„Adam na siłę chciał zmienić mnie w swoją zmarłą żonę. Czułam się, jak kochanka żyjąca w chorym trójkącie”

Kobieta, która żyje w trójkącie fot. Adobe Stock, Татьяна Волкова
„Do oczu napłynęły mi łzy. Ze złości, bólu i bezsilności. Miałam dość słuchania o żonie Adama, dość porównań, dość szukania różnic i podobieństw! Ale na litość boską, ona nie żyła! A ja – tak. I teraz to ja byłam jego kobietą, a nie ona”.
/ 26.03.2022 05:43
Kobieta, która żyje w trójkącie fot. Adobe Stock, Татьяна Волкова

Poznałam Adama przypadkiem, w nieciekawych okolicznościach. Jechałam spóźniona do pracy i nie zauważyłam, że jadący przede mną samochód przyhamował. Nie zdążyłam w porę zareagować i doprowadziłam do stłuczki.

Byłam wściekła! Spieszyłam się; gdybym zawaliła prezentację, przepadłyby moje szanse na awans. Wiedziałam, że wina ewidentnie leżała po mojej stronie i nie miałam zamiaru unikać odpowiedzialności. Szkody były jednak niewielkie, dlatego liczyłam na szybkie i polubowne załatwienie sprawy.

– Proszę pana, ja bardzo przepraszam, ale naprawdę strasznie mi się spieszy. Ja oczywiście pokryję wszelkie koszty, proszę, tutaj ma pan moją wizytówkę

– powiedziałam, podając mu karteczkę. – Proszę odezwać się po południu, spiszemy oświadczenie, naprawdę proszę mi zaufać!

Mężczyzna najpierw słuchał mnie nieufnie, jednak w końcu dał się namówić, więc czym prędzej ruszyłam do biura. Na szczęście nie spóźniłam się za bardzo, prezentacja poszła mi całkiem nieźle. Humor miałam szampański i, szczerze mówiąc, zapomniałam o przykrym porannym incydencie.

Przypomniałam sobie o nim, kiedy po pracy poszłam na parking i zobaczyłam uszkodzony zderzak. Zaklęłam pod nosem. Postanowiłam od razu podjechać do znajomego mechanika, żeby naprawić szkody i sprawdzić, czy nie ma innych.

Byłam już w warsztacie, kiedy zadzwonił mój telefon. Okazało się, że to facet od stłuczki. Umówiliśmy się w kawiarni w pobliżu. Spokojnie spisaliśmy oświadczenie, wypiliśmy kawę, pogadaliśmy chwilę na różne tematy. Adam okazał się całkiem sympatycznym facetem. Ucieszyłam się, kiedy po paru dniach zadzwonił kolejny raz.

Zaczęliśmy się spotykać. Kilka tygodni po naszym pierwszym spotkaniu opowiedział mi o tragedii, która go spotkała. Okazało się, że miał żonę, byli szczęśliwi, planowali dzieci. Niestety, trzy lata po ślubie Maja zginęła w wypadku samochodowym. Pijany kierowca wymusił pierwszeństwo, nie miała szans. Zmarła w drodze do szpitala. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Było mi go tak strasznie żal! Nawet nie mogłam sobie wyobrazić, co musiał czuć, ile wycierpieć!

Niedługo po tym wyznaniu nasz związek wkroczył w kolejny etap. Z trzymania się za rączkę i całowania na klatce przeszliśmy do wspólnych nocy. Moja pierwsza wizyta w jego mieszkaniu nie należała do łatwych. Wszędzie – dosłownie wszędzie – znajdowały się zdjęcia Mai. Ich ślubne portrety w sypialni – dwa mniejsze na komodzie, jeden wielki nad łóżkiem. Zdjęcia z jakichś wypadów czy wakacji na każdej ścianie, w każdym pomieszczeniu…

W szafie nadal starannie poukładane były jej rzeczy, a w łazience znalazłam nawet należącą do Mai szczoteczkę do zębów! Adam tłumaczył mi, że nie potrafił tego wszystkiego wyrzucić. Że czułby się tak, jakby ją zdradzał, jakby wyrzucał z tymi rzeczami wspomnienia o niej.

Starałam się, ale nieco mnie to przerażało

Maja zmarła cztery lata wcześniej, a on nadal trzymał jej szczoteczkę do zębów? To chyba nie było normalne… Nie czułam się jednak upoważniona do tego, by zwracać mu uwagę, pytać o cokolwiek, drążyć ten temat. A przynajmniej jeszcze nie wtedy. Mimo to od tej pory starałam się tak aranżować nasze spotkania, żeby ostatecznie na noc lądować u mnie. Któregoś poranka, kiedy jedliśmy razem śniadanie, Adam zapytał:

– A może zamieszkałabyś u mnie?

W pierwszej chwili myślałam, że żartuje, jednak miał bardzo poważną minę. Zaczął mnie przekonywać, że przecież znamy się już kilka miesięcy i jest nam razem dobrze, więc powinniśmy spróbować.

