Ireneusz Krosny - mim, rozśmiesza bez słów, ale jest gadułą

Ireneusz Krosny - mim, rozśmiesza bez słów, ale jest gadułą fot. fot. Andrzej Świetlik/Kolaż Polki.pl
Wywiad z Ireneuszem Krosnym, artystą, który rozśmiesza bez słów.
Milena Oszczepalińska / 20.04.2015 06:32
Ireneusz Krosny - mim, rozśmiesza bez słów, ale jest gadułą fot. fot. Andrzej Świetlik/Kolaż Polki.pl

Już 27 kwietnia w Teatrze Capitol premiera jego najnowszego spektaklu „Mowa ciała”.

Przeczytałam, że siła Pana spektakli pochodzi z dwóch źródeł: kreatywności i oryginalnego poczucia humoru. Czy te cechy się zawsze równoważą, czy tez dowolnie nimi Pan balansuje, bo uzyskać określony efekt?

- Myślę, że to jest jednak troszkę inaczej. Oczywiście kreatywność i poczucie humoru są niezbędne, zwłaszcza, gdy ma się zamiar pokazywać własną twórczość, ale dla efektu końcowego, niezwykle ważną kwestią jest pewna strategia humoru, według której układa się całe przedstawienie. Chodzi o to, że są scenki, które nadają się na początek spektaklu, kiedy widownia dopiero zajęła miejsca i są takie, które są lepsze na finał. Zamienienie ich miejscami mogłoby zniszczyć przedstawienie. Najważniejsze jest więc ułożenie całej struktury spektaklu w odpowiedniej chronologii, tak by prowadzić widzów, przez cały spektakl.

A co w przypadku kiedy nie jest to przedstawienie „one man show”, tylko np. kabareton, w którym każdy artysta czy grupa prezentuje inny styl, inne poczucie humoru- czy wtedy podsłuchuje Pan za kulisami co prezentują artyści przed panem i na szybko modyfikuje swój występ?

- Czasem i tak się zdarza. Ale częściej jest tak, że wiem kto gra przede mną i mniej więcej wyobrażam sobie atmosferę jaka będzie panowała na widowni, gdy przyjdzie moja kolej. Z drugiej strony trzeba tak, czy inaczej dobrze rozplanować ten czas, który ma się do dyspozycji. Tak dobrać sceny, żeby najpierw publiczność przestawiła się nieco na inny rodzaj percepcji , a jak już się przestawi – pociągnąć ją mocniej tak, by udało się zakończyć w atmosferze ogólnej wesołości.

Zobacz też:


Dzięki temu że pantomima jest sztuką uniwersalna, występuje Pan na całym świecie. Kogo jest najtrudniej rozśmieszyć? Jak nasza nacja się prezentuje na tle innych?

- Polacy prezentują się na szczęście dobrze. Natomiast Belgowie, czy Holendrzy są bardziej oporni. Ale myślę, że nie w nacji jest największy problem, a raczej w pewnych grupach społecznych. Najtrudniejszą widownią, przed którą wystąpiłem byli więźniowie. Zagrałem kiedyś na własną prośbę, za darmo, dwa spektakle – jeden dla najlżejszego oddziału, a drugi dla wielokrotnych recydywistów. O ile pierwszy okazał się właściwie normalnym spektaklem, to drugi rozkręcał się długo. Widziałem, że początkowo po prostu postanowili się nie śmiać! Przez pewien czas im się to udawało, ale w końcu wszystko się rozkręciło.

A co Pana śmieszy?

- Oj, dużo rzeczy! Ale na pewno lubię humor abstrakcyjny w stylu Monty Pythona. Bawi mnie ten poziom absurdu, mimo że czasem jest jak dla mnie za bardzo krwisty. Z naszego polskiego podwórka lubię Andrzeja Poniedzielskiego i grupę MoCarta. Ogólnie - wolę humor bez przekleństw, bez alkoholu i bez seksu. Uważam, że bez tego też można rozbawić publiczność do łez.

Pana najnowsze show to ”Mowa ciała”. Zdarza się Panu obserwować ludzi w miejscach publicznych i odczytywać ich mowę ciała?

- Bywa, że siedząc w restauracji, oczekując na zamówienie w ramach treningu obserwuję ludzi dookoła i na podstawie ich gestów, mimiki zastanawiam się o czym rozmawiają, jakie mają relacje między sobą, ale są to raczej sporadyczne sytuacje. Ciekawsze i bardziej inspirujące są codzienne kontakty z otoczeniem.

Zobacz też:

Na scenie komunikuje się Pan właśnie mową ciała, a prywatnie – jest Pan gadułą?

- Raczej tak , zwłaszcza w gronie bliskich znajomych. Udzielam się, rozmawiam, śmieję, ogólnie - bardzo aktywnie. Scena to wejście w inny świat, inny język. Tam nie mam pokus odzywania się. Nawet kiedy coś improwizuję zawsze jest to wyłącznie w języku pantomimy.

Jak – słowami – zaprosiłby Pan widzów do pójścia na spektakl?

- Po pierwsze: obiecuję, jak zawsze, dobrą zabawę. Mam takie hasło od lat „Uśmiejesz się do łez” i jak dotychczas się ono sprawdza. Po drugie: mój nowy spektakl ma w sobie jedną niezwykle ciekawą rzecz. Mianowicie - każdy z nas posługuje się mową ciała. Czy się tego chce, czy nie chce, od urodzenia do śmierci nasze ciało mówi, wyraża, opowiada o nas, o tym jacy jesteśmy i o naszym aktualnym stanie ducha. Naukowcy są zgodni, że to właśnie mowa ciała jest najważniejszą częścią komunikacji międzyludzkiej, a jest to część najbardziej nieuświadomiona. Mój najnowszy program pozwala właśnie odkryć tę mowę, którą wszyscy się posługujemy. „Mowa ciała” to opowieść o naszej własnej codziennej pozawerbalnej komunikacji w rozmowach, spotkaniach. Będę to pokazywał na własnym przykładzie. Oczywiście w sposób zabawny i z humorem. Poza tym to spektakl oryginalny. Z trzech powodów. Po raz pierwszy odzywam się ze sceny i mówię całkiem sporo, po drugie – pierwszy raz jest to spektakl z antraktem. Trzecia sprawa – to edukacja! Myślę, że 23 lata zawodowego zajmowania się mową ciała na scenach Polski i świata, jak najbardziej upoważnia mnie do zabrania głosu w tym temacie. Poza tym jak się tyle lat nic nie mówi to trochę się uzbiera. W Warszawie stanie się to w Teatrze Capitol. Aktualny repertuar można znaleźć na stronie www.krosny.pl Zapraszam.
Rozmawiała Małgorzata Matuszewska

Zobacz też: