„3 lata czekałam na oświadczyny, a on zerwał ze mną w 4 zdaniach. Odszedł do kochanki, z którą natychmiast wziął ślub”

Kobieta, którą zdradził chłopak fot. Adobe Stock, PheelingsMedia
„Rozstał się ze mną w 4 zdaniach nabazgranych na odwrocie rachunku za prąd. Moje serce zostało zmiażdżone, rozszarpane na tysiąc kawałków. Nie wiem, czy potrafię się z tego podnieść i zacząć żyć na nowo”.
/ 11.10.2021 14:59
Kobieta, którą zdradził chłopak fot. Adobe Stock, PheelingsMedia

Byliśmy razem prawie trzy lata. To mój najdłuższy związek z facetem. Poprzednie trwały po kilka tygodni albo miesięcy. Naprawdę wierzyłam, że Kamil to ten na całe życie. Wychowałam się bez taty. Ale to nie tak, że nas porzucił i teraz mam żal do wszystkich mężczyzn i dlatego nie potrafię zbudować trwałego związku.

Tata nie chciał zostawić mnie i mamy. Walczył. Ale bezlitosna choroba wygrała. Zmarł, gdy miałam pięć lat.

Nie wiem, czy bez filmów i zdjęć bym go pamiętała. Ale mama i dziadkowie bardzo dbali, żebym jak najwięcej wiedziała o tacie. Na osiemnaste urodziny dostałam film. Życzenia od taty. Nagrał je kilka dni przed śmiercią, gdy już wiedział, że lada chwila odejdzie. Choć za każdym razem, gdy oglądam ten film, płaczę, lubię go sobie puścić, gdy mam doła.

Bo tata tam tak pięknie mówi o tym, że jest pewien, że wyrosnę na mądrą kobietę i postaram się wycisnąć z życia, co się da. Tatę starali się zastąpić moi dziadkowie. Obu kochałam tak samo.

Dziadek Witek, tata taty, jest zapalonym taternikiem i narciarzem. Zabierał mnie w góry i uczył miłości do nich. Przy okazji opowiadał o tacie, bo prowadził mnie tymi szlakami, którymi chodził z nim. Choć dziadek dobiega już osiemdziesiątki – w każde wakacje spędzamy razem w górach przynajmniej kilka dni.

Dziadek Tadek był domatorem i majsterkowiczem. W przydomowym ogródku budował dla mnie huśtawki, naprawiał wszystkie moje lalki i zabawki. To dzięki niemu dziś świetnie posługuję się narzędziami. Zmarł, gdy byłam na pierwszym roku studiów. Za nim też bardzo tęsknię.

Mama nigdy nie wyszła drugi raz za mąż. Wiem, że miewała romanse i przygody, ale żadnego z tych mężczyzn jako dziecko nie poznałam. Już gdy byłam dorosła, zapytałam ją, czy nie związała się z nikim ze względu na mnie.

– To nie tak. Po prostu nie poznałam nikogo, kogo warto było ci przedstawić.

Taki ktoś znalazł się sześć lat temu. Wojtek jest trzy lata młodszy od mamy. Rozwodnik z dorosłym synem, którego wychowywał sam. Mama i Wojtek nie mieszkają razem, ale chyba bardzo się kochają. Pasują do siebie. Mają podobne gusty i pasje. Każdy urlop spędzają na podróżach.

Pozazdrościłam mamie. To odkąd pojawił się Wojtek, zaczęłam poważnie myśleć o tym, że też chciałabym mieć kogoś na stałe. Najpierw myślałam, że kimś takim będzie Darek. Grzeczny, dobrze zarabiający, przystojny. O takim chłopaku dla swojej córki marzy każda matka. Przedstawiła nas sobie Iga, moja koleżanka z pracy.

– Wiesz, Magda, wy do siebie pasujecie. Oboje lubicie góry – zachwalała mi go.

Zgodziłam się iść z nią na imprezę, gdzie mi go pokaże.

– Ale najpierw popatrzę. Jak nie będzie w moim typie, to spadam – zastrzegłam.

