„Aby mąż mnie nie zostawił, przekupywałam go prezentami. Zgodziłam się też, by jego łóżko rozgrzewały wynajęte panny”

smutna młoda kobieta fot. Getty Images, Justin Case
„– Znajdziesz sobie jakąś laskę do sypialni. Zgadzam się na taki układ. Będziemy razem mieszkali, będziesz mi pomagał. Jeśli umrę przed tobą, a jest to bardzo prawdopodobne, odziedziczysz po mnie wszystko. Załatwię z moimi rodzicami, żeby nie robili problemów”.
/ 23.10.2023 18:30
smutna młoda kobieta fot. Getty Images, Justin Case

Trzy miesiące po ślubie zauważyłam intensywnie różową plamkę w okolicy ust. Myślałam, że to opryszczka… Sprawy jednak potoczyły się znacznie poważniejszym torem.

Choroba spadła jak grom

Jeszcze wczoraj miałam nadzieję, że wróci. Nie pierwszy raz wyprowadzał się z domu; pakował walizki, zostawiał pustą półkę w łazience i znikał. Zawsze wiedziałam, że to długo nie potrwa. Bo gdzie mu będzie lepiej?

U mnie ma wszystko, co najlepsze. Osobną, wyremontowaną łazienkę z jacuzzi. Sam wybierał najdroższą glazurę, lustra, oświetlenie… Pełen komfort! Ja w ogóle tam nie wchodzę. Żebym nie wiem jak odwracała oczy, zawsze się muszę zobaczyć w którymś z tych wypasionych luster. To ponad moje siły.

Czasami jakaś kobieta mówi o sobie: „Jestem paskudna”. Ma kompleksy, zazdrości innym większych oczu, zgrabniejszego nosa, zębów, kształtnych ust. Chce poprawiać urodę. Takim babkom powinno się obowiązkowo pokazywać moje zdjęcie. Wtedy przestałyby jęczeć, że są nieładne. Przy mnie każda z tych najbrzydszych to piękność! Poważnie.

Nie mam połowy twarzy. Tam, gdzie powinien być policzek, nad nim oko, pod nim broda – jest to, co zostawił po sobie rak: głębokie kratery po guzach, dziury, blizny, przebarwienia. Żeby nie straszyć ludzi, powinnam nosić maskę. Lewa strona jest czysta, gładka, moja… Prawa przypomina stary kalafior. Nie należy do mnie. Prawą połowę zajął nowotwór. Siedział tam, rósł, nie dawał się przepędzić.

Trzy miesiące po ślubie zauważyłam intensywnie różową plamkę w okolicach ust. Myślałam, że to zwykła opryszczka. Posmarowałam ją jakimś aptecznym żelem i czekałam, aż sama zniknie. Nie zniknęła. Kupiłam maść – też nie pomogła. Ta plamka zaczęło swędzieć, nabrała intensywniejszego koloru, rozlała się na brodę. Bolało mnie ucho i zęby. To był początek mojego nieszczęścia.

Nie od razu poszłam z tym do lekarza. Ledwo wróciliśmy z podróży poślubnej na Korfu, jeszcze nie wszystkie prezenty były rozpakowane; w nowym, pięknym domu dopiero kładliśmy tapety i podłogi. Byliśmy tacy szczęśliwi! Pamiętam, zaprosiłam koleżanki na babski wieczór. Miałam ciało opalone na czekoladę cudownym greckim słońcem, superkieckę
z odkrytymi ramionami, ale już nie udało mi się zamalować jątrzącego się placka między nosem i uchem.

– Rany! – wszystkie reagowały tak samo. – Co ci się zrobiło?

Każda podawała inny sposób i metodę leczenia. Okłady, kompresy z ziół, napary miały mi pomóc prawie natychmiast. Wszystko wypróbowałam, zanim wreszcie mąż mnie prawie zawlókł do doktora. On jeden chyba od razu czuł, że sprawa jest poważna.

