„Biorąc za męża rozwodnika, nie sądziłam, że w pakiecie dostanę byłą żonę i dzieciaka. Inaczej to sobie wyobrażałam”

Kobieta, która wychowuje pasierba fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„Tamto wydarzenie zapoczątkowało zły okres. Leszek praktycznie przestał się odzywać. Niby wszystko było w porządku, ale miałam wrażenie, że coś zawisło nad nami niczym gradowe chmury. Wiedziałam, co mu leży na sercu”.
/ 22.03.2022 14:24
Kobieta, która wychowuje pasierba fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Leszka poznałam w pracy. Robił remont instalacji elektrycznej w naszej firmie. Od razu zwróciłam na niego uwagę. Szybko się okazało, że wiele nas łączy. Lubiliśmy spędzać ze sobą czas, mieliśmy podobne poglądy. Po paru miesiącach wzięliśmy ślub. Niestety, tylko cywilny, bo Leszek był po rozwodzie. Wtedy mi powiedział, że jego żona cierpi na chorobę psychiczną.

– Agnieszka to przede mną ukryła – zapewnił mnie mój mąż z wyraźną goryczą. – Ona i cała jej rodzina. Miałem prawo czuć się oszukany. Próbowałem jakoś z tym żyć, ale żona odrzucała moją pomoc. Jedynymi osobami, którym ufała, byli jej rodzice. Więc wycofywałem się powoli, aż wreszcie doszło do rozwodu.

Wiedziałam, że Leszek ma syna, wtedy 7-letniego. Kacperka wychowywała matka przy wielkiej pomocy dziadków. Na początku trochę mnie zaskoczyło, że nie walczył o to, aby syn został przy nim. Potem zrozumiałam.

– Kacperka z jego mamą i babcią łączy bardzo silna więź. Nie ośmieliłem się jej przerywać – wyjaśnił mi Leszek. – Oficjalnie Kacper jest pod opieką Agnieszki, ale tak naprawdę zajmuje się nim jej matka.

Chociaż mój ukochany często odwiedzał synka, nigdy nie działo się to kosztem naszego czasu. Ceniłam go za to, że chce utrzymywać relacje ze swoją latoroślą. Sama jednak nigdy nie dążyłam do tego, aby poznać chłopca, a Leszek nie nalegał. Myślę że podzielał moje zdanie, że żyjemy w dwóch różnych światach i lepiej będzie, jeśli tak zostanie.

Tymczasem nam urodziły się córeczki

Najpierw przyszła na świat Maja, trzy lata później Lenka. Byliśmy szczęśliwi! O tym, że Agnieszka czuje się gorzej, dowiadywałam się po trochu ze strzępków rozmów telefonicznych, które mój mąż przeprowadzał w domu, myśląc, że nikt go nie słyszy. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym wprost. Dziękowałam mu w duchu, że mnie w to nie wciąga.

Dlatego miałam prawo czuć się zaskoczona, gdy kiedyś w lipcu zadzwonił dzwonek u drzwi, a kiedy otworzyłam, zobaczyłam kilkunastoletniego chłopca.

– Dzień dobry. Przyjechałem do taty – przywitał się grzecznie syn Leszka; podobieństwo wykluczało pomyłkę.

– Nie ma go w domu, ale wejdź – zaprosiłam Kacpra do środka.

Wszedł zadowolony. Od razu zdjął buty i spojrzał na mnie, jakby chciał zapytać:

„I co teraz?” A ja sama nie wiedziałam...

– Na pewno jesteś głodny – powiedziałam, uciekając od ważnych tematów.

Kacper przytaknął z rozbrajającą szczerością. Chwilę potem przybiegły dziewczynki. Uśmiechnął się do nich zmieszany.

– To twoje… siostry – powiedziałam.

Nie wyglądał na zdziwionego. Praktycznie od razu zaczął się z nimi bawić. Tego dnia Leszek był w delegacji i miał przyjechać dopiero późnym wieczorem. Zaproponowałam więc chłopcu nocleg. Położyłam go w gościnnym pokoju. Gdy mąż wrócił, Kacper już spał.

– Masz gościa – zakomunikowałam mu, gdy tylko zdjął marynarkę. – Kacpra.

