„Myślałem, że zakochać się można tylko od pierwszego wejrzenia. Byłem ślepy. Przez 15 lat miałem pod nosem kobietę idealną”

Mężczyzna, który czekał 15 lat fot. Adobe Stock, luckybusiness
„Miałem numer telefonu Anety i nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zadzwonić. Ale złapałem się na tym, że myślę o Anecie. I że chciałbym ją zobaczyć. Nie potrafiłem zapomnieć o jej radosnych oczach i zniewalającym uśmiechu. 15 lat to szmat czasu, ale w końcu byłem gotowy”.
/ 17.02.2022 07:48
Mężczyzna, który czekał 15 lat fot. Adobe Stock, luckybusiness

Anetę znam od prawie 15 lat. Jest przyjaciółką żony mojego kumpla. Widywaliśmy się u nich każdego roku na co najmniej kilku imprezach. Adam i Baśka są bardzo towarzyscy. Organizują przyjęcia z każdej okazji, jaka im wpadnie do głowy.

Kiedy poznałem Anetę, byłem świeżym rozwodnikiem, natomiast Adam – wprost przeciwnie – właśnie oświadczył się Baśce. I zorganizował z tego powodu wielkie przyjęcie. Pierwszy raz spotkaliśmy się w kuchni Adama.

– Hej, ty chyba jesteś kolegą pana domu. Wiesz może, gdzie trzyma kieliszki? – zapytała i przedstawiła się: – Aneta, ze strony kandydatki na pannę młodą. W zasadzie może nawet kandydatka na świadkową, jeśli oni naprawdę to zrobią.

Od razu ją polubiłem. Wiedziałem, dlaczego trochę żartuje z tych zaręczyn. Adam i Baśka znali się zaledwie od kilku tygodni. Pomysł z zaręczynami i ślubem najwyraźniej wydawał się żartem nie tylko znajomym Adama, ale i Baśki.

Wszyscy się myliliśmy. Anetę kolejny raz spotkałem na ich ślubie. Oboje byliśmy świadkami. Przez całe wesele ja dbałem, żeby goście mieli co pić, a Aneta – żeby mieli pełne talerze. Nawet nie mieliśmy czasu pogadać.

– Szanowni państwo, zapraszamy wszystkich na parkiet. To już ostatni taniec! – zawołał wodzirej, a ja uznałem, że najwyższa pora, żeby świadkowie razem zatańczyli.

Wypatrzyłem Anetę w rogu sali, akurat cierpliwie słuchała pijackich wynurzeń jakiegoś wuja.

– Jak świadek nie zatańczy ze świadkową na weselu chociaż raz, to małżeństwo nie przetrwa – wyrecytowałem i wziąłem Anetę za rękę. – To stare kaszubskie przysłowie – dodałem i zaciągnąłem ją na parkiet.

Porzucony wuj miał niezadowoloną minę, a Aneta zaśmiewała się głośno.

– Niezły z ciebie wariat – szepnęła, kiedy zaczęliśmy wirować.

Przy niej najnudniejsza impreza staje się świetna

Od tamtej pory na każdej imprezie było tak samo. Zawsze szybko się znajdowaliśmy. Nawet jak ja albo ona przyszliśmy z kimś innym. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy, piliśmy i tańczyliśmy. A potem mówiliśmy: „to cześć” i tak do następnego razu.

Miałem numer telefonu Anety, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby do niej zadzwonić. Nie myślałem o niej, nie tęskniłem, ale kiedy ją znowu widziałem, od razu do niej lgnąłem.

Ostatni dłuższy związek zakończyłem dwa lata temu. A raczej to Kamila go zakończyła. Była młodsza ode mnie o osiem lat, a jej nowy wybranek od niej – o pięć. I miał o wiele więcej włosów ode mnie i o wiele mniej centymetrów w pasie. Nie miałem szans. Poprzednie lato spędziłem w domu. Z powodu pandemii i depresji po odejściu Kamili. Nie miałem ochoty nigdzie się ruszać.

