„10 miesięcy po śmierci męża związałam się z jego przyjacielem. Teściowa wpadła w szał i zwyzywała mnie od najgorszych”

Kobieta opłakująca śmierć męża fot. Adobe Stock
Czy każdy ma prawo do szczęścia? Teraz już wiem, tak. Po śmierci męża byłam w żałobie, dopiero Jacek przywrócił mnie do życia.
/ 22.03.2021 13:16
Kobieta opłakująca śmierć męża fot. Adobe Stock

Moje życie z Tomkiem było… normalne. Tak, to chyba idealne słowo. Czasem się kłóciliśmy, czasem miewaliśmy momenty pełne czułości, ale w głównej mierze przeważała codzienność. Nie byliśmy ani bogaci, ani biedni; ani sfrustrowani, ani nad wyraz szczęśliwi. Ale chyba dobrze nam w tej naszej normalności było. Po drodze napotykaliśmy przeszkody, miewaliśmy kryzysy, ale jakoś udawało nam się je zawsze pokonać i żyliśmy dalej razem.

Doczekaliśmy się córeczki. I wydawałoby się, że tak będziemy w tej naszej codzienności trwać i trwać. Aż do śmierci. I trwaliśmy. Ale nikt nie przewidział, że ta śmierć nastąpi tak szybko… Tomek miał dopiero 35 lat, ja 33, nasza córeczka siedem. Planowaliśmy tego dnia pojechać na zakupy – chcieliśmy zrobić remont i mieliśmy wybrać farby, kafelki. Nie pojechaliśmy.

To był ukryty tętniak

Mąż w pracy źle się poczuł, rozbolała go głowa, stracił przytomność. Karetka zjawiła się dość szybko, ale nie zdołali go uratować. Miał tętniaka, o którym nie wiedzieliśmy. Pękł, nie było szans… Załamałam się. Mój świat rozsypał się jak domek z kart.

Musiałam jednak się pozbierać, jakoś sobie radzić. Majka potrzebowała mojej pomocy, bardzo przeżyła odejście taty. Otoczyłam ją opieką, starałam się zastąpić ojca. Mogłam też liczyć na pomoc bliskich. Rodzice Tomka mieszkali wprawdzie daleko, ale moi przyjeżdżali niemal codziennie. Poza tym często wpadała moja siostra albo Jacek, nasz przyjaciel.

Z Jackiem znaliśmy się od dawna. Właściwie on z moim mężem od zawsze. Razem chodzili do podstawówki i technikum, potem razem wyjechali na studia i dzielili pokój w akademiku. Wtedy właśnie ich poznałam. Wiedziałam, że jemu również nie było łatwo. Stracił najlepszego przyjaciela, część siebie, jak mówił. Myślę, że właśnie dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Inni nie rozumieli, co czujemy. Albo próbowali nas pocieszyć, mówiąc, że przecież ból minie, że się ułoży; albo w ogóle unikali tematu i udawali, że nic się nie stało.

Byli też tacy – jak moja mama – którzy rozpaczali i ciągle żałowali, okazując swoje współczucie. Żadna z tych reakcji nie była odpowiednia. Wszystkie mnie na swój sposób drażniły, chociaż wiedziałam, że nikt nie miał złych intencji. Jacek również czuł pustkę i ból, jak ja. Też nie potrzebował słów, wystarczyło nam razem posiedzieć, pomilczeć. W zasadzie nigdy nie rozmawialiśmy o Tomku, o jego śmierci, o naszym bólu.

Jacek pomagał mi też w typowo męskich sprawach – wymieniał żarówki, załatwiał przegląd samochodu, bawił się z Majką. Życie przecież toczyło się dalej, a my musieliśmy nauczyć się go od nowa. Z każdym dniem czułam, że jest mi coraz bliższy. Właściwie jego obecność stawała się dla mnie codziennością, normalnością. Jakoś tak rutyną się stało, że każdego dnia wpada po pracy, je z nami obiad, potem siedzimy przy kawie, pomaga Majce w lekcjach albo się z nią bawi. Gdy zdarzało się, że coś mu wypadało, czułam się nieswojo. Przyzwyczaiłam się do niego.

Zaczęliśmy się do siebie zbliżać

W moje urodziny, dziesięć miesięcy po śmierci Tomka, Jacek wpadł z bukietem kwiatów i butelką wina.
– Przepraszam, że tak późno, ale musiałem coś załatwić na mieście – tłumaczył się. Rzeczywiście, kończyłyśmy już jeść kolację. Majka następnego dnia jechała na wycieczkę szkolną, więc od razu szła się kąpać i spać. Pozmywałam, nalałam nam wina i poszłam do Jacka. Oglądał jakiś film. Usiadłam obok. Rozmawialiśmy, piliśmy wino.

