„9-letnia siostrzenica wyrzuciła nas ze swoich urodzin. Powiedziała, że wolałaby kinderbal w klubie”

dziewczynka, która wyrzuciła gości ze swoich urodzin fot. Adobe Stock, dubova
„– Jak chcieliście mi zrobić niespodziankę, mogliście mnie wziąć do restauracji! Zaprosić jakąś gwiazdę, żeby wszystkie dziewczyny mi zazdrościły! Bo co ja im powiem? Że znowu miałam dziadowskie urodziny z rodziną, takie same jak co roku?!”.
/ 08.01.2022 04:06
dziewczynka, która wyrzuciła gości ze swoich urodzin fot. Adobe Stock, dubova

Nie zabrzęczał spodeczek, na który ktoś odstawiłby filiżankę. Nie zadźwięczał widelczyk wbijany w apetyczny kawałek ciasta. Dopóki ciotka Hela nie szurnęła krzesłem.

– To chyba koniec imprezy? Wychodzimy.

Na stole został wazon z kwiatami. Spojrzałam na moich najbliższych i powoli poszłam za nimi do przedpokoju. Narzuciłam kurtkę, wyłuskałam z kieszeni kluczyki od samochodu i przepchnęłam się na czoło rodzinnego pochodu. Otworzyłam drzwiczki auta.

– Kogo odwieźć do domu? – zapytałam.

Ciotka Hela podeszła pierwsza. Ale zamiast wsiąść do samochody, odezwała się:

– Nikogo nie odwozisz. Jedziemy do ciebie. Musimy porozmawiać – zarządziła.

Posłusznie usiadłam za kierownicą. Czekałam, aż wszyscy się usadowią i pozapinają pasy. Trochę to trwało. Miałam czas, żeby się przyjrzeć, jak wuj Józek zgarnia ciotkę Jagodę do swojego Opla, jak Marcin i Magda zapędzają pociechy do Forda i ruszają. Marcin uchylił szybę.

– Odstawimy dzieciaki do mamy i przyjedziemy – zakomunikował smutno. – Przywieziemy jakieś żarcie – porozumiewawczo mrugnął okiem, a ja poczułam ulgę, bo dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie to, czego Marcin się domyślał.

Moja lodówka świeciła pustkami. Jak zwykle...

Kiedy odpalałam silnik, zerknęłam w lusterko wsteczne. Na podjeździe było ciemno. W drzwiach domu mojej siostry nie pojawił się nikt. Nikt nie wyszedł, żeby nas pożegnać. Albo chociaż przeprosić. W samochodzie panowała grobowa cisza.

– Anka jest kretynką – stwierdziłam. – Nieuleczalną kretynką...

Poczułam palce ciotki, zaciskające się na moim ramieniu.

– Anka jest kretynką – potwierdziła. – Mikołaj też. Bardziej martwię się o Justynkę...

Kiwnęłam głową. Ciotka miała rację. Rany Boskie. Justynka! Justynka była córką mojej siostry. Najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Dziś właśnie skończyła dziewięć lat. I kilkanaście minut temu dobitnie oświadczyła, że nie życzy sobie z nami tej rocznicy obchodzić... Dziewięć lat temu wszyscy trzymaliśmy mocno kciuki za to, żeby w ogóle pojawiła się na świecie. Anka straciła dwie poprzednie ciąże. Ciężko to odchorowała i wszyscy byliśmy pewni, że jeśli straci trzecią, to... my możemy stracić Ankę.

Po drugim poronieniu miała ciężką depresję

Była u psychiatry, ale... na psychoterapię chodzić nie chciała. Była pewna, że odbiorą jej szansę na macierzyństwo, namieszają coś w jej organizmie, popsują... Efekt był taki, że pilnowaliśmy jej na zmianę z Mikołajem, albo wręcz razem z nim. Nie pozwalaliśmy, żeby była sama, otaczaliśmy ją czułością i miłością. To cud, że ja w ogóle zaszłam w ciążę, przecież prawie nigdy nie byliśmy z Mikołajem sam na sam – żartowała potem, kiedy przez dziewięć miesięcy leżała plackiem, żeby tej wyczekanej ciąży nie stracić. Ale doceniała nasze starania, tak się nam wtedy wydawało.

