„20 lat temu porzuciłam swojego syna, owoc przelotnego romansu. Zamarłam, gdy córka przyprowadziła go do domu”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Yulia-Images
„Nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Uświadomiłam sobie, że dwójka moich dzieci właśnie została parą. I niemal od razu w głowie pojawiła mi się przerażająca myśl — jak daleko zaszła ich znajomość?”.
/ 27.10.2023 19:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Yulia-Images

Chociaż minęło ponad 20 lat, to wciąż nie mogę zapomnieć o tamtych wakacjach. To właśnie wtedy przeżyłam namiętny romans, który miał swoje konsekwencje.

To miała być zabawa

Marek był kelnerem w knajpie, w której dorabiałam podczas lata. Szybko wpadliśmy sobie w oko i jeszcze szybciej wylądowaliśmy w łóżku. Było pięknie i namiętnie. Ale niestety też z określonym skutkiem. Gdy skończyło się lato i odeszłam z knajpy, to okazało się, że jestem w ciąży. Marek już tam nie pracował, a ja nawet nie miałam do niego żadnego kontaktu. Doskonale wiedziałam, że nie poradzę sobie sama z dzieckiem. Z drugiej strony miałam świadomość, że aborcja nie wchodzi w grę.

Zdecydowałam się na adopcję ze wskazaniem. Znajomi mojej dalekiej ciotki nie mogli mieć własnych dzieci, więc zdecydowali się na przygarnięcie mojego syna. W ten sposób zapewniłam dziecku dobrą przyszłość. Od czasu do czasu dostawałam zdjęcia Jaśka i informacje o jego rozwoju i życiu. Stąd wiedziałam, że wszystko z nim w porządku.

Sama w tym czasie skończyłam studia, wyszłam za mąż i urodziłam córkę. I chociaż nigdy nie przypuszczałam, że tak się stanie, to jednak przeszłość wróciła do mnie w najmniej spodziewanych okolicznościach.

Tego ranka przyglądałam się swojej córce, która ze słuchawkami na uszach przygotowywała sobie śniadanie. Była taka podobna do Tomka — ten sam nos, takie samo wysokie czoło i ta sama burza loków. Po mnie miała niebieskie oczy i charakterystyczne dołeczki w policzkach.

— Udała nam się córa, prawda? — zapytał mnie mąż, patrząc na mnie znad kubka z kawą.

— Bardzo — odpowiedziałam z uśmiechem.

To był jeden z ostatnich dni Kasi w domu. Od października rozpoczynała wymarzone studia medyczne w innym mieście, co wiązało się z przeprowadzką i pożegnaniem.

— Przecież było wiadomo, że wyleci z gniazda — powiedział Tomek.

Spojrzałam na niego i kolejny raz uświadomiłam sobie, jak dobrze mnie zna. Tak, było mi smutno, że córka wylatuje spod naszych skrzydeł. Ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że nie mogę jej ograniczać. Zawsze byłam rozsądną matką, która wspiera swoje dziecko i pod żadnym pozorem nie tłamsi jego marzeń.

— Wiem, wiem — westchnęłam cicho. — Ale to nie oznacza, że nie będę tęsknić — dodałam.

I w tej samej chwili w mojej głowie pojawiła się myśl, co w tej chwili robi Jasiek. Mój syn miał obecnie 21 lat. Nie wiedziałam, co się z nim dzieje. „Mam nadzieję, że jest szczęśliwy” — pomyślałam jeszcze i zabrałam się za sprzątanie kuchni.

Córka się zakochała

Pierwsze miesiące po wyjeździe Kasi były bardzo ciężkie. Bardzo tęskniłam za córką, która nie przyjeżdżała do domu rodzinnego tak często, jakbym sobie życzyła. Tomek tłumaczył, że studia na medycynie to ogromne wyzwanie, które wymaga od naszej córki dużego samozaparcia i zaangażowania. Doskonale to rozumiałam. Ale przecież matka ma prawo tęsknić, prawda?

Wreszcie nastała przerwa świąteczna i Kasia w końcu przyjechała do domu na dłużej. To był wspaniały czas — pełen ciepła, śmiechów i wspólnych wycieczek. To właśnie na jednej z nich moja córka poinformowała mnie, że chyba się zakochała.

— To wspaniale, kochanie — mocno ją przytuliłam. „Moja mała dziewczynka wkracza w dorosłe życie” — pomyślałam.

