„2 tygodnie przed ślubem przyłapałam narzeczonego, jak migdali się z kochanką. To była przestroga, a prawdziwa miłość czekała za rogiem”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Goffkein
„Przez chwilę czułam się tak, jakby wróciły stare dobre czasy, gdy oboje byliśmy wolni, pełni marzeń i ideałów. Co zrobiło z nami życie...? Tego dnia Paweł został u mnie na noc. Rano miał kaca, chociaż… nie piliśmy alkoholu. Ja też nie czułam się najlepiej, znów dręczyło mnie sumienie. Bo chociaż ja teoretycznie mogłam sobie pozwolić na chwile zapomnienia, to on przecież nie był sam...”.
/ 28.10.2022 09:15
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Goffkein

Znałam Pawła od lat. Kiedyś, w zamierzchłych czasach, przez chwilę byliśmy razem, zbyt krótko to jednak trwało, żebyśmy uznali tych kilka tygodni za partnerski związek. Poznaliśmy się przez wspólnych znajomych. On był wtedy sam, ja lizałam jeszcze rany po rozstaniu z mężczyzną. Paweł pocieszał mnie, chociaż wcale nie w typowy dla facetów sposób. Po prostu byliśmy dla siebie przyjaciółmi. Jeździliśmy razem po nadodrzańskich skarpach rowerami, chodziliśmy na wystawy i do kina. I tyle.

Lubiliśmy spędzać ze sobą czas

Nie było jakiegoś wielkiego napięcia seksualnego między nami, a wiadomo, że to ono właśnie komplikuje damsko-męskie przyjaźnie. Wierzyłam, że nasza właśnie taka będzie – pozbawiona erotyzmu, za to obfitująca we wzajemną lojalność i dużą sympatię. Bo Paweł rozumiał mnie jak mało kto. Może dlatego, że byliśmy tak do siebie podobni – oboje introwertycy, nieco nadwrażliwi, nieprzepadający za imprezami i głośnym towarzystwem. Dużo czytaliśmy, a potem dzieliliśmy się wrażeniami podczas pieszych wędrówek po górach.

Jedna z nich zakończyła się… wspólną nocą. To było chyba zmęczenie i długa samotność, bo każde z nas od roku nie miało partnera. Rano byliśmy nieco skrępowani, lecz jakoś szybko doszliśmy do wniosku, że nie ma się czym przejmować – szkoda tracić tak piękną przyjaźń dla niepewnej miłości. Jednak mimo słownych zapewnień spędziliśmy ze sobą jeszcze kilka, kilkanaście nocy.

Nie, nie było nam w łóżku źle, ale chyba nie było też jakoś nadzwyczajnie dobrze. Być może za dużo o sobie wiedzieliśmy, w tym także to, jacy mają być nasi życiowi partnerzy. Paweł marzył o silnej, dominującej kobiecie, która wprowadzi ład i porządek w jego nieuporządkowanym, chaotycznym świecie, pełnym marzeń i pasji, dalekim od realizmu. Ja zaś chciałam mieć przy sobie odpowiedzialnego gościa. A tego o moim ulubionym, ale jednak bujającym w chmurach przyjacielu nie można było powiedzieć.

Na pewien czas się rozstaliśmy, a gdy ponownie doszło do spotkania, nasza relacja stała się na powrót czysto przyjacielska. Przez lata nie wracaliśmy do tamtych chwil. Oboje jakbyśmy o nich zapomnieli albo może… wymazali z pamięci.

Ja spotkałam w końcu kogoś, kogo pokochałam i z kim planowałam pobyt na ziemskim padole aż po kres moich dni. Paweł wybierał i przebierał, no i w końcu wpadł – dziewczyna, z którą spędził zaledwie kilka nocy, zaszła w ciążę.

Przestałam szukać tego jedynego

Współczułam mu. Nie widziałam po nim, żeby był zakochany. I go podziwiałam, bo tak bardzo chciał być uczciwy i odpowiedzialny. Sugerowałam, że może się w niej naprawdę zakocha, jak ją już lepiej pozna. Nie zaprzeczał, co uznałam za dobrą monetę.

A potem przez jakiś czas się nie widzieliśmy. Pochłonęły mnie przygotowania do ślubu, obrona pracy magisterskiej, szukanie lepszej, już pełnoetatowej posady. Dzwoniliśmy do siebie, pisaliśmy maile, jednak na bezpośrednie spotkania jakoś brakowało czasu. Przekazywaliśmy sobie tylko najważniejsze informacje, bo o uczuciach, emocjach, rozterkach nie potrafiliśmy rozmawiać przez telefon ani wirtualnie.

Ja w efekcie nie wyszłam za mąż. Dwa tygodnie przed planowanym ślubem przyłapałam narzeczonego in flagranti z inną dziewczyną. Tłumaczył się trochę głupio, że to była tylko chwila zapomnienia, że tak naprawdę kocha tylko mnie i chce się ze mną ożenić. Ale ja już nie chciałam, nie mogłam. Wiedziałam, że już nie potrafię mu zaufać.

Odchorowałam ten niedoszły ślub. A kiedy wróciłam do równowagi, uświadomiłam sobie, że chociaż ból nadal we mnie tkwi, to jednak chyba nie kochałam Leszka. Tymczasem Paweł doczekał się córki. Przysłał mi zdjęcie. Sądziłam, że pogodził się z sytuacją i jest szczęśliwy. Nie chciałam się z nim zobaczyć. Za dużo było jeszcze we mnie żalu i frustracji. Nie byłabym odpowiednim towarzyszem do miłych rozmów o rodzinnym szczęściu i cieple.

