– No wiesz co, mamo… – syn patrzył na mnie z oburzeniem. – W twoim wieku?
Odwróciłam twarz, aby nie widział grymasu złości. Nie chciałam się z nim kłócić. Tylko on mi został na świecie, więc nie zamierzałam psuć naszych relacji, ale…
Czy ja nie miałam prawa do szczęścia i miłości? Czy na randki mogą chodzić tylko młode kobiety?
Od śmierci męża minęło już sześć lat. W międzyczasie poznałam kilku miłych mężczyzn, jednak mój syn za każdym razem kręcił nosem. A ja słuchałam rad mojego jedynaka. Ale nie tym razem! Witold był mi wyjątkowo bliski i miałam wrażenie, że właśnie przy nim mogłabym w spokoju i szczęściu dożyć swych dni.
– Życzysz sobie jeszcze sernika?
– Mamo! – Mariusz spojrzał na mnie gniewnie. – Nie zmieniaj tematu!
Wzruszyłam bezradnie ramionami.
– Widzę, że już wyrobiłeś sobie zdanie na temat mojego przyjaciela, choć nawet go nie poznałeś.
– Przyjaciela! – prychnął. – Aby być przyjacielem, trzeba sobie na to zasłużyć, a ten mężczyzna jest co najwyżej twoim znajomym. Ile razy go widziałaś? No, przyznaj sama! A potem będzie tak samo jak z panem Mietkiem, Stasiem i…
– Dość! – przerwałam mu. – Poprzednie znajomości zakończyłam, bo ty mi to sugerowałeś. Tym razem zamierzam posłuchać głosu serca.
– Mamo – spróbował jeszcze raz delikatnie. – Kobiety w twoim wieku… Nie obraź się, ale uważam, że nie oceniasz trzeźwo sytuacji. Masz swoje lata, jesteś samotna i pragniesz czyjegoś towarzystwa, a ten cały pan Witold… no cóż, może nie mieć uczciwych zamiarów.
Wspaniale, teraz robił ze mnie zniedołężniałą staruszkę
Przecież miałam dopiero sześćdziesiąt pięć lat i czułam się świetnie! Nigdzie się jeszcze nie wybierałam, a już na pewno – nie na tamten świat. Machnęłam jednak ręką na słowa Mariusza i, chyba po raz pierwszy, postanowiłam postąpić wbrew jego opinii. Zaczęło się niefortunnie, ale może będzie lepiej? Ech, ile ja bym dała, żeby syn ułożył sobie w końcu życie. Ma już 35 lat, a jeszcze się nie ożenił, co więcej – nawet nie ma dziewczyny.
Owszem, martwiłam się o niego i to właśnie jego problemy przysłaniały mi cały świat, co uświadomił mi w końcu Witold. Kiedy jednak odważyłam się wspomnieć o tym Mariuszowi, ten się oburzył.
– No nie wierzę! A teraz ten twój znajomy próbuje nas ze sobą skłócić!
Postanowiłam więcej nie poruszać przy Mariuszu tematu Witolda, ale pech chciał, że kilka dni później spotkałam się z mężczyzną w kawiarni, w której… po kilkunastu minutach pojawił się mój syn!
– Mariusz? – zdębiałam. – Co ty tutaj robisz?
– Przecież pracuję dwie ulice dalej – przypomniał mi. – A do tej kawiarni zawsze wpadam na kawę w przerwie.
Syn zawiesił wzrok na moim towarzyszu.
– A tak, oczywiście – zreflektowałam się. – Poznaj, proszę. To jest mój przyjaciel, Witold, a to…
– Mamo – przerwał mi Mariusz – mówiłem ci coś na temat nadużywania słowa „przyjaciel”.
– Pan wybaczy – uśmiechnął się rozbrajająco Witold – ale uważam, że pana mama potrafi ocenić sytuację i jeśli ona uważa mnie za swojego przyjaciela, nie pozostaje mi nic innego, niż podziękować za to wyróżnienie.
Podobała mi się odpowiedź Witolda. Nie dał się temu mojemu rozpieszczonemu jedynakowi, a co! Z drugiej strony – zrobiło mi się przykro, że znajomość mojego syna i nowego mężczyzny w moim życiu zaczęła się w ten sposób. Mariusz zmrużył oczy ze złości, ale nic nie powiedział. Pożegnał się i wyszedł z kawiarni. Zjawił się u mnie jeszcze tego samego wieczoru.
– Temu facetowi źle z oczu patrzy! – powiedział kategorycznym tonem.
– Widziałeś go przez krótką chwilę, zamieniliście ze sobą dwa zdania. Od razu potraktowałeś go niegrzecznie, więc on po prostu nie pozostał ci dłużny – wyjaśniłam spokojnie.
Mariusz schował twarz w dłoniach.
– Ja chyba nie mogę znieść twojego widoku z innym mężczyzną niż tata.
– Synku, na pewne sprawy nie mamy wpływu. Mi też bardzo brakuje twojego taty – westchnęłam. – Nawet nie wiesz, ile bym dała, żeby był nadal przy mnie. Wierzyłam, że mamy przed sobą jeszcze mnóstwo czasu, a potem nagle go zabrakło. Nigdy o nim nie zapomnę, ale jestem pewna, że nie chciałby, żebym była sama.
– Może i tak – przyznał Mariusz, ale chyba nie był do końca przekonany.
Na sobotę zaprosiłam do siebie Witolda. Upiekłam ciasto, kupiłam wino…
Kiedy zobaczyłam z okna Mariusza, zamarłam. Tylko tego brakowało, żeby spotkali się przed klatką! Ziścił się najgorszy scenariusz. Mariusz przystanął w wejściu na klatkę schodową, czekając na Witka. Uchyliłam drzwi i nasłuchiwałam…
– Widzę, że wybiera się pan do mojej mamy – dotarł do mnie głos Mariusza. – Piękny bukiet.
– Dziękuję – odparł Witold. – Wybaczy pan, ale zawsze jestem szczery. Bardzo lubię pana mamę, mam wobec niej uczciwe zamiary. Chciałbym mieć z jej bliskimi dobre relacje, bynajmniej nie ze względu na mnie, ale na nią. Jest pan osobą najbliższą jej sercu i nie mam zamiaru z panem konkurować. Byłoby miło, gdyby nasze wzajemne stosunki były poprawne, jednak… Cóż, powiem wprost, będę się spotykał z pana mamą, czy to się panu podoba, czy nie.
– Jak już się zapewne pan zorientował, nie podoba mi się to – odbił pałeczkę Mariusz.
– Chciałbym, żeby mama była szczęśliwa, tylko tyle.
– Mogę coś doradzić? Jeśli chce pan uszczęśliwić mamę, proszę ułożyć sobie życie i przestać martwić się z mojego powodu. Ja nie chcę źle.
Myślałam, że Mariusz oburzy się, słysząc tę uwagę, ale on pokornie zgodził się z Witoldem i rzucił tylko:
–To ja nie będę przeszkadzać! – po czym wyszedł!
Od tamtych wydarzeń minęły dwa lata. Witold, oczywiście, został w moim życiu. Moi mężczyźni nie pałają do siebie miłością, ale tolerują się, a to już coś. A niedługo Mariusz ma mi przedstawić jakąś kobietę!
Czytaj także:
Postanowiłam uciec z naszego domu na wsi. Wszystko zaczęło się od... awantury o rodzaj makaronu
Szewc bez butów chodzi. Mój mąż był zaangażowanym wychowawcą, ale olewał własnego syna
Zamiast zajmować się dzieckiem siostry, wolałam opiekować się psem mamy