Spodobał mi się. Może dlatego, że był zupełnie inny niż chłopaki, z którymi dotąd się spotykałam. Uczesany ogolony, w wyprasowanej marynarce. Jak układać sobie z kim życie, to chyba z kimś takim – pomyślałam.
Iga ulotniła się zaraz po tym, jak nas przedstawiła.

– Napijesz się czegoś? – zaproponował Darek.

Skinęłam głową. Wrócił nie z dwoma piwami, a butelką francuskiego wina. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy, znowu tańczyliśmy. Darek odwiózł mnie do domu i umówiliśmy się na następny weekend na kolację.
Dobrze, że wygooglowałam tę restaurację. Przynajmniej ubrałam się jak należy. Bo to był bardzo elegancki lokal.

Skończyliśmy u mnie w mieszkaniu. Darek dopiero rano przytomnie rozejrzał się po moich dwudziestu metrach kwadratowych. Skrzywił się.

– Przytulnie u ciebie, ale zapraszam do mnie. Mam jacuzzi i porządny ekspres do kawy – zaproponował.

Mieszkanie rzeczywiście miał na wypasie. I drogi samochód.

Wydawało mi się, że mogę tak żyć. Na poziomie

Pojechaliśmy razem na narty. Do czterogwiazdkowego hotelu tuż przy wyciągu. Na widok mojej kurtki i podrapanego kasku Darek się skrzywił. Zabrał mnie do sklepu i pomimo moich protestów ubrał na nowo od stóp do głów.

Chodziliśmy na koncerty muzyki smyczkowej i wystawy sztuki współczesnej. Było słodko i kulturalnie. I nudno. Zaczęłam się dusić po trzech miesiącach. Wytrzymałam tak jeszcze jeden.

– Darek, my chyba do siebie nie pasujemy – wydusiłam wreszcie z siebie.

– Cieszę się, że to mówisz – odpowiedział z wyraźną ulgą.

Nasze rozstanie było równie kulturalne i nijakie, jak nasze wspólne życie. Wróciłam do mojej kawalerki. Znowu jadłam w łóżku, zostawiałam skarpetki na podłodze. Piłam kawę rozpuszczalną, ale mogłam znowu być sobą. Na jakiś czas przestałam szukać „swojego Wojtka”.

Kamil pojawił się w moim życiu bardzo znienacka. Zderzyliśmy się ze sobą na ścieżce rowerowej. Ja wyszłam z tego z potłuczonym łokciem i kolanem, Kamil z rozbitym nosem. Długa dyskusja, kto zawinił, zaprowadziła nas do kawiarni, gdzie dalej próbowaliśmy rozstrzygnąć spór. Gdy mieliśmy dość kawy, zamówiliśmy drinki (żadne z nas nie planowało już podróży rowerem tego dnia, oboje mieliśmy dość). Po trzeciej kolejce ustaliliśmy, że już do niczego nie dojdziemy. Umówiliśmy się na drugą rundę następnego dnia.

Trzecia runda odbyła się w moim mieszkaniu. Ugotowałam kolację. Piliśmy wino, rozmawialiśmy. Kamil włączył muzykę. Tańczyliśmy przytuleni.

– Mam sobie pójść czy może jednak zostać? – zapytał szeptem.

– Zostać…

Został na trzy lata. Jemu nie przeszkadzało, że nie mam jacuzzi ani ekspresu. Ale to nie była idylla. Byliśmy jak włoskie małżeństwo. Kłóciliśmy się i godziliśmy. Czasem latały talerze. Kamil „odchodził” kilka razy. Wracał rano, a ja nie pytałam, gdzie spał. Miałam swoją godność. Te kłótnie zawsze były o duperele. Jedno nie powiedziało drugiemu, że później wróci, albo że ma inne plany na weekend.

Od słowa do słowa i wybuchała awantura. Każde z nas było uparte i przekonane o własnej racji. Żadne nie umiało ustąpić. Czasem się zastanawiałam, czy my się nie kłócimy celowo, bo godzenie wychodziło nam koncertowo.

Każdy seks po awanturze był gorący jak ten pierwszy. Potem było kilka dni kolejnego „miesiąca miodowego”. Aż w końcu znowu jedno podpadło czymś drugiemu. Życie na emocjonalnym rollercoasterze zaczęło mnie w końcu męczyć. Uznałam, że czas się ustatkować.