Po którymś z kolei kieliszku wspomnieliśmy Tomka. Zaczęliśmy przypominać sobie anegdoty, śmieszne sytuacje, jakie razem przeżyliśmy. Po raz pierwszy o nim rozmawialiśmy i robiliśmy to tak swobodnie.
– Cholernie mi go brakuje – powiedział w pewnym momencie Jacek.
– Wiem, mnie też – dodałam i poczułam, że do oczu napływają mi łzy.

Jacek przytulił mnie i zaczął pocieszać. Poczułam się dziwnie. Dziwnie, ale… przyjemnie. Już dawno nikt mnie nie przytulał, tym bardziej mężczyzna. Alkohol chyba uderzał mi do głowy, bo błogo wtuliłam się w jego szyję, wdychając przyjemny zapach skóry. Po chwili poczułam, że Jacek delikatnie gładzi mnie po plecach, aż w końcu odsunął się ode mnie na kilka centymetrów, spojrzał mi w oczy i pocałował. Zdałam sobie sprawę, że chyba na to czekałam. Było mi przyjemnie. Jego usta były miękkie, ciepłe, delikatne…

Całowaliśmy się tak dłuższą chwilę, aż nagle odsunęłam się od niego gwałtownie. Chyba wystraszyłam się tego, co robimy.
– Przepraszam. Nie gniewaj się… Sam nie wiem, tak jakoś wyszło… – Jacek zmieszał się i nie wiedział, co powiedzieć. Też byłam zdezorientowana. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, potem Jacek zaczął się szybko zbierać. Położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Alkohol i emocje szumiały mi w głowie. Podobał mi się ten pocałunek. I w sumie żałowałam, że go przerwałam. Chciałam znów poczuć jego usta na swoich… Z tą myślą zasnęłam.

Następne dni były nerwowe. Najpierw Jacek przez cały weekend milczał, potem napisał, że padło mu auto i nie może przyjść. Byłam zła, smutna, rozczarowana. W jednej chwili miałam ochotę go zabić; w innej wyrzucałam sobie, że zaczęłam patrzeć na niego jak na kogoś więcej niż przyjaciela; jeszcze w innej tęskniłam…

W końcu jednak zjawił się w moich drzwiach późno wieczorem i powiedział:
– Auto wcale mi nie nawaliło, po prostu nie wiem, jak się zachować, co mam zrobić…
Chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwał.
– Jeśli teraz tego nie zrobię, to chyba już nigdy. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Zawsze byłaś dla mnie po prostu Pauliną. Dziewczyną, a potem żoną mojego kumpla. Nigdy nawet nie spojrzałem na ciebie w inny sposób. Jakiś czas temu to się zmieniło. Zacząłem patrzeć na ciebie jak na kobietę, którą chce się zdobyć. Zauważyłem, że masz śliczny uśmiech i piękne włosy. Nie mogłem przestać cię obserwować, kiedy krzątałaś się, sprzątając po posiłkach. Było mi dobrze tutaj, z wami. Nie chciałem wracać do siebie i ledwie zamykałem za sobą drzwi, już odliczałem godziny do kolejnego spotkania. Paula, ja… Nie wiem, jak to nazwać. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Stałaś się bardzo bliska. Tak inaczej bliska, nie jak koleżanka, nie jak żona kumpla…

Słuchając go czułam, jak ciepło rozlewa się po moim ciele. Znów mogłam być szczęśliwa. Jacek też stał się dla mnie ważny. Też tęskniłam za nim, ledwie zamykał za sobą drzwi mojego domu. Nawet nie wiem, kiedy stał się mi najbliższą, poza córką, osobą. Wpuściłam go do środka. Tamtego wieczoru długo rozmawialiśmy. Nie chcieliśmy zranić siebie, mojej córki, najbliższych. Baliśmy się, że to, co nas łączy, to po prostu wspólna tragedia i nic więcej. W końcu w takich granicznych sytuacjach ludzie zbliżają się do siebie.

Teściowa nie chciała mojego szczęścia

Ustaliliśmy, że musimy dać sobie trochę czasu. Przemyśleć, ochłonąć, zobaczyć, czy naprawdę nie możemy bez siebie żyć.
– Dajmy sobie dwa, trzy tygodnie. Przekonamy się, co się stanie. Nie odzywaj się w tym czasie do mnie, nie dzwoń, nie przyjeżdżaj… – mówiłam, chociaż już czułam, że będzie mi ciężko. Kolejne dni upływały mi bardzo wolno. Brakowało mi Jacka, jego obecności, pomocy. Starałam się nie myśleć o nim, zająć zwykłymi sprawami, dowiedzieć się, czy naprawdę go potrzebuję. Czułam, że z każdym dniem jest mi coraz trudniej być samej. Majka też ciągle pytała o wujka. Miałam ochotę do niego zadzwonić i powiedzieć, żeby przyjechał, bo jestem pewna, że nie jest tylko kolegą, że jest kimś więcej… Postanowiłam jednak odczekać jeszcze tydzień.

