„15 lat temu moja uczennica poszła ze mną na wojnę i przegrała. Teraz postanowiła się zemścić, ale ze mną się nie zadziera”

nauczycielka, która wspomina byłą uczennicę fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Ten głos, zamaszyste ruchy, coś w grymasie wymalowanych trochę za mocno ust… Gdy odsunęła opadający kosmyk włosów za ucho i zobaczyłam małe znamię na policzku, olśniło mnie. Rany boskie, ale trzeba mieć pecha! Dostałam się w łapy dziewuchy, przez którą mało nie wylądowałam z piętnaście lat temu w szpitalu na nerwy”.
/ 29.01.2023 17:15
nauczycielka, która wspomina byłą uczennicę fot. Adobe Stock, Monkey Business

To jakaś klątwa: gdy potrzebuję skorzystać z usług fryzjera, terminy są pozajmowane na miesiąc z góry… Nagle wszyscy muszą robić coś z włosami?!

– Chyba nie pojadę na to spotkanie absolwentów – pożaliłam się Mietkowi. – Wyglądam jak czupiradło!

– Już nie przesadzaj, Janka – fuknął.

– To koleżeńska impreza, nie musisz gwiazdorzyć. Poza tym… – przyjrzał mi się znad gazety. – Jak to mówią, i w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu.

Rzuciłam w niego ścierką i, oczywiście, trafiłam w doniczkę z paprotką. Jak pech, to pech.

– Chodziło mi o to, że wszyscy i tak będą starzy – zaczął głupio się tłumaczyć. – Nikt nie będzie zwracał uwagi na czyjś wygląd, raczej będziecie liczyć poległych, nie?

Ten to potrafi natchnąć optymizmem… Czasem się zastanawiam, co ja w tym chłopie widziałam?

Zaraz, zaraz... Czy ja ją skądś znam?

Miałam mu to nawet powiedzieć, ale wpadła sąsiadka pożyczyć cukru. Nasypałam do szklanki, podaję i własnym oczom nie wierzę: nowa fryzura, i to naprawdę świetna! Od razu zapytałam, jak się jej udało do Magdy dostać, a ona na to z tajemniczym uśmieszkiem:

– To nie Magda, pani Janeczko. Znajoma otworzyła salon na Piłsudskiego. Świetna dziewczyna tam strzyże, pokazuje się tylko fotografię i robi wszystko identyko!

Może by mnie pani wkręciła? – zapytałam z nadzieją. – Mam spotkanie absolwentów, a sama pani widzi…

Dwa dni później maszerowałam dziarskim krokiem do nowego zakładu ze zdjęciem wyciętym z gazety w torebce.

– Zapraszam na fotel, Basia zaraz przyjdzie – obiecała kierowniczka, odrywając się od klientki, której nakładała farbę. – Wyszła tylko zadzwonić do męża.

Siedziałam i zastanawiałam się, jak to jest, że człowiek zawsze postrzega się gorzej w cudzym lustrze niż własnym? Cudów, wiadomo, nie ma, w mojej łazience też widzę, że grawitacja chwyciła mnie za twarz, ale żeby takie wory pod oczami? I ten podbródek, który kończy się tuż nad dekoltem bluzki?! Dobrze, że ta cała Basia wróciła, zanim popadłam w psychiczną rozsypkę.

Pokazałam jej zdjęcie, zapytałam, czy jest w stanie osiągnąć podobny efekt. Przyjrzała mi się z każdej strony, dotknęła włosów i stwierdziła, że powinno się udać.

– Tylko chciałabym zostawić odrobinkę dłuższe – zaznaczyłam. – Żeby nie było widać uszu.

– Proszę oddać się w moje ręce – zapewniła. – Będzie pani zadowolona.

Ten afektowany głos kogoś mi przypominał… Obserwowałam fryzjerkę w lustrze i zastanawiałam się, czy mogę ją znać? Może to jakaś dawna uczennica? Nazwisko obce, ale pewnie ma teraz po mężu, więc tym tropem daleko nie zajdę. Imię też nigdzie mnie nie doprowadzi – Barbar na Śląsku jak psów. Mogłam w sumie zapytać, ale czy wypada? Większość moich wychowanków nawet w dorosłym wieku tytułuje mnie „panią profesor”, tu nic takiego nie miało miejsca.

Poszła ze mną na wojnę i przegrała

Nie rozpoznać by mnie raczej nie mogła – dojrzałe osoby zmieniają się dużo wolniej niż nastolatki. Chyba że celowo udaje obcą, pomyślałam i przyjrzałam się fryzjerce z większą uwagą. Młodzież mnie uwielbiała, ale w każdym koszu znajdzie się zgniłe jajo i mnie też zdarzało się na takie trafiać w ciągu lat pracy.

Coraz mocniej upewniałam się, że ta kobieta nie jest mi obca: ten głos, zamaszyste ruchy, coś w grymasie wymalowanych trochę za mocno ust… A potem, gdy odsunęła opadający kosmyk włosów za ucho i zobaczyłam małe znamię na policzku, olśniło mnie. Rany boskie, ale trzeba mieć pecha! Dostałam się w łapy dziewuchy, przez którą mało nie wylądowałam z piętnaście lat temu w szpitalu na nerwy! To była ona, Baśka W. z pierwszej humanistycznej, bez żadnych wątpliwości.

Bezczelna gówniara, która prosto w oczy, przy całej klasie śmiała powiedzieć, że matematyka nie będzie jej w życiu potrzebna, bo zamierza zostać dziennikarką. A nawet „gwiazdą dziennikarstwa”! Tak jakby człowiek, obojętnie jakiej profesji, mógł po prostu żyć poza nawiasem królowej nauk…

Podstawy musi znać każdy, a ja jestem tutaj po to, by tego dopilnować – powiedziałam wtedy, a ona wzruszyła ramionami, uśmiechając się bezczelnie.

Cóż, poszła na wojnę i przegrała – tak się zdarza, gdy ktoś przecenia swoje siły. Ale ile nerwów straciłam, to moje. Odpuścić przecież nie mogłam, chodziło o autorytet;  tego tylko brakowało, żeby uczniowie mieli decydować, które przedmioty w liceum są ważne, a które nie!

Tak się zatopiłam we wspomnieniach, że przestałam obserwować, co się dzieje z moimi włosami i dopiero głos kierowniczki wyrwał mnie ze stuporu.

– Pięknie, Basiu – stała obok fryzjerki i patrzyła na moje odbicie w lustrze. – No naprawdę, odmłodziłaś panią o dobre dziesięć lat!

– Prosiłam przecież, by zostawić trochę dłuższe przy uszach – nie mogłam uwierzyć, że fryzjerka zlekceważyła moje wskazówki. – Zawsze je zakrywam, bo są odstające.

– Nic nie słyszałam, musiała pani tylko pomyśleć – moja dawna uczennica wzruszyła ramionami. – Jest dokładnie jak na zdjęciu, które pani przyniosła jako wzór – pokazała swojej szefowej kawałek gazety.

Już ja jej zrobię reklamę na mieście...

Nasze spojrzenia spotkały się w lustrze i znów było jak kiedyś… Tylko teraz byłam za stara na zmagania. I nie u siebie. Ale czy to znaczy, że powinnam pozwolić, by mnie lekceważono?

– Z całą pewnością mówiłam o tych uszach! – stwierdziłam. – Pani też nie słyszała? – zwróciłam się do klientki na fotelu obok.

– Nie, rozmawiałyśmy – spojrzała na kierowniczkę salonu. – Ale wygląda pani dobrze, a strzyżenie w ogóle pierwsza klasa. Z takich piórek zmajstrować całkiem zgrabną fryzurkę!

„Piórek”?! Co za brak podstawowej kultury, zaraz mi tu zmarszczki zaczną liczyć! Wściekła, zapłaciłam za usługę.

– Zapraszamy ponownie – Barbara stała z bezczelnym uśmieszkiem oparta o fotel.

– Gwiazda dziennikarstwa! – prychnęłam, wychodząc.

Już ja jej zrobię reklamę w miasteczku, spokojna głowa.

Czytaj także:
„Uczennica oskarżyła mojego męża o molestowanie, bo odrzucił jej zaloty. Smarkula w zemście zrobiła nam z życia piekło”
„Byłam licealną królową, która gnębiła koleżankę. Po latach moja ofiara postanowiła się zemścić: odebrała mi męża”
„Prowadzę z żoną sklep spożywczy. Gdy w okolicy pojawiła się konkurencja, postanowiłem się jej pozbyć i zacząłem wojnę…”

Redakcja poleca

REKLAMA