– Kamil. Musimy porozmawiać. O nas, o naszej wspólnej przyszłości – zagaiłam któregoś wieczora.
Kamil się zgodził.

– No to otworzę winko.

Skończyło się jak zwykle. Zamiast poważnej rozmowy wspólny gorący prysznic zakończony w łóżku. Było wspaniale, ale nie o to do końca mi chodziło. Udało się kilka dni później. To była naprawdę fajna rozmowa.
Kamil przyznał mi rację, że pora zacząć się zachowywać dojrzalej.

– Magda, wierz mi, ja naprawdę chcę być z tobą. Na poważnie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

W czasie tej rozmowy nie padły słowa małżeństwo, dzieci. Ale uważałam, że oboje się zgadzamy, że zmierzamy w tym kierunku. Przez dwa miesiące wszystko było świetnie. Drobne nieporozumienia udawało nam się wyjaśnić bez krzyków i rzucania różnymi rzeczami. Ale idylla skończyła się w sylwestra. I wiem, tym razem to ja dałam ciała.

Od rana byłam w złym nastroju. Wszystko mi przeszkadzało. Nagle uznałam, że mam dość kolejnej domówki i zaczęłam marudzić, że trzeba było jechać w góry. Kamil zbył moje narzekania milczeniem. Potem uznałam, że nie chce mi się piec ciasta, choć obiecałam.

– To ja skoczę do cukierni, jeszcze chyba jest jakaś otwarta – Kamil mimo moich nerwów ciągle zachowywał spokój.

Wrócił z sernikiem.

– Oszalałeś? Przecież wiesz, że nienawidzę sernika – wsiadłam na niego.

Tłumaczył, że nic innego już nie było, ale ja się nabzdyczyłam na dobre. Ale gdy już w taksówce czepiłam się butów, które włożył, Kamil nie wytrzymał. Zaczął krzyczeć, że ma dość, że jak nie mam ochoty się bawić, to mogłam zostać w domu. Gdy taksówkarz zatrzymał się na światłach – Kamil wysiadł. Trzasnął drzwiami i tyle go widziałam. Na imprezę, choć gospodarze byli jego znajomymi, nie dotarł. Po dwóch godzinach zaczęłam do niego dzwonić. Nie odebrał.

Spotkaliśmy się dopiero następnego dnia w domu. Wrócił około szesnastej. Nie powiedział mi, gdzie był. Nie odzywaliśmy się do siebie przez dwa dni.

– Kamil. Przepraszam. Zachowywałam się jak idiotka, nie wiem, co mi odbiło. Ale chyba jak naprawdę mamy być razem, to może pora, żeby pomogli nam specjaliści? Nie zabij mnie od razu, ale zastanów się… Może powinniśmy iść na terapię dla par?– zaproponowałam w końcu.

Kamil tylko prychnął, walnął drzwiami  i zamknął się w łazience. Do łóżka przyszedł, gdy już spałam.

– Wiesz, OK. Jak tego chcesz i uważasz, że to nasza ostatnia szansa, to się zgadzam. Chodźmy na terapię. Choć wiesz, że ja w takie rzeczy nie wierzę – rano Kamil zmienił zdanie.

Na terapię chodziliśmy przez trzy miesiące.

.Nie wiem, czy nam pomogła. Ale przynajmniej o wielu sprawach wreszcie porozmawialiśmy. Powiedzieliśmy głośno, co kogo denerwuje. Zgodziliśmy się, żeby od tej pory mówić o tym od razu, a nie dusić w sobie. Wydawało się, że teraz już będzie dobrze. Pojechaliśmy razem na fantastyczne wakacje na Islandię. Zjechaliśmy tę niezwykłą wyspę wzdłuż i wszerz. Spaliśmy pod namiotem, gotowaliśmy na gazowej kuchence. Wydawało mi się, że tak blisko nie byliśmy jeszcze nigdy.

Pół żartem, pół serio, zaczęliśmy w rozmowach napomykać o małżeństwie. Oglądaliśmy raz amerykański film. Była tam scena ślubu, na który nowożeńcy przygotowali swoje własne słowa przysięgi.