– Sama pomyśl, biegamy tak między naszymi mieszkaniami, a ja chciałbym zasypiać co wieczór i budzić się rano przy tobie, razem jeść, a nawet kłócić się o pilota od telewizora! – rzucił żartobliwie.

Potem powiedział jeszcze, że bez sensu tracę pieniądze na wynajem kawalerki, skoro on ma czteropokojowe mieszkanie.

– Ale ja je opłaciłam za cały rok z góry… – przypomniałam, choć jego argumenty rzeczywiście brzmiały dość sensownie.

W końcu udało mu się mnie przekonać. Postanowiliśmy załatwić przeprowadzkę w najbliższy weekend. Adam obiecał, że do tego czasu wszystko przygotuje. Miałam nadzieję, że usunie większość rzeczy Mai.
Oczywiście wiedziałam, że bardzo ją kochał i nigdy jej nie zapomni. Rozumiałam to doskonale!

Nie chciałam zajmować jej miejsca. Jednak… niezręcznie bym się czuła, gdyby w łazience stały trzy szczoteczki. Nie chciałabym też kochać się z Adamem, mając nad głową ich roześmiane twarze… W sobotę rano podekscytowana wchodziłam z walizkami do mieszkania Adama.

Ku mojej radości w łazience była tylko jedna szczoteczka. Niestety nie zniknęło ani jedno zdjęcie. Nie chciałam się od razu panoszyć, jednak w trakcie rozpakowywania moich rzeczy Adam sam poruszył ten temat. Spytał, czy nie mam nic przeciwko.

Delikatnie dałam mu do zrozumienia, że nie wymagam usunięcia wszystkich zdjęć, jednak wolałabym, żeby ten wielki portret znad łóżka zniknął. W końcu postanowiliśmy kupić w to miejsce jakiś obraz.

– Kochanie – powiedział w pewnej chwili Adam – ta wielka szafa w salonie… Tam włożyłem wszystkie rzeczy mojej Mai. Nie potrafię ich wyrzucić…

Kiedy usłyszałam „mojej Mai”, poczułam drobne ukłucie. Uśmiechnęłam się jednak i przytuliłam go. Odetchnęłam nawet z ulgą, bo trochę się bałam, czy moje bluzki nie będą wisiały gdzieś między jej garsonkami. A tak – każda z nas miała swoją szafę. Zasypiałam szczęśliwa. Nie wiedziałam jeszcze, że najgorsze dopiero przede mną…

Następnego ranka Adam postanowił zrobić śniadanie. Podał mi jajecznicę z pomidorami. Uśmiechnęłam się przepraszająco i powiedziałam, że to miło z jego strony, ale ja naprawdę nienawidzę jajecznicy.

– Przepraszam, mogłem spytać. Po prostu moja Maja uwielbiała i jakoś tak automatycznie zrobiłem… – wytłumaczył się.

Znowu ta „jego Maja”! Zignorowałam to jednak i zrobiłam sobie kanapkę.

– O proszę! Smarujesz żółty ser keczupem. Moja Maja też tak robiła… – padło po chwili i nagle straciłam apetyt.

Przebywałam w tym mieszkaniu zaledwie dobę, a ja już zaczynałam mieć dość. Na szczęście reszta dnia minęła nam w miłej atmosferze. Bałam się jednak, że to tylko chwilowa sielanka. I słuszne…

Parę dni później poszłam na zakupy. Po moim powrocie Adam zaczął je rozpakowywać i ustawiać w lodówce. W którymś momencie powiedział, żebym więcej nie kupowała jogurtu, który właśnie nabyłam.
Podobno „jego Maja” mówiła, że producent dodają do tych jogurtów tyle chemii, że aż strach jeść takie świństwa.

Niestety, nadal na każdym kroku słyszałam jej imię…

„Jego Maja” nigdy nie zjadłaby nieumytego jabłka, „jego Maja” wieszała rzeczy na lewej stronie, „jego Maja” trzymała ręczniki w tamtej szafce, „jego Maja” to, „jego Maja” tamto… Cokolwiek zrobiłam czy powiedziałam – było źle! Nie krytykował mnie wprost ani złośliwie, ale co chwilę delikatnie zwracał uwagę, że jego żona zrobiłaby to inaczej i na pewno lepiej.

Uznałam, że dam mu trochę czasu na oswojenie się z nową sytuacją. Tłumaczyłam sobie, że Adam musi się przestawić i zrozumieć, że ja też mam swoje nawyki. Po kilku tygodniach byłam jednak tak wyczerpana ciągłym słuchaniem, jak zrobiłaby coś „jego Maja”, że postanowiłam powiedzieć mu wprost, co czuję.

Przepraszał mnie, tłumaczył, że nie miał nic złego na myśli, nie był nawet świadomy, jak często ją wspomina. Obiecał poprawę. Niestety, nadal na każdym kroku słyszałam jej imię… Po trzech miesiącach mieszkania pod jednym dachem nie wytrzymałam. Szykowaliśmy się właśnie na imprezę andrzejkową. Wkładałam rajstopy, kiedy usłyszałam:

– Moja Maja też uwielbiała wzorki na rajstopach. Pamiętam do dziś, jak wyglądała w nasze ostatnie święta…

Zaczął opisywać jej strój, a mnie coraz bardziej rosło ciśnienie. Znienawidziłam wzory na swoich rajstopach (więcej takich nie włożę). Nie miałam już ochoty na świętowanie, ale zacisnęłam zęby, włożyłam sukienkę i sięgnęłam po perfumy.