Wprowadziłam się wtedy do niej prawie na stałe. Reszta rodziny wpadała co chwila, donosząc Ance smakołyki, piękne książki, dobre słowa. Wszyscy chcieliśmy dobrze! Kiedy w końcu urodziła się Justynka, tłuściutki, rozkoszny, zdrowy noworodek, byliśmy tacy szczęśliwi... Dla nas urodziny małej trwały bezustannie. Ciągle były rodzinne spotkania, prezenty, życzenia wszystkiego najlepszego.

Zmieniała się tylko liczba świeczek na torcie. Aż do dzisiaj... Dzisiaj, na dziewiątych urodzinach Justynki miało być tak jak zwykle. I nie było. Bo Justynka nie wyszła nawet ze swojego pokoju, żeby się z nami przywitać. A kiedy Anka poszła po nią, usłyszała (my wszyscy usłyszeliśmy!) zdecydowaną odpowiedź.

– Ja nie chcę takich gości! Ciągle rodzina i rodzina! Nuda!!! Czy ktokolwiek mnie zapytał, jak ja chcę obchodzić moje urodziny?

Mikołaj poleciał, żeby wesprzeć żonę i efekt był taki, że on prosił i przekonywał, żeby Justynka zeszła do nas, chociaż na chwilkę, tylko po to, żeby zdmuchnąć świeczki i zjeść tort, a Anka ją przekupywała. My siedzieliśmy przy stole, w jadalni, na parterze. Zdrętwieliśmy już po pierwszych krzykach Justynki. Potem zaczęliśmy uważniej nasłuchiwać. Ja podeszłam pod same schody, żeby lepiej słyszeć... I usłyszałam, choć ledwo uszom wierzyłam:

– Jak już chcieliście mi zrobić niespodziankę, mogliście mnie wziąć do restauracji! Albo zorganizować mi kinderbal w klubie. Zaprosić jakąś gwiazdę, żeby wszystkie dziewczyny mi zazdrościły! Bo co ja im powiem? Że znowu miałam dziadowskie urodziny, takie same jak co roku?!

Słuchałam wrzasków rozkapryszonego dziecka, płaczu, histerycznych krzyków, rzucania czymś o podłogę i było mi przykro. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, co powiedziała moja siostra i jej małżonek. Że... bardzo przepraszają Justynkę. Że nie wiedzieli, jaką przykrość jej robią, zapraszając rodzinę. Że zaraz wszystko załatwią. Nas wyproszą, a ją zabiorą do najlepszej restauracji w mieście.

– To ich wyrzućcie!!! – ryknęło nasze ukochane dziecko.

Oczko w głowie całej rodziny. Nasze maleństwo

Kiedy ucichł ryk, zapanowała cisza. Nie usłyszałam żadnego oddechu. Dźwięku filiżanki stukającej o spodek. Szczęku łyżeczki albo widelczyka. Szurnęło krzesło. To ciocia Hela ze zdecydowaną miną wstała od stołu. Zaraz podnieśli się wszyscy. Wyszłam za nimi. Teraz wiozłam ich do mojej kawalerki. Nie zastanawiałam się nad tym, jak ich pomieszczę, co dam im jeść i pić. Myślałam o tym, jaki wieczór nas czeka. Może nie tylko wieczór? Może i noc? Ile czasu potrzeba, by znaleźć ukojenie po słowach, jakie padły?

Ilu słów potrzeba, żeby się z tym jakoś pogodzić. Przełknąć. I postanowić, co dalej... Nie! Nie pozwolę na to!!! – czułam, że jeszcze chwila, a serce wyskoczy mi z piersi, że zaraz się popłaczę albo zacznę krzyczeć. Nie chciałam się rozsypać przed rodziną, która potrzebowała pomocy tak samo jak ja.

– Nie będziemy rozpamiętywać złych słów rozkapryszonego dziecka i głupich słów podporządkowanych temu dziecku, uległych rodziców – powiedziałam twardo. – Możemy zacząć szukać błędów, jakie popełniliśmy, kochając dziecko bezgraniczną, przytłaczającą je miłością. Możemy o tej miłości rozmawiać. Ale nie możemy jej stracić. To będzie najpiękniejszy dar na urodziny dla naszej dziewczynki. Dar, który będzie musiał poczekać na dzień, kiedy ona dorośnie do tego, żeby go przyjąć...

Czytaj także:
Namolnej sąsiadce przeszkadzało nawet, że używam dużo czosnku
Miałam być włoską księżniczką, a zostałam workiem treningowym
Siostra ukochanego zginęła w wypadku, więc zaopiekowałam się jej córką

Redakcja poleca

REKLAMA