– Bartek, tym razem nic z tego, nie spędzisz całych wakacji w mieście – oświadczył mi w czerwcu Adam. – W lipcu jedziesz z nami na Mazury. Wynajęliśmy z Baśką wielki dom nad jeziorem. Będzie wesoło, zobaczysz.

Nie miałem własnych planów, więc się zgodziłem. Przyjechałem wieczorem. W ogrodzie płonęło ognisko. Większość gości znałem dobrze. Odruchowo zacząłem szukać Anety. Ale nigdzie jej nie zauważyłem. Z góry założyłem, że też tu będzie, i poczułem się rozczarowany.

– No i jak zawsze musisz mi powiedzieć, gdzie są kieliszki – Aneta przyjechała dwa dni później i znowu spotkaliśmy się w kuchni.

– No, jak zawsze beze mnie nici z wineczka – nagle poczułem, że to jednak będzie fajny urlop.

Pierwszego wieczora gadaliśmy przy ognisku aż do świtu. Jak przy każdym spotkaniu – mówiłem jej takie rzeczy, z których nigdy się nikomu nie zwierzałem. Tylko do tej pory pomiędzy naszymi spotkaniami mijało kilka miesięcy, a tym razem zobaczyliśmy się ponownie już następnego dnia.

– Za to ja wiem, gdzie jest kawa – powitała mnie rano w kuchni Aneta. –  I że nie ma mleka.

Pojechaliśmy do sklepu. Przez kilka kolejnych dni wszystko robiliśmy razem. Kajaki, rowery, spacery. Świetnie się bawiliśmy. Pod koniec mojego pobytu na Mazurach zjawił się nowy gość.

Krzysiek, kuzyn Baśki. Jak się okazało – wielbiciel disco polo. Pół wieczora katował nas swoimi ulubionymi kawałkami.

– Sorry, stary. Ale on się po prostu wprosił. Baśka nie umiała odmówić – tłumaczył mi się Adam.

Krzyśkowi najwyraźniej nie przeszkadzało, że nikt oprócz niego nie bawi się zbyt dobrze. Ledwie trzymał się na nogach, a jednak postanowił, że czas zatańczyć. Z głośnika leciało jakieś ckliwe tango przytulango. Krzysiek na partnerkę upatrzył sobie Anetę. Posłała mi błagalne spojrzenie. Nie mogłem jej zostawić w łapach tego troglodyty.

– Przepraszam, ale to jest nasza piosenka, więc muszę zatańczyć z moją narzeczoną – oświadczyłem i przyciągnąłem Anetę do siebie.

Adam o mało nie zadławił się ze śmiechu. Dopiero kiedy zacząłem z Anetą kolebać się w rytm melodii, wsłuchałem się w słowa. W refrenie było coś o kumplach z wojska i że żadna kobieta nie zrozumie cię, tak jak oni.

– Serio, nasza piosenka? – Aneta, jak Adam, krztusiła się ze śmiechu. – Romantyk z ciebie. 

– Halo. Może wolisz tańczyć z kuzynkiem Krzysiem?

– Nie no, skąd. Przecież uwielbiam naszą piosenkę – Aneta przytuliła głowę do mojego ramienia, a mnie przemknęło przez myśl, że w sumie ten okropny kawałek mógłby trwać w nieskończoność.

Bo najlepiej nam się gada w waszej kuchni…

Tydzień minął szybko, musiałem wracać do pracy. Obudziłem się rano, we własnym łóżku. I złapałem się na tym, że myślę o Anecie. I że chciałbym ją zobaczyć. I to szybciej niż na kolejnej imprezie.

Przez ponad tydzień zastanawiałem się, czy powinienem do niej zadzwonić. A jak mnie wyśmieje? Co ona sobie pomyśli, jak nagle po 15 latach znajomości zaproszę ją na kolację? Raczej uzna, że zwariowałem. Pomyślałem, że zapytam o radę Adama. W końcu zna Anetę lepiej, może mi coś doradzi.