– Moja Maja zawsze używała perfum na gołą skórę. Zapach jest wtedy trwalszy i nie ma plam na ubraniach – usłyszałam.

Do oczu napłynęły mi łzy. Ze złości, bólu i bezsilności zaczęłam rozwalać swoją misternie ułożoną fryzurę. Adam niczego nie zauważył i wrócił do kuchni. Bez słowa wyszłam z mieszkania. Zamówiłam taksówkę i pojechałam do swojej kawalerki. Dziękowałam Bogu, że nikomu jej nie podnajęłam. 

Postanowiliśmy wspólnie, że skoro i tak jest opłacona do końca roku, to nie będę z niej na razie rezygnowała. I całe szczęście, bo teraz mogłam tam wrócić! Miałam dość słuchania o żonie Adama, dość porównań, dość szukania różnic i podobieństw! Rozumiałam, że to musiała być dla niego wielka tragedia i szok, że bardzo ją kochał i w ogóle z czymś takim trudno się pogodzić. Ale na litość boską, ona nie żyła!! NIE ŻYŁA! A ja – tak. I teraz to ja byłam jego kobietą, a nie ona!

Po jakimś czasie usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zareagowałam, ale było coraz głośniejsze, więc w końcu otworzyłam. W progu ze skruszoną miną stał Adam.

– Przepraszam. Nie wiem, co mnie napadło! Kochanie, wybacz mi! Ja się zmienię! Daj mi jeszcze jedną szansę! – prosił.

Na imprezę już nie dotarliśmy. Zostaliśmy u mnie. Po namiętnej nocy oznajmiłam mu:

– Adam, ja nie chcę zastąpić ci Mai. Nie chce zająć jej miejsca. Ale musisz się zdecydować, czy żyjesz ze mną, czy z wspomnieniami o niej. Ja tak dłużej nie mogę…

Przekonywał, że teraz wszystko się zmieni, bo dotarło do niego, jaka jestem ważna, i że nie chce mnie stracić. Postawiłam jeszcze jeden warunek – zamiast tuzina ich wspólnych zdjęć chciałabym, by ściany zdobiły też nasze wspólne fotografie. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że się waha, jednak ostatecznie zgodził się.

Wróciliśmy do jego mieszkania. Pierwsze dni rzeczywiście minęły bez większych wpadek, chociaż kilka razy już zaczynał coś mówić. W porę jednak gryzł się w język. Z radością czekałam na nadchodzącą Gwiazdkę, pierwszą spędzoną razem. W poprzednią już się znaliśmy, ale krótko. Ta miała być inna. Zaproponowałam, że podam uroczystą kolację, na którą zaprosimy naszych rodziców, by mogli się poznać.

– Świetny pomysł! Moja Maja też uwielbiała Boże Narodzenie! – zawołał.

Poczułam nieprzyjemne ukłucie, postanowiłam jednak nie robić mu od razu awantury. Od tej pory jednak „jego Maja” znów coraz częściej gościła w naszych rozmowach. „Chcesz ugotować grzybową? Moja Maja zawsze robiła barszcz”. „Ciekawe, jak będzie smakował twój karp w galarecie. Moja Maja była mistrzynią w jego przyrządzaniu!”, „Jak to już ubrać choinkę? Moja Maja mówiła, że trzeba to robić w Wigilię!”. Byłam coraz bardziej podminowana. A mój ukochany zdawał się tego nie zauważać.

W końcu powiedział:

– A pierniczki upiekłaś? Moja Maja robiła to co najmniej tydzień przed świętami!

– Ale ja nie jestem twoją Mają! – krzyknęłam. – Nie jestem, nie byłam i nie będę!

Poszłam po walizkę i zaczęłam się pakować. Adam nagle jakby obudził się z letargu. Znowu zaczął mnie przepraszać, po raz kolejny się tłumaczyć i obiecywać, że wszystko się zmieni. Ale już w to nie wierzyłam.

Serce mnie bolało, bo zależało mi na nim, jednak nie mogłam postąpić inaczej. Może kiedyś Adam upora się ze swoją stratą i przestanie żyć przeszłością. Może ja wtedy będę nadal wolna i nam się uda? Nie wiem. Wiem tylko jedno: nie zamierzam całe życie wegetować w cieniu Mai. Nie chcę być tą drugą.

Czytaj także:
„Przypadek podarował i odebrał mi narzeczoną. Dorota spowodowała wypadek, przez który nie umiem na nią patrzeć normalnie”
„Biorąc za męża rozwodnika, nie sądziłam, że w pakiecie dostanę byłą żonę i dzieciaka. Inaczej to sobie wyobrażałam”
„Była piękna i wciąż mnie kusiła. Nie wytrzymałem. Odbiłem żonę najlepszemu przyjacielowi”
 

Redakcja poleca

REKLAMA