Sama nie wiedziałam, co czuję. Z jednej strony cieszyłam się, ale z drugiej wiedziałam, że nasza relacja ulegnie zmianie.

— Nie martw się mamo, nadal będziesz najwspanialszą mamą na świecie — Kasia się uśmiechnęła, a w jej oczach pojawił się wesoły chochlik. Roześmiałam się i dałam jej lekkiego kuksańca.

Pomimo dużego natłoku zadań Kasia starała się być z nami w stałym kontakcie. To podczas rozmów telefonicznych dowiadywałam się coraz więcej o chłopaku naszej córki. Miał na imię Jasiek, był studentem drugiego roku medycyny, a jego marzeniem było pomaganie ludzi.

— To tak samo jak ty — roześmiałam się, gdy Kasia powiedziała, że jej chłopak chce zostać lekarzem pomagającym ludziom w różnych zakątkach świata.

— Dobraliśmy się jak dwie połówki pomarańczy — ekscytowało się moje dziecko.

— Mam wrażenie, że znam go od zawsze.

Cieszyłam się razem z nią. Wprawdzie zdawałam sobie sprawę, że pierwsze młodzieńcze miłości mogą być nietrwałe, ale Kasia wydawała się mocno zakochana i zaangażowana w ten związek. I z tego co mówiła, to Jasiek także traktował ją poważnie.

— A kiedy przedstawisz nam swojego chłopaka? — zapytałam po kilku minutach.

Razem z Tomkiem ciągle słyszeliśmy o cudownym chłopaku naszej córki, a nawet nie wiedzieliśmy, jak on wygląda. Nic dziwnego, że byliśmy ciekawi.

— Myślę, że już niedługo — odpowiedziała Kasia. — Za kilka tygodni rozpoczynają się ferie zimowe i wtedy na pewno przyjedziemy razem — dodała.

Już nie mogłam się doczekać. Gdybym tylko mogła przewidzieć przyszłe wydarzenia, to na pewno nie byłabym tak uradowana na ich wizytę.

Nogi się pode mną ugięły

Tydzień przed przyjazdem Kasi i Jaśka wysprzątałam cały dom. Nakupowałam jedzenia i przygotowałam dania, które tak bardzo lubiła Kasia.

— Myślisz, że Jankowi też to posmakuje? — zapytałam Tomka stojąc nad wielkim garem z gołąbkami.

— Oczywiście, że tak — Tomek się roześmiał i cmoknął mnie w policzek. — Nie znam nikogo, komu nie smakowałyby twoje gołąbki. Są przepyszne.

Wiedziałam, że żartuje i próbuje rozluźnić atmosferę. Ale nic nie mógł poradzić na to, że po prostu się denerwowałam. W końcu nie codziennie poznaje się młodego mężczyznę, z którym dziecko chce spędzić swoje przyszłe lata.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Tomek pojechał po dzieci na dworzec, a ja dopinałam wszystko na ostatni guzik. Ale kiedy z kuchni usłyszałam ich głos, to od razu pobiegłam się przywitać.

— Mamo, to jest właśnie mój Jasiek. Poznajcie się — usłyszałam głos córki, która wskazywała na chłopaka stojącego obok niej.

Stał obrócony bokiem, więc nie od razu mogłam mu się przyjrzeć. A kiedy wreszcie na niego spojrzałam, to zamarłam. Miałam wrażenie, że moje serce przestało bić. Miałam przed sobą Jaśka — swojego syna, którego 20 lat temu oddałam do adopcji. O pomyłce nie mogło być mowy. Wprawdzie ostatnie jego zdjęcie widziałam gdy był w liceum, to jednak nie zmienił się zbyt wiele. Te same jasne włosy, ta sama muskularna sylwetka i ta sama uśmiechnięta twarz. I do tego niebieskie oczy i dołeczki w policzkach, które miałam zarówno ja, jak i moja córka.

— Wyglądacie niemal jak rodzeństwo — powiedział mój mąż z rozbawieniem. — Nic dziwnego, że pasujecie do siebie — dodał.

Potem jak gdyby nigdy nic zaczął z nimi rozmawiać i żartować. A ja nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Uświadomiłam sobie, że dwójka moich dzieci właśnie została parą. I niemal od razu w głowie pojawiła mi się przerażająca myśl. „Jak daleko zaszła ich znajomość?” — pomyślałam.

— Źle się czujesz kochanie? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha — zapytał mnie mój mąż.

I tak naprawdę niewiele się pomylił. Jak doszło do tego, że przy takiej ilości ludzi, drogi Kasi i Jaśka się zetknęły? Nigdy w życiu nie pomyślałam, że coś takiego jest możliwe.

— To nic takiego. Po prostu rozbolała mnie głowa — powiedziałam ze spokojem, chociaż utrzymanie nerwów na wodzy sporo mnie kosztowało.

Musiałam coś z tym zrobić

Kolejne dni były bardzo ciężkie. Przez cały czas biłam się z myślami, co mam zrobić. I najważniejsze — czy mam powiedzieć wszystkim prawdę? Tomek nie wiedział, że w przeszłości oddałam dziecko do adopcji, więc nie miałam pojęcia, jak zareaguje na takie rewelacje. Czy kiedykolwiek mi wybaczy? Tego nie wiedziałam.

Pewne było to, że musiałam przerwać ten związek za wszelką cenę. Jednym z pomysłów było skłócenie młodych i doprowadzenie ich do rozstania. Ale nie miałam pewności, czy to przyniesie oczekiwane rezultaty. W najgorszym razie ryzykowałam, że Kasia mnie znienawidzi, a i tak nie zrezygnuje ze związku z Jaśkiem. A przecież on nie mógł trwać, bo Kasia i Jasiek to przyrodnie rodzeństwo.

Jeszcze przed powrotem Kasi na studia postanowiłam porozmawiać z rodziną. Jasiek wyjechał już wcześniej, bo jeszcze miał w planach odwiedzenie rodziców.

— Musimy porozmawiać i to nie będzie łatwa rozmowa — powiedziałam przy obiedzie. Tomek przestał nakładać sałatkę, a Kasia spojrzała na mnie z niepokojem.

— Jesteś chora? — zapytał mnie mój mąż. „Może tak byłoby lepiej” — pomyślałam.

— Nie, nie jestem chora — odpowiedziałam. — Ale nie spodoba się wam to, co powiem.

A potem wszystko im powiedziałam — o wakacyjnym romansie, o ciąży, o oddaniu dziecka do adopcji i o sprawdzaniu, czy wszystko z nim w porządku.

— To dziecko to Jasiek — powiedziałam cicho.

I wtedy zapadła taka cisza, jakiej w naszym domu jeszcze nie było. I jeżeli spodziewałam się krzyków i płaczu, to tego się nie doczekałam. Ale było jeszcze gorzej. Tomek i Kasia patrzyli na mnie w dziwny sposób. Tak, to chyba było obrzydzenie. A potem oboje wstali od stołu i wyszli z jadalni.

Nie próbowałam ich przepraszać i tłumaczyć tego, co zrobiłam. Nie miało to sensu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że postąpiłam źle. I nie chodziło tu o adopcję, ale o to, że przez tyle lat milczałam. Zwłaszcza Tomek mógł czuć się oszukany. I miał do tego pełne prawo. Jednak mimo to czułam ulgę. Wreszcie pozbyłam się ciężaru. I bez względu na wszystko, byłam gotowa na poniesienie konsekwencji.

Tomek mi wybaczył. Po kilku dniach powiedział, że w jakimś sensie mnie rozumie i że nie ma prawa mnie oceniać. I chociaż nasze relacje trochę się zmieniły, to wierzę, że wszystko uda nam się naprawić. A Kasia? Na pewno ma złamane serce. Postanowiła, że zerwie z Jaśkiem nie mówiąc mu o powodach tej decyzji. Nie chciała ranić go jeszcze bardziej. Skoro jego rodzice nie powiedzieli mu, że jest adoptowany, to ona nie chciała i nie mogła tego burzyć. Zresztą żadne z nas nie chciało. Postanowiliśmy przenieść się na drugi koniec Polski, a nasza córka zmieniła uczelnię. Chyba wszyscy mamy nadzieję, że mimo wszystko nasze życie będzie jeszcze szczęśliwe.

Czytaj także:
„Zlitowałam się nad pobitym mężczyzną. Było mi go żal, dopóki nie odkryłam, że on wcale nie chciał ratunku”
„Przez nieodpowiedzialną matkę jadłam w dzieciństwie chleb ze śmietnika. A teraz muszę ją utrzymywać, choć nie chcę”
„W życiowej kumulacji nieszczęść byłam złotą medalistką. W jednym momencie straciłam mamę, męża i pracę”

Redakcja poleca

REKLAMA