– Teraz się pytasz? – Adam zareagował dziwnie. – Naprawdę? Przecież Baśka próbuje was wyswatać, odkąd się poznaliście. Przez tyle lat po każdej imprezie mówiła mi: „Widziałeś ich? No teraz to już musi zaskoczyć”. Ja też uważałem, że do siebie pasujecie. I inni. Tylko najwyraźniej nie wy. I teraz cię naszło? No, bracie, w sumie najwyższa pora. Ale nie pytaj mnie, jak Aneta zareaguje. Poznałem trzech jej facetów, i każdy, choć w inny sposób, nijak do niej nie pasował. Nie rozumiem tej dziewczyny ni w ząb.

Tak więc Adam nijak mi, niestety, nie pomógł. A ja nie mogłem się zdecydować, co robić. I pewnie myślałbym nad tym do dziś, na szczęście Aneta zadzwoniła i wzięła naszą przyszłość w swoje ręce.

– Cześć. Wiesz, we wrześniu są urodziny Baśki, więc w sumie mogłam poczekać, ale… ale właściwie czemu? 

Umówiliśmy się na kolację. Choć zawsze tak nam się świetnie rozmawiało, tym razem szło jak po grudzie. Może dlatego, że po raz pierwszy byliśmy tylko we dwoje? Zamówiliśmy deser. Grzebaliśmy łyżeczkami w tiramisu, udając, że to jest najważniejsze zajęcie na świecie. Wiedziałem, że jak zaraz nie powiem czegoś mądrego, to ta nasza pierwsza randka będzie ostatnią.

– Wiem, dlaczego rozmowa nam się nie klei. Bo ja nie mam pojęcia, gdzie oni trzymają kieliszki – to był jedyny żart, jaki mi przyszedł do głowy.

Nie najwyższych lotów, ale wystarczył. Aneta zaczęła się śmiać.

– Chodźmy stąd. Mam pomysł.

Zamówiła taksówkę i podała adres Adama i Baśki. Zdziwiłem się, ale nie protestowałem.

– Hej, fajnie was… – powitał nas zdziwiony Adam, ale Aneta nie dała mu dokończyć zdania.
Odsunęła go na bok i zaprowadziła mnie do kuchni.

– Nie przeszkadzajcie sobie, za jakiś czas sobie pójdziemy, ale musimy pogadać – zawołała do gospodarzy i kopniakiem zamknęła drzwi od kuchni. Niewiele myśląc, sięgnąłem do szafki po wino i kieliszki…

Kiedy na paluszkach opuszczaliśmy mieszkanie Adama i Baśki, gospodarze już spali. Obiecałem sobie, że zadzwonię z samego rana i spróbuję się wytłumaczyć. Odprowadziłem Anetę do domu. I po 15 latach znajomości po raz pierwszy ją pocałowałem.

– Trochę to trwało, ale warto było zaczekać – szepnąłem.

– Wejdziesz? – zapytała.

Choć technicznie była to nasza pierwsza randka uznałem, że chyba powinienem. Rano zadzwoniłem do Adama.

– Sorry za najście. Ale okazało się, że najswobodniej w swoim towarzystwie czujemy się w waszej kuchni. Znaczy, czuliśmy się do wczoraj. W nocy okazało się, że w Anety sypialni też nie jest źle. I… dzięki, stary.

Czytaj także:
„Poświęciłam tej firmie 20 lat, masę energii i nadgodzin, a szef nadal nie chce mi płacić więcej niż 2 tysiące na rękę”
„Sąsiadka dyrygowała swoimi córkami jak lalkami w teatrzyku kukiełek. Za moją też się chciała wziąć, ale nie pozwoliłam”
„Szef zatrudnił niedouczonego siostrzeńca żony. Może w domu miał spokój, ale zakład szedł na dno”

Redakcja poleca

REKLAMA