Wtedy zaczęło się piekło

Jeden szpital, potem drugi, jeszcze później szukanie specjalistów po całym świecie. Moi rodzice są zamożni, pieniądze nie są problemem, jednak za żadną kasę nie udało się znaleźć lekarza, który byłby mocniejszy od nowotworu. A ten atakował, potem wgryzł się w kości. Kazałam wyrzucić z domu wszystkie lustra!

Adam długo przysięgał, że nadal mnie kocha. Nawet kiedy byłam ładna, zdrowa, seksowna – nie słyszałam od niego tylu czułych słów co wtedy. Wiem, że się starał. Nigdy mu tego nie zapomnę, jestem wdzięczna. Kiedyś próbował się ze mną kochać. Moje ciało go pragnęło, ale w głowie miałam bryłę lodu. Nie wychodziło nam…

Dawno temu widziałam motyla zaplątanego w pajęczynę. Szamotał się na początku, składał i rozkładał szafirowe skrzydła, lecz jego ruchy stawały się coraz wolniejsze, słabsze. Z nami było tak samo.

– Przestań – powiedziałam wreszcie. – Ja wszystko rozumiem. Nie mam żalu…

Płakał.

– Za co to nas spotkało?! – pytał. – Chcę być z tobą, ale nie wiem, co mam robić. Ciągle mi się wydaje, że to ja coś zepsułem. Czuję się winny…

– Ty? – zdziwiłam się.

– Byłem o ciebie pioruńsko zazdrosny. Raz czy dwa pomyślałem, że gdybyś była brzydsza, nikt by się do ciebie nie przystawiał. Może w złą godzinę to pomyślałem? Może ściągnąłem jakąś złą energię? Sumienie mi nie daje spokoju!

Moja propozycja była przemyślana

Pocieszałam go. Mówiłam, żeby nie gadał głupot. Przysięgałam, że nie wierzę w czary, zapewniałam, że też go kocham nad życie. W końcu wydusiłam z siebie to, co od dawna mnie prześladowało:

– Znajdziesz sobie jakąś laskę do seksu. Zgadzam się na taki układ. Będziemy razem mieszkali, będziesz mi pomagał. Jeśli umrę przed tobą, a jest to bardzo prawdopodobne, odziedziczysz po mnie wszystko. Załatwię z moimi rodzicami, żeby nie robili problemów.

Chciałam, żeby się zerwał na równe nogi, nawrzeszczał na mnie, powiedział, że ma w dupie moje pieniądze, że mu nie zależy. Ale Adam uważnie słuchał… Więc dalej projektowałam nasze wspólne życie:

– O nic cię nie będę wypytywała, obiecuję. Zajmiesz piętro, ja mogę zostać na parterze. Chcę wiedzieć, że tutaj jesteś. Inaczej umrę, zabiję się, rak mnie zniszczy do końca. Mam tylko jeden warunek: dopóki żyję, nie będziesz do nas przyprowadzał innych kobiet. Zgoda?

– Naprawdę tego chcesz? – zapytał cicho, śmiertelnie poważnym tonem.

– Naprawdę! – odpowiedziałam ze ściśniętym sercem.

Miałam dwadzieścia siedem lat. Byłam krótko po ślubie, kochałam swojego męża. Czy można się dziwić, że szłam na każdy układ, żeby go przy sobie zatrzymać?! Nie miałam szans na następną miłość. Na nic nie miałam szans, więc wykombinowałam sobie tę złotą klatkę i chciałam w niej zamknąć swojego jedynego mężczyznę. Podkreślam: jedynego, bo w moim wypadku naprawdę tak było.

Adam dawał mi namiastkę zwyczajnego, normalnego życia. Chciałabym znaleźć słowa, żeby to lepiej wytłumaczyć, ale nie potrafię. Mąż był jak wózek inwalidzki dla kogoś bez nóg, jak lina dla tonącego. Zrobiłabym wszystko, żeby został!

Pierwsza wyprowadzka była po roku. Przekupiłam go nowym autem. Wrócił i nawet parę razy pojechaliśmy za miasto; ja oczywiście owinięta chustką i ukryta za wielkimi okularami. Drugi raz odszedł przed zimą. Uczciwie powiedział:

– Teraz wieczory się ciągną jak guma. Normalnie nie wyrabiam. Duszę się tutaj. Wybacz, ale dłużej nie dam rady!