Leszek spojrzał na mnie zdumiony, po czym natychmiast zadzwonił do dziadków, żeby ich poinformować, co się stało. Okazało się, że Kacper miał nocować u kolegi. Nikt nawet nie podejrzewał, że zrobi sobie taką wycieczkę.

– Nie rozumiem, dlaczego tu przyszedł... – zastanawiał się potem mąż.

– Może po prostu za tobą zatęsknił – wzruszyłam ramionami.

– Jutro go odwiozę do dziadków – zdecydował, lecz następnego dnia okazało się, że to wcale nie będzie takie proste.

– Tato, błagam, pozwól mi zostać chociaż do końca weekendu – prosił Kacper.

Leszek przez chwilę milczał. Miał przy tym tak skupioną minę, jakby rozważał sprawę życia i śmierci. Nie namyślając się długo, przyszłam chłopcu z pomocą.

– Będzie nam bardzo miło, jeśli zostaniesz z nami jeszcze jeden dzień  – rzuciłam do niego z uśmiechem.

Leszek wyraźnie odetchnął z ulgą. Wiedziałam, że jest mi wdzięczny za taką postawę. „Kacper i dziewczynki bardzo dobrze się dogadują, dobrze im zrobi wspólnie spędzony czas” – pomyślałam.
Niestety, weekend szybko minął i syn Leszka, chcąc nie chcąc, musiał pożegnać się z nami
i wrócić do dziadków.

– Wiesz, czemu nie chciałem, żeby Kacper odwiedzał mnie tutaj? Bo wtedy by zobaczył, jak wygląda normalna rodzina. Jak nam jest dobrze... – wyznał mi mąż.

Potem powiedział, że Agnieszka jest w bardzo ciężkim stanie. Ze szpitala wychodzi jedynie na krótkie przepustki. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że dziadkowie Kacpra są już w dość podeszłym wieku i opiekę nad chłopcem powinien przejąć Leszek. Z początku jednak odsuwałam od siebie tę myśl.

Przecież to oznaczałoby dla mnie zmiany

Tamto wydarzenie zapoczątkowało zły okres. Leszek praktycznie przestał się odzywać. Niby wszystko było w porządku, ale miałam wrażenie, że coś zawisło nad nami niczym gradowe chmury.

– Dlaczego jesteś taki… milczący? – spytałam w końcu męża.

– Po prostu nie mam nic mądrego do powiedzenia – odpowiedział zdawkowo.

I tak wiedziałam, co mu leży na sercu. Martwił się losem swojego syna. Był przy tym w rozterce, bo przecież obiecał sobie już dawno temu, że nie będzie łączył przeszłości z teraźniejszością.

– Co ja mam robić? – spytałam Bożenę, moją siostrę i najlepszą przyjaciółkę.

– Spróbuj pomóc Leszkowi połączyć te dwie historie. Obie są w jego życiu ważne – poradziła mi. – Jak się będziesz bronić przed Piotrkiem, możesz stracić Leszka.

Miała rację. Nawet nie musiała mi tego mówić. Przecież ja już sama wiedziałam, co muszę zrobić...
Jeszcze tego samego wieczoru, gdy mój mąż wrócił do domu smutny i zrezygnowany jak zwykle, zaproponowałam mu, żeby Kacper się do nas wprowadził.

– Bałem się prosić cię o to... – wyszeptał Leszek ze łzami w oczach. – Jesteś najcudowniejszą żoną na świecie. Dziękuję.

I przytulił mnie mocno, a ja, mimo wszystkich moich wątpliwości i lęków, poczułam się naprawdę szczęśliwa. Tak właśnie zostałam macochą.

Czytaj także:
„Partner zdradzał mnie, zastraszał i wykorzystywał. Zostawiłam go, ale po 2 latach pojawił się na moim ślubie... z nożem”
„Brat obibok sprzedał rodzinną pamiątkę, żeby mieć na imprezy. Bez skrupułów podkablowałem go ojcu, którego był pupilem”
„Moja żona miała wypadek, od kilku miesięcy jest w śpiączce. Kocham ją, ale to, że nie może mówić, jest mi na rękę”

Redakcja poleca

REKLAMA