszę znaleźć w sobie siłę, żeby od nowa poukładać to, co mam, i pozwolić, żeby moi najbliżsi się jakoś odnaleźli w nowej sytuacji. Na pewno muszę powiedzieć żonie i Zuzi o Marcie. Ona też musi wszystko wiedzieć o mnie.

– To znaczy, że mam siostrę?! Super, mama nic mi nie mówiła…

– Nie zdążyłem jej powiedzieć, kiedy spotkaliśmy się ostatnio. Rozmawialiśmy właściwie tylko o tobie – przyznałem.

– Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, marzyłam właśnie o siostrze… i teraz mam – śmiała się, ale równocześnie jej oczy nagle zrobiły się mokre. Po prostu się rozpłakała.

Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem córkę po głowie.

– Obiecuję, że już niedługo ją poznasz – znowu zaczęło drapać mnie w gardle i o mały włos sam się nie rozpłakałem. – Muszę ją tylko przygotować. Moja żona też jeszcze nic o tobie nie wie… – znów się jąkałem. Na szczęście komórka Marty uwolniła nas od kłopotliwej ciszy. Dzwonił jej chłopak. Okazało się, że spóźniła się na spotkanie z nim.

– Tak, wiem, że jest czwarta. Jestem niedaleko, rozmawiam z tatą – powiedziała całkiem naturalnie.

– Jeszcze kilka minut… – rozłączyła się i spytała: – Będę mogła nauczyć Zuzię jeździć na nartach?

– Marzę o tym, żebyście się polubiły… – powiedziałem.

Uświadomiłem sobie, że od chwili, kiedy Marta podeszła do mojego stolika, minęły prawie trzy godziny. Trzy uratowane godziny naszego wspólnego życia, ojca i córki. Boże, jaki byłem szczęśliwy. Kilka godzin wcześniej bałem się tego spotkania, a teraz? Już kochałem Martę i tylko to się liczyło.

Czułem, że moja opowieść o dorosłej córce całkowicie wytrąciła moją żonę z równowagi. Iwona od zawsze lubiła porządek, nie tylko w szafach i na półkach wszystko miało być na swoim miejscu. Ale i w rodzinie powinny – jej zdaniem – panować ściśle określone reguły i właściwe relacje. O wszelkich odstępstwach od szablonu: tata, mama i dzieci – moja żona zawsze wyrażała się z dezaprobatą. Kiedy jej najlepsza przyjaciółka związała się z rozwodnikiem obarczonym potomstwem, relacje obu pań mocno się poluzowały.

– Nie umiem tego zaakceptować. Boję się nawet myśleć, że to Kaśka mogła być przyczyną rozpadu tamtej rodziny – mówiła z niesmakiem o przyjaciółce moja żona.

Kiedy więc skończyłem mówić o Marcie, spodziewałem się lawiny oskarżeń o niegodziwość i życie w kłamstwie. Tymczasem moja pryncypialna żona długo milczała, przyglądając mi się badawczo. Jak podsądny czekałem na wyrok.

– Czy jest podobna do ciebie? – spytała znienacka.

– Tak mi się zdaje. Zobaczysz… To miła dziewczyna i chyba bardzo mądra. Na pewno mądrzejsza niż jej ojciec, gdy był w jej wieku.

– No to musimy sobie to wszystko poukładać – usłyszałem i odetchnąłem z ulgą. 

Czytaj także:
„Ojciec upadł tak nisko, że odnalazł mnie tylko po to, żeby wyłudzić pieniądze. Głupiec nie dostanie złamanego grosza”
„Zostałam kochanką szefowej. Czasem mam wyrzuty, ale bez tego nie zrobiłabym kariery”
„Teściowa ma mnie za złą matkę i nieroba. Tylko wrzeszczy na mnie i na dzieci, a mój mąż jeszcze jej broni”

Redakcja poleca

REKLAMA