„40 lat temu przeżyłam gorący romans, który trwa do dziś. Z kochankiem połączyło nas ogniste uczucie i prawdziwy żywioł”

Szczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, goodluz
„Polubiliśmy się z Tadeuszem. Często przychodził do mojego domku, aż w końcu zabrał mnie do siebie, a pół roku później wzięliśmy ślub. Pierścionka zaręczynowego nie chciałam. Dał mi już przecież coś ważniejszego...”.
/ 25.10.2022 16:30
Szczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, goodluz

Wnuki mi mówią, że takie romantyczne historie jak moja już się dzisiaj nie zdarzają. Tym bardziej się cieszę, że 40 lat temu przytrafiła mi się wielka, wspaniała miłość. Rodziców nie znałam. Ojciec podobno zapił się na śmierć. O matce nigdy nic nie słyszałam. Wychowywała mnie babcia. Zmarła, kiedy miałam dziewiętnaście lat. Cieszę się, że mogłam z nią spędzić choć tych kilkanaście lat i że dzięki temu nie trafiłam do sierocińca.

Dom był stary i mocno zniszczony

Po śmierci babci zostałam tam, gdzie z nią mieszkałam: w wielorodzinnym drewnianym domu. Zajmowałam mały pokoik z jeszcze mniejszą kuchnią i łazienką na korytarzu, wspólną dla wszystkich. Dom był stary i mocno zniszczony, ale i tak byłam szczęśliwa, że mam dach nad głową i nie muszę tułać się po obcych.

Tamtej czerwcowej nocy, tydzień po pogrzebie babci, długo nie mogłam zasnąć. Czułam się bardzo samotna i rozmyślałam nad swoim losem. Sama nie wiem, kiedy zapadłam w płytki sen. Obudziły mnie krzyki i hałas. Gdy otworzyłam oczy, w moim pokoju było ciemno od dymu.

Podbiegłam do drzwi, złapałam za klamkę i od razu zawyłam z bólu: rozpalona do czerwoności! Nie miałam szans na wydostanie się przez klatkę, dopadłam więc okna. Niestety, w żaden sposób nie chciało się otworzyć… W panice wybiłam łokciem szybę i po moich rękach natychmiast popłynęła krew. Dym gryzł w oczy. Zaczęłam tracić siły. I wtedy usłyszałam głos:

– Jest tu kto?

Do mojego pokoju wpadł strażak, który wpierw z hukiem wyłamał drzwi. Na jego widok w jednej chwili cały mój strach zniknął. Choć zewsząd otaczały mnie płomienie, a dym drażnił nozdrza, wiedziałam, że jestem uratowana.

– Nie bój się! – zawołał i chwycił mnie ręce, a ja go objęłam przerażona.

– Zdejmij łańcuszek – nakazał.

Dopiero teraz poczułam wokół szyi pieczenie. Złoty łańcuszek był tak samo gorący jak klamka i parzył mnie boleśnie. Nie mogłam go jednak wyrzucić, miał dla mnie wartość sentymentalną. Tuż przed śmiercią zostawiła mi go babcia… Ale nie było czasu się zastanawiać. Szybkim ruchem zerwałam z szyi pamiątkowy drobiazg i wsunęłam ją do dużej kieszeni strażackiego drelichu. Mężczyzna chyba nawet tego nie zauważył. Zarzucił mi coś na głowę i mocno przycisnął do siebie. Potem nic nie pamiętam.

Obudziłam się w szpitalu. Miałam opuchnięte stopy i poranione ręce, na szczęście twarz nie została poparzona. Nasz dom spłonął doszczętnie (potem lokatorzy dostali od miasta mieszkania zastępcze). Ja jednak najbardziej żałowałam utraty babcinego łańcuszka. „Pójdę do straży i poszukam tego człowieka” – przyszło mi kiedyś na myśl.

Jak pomyślałam, tak zrobiłam

– Dziewczyno, tam było kilka zastępów straży – usłyszałam na miejscu. – Może to któryś z chłopaków z okolicy? Bo od nas żaden się nie chwalił, że taką ładną panią wynosił z pożaru – żartowali sobie ze mnie panowie strażacy.

Jednak mnie nie było do śmiechu. Wróciłam do domu załamana. Wszystko straciłam. Zostałam całkowicie sama. Bez bliskich. Bez najcenniejszej rzeczy po babci. To tak jakbym straciła pamięć! Godzinę później wyszłam na dwór po wodę. I nagle usłyszałam za sobą głos:

– Dzień dobry! Czy to tu mieszkają ci pogorzelcy z Kwiatowej?

Odwróciłam się i zobaczyłam tego samego mężczyznę, który wyniósł mnie wtedy z płonącego domu.

– Chłopaki powiedzieli, że ktoś szukał strażaka, który w kieszeni ma jakieś skarby rodzinne – ciągnął. – Sprawdziłem i...

Wyciągnął łańcuszek z wisiorkiem. Bardzo się ucieszyłam, lecz moja radość zaraz osłabła. Wisiorek był rzeczywiście mój, ale łańcuszek – zupełnie inny.

Pokręciłam ze smutkiem głową.

– A ten? – chłopak odezwał się znowu, wyciągając z drugiej ręki inny łańcuszek.

Moje oczy od razu się roześmiały.

– Nie pamiętałem twojej twarzy – wyjaśnił strażak. – Bałem się, że ktoś mnie oszuka, żeby dostać te cacka, wiec musiałem mieć pewność. Wybacz.

Polubiliśmy się z Tadeuszem. Często przychodził do mojego domku, aż w końcu zabrał mnie do siebie, a pół roku później wzięliśmy ślub. Pierścionka zaręczynowego nie chciałam. Dał mi już przecież coś ważniejszego – łańcuszek po babci.

Czytaj także:
„Oszczędzanie na wymarzony ślub, prawie mnie wykończyło. Przez 3 lata pracowaliśmy na 2 etaty i jedliśmy przecenione kluski”
„W wieku 53 lat otrzymałem od losu wielki dar: synka. Chcę być jak najlepszym ojcem, lecz ludzie ciągle rzucają mi kłody pod nogi”
„Ciotka do końca życia mściła się na mojej babci za to, że odebrała jej mężczyznę jej życia. Posunęła się do czegoś okrutnego”

Redakcja poleca

REKLAMA