I wtedy dostałam list od mojej teściowej. Zdziwiłam się, nigdy do mnie nie pisała. Były przecież telefony, dzwoniła co kilka dni, rozmawiała z wnuczką. Wprawdzie od prawie dwóch tygodni milczała, ale byłam pewna, że to z braku czasu. Co miała znaczyć koperta w mojej skrzynce? Tego nie wiedziałam, ale chyba nawet przez myśl mi nie przeszło, co w niej znajdę…

Matka mojego męża, babcia mojego dziecka, kobieta, którą szanowałam i kochałam (wydawało mi się, że z wzajemnością), wylała na mnie wiadro pomyj! Zwyzywała mnie od najgorszych, nawymyślała. Ktoś życzliwie jej doniósł, że moje kontakty z Jackiem „zdecydowanie odbiegają od koleżeńskich”. Grzmiała, że jeszcze łóżko po Tomku nie wystygło, a ja już sprowadziłam sobie kochanka. Sugerowała nawet, że pewnie mieliśmy romans już wcześniej, a śmierć męża tylko ułatwiła mi sprawę. „A może mój biedny Tomeczek o wszystkim się dowiedział i to z żalu pękł mu ten guz?”…

Czytałam ten list, przełykając płynące łzy. Jak ona mogła być tak niesprawiedliwa! Jak mogła tak w ogóle pomyśleć? Jak mogła mnie tak ocenić? Dlaczego mnie tak raniła? Przecież ja też kochałam jej syna, też nie mogłam sobie poradzić z jego odejściem!

Całe szczęście, że Majka nocowała akurat u koleżanki. Płakałam i wyłam z bólu, bezsilności. Nie wiedziałam co zrobić, jak zareagować. Co najgorsze – zaczęłam się obwiniać i przyznawać teściowej rację. Może rzeczywiście nie powinnam być z Jackiem blisko? Takie związki zawsze będą innych kłuły w oczy. Dopóki żył Tomek, spotykaliśmy się w trójkę. Wszystko wyglądało inaczej, byliśmy przyjaciółmi. Teraz zostaliśmy tylko my dwoje i coś, co zaczynało się między nami rodzić. Przepłakałam niemal całą noc.

Nad ranem napisałam lakonicznego esemesa do Jacka, że ta przerwa dobrze mi zrobiła i wolę, aby zostało tak jak jest teraz. Życzyłam mu szczęścia i powodzenia. Nacisnęłam „wyślij” i znów zaczęłam płakać. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, jak bardzo Jacek jest dla mnie ważny! Jak za nim tęsknię… „Szkoda, że tak zdecydowałaś. Ja czuję inaczej, ale nieważne, muszę się z tym jakoś uporać. Paula, ja jestem, i będę gdybyś tylko mnie potrzebowała” – odczytałam po chwili i poczułam, ze serce ściska mi ogromny ból. Postanowiłam być jednak twarda.

Odrzuciłam go. Niepotrzebnie...

Po kilku dniach pojechałyśmy z Majką do moich rodziców. Mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Najpierw próbowałam kręcić, ale w końcu wydusiła ze mnie prawdę.
– Dziecko kochane! Nikt nie ma prawa odbierać ci szansy na nowe życie! Tomek był twoim mężem, ale jego już nie ma, a ty jesteś i musisz sobie wszystko jakoś poukładać. Przecież nie będziesz cały czas płakać i pogrążać się w rozpaczy! Masz prawo do życia, do szczęścia…

Mama długo tłumaczyła mi swoje racje. Przekonywała, że nawet jeśli okaże się, że z Jackiem nam nie wyjdzie, to nie powinnam zupełnie go od siebie odsuwać. W końcu od wielu lat byliśmy przyjaciółmi. Namieszała mi w głowie, jednak nie zrobiłam nic.

Zbliżała się pierwsza rocznica śmierci Tomka. Zaprosiłam najbliższych na mszę świętą, potem mieliśmy iść razem na cmentarz i na kolację do mnie. Już w kościele zobaczyłam Jacka. Poczułam nieodparte pragnienie, by mnie przytulił. Tak zwyczajnie, po przyjacielsku, bo było mi strasznie smutno… Z jego spojrzenia wyczytałam, że on także tego potrzebował.

Na cmentarzu podszedł do nas.
– Wujek! Przyjdziesz do nas na kolację, prawda? Czemu tak dawno cię nie było? Wujku, pokażę ci, jak mi świetnie poszło na ostatnim sprawdzianie z matmy – Majka mówiła bez przerwy. Widać stęskniła się za towarzystwem Jacka i próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. Zdezorientowany Jacek spojrzał na mnie, ale zanim zdążyłam zareagować, usłyszałam głos mamy: – Oczywiście Majeczko, że wujek przyjdzie. Wszyscy idziemy przecież na tę kolację, dlaczego wujek miałby nie iść?