Przekonał go miesiąc w Alpach, nowe narty i luksusowy hotel dla dwóch osób. Zmusił się nawet do tego, by Wigilię ze mną spędzić, wyjechał dopiero w drugi dzień świąt. Jeszcze parę razy się wynosił i wracał – bogatszy o motocykl, profesjonalny sprzęt do nurkowania albo sporą sumę na koncie. Dałabym mu wszystko, bo pomagał mi swoją obecnością. Wyobrażałam sobie, że mam dla kogo walczyć.

Chciałam go zatrzymać za wszelką cenę

Nie mam pojęcia, czy bez prezentów byłby przy mnie, lecz jeśli nawet robił to dla kasy, i tak jestem mu wdzięczna. Naprawdę to Adam dał mi siłę, żeby wygrać z rakiem. Bez niego na pewno gryzłabym już piach! To on mnie namówił na operację plastyczną. Znalazł najlepszych lekarzy, jeździł ze mną do kliniki, podtrzymywał na duchu.

Pocieszał mnie potem, tłumaczył, że nie mogę się poddać i że mam żyć dla siebie, nawet ze zdeformowaną twarzą. Nikogo innego bym nie posłuchała! Byli ze mną rodzice, dziadkowie, jednak mnie tylko na Adamie zależało. Przecież mógł się wypiąć, od razu wziąć rozwód. Tymczasem on znosił moje załamki, depresje, doły psychiczne. Wytrzymywał całonocne wycie z żalu i złości na los. Siedział blisko mnie, kiedy tłukłam głową w ścianę.

– Jak chcesz, będę walił razem z tobą – mówił. – Co mam robić, żeby ci było lżej? Powiedz.

Tylko do seksu ze mną się nie nadawał. Po ciemku, po wódce, po pornosie. Zawsze źle się to kończyło… Ja nie mogłam patrzeć na swoją twarz, a czego wymagać od młodego faceta? Jednak był i zawsze będę mu wdzięczna, że zostawał, dawał się przekupić, i że ten handel między nami był uczciwy.

Dopiero teraz odpuścił. Przyznał się, że od dawna ma dziewczynę i że ona spodziewa się z nim dziecka. Zapytał, czy pozwolę mu odejść.

– A jeśli nie pozwolę, to co? – patrzyłam mu prosto w oczy.

Zdjęłam chustkę, odwróciłam się tak, żeby nie mógł uciekać wzrokiem, żeby patrzył.

– Co zrobisz, jeśli nie pozwolę? – powtórzyłam zimnym głosem.

Zgarbił się i schował twarz w dłoniach. Moje serce zalała fala czułości dla tego biedaka, który cierpiał razem ze mną, a jeszcze mniej zawinił. Jest przyzwoitym chłopakiem, wesołym, miłym, lubiącym życie. Miał pecha, że spotkał mnie i mojego raka. Co on miał z nami wspólnego? Czy mogłam go zatrzymywać?

– Zawsze cię będę kochał, Karolinko – powiedział, a ja czułam, że mówi prawdę. – Jeśli będziesz mnie potrzebowała, tylko zawołaj. Przylecę, nawet z końca świata przyjadę!

„Dobre i to – myślę. – Ale spróbuję stanąć na własnych nogach, ogarnę się i nie będę go wołała. On ma dla kogo żyć. Daję mu bilet w jedną stronę!…”.

Czytaj także:
„Siostra najpierw rozbiła jej małżeństwo, a teraz chciała pozbawić ją syna. Tacy ludzie powinni kończyć w piekle”
„Mąż nie chciał mieć dzieci, więc wrobiłam go w ciążę. Teraz mam brzuch jak dynia, a w środku trojaczki”
„Mąż pisał donosy na sąsiadów i napytał nam biedy. Mnie narobił wstydu i teraz nie wiem, jak ludziom w oczy spojrzę”

Redakcja poleca

REKLAMA