– Własny pokój? Po co ci? Skoro Oleńka się nie skarży, to ty chyba tym bardziej nie powinnaś… – usłyszałam od mojej młodszej kuzynki, kiedy nieśmiało zapytałam, czy mogłabym uprzątnąć maleńką graciarnię na poddaszu i urządzić w niej pokoik dla siebie.
Najwyraźniej Ilona uznała, że starej pannie po 50. na garnuszku u rodziny własny kąt nie jest potrzebny do szczęścia. W dodatku jak zwykle, włączyła się do rozmowy jej córka, siedmioletnia Ola:
– Ciociu, wiesz, że boję się spać sama. Już mnie nie lubisz? – i wygięła buzię w podkówkę.
– Kochanie, bardzo cię lubię, ale jesteś duża i powinnaś mieć własny pokój. Ja zresztą też jestem już wystarczająco duża – zażartowałam, patrząc na Ilonę. Kuzynka nie zrozumiała aluzji:
– Nie ma o czym mówić. Przecież wiesz, że chcemy z Romanem urządzić na poddaszu małą siłownię. A dzieląc pokój z Oleńką, przynajmniej jej dopilnujesz przy lekcjach, zajmiesz się nią…
– Od kilku lat niczego innego nie robię, tylko się nią zajmuję. A o tej siłowni słyszę już od dawna – mruknęłam buntowniczo.
– Hmm, dopóki mieszkasz pod naszym dachem…
Gdzie popełniłam błąd?
No tak. Powinnam się cieszyć, że dali mi dach nad głową pięć lat temu, kiedy z powodu redukcji etatów straciłam pracę, a mój ojciec narobił długów, grając na wyścigach, i musiałam sprzedać swoje mieszkanie, by je spłacić.
– Masz rację, Ilonko, to był głupi pomysł – powiedziałam smętnie.
– Chodź, kochanie, czas odrobić lekcje – zwróciłam się do słuchającej naszej rozmowie Oli.
– Nie będziesz mi dyktować, co mam robić – odparła, naśladując matkę. – Zagramy w Scrabble.
– Ach, te dzieci! – odparła Ilonka, całując córkę w czoło.
– Idźcie pograć w te Scrabble, tylko dopilnuj, żeby lekcje były zrobione, i niech nie idzie za późno spać. I zrób jej jajko sadzone na maśle, tylko niech żółtko będzie częściowo ścięte! Wiesz, że inaczej nie zje… My wrócimy dopiero po północy – powiedziała do mnie na odchodnym.
Zastanawiałam się, w którym momencie popełniłam błąd. Może nie powinnam była korzystać z uprzejmości Ilony i Romana? Co prawda pozwolili mi u siebie mieszkać, ale scedowali na mnie opiekę nad swoją rozpieszczoną jedynaczką, sprzątanie domu, zakupy i gotowanie. Taka była umowa. Chyba za szybko się zgodziłam. To miało być tylko przejściowe rozwiązanie, ale… Przez to wszystko nie miałam czasu i sił, by znaleźć sobie nową pracę. Nie mówiąc już o własnym życiu!
Niedługo po tej rozmowie zmarła babcia Romana. Lubiłam tę starszą panią, była ciepłą i wesołą osobą. Nigdy nie powiedziała o nikim złego słowa. Tydzień przed śmiercią poprosiła mnie, żebym do niej przyjechała. Wybrałam się tam, kiedy Ola była w szkole, bo tylko wtedy miałam „wychodne”. Babcia Mira wyglądała na słabszą niż zwykle, schudła od mojej ostatniej wizyty. Powinnam była ją częściej odwiedzać, tym bardziej, że Ilona i Roman mało jej pomagali.
– Wiesz, ja umieram – zaczęła. – Chciałam jej przerwać, ale dała znak, bym pozwoliła jej mówić. – Umieram, a wszystko, co mam, dostanie się w spadku Romanowi, mojemu jedynemu wnukowi. No i Ilonce – dodała, a mnie wydało się, że dostrzegłam w jej oczach błysk niezadowolenia.
– Babciu Miro, proszę nawet tak nie mówić! Jeszcze długo babcia z nami będzie! – powiedziałam z rozpaczą. Ale ona pokręciła głową i powiedziała, że wie, iż jej koniec jest bliski i że chce mi dzisiaj coś dać.
To był prawdziwy rarytas
– Zapisałabym ci to w testamencie, ale wtedy Ilonka na pewno położyłaby na tym rękę. Nie wspominaj im o tym.
Babcia Mira z trudem wstała z fotela, podeszła do komody, z której wyjęła tajemniczy prostokąt, owinięty flanelą. Wręczyła mi go. Rozchyliłam materiał, a w środku była… książka. Babcia udała, że nie dostrzega mojego zdziwienia i lekkiego rozczarowania. Uśmiechnęła się:
– Weź to, kochana. Ten tomik wierszy to rękopis pewnego młodego, francuskiego poety. Na pierwszej stronie jest dedykacja dla mnie – dodała z dumą i wzruszeniem. – Ciągle pamiętam jego rozmarzone oczy i aksamitny głos. To najcenniejsza rzecz, jaką posiadam… – zamilkła.
Kilka dni później babcia Mira odeszła, a ja zaniosłam książkę do mojej przyjaciółki, literaturoznawcy. Wzięła ją do rąk, rzuciła okiem na okładkę, i… zbladła. Dziwnym głosem spytała, skąd to mam. Powiedziałam, że babcia Mira podarowała mi ten tomik i że był dla niej bardzo cenny…
– Nie tylko dla niej – wyszeptała Marzenka. – Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co to jest?!
– Ale… o co chodzi? Nic nie rozumiem… – wyjąkałam. Marzenka odłożyła książkę z czcią na stolik i powiedziała z radością:
– Twoja niedola dobiega końca.
Okazało się, że ten tomik poezji to unikat, prawdziwy rarytas dla bibliofilów na całym świecie. Z pomocą Marzenki znalazłam zapalonego kolekcjonera z Francji, który kupił ode mnie tę niepozorną książeczkę za równowartość dwupokojowego mieszkania! Mało tego, zadziałało prawo serii! Kilka dni przed moją wizytą w biurze u developera zwolniła się sekretarka i pilnie szukali kogoś na jej miejsce. Dostałam pracę!
Błogosławiłam babcię Mirę. Czy wiedziała, że dając mi tomik, daje mi wolność i nowe życie?
Czytaj także:
„Byłem okropnym mężem i tragicznym ojcem. Wolałem bary i kolegów od własnej rodziny. Choroba żony mnie nawróciła”
„Życie poświęciłem pracy, a żonę i dziecko widziałem tylko przelotnie. Myślałem, że pieniądze i prestiż im mnie zastąpią”
„Życie zadawało mi bolesne ciosy. Najpierw porzucił mnie ojciec, a potem choroba odebrał mi mamę. Za co płacę taką cenę?”