Byłam mamie bardzo wdzięczna za te słowa. Bałam się przy teściowej zaprosić Jacka, a bardzo chciałam, by przyszedł. Kolacja upłynęła w dość drętwej atmosferze. Teściowa znała się z Jackiem od lat, zawsze myślałam, że traktowała go jak drugiego syna, ale chyba się myliłam. Teraz ewidentnie pałała złością i wrogimi uczuciami zarówno w stosunku do niego, jak i do mnie.

Dlatego też chyba oboje z teściem szybko zaczęli się zbierać do domu, tłumacząc się daleką drogą. Kiedy ich odprowadzałam, teść przytulił mnie i powiedział: – Mamie przejdzie, daj jej trochę czasu. Jacek to swój chłopak, na pewno nie chce skrzywdzić ani ciebie, ani Majki. Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Podziękowałam i wróciłam do gości.

Reszta towarzystwa też zaczęła się nagle zbierać. Łącznie z Jackiem.
– Wujek, miałeś iść ze mną zobaczyć matematykę… – zaczęła marudzić Majka.
– Kochanie, wujek jest pewnie zmęczony… – zaczęłam, ale mi przerwał: – Chętnie zobaczę. Jacek z Majką zniknęli w jej pokoju, większość osób już poszła, a mama pomogła mi posprzątać i też się zebrali. Zrobiłam herbatę i poszłam do pokoju córki.
– Kochanie, pora się wykąpać i iść spać.
– Mamusiu, ale ja jeszcze chciałam tyle rzeczy powiedzieć wujkowi!
Powiesz jutro, albo pojutrze. Może wujek będzie mógł wpaść… – spojrzałam na Jacka niepewnie. Był zdziwiony, ale powiedział, że chętnie przyjedzie.

Jeszcze bardziej zdziwił się, kiedy zaproponowałam mu herbatę. Usiedliśmy na tarasie i przez dłuższą chwilę milczeliśmy.
– Mała bardzo się za tobą stęskniła – zaczęłam w końcu.
– Ja za nią też. Zresztą, nie tylko za nią… – powiedział. Nie wiedziałam, co zrobić. Miałam ochotę przytulić Jacka i powiedzieć, że strasznie mi go brakowało. Z drugiej strony czułam się, jakbym naprawdę zdradzała męża i to z jego najlepszym przyjacielem!

Jacek chyba czytał w moich myślach.
– Paula, nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać. Ale chcę byś wiedziała, że jesteś mi naprawdę bliska. Zależy mi na tobie, na Majce… Pewnie gdyby był Tomek, nadal wszystko byłoby jak dawniej. Ale jego już nie ma … Jestem pewien, że chciałby naszego szczęścia. Długo rozmawialiśmy, nie przekraczając jednak żadnej granicy. Na pożegnanie Jacek dał mi buziaka w policzek i mnie przytulił. Umówiliśmy się, że wpadnie któregoś wieczoru. I wpadł, a potem jeszcze raz i jeszcze. I znów stawało się to codziennością. On stał się naszą codziennością.

Przestaliśmy się bronić przez uczuciem, które się narodziło między nami i zwracać uwagę na głupie komentarze ludzi. Nie było łatwo i początkowo spotykaliśmy się z wieloma przykrymi słowami. Byliśmy jednak silni. Wiedziałam, że Tomek cieszy się, patrząc na nas z góry. Mieliśmy też wsparcie w mojej rodzinie i najbliższych znajomych. Z czasem nawet teściowa zaakceptowała nasz związek.

Kilka dni temu była czwarta rocznica śmierci Tomka. Poszliśmy we trójkę na cmentarz. Usiadłam na ławce i bezgłośnie rozmawiałam z moim mężem: – Cześć, Tomeczku. Mam nadzieję, że u ciebie okej. Pewnie już wiesz, jakie spotkało nas szczęście. Mam nadzieję, że wstawisz się za nami tam na górze i wszystko będzie dobrze. Majka nie może się doczekać swojej małej siostrzyczki. Wierzę, że nas wspierasz, dziękuję. Zawsze będę cię kochać.

Więcej prawdziwych historii:
„Mój syn popełnił samobójstwo rękami własnego ojca. Każdego dnia boję się, że stracę też męża…”
„Po śmierci żony wydało się, że miała romans. Jej kochanek nie wie, że ona nie żyje. Niech myśli, że puściła go kantem”
„Mój kochanek ma kochankę. To dziwne, wiem, ale i od męża, i od niego wymagam wierności”

Redakcja poleca

REKLAMA