– Magda. A ty co byś mi powiedziała, gdyby tak w Polsce można było zmieniać słowa takiej przysięgi?

Przez kilka godzin bawiliśmy się w wymyślanie tych przysiąg, coraz bardziej absurdalnych. Bawiliśmy się przy tym wybornie.

Jesienią poszliśmy na ślub znajomych

– Ale zabraniam ci wkładać na siebie taką bezę – szepnął mi do ucha Kamil, gdy uśmiechnięta młoda para minęła nas w kościele.

– A ja tobie niebieski garnitur – odpowiedziałam i zaczęliśmy chichotać.

Na sylwestra pojechaliśmy na narty. Bawiliśmy się w dresach i było super.

– Ten rok będzie nasz, prawda? – usłyszałam od Kamila o północy.

Pierwsze miesiące tego roku rzeczywiście były świetne. Prawie w ogóle się nie kłóciliśmy. Przez to również nie godziliśmy, ale byłam pewna, że ten etap już mamy za sobą. Kamil dużo pracował.

– Wiesz, liczę na ten awans, to spora podwyżka, pieniądze nam się przydadzą, skoro mamy coś razem robić – tłumaczył.

Nie miałam pretensji. Cały czas uważałam, że lada chwila Kamil mi się oświadczy. Zaczniemy szykować wesele, szukać nowego mieszkania, w którym będzie miejsce dla dzieci. Miesiąc temu pojechałam na kilkudniowe szkolenie do Wrocławia. W ciągu dnia nie miałam czasu, ale wieczorem próbowałam się dodzwonić do Kamila. Nie odbierał. Pewnie pracuje – myślałam.

Jak tylko otworzyłam drzwi, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Na wieszaku nie było żadnej kurtki Kamila. A pod nim – jego butów. Poszłam prosto do sypialni. W szafie wisiały tylko moje bluzki i sukienki.
Na stole w kuchni leżała kartka: „Nie mogę cię okłamywać. Poznałem kogoś. Planujemy ślub. Bardzo przepraszam”.

Po prawie trzech latach Kamil rozstał się ze mną w czterech zdaniach nabazgranych na odwrocie rachunku za prąd. Przez moment wydało mi się to nawet zabawne. Zaczęłam się śmiać. Po chwili jednak śmiech przeszedł w płacz. Siedziałam na podłodze z godzinę. Nie miałam siły do żadnego działania.
Przez tydzień snułam się jak zombie. I zastanawiałam, co i kiedy źle zrobiłam. Nic nie powiedziałam mamie. Nie wiedziałam jak. W niedzielę wykręciłam się od rodzinnego obiadu.

– Wyjeżdżamy na weekend – skłamałam.

Siedziałam i piłam marne wino

Dookoła było pobojowisko. Kamil, wyprowadzając się, zostawił niezły bałagan. Pootwierane szafki, szuflady. Zobaczyłam kątem oka płytę. Z nagraniem taty. Kilka lat temu zgrałam film z kasety VHS na DVD. Dawno go nie oglądałam. Chyba najwyższa pora.

Słuchałam taty, a łzy ciekły mi po policzkach. „Bądź szczęśliwa, córeczko” – powiedział i uśmiechnął się.

– Postaram się, tato. Może nie dziś i nie jutro, ale obiecuję, że będę szczęśliwa – powiedziałam do czarnego już ekranu. I zabrałam się do robienia porządków. Znalazłam ubrania, książki, kosmetyki. Wyniosłam na śmietnik. Mam nadzieję, że za chwilę będę gotowa na nowy etap. Dosyć już tego!

Czytaj także:
„Mam syna z żoną, a córkę z kochanką. Żona nie ma pojęcia, że od 3 lat prowadzę podwójne życie”
„Mąż zostawił moją siostrę dla młodej kochanki, wyczyścił ich konto i ukradł oszczędności. Teraz skruszony chce wrócić”
„Moja ukochana straciła życie w wypadku. Los odebrał mi jedyną kobietę, którą kochałem. Nie mam po co żyć”

Redakcja poleca

REKLAMA