„Adopcja dziecka miała scementować nasze małżeństwo, ale mąż okazał się draniem bez serca. Chciał oddać naszą córkę”

Samotna matka fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Nie rozumiałam Maćka. Niemal cały czas małą zajmowałam się ja. On nie musiał martwić się o terminy wizyt lekarskich, szczepień. Od męża wymagałam tylko, aby zajmował się małą, gdy ja chcę się wykąpać czy odwiedzić przyjaciółki. A to i tak było dla niego zbyt wiele”.
/ 15.08.2022 07:15
Samotna matka fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Maciek i ja byliśmy małżeństwem od dwa tysiące czwartego roku. Układało się nam raz lepiej raz gorzej. Ot, normalny związek z upadkami i wzlotami. Na finanse nie narzekaliśmy, mieszkanie mieliśmy własnościowe, mogliśmy pozwalać sobie na wyjazdy i inne przyjemności. Do pełni szczęścia brakowało nam tylko dziecka.

Na Emilkę czekaliśmy ponad rok

Po kilku latach prób i leczenia, podjęliśmy decyzję o adopcji. Nie chcieliśmy w nieskończoność czekać na potomka, co miesiąc przeżywać porażkę i powtarzać sobie, że następnym razem się uda. Nie byliśmy już najmłodsi, a wiadomo, że szanse na adopcję niemowlaka maleją wraz z wiekiem. Ukończyliśmy kursy, odbyliśmy zalecane konsultacje i zostaliśmy zakwalifikowani jako rodzice adopcyjni.

Drobna kruszyna od razu zawładnęła moim sercem. Chowała się zdrowo i była pogodna, a my… a ja byłam najszczęśliwszą mamą na świecie. Piszę „ja”, bo z początkowego entuzjazmu Maćka nie zostało nic.

Ciągle narzekał, że nie ma już tyle czasu dla siebie i na spotkania z kolegami, nasze wspólne wyjścia ograniczają się do niedzielnych spacerów z wózkiem, a o jakichkolwiek wyjazdach możemy zapomnieć. Nie powiem, też mi brakowało dawnego życia, jednak mówiłam sobie: „Był czas na wyjazdy i szaleństwa, teraz jest czas na dziecko”.

Nie rozumiałam Maćka. Niemal cały czas małą zajmowałam się ja. On nie musiał martwić się o terminy wizyt lekarskich, szczepień czy właściwe odżywianie Emilki. Od męża wymagałam tylko, aby zajmował się małą, gdy ja chcę się wykąpać czy odwiedzić przyjaciółki. Bo przecież niedzielne spacery były oczywiste.

Wydawało mi się, że nie oczekuję zbyt wiele

Tymczasem on zaczął brać nadgodziny, a i w domu był zajęty. A to musiał pomalować balkon, a to przybić listwę, a to to, a to tamto. Wynajdywał najróżniejsze obowiązki, żeby tylko nie zajmować się małą.

Bolało mnie, że tak traktuje Emilkę, że ojcostwo go przerosło i okazał się na nie kompletnie nieprzygotowany. Każdą moją próbę rozmowy, kwitował słowem „przesadzasz”. I nie chciał słyszeć o jakimkolwiek psychologu czy terapeucie.

Nawet, gdy mówiłam mu, że jego stosunek do Emilki rzutuje na nasze małżeństwo. Było mi trudno kochać mężczyznę, który tak bardzo mnie zawiódł. Jednak nawet w najtrudniejszych chwilach nie pomyślałam o rozstaniu. Ale Maciek tak.

23.06 mieliśmy świętować pierwszy Dzień Ojca. Liczyłam, że dzięki temu wydarzeniu Maciek zobaczy nas jako rodzinę. Upiekłam ciasto, przygotowałam laurkę, na której odbiłam rączki Emilki, a ją samą pięknie ubrałam. Chciałam pokazać mężowi, że takie dni trzeba celebrować i uczyć malutką przeżywania tych szczególnych chwil.

W najgorszych snach nie spodziewałabym się tego, co nastąpiło... Maciek wrócił z pracy zły. Na nasz widok wcale się nie rozchmurzył.

– Co to za cyrk? – spytał drwiąco, rzucając teczkę na łóżko.

Zagryzłam wargi.

– Emilka chce ci złożyć życzenia z okazji Dnia Ojca – powiedziałam łamiącym się głosem, tłumiąc płacz, i próbowałam podać mu dziecko.

Odsunął się od nas gwałtownie.

– Odbiło ci? Nie jestem ojcem.

– Maciek, co ty mówisz? – wyszeptałam. – Przecież chciałeś mieć dziecko. Do niczego cię nie zmuszałam – mówiłam ze ściśniętym gardłem.

Wyczuła, że dzieje się coś niedobrego

Emilka zaczęła wiercić się w moich ramionach i popłakiwać. Wyczuła, że dzieje się coś niedobrego. Odwróciłam się od Maćka i poszłam z nią do innego pokoju. Po chwili usłyszałam, jak w przedpokoju trzasnęły drzwi od szafy. Wróciłam do salonu i zobaczyłam, jak mąż pakuje torbę. Stanęłam przy nim, niezdolna, by cokolwiek powiedzieć. Maciek też nie zamierzał mi niczego wyjaśniać, rzucił tylko:

– Oddasz ją – wskazał podbródkiem na Emilkę. – Może wtedy znów będzie jak kiedyś. – Wrzucał ubrania do torby, dokładał jakieś płyty i drobiazgi.

Patrzyłam na niego ogłupiała, mając nadzieję, że się przesłyszałam. Zdecydował się być ojcem, a teraz chce oddać dziecko jak starą zabawkę?! Decyzję podjęłam bez wahania.

– Nie zrezygnuję z dziecka! – powiedziałam stanowczo, po czym prędko ubrałam małą i wyszłyśmy z domu.

Na placu zabaw posadziłam Emilkę na huśtawce i rozpłakałam się. Dlaczego nie zauważyłam wcześniej, że Maciek jest takim człowiekiem? Może za bardzo chciałam stworzyć rodzinę... A on do tego zwyczajnie nie dorósł.

Było mi żal Emilki. Najpierw porzuconej przez rodziców, teraz przez kolejnego ojca. Jednak dziecko dało mi siłę. Pomyślałam, że w tym całym złu, jest i ogromna kropla dobra. Maciek pewnie prędzej czy później by odszedł a ja zostałabym sama. Oczywiście, nie oddałam małej.

Moja córka ma teraz cztery lata. Jest bardzo mądra i kocha mnie. Codzienne słyszę słowa, które to potwierdzają i są dla mnie ważniejsze od tych, które kiedyś mówił mi Maciek…

Czytaj także:
„Nie chciałam spędzić życia w garach, jak mama, ale po ślubie stałam się darmową kuchtą męża. Nigdy mi nawet nie podziękował”
„Córka kupiła synom tablety, żeby mieć święty spokój. Co z niej za matka? Teraz nie robią nic poza graniem”
„Zrobiliśmy sobie z mężem przerwę, by za sobą zatęsknić. Gdy ja zalewałam się łzami, jego smutki leczyła kochanka”

Redakcja poleca

REKLAMA