Spotykałam się z różnymi facetami, z niektórymi szłam do łóżka. Z cichej, spokojnej dziewczyny przeobraziłam się w kobietę, dla której dzień bez imprezy był dniem straconym. Tylko czasami – zwykle w samotne niedzielne wieczory – tęskniłam do dawnego życia. Ale cóż, nauczyłam się, że trzeba mieć twarde pośladki, żeby przeżyć. Prawdziwa miłość zdarza się tylko w książkach.
Jakiś rok się z Pawłem nie widziałam. Znienacka wpadliśmy na siebie w księgarni. Nie wyglądał dobrze. Schudł, oczy miał podkrążone.

– Coś się stało? – spytałam ze strachem.

Odparł, że nie, a właściwie, że tak. Że nie umie pokochać kobiety, z którą jest; matki swojego dziecka. Owszem, szanuje ją, może nawet darzy sympatią, tylko żadnego porozumienia między nimi nie ma.

Różnią się niczym dzień i noc

Ona lubi seriale, on ambitne kino. Ona gustuje w taniej muzyce rozrywkowej, on zwariowałby bez jazzu. Ona lubi plotki z przyjaciółkami, które siedzą u nich do późnego wieczora; on wolałby spędzić wieczór w nieco mniejszym gronie i niekoniecznie rozmawiając o tipsach, solariach i ciuchach z centrum handlowego. Poszliśmy na kawę. Próbowałam wyciągnąć z niego choć jedną dobrą cechę kobiety, z którą mieszka. Długo myślał, nim rzucił:

– Dobrze gotuje.

No tak, pokiwałam głową. To zaleta, choć nie dla Pawła. Do jedzenia przywiązywał taką wagę jak pracoholik do urlopu.

– A dziecko? – spytałam z nadzieją.

– Mała jest słodka, chociaż dosyć absorbująca – odparł. – I wiesz – dodał, zniżając głos do szeptu – ja chyba po prostu nie umiem jej kochać. Nie wiem, może to przyjdzie z czasem, ale teraz więcej we mnie odpowiedzialności za to dziecko niż miłości...

Wiedziałam, że Paweł ma serce. Wiedziałam też, że może być trudno kochać nieplanowane dziecko z kobietą, której się nie darzy najmniejszym uczuciem...

– Widzisz – zwierzał się dalej – ja nawet nie jestem w stanie się jej oświadczyć.

– I co ona na to? – spytałam.

– Naciska. Nie sądzę, żeby mnie kochała, zależy jej po prostu na bezpieczeństwie...

Zaproponowałam spotkanie z Iloną. Jednak on zaprotestował, bo podobno ona jest patologicznie zazdrosna. Niedawno wparowała z dzieckiem do firmy, w której pracuje Paweł, i bez ogródek zwymyślała jego koleżankę siedzącą przy biurku obok, że ta „podrywa cudzego faceta”, czyli niby jego.

– A miała podstawy? – zapytałam.

– Żadnych. Głupi może jestem, bo nie sypiam z nią, ale i jej nie zdradzam.

– Nie głupi, ale uczciwy – zaprzeczyłam. – A… myślałeś o tym, żeby się rozstać?

– Myślałem. Ale mała ma dopiero rok.

– Uważam, że lepiej rozstać się niż żyć w takim chorym układzie bez miłości. Chyba, że w dalszym ciągu masz nadzieję na poprawę…? – tu zawiesiłam głos.

– Nie ma szans. Najmniejszych. Nie kocham jej. Ona mnie w ogóle nie pociąga.

– To co zrobisz? – zmartwiłam się. – Przecież tak żyć nie możesz. Zamęczysz się.

– Nie mam pojęcia – westchnął Paweł.

– Chodźmy stąd. Przejdźmy się trochę.

Spacerowaliśmy wałami nad Odrą

Przez chwilę czułam się tak, jakby wróciły stare dobre czasy, gdy oboje byliśmy wolni, pełni marzeń i ideałów. Co zrobiło z nami życie...? Tego dnia Paweł został u mnie na noc. Rano miał kaca, chociaż… nie piliśmy alkoholu. Ja też nie czułam się najlepiej, znów dręczyło mnie sumienie. Bo chociaż ja teoretycznie mogłam sobie pozwolić na chwile zapomnienia, to on przecież nie był sam...

I ja też powinnam była o tym pamiętać. Następnego wieczoru przyszedł do mnie.

– Zdecydowałem się – powiedział. – Odchodzę. To nie ma sensu.

Pokiwałam głową.

– Mam nadzieję, że to nie skutek wczorajszej nocy. To powinna być przemyślana decyzja, a nie pod wpływem...

– Jest przemyślana. Wczorajsza noc z tobą tylko mnie w tym upewniła.

Chciało mi się krzyczeć z radości! Bo ubiegłej nocy odkryłam, kto jest spełnieniem moich marzeń o mężczyźnie. Ten człowiek, którego znałam tak dobrze, a o którym tyle lat nie myślałam w kategoriach miłości! Bo nie jest prawdą, że w przyjacielu nie można się zakochać! Można, jeśli odkryje się w nim mężczyznę. Nie wiem, czemu musiało minąć tyle lat, zanim to zrozumiałam.

Czytaj także:
„20 lat służyłem pomocną ręką pewnej staruszce i los mi to wynagrodził. Kobieta obdarowała mnie czymś, o czym nawet nie śniłem”
„Harowałam jak wół, by uwieść szefa, lecz on zawsze wycofywał się rakiem. W końcu znalazłam sposób, by zrobić z niego kochanka”
„Była żona mojego faceta, wciąż pociąga za sznurki i steruje nim jak marionetką. Nie chcę rozstawać się z Markiem, ale dłużej tak być nie może"

Redakcja